właściwie to kobiety nie powinny studiować, bo biskup Williamson tak pisał;
Tyle że jeżeli się internalizuje na siłę, to skutkuje to jakimś obłędem. Czasami przekręceniem licznika i wypisaniem się "z tego wszystkiego". Już nie tylko z tradsizmu, ale w ogóle.
Jeszcze ad rem. W sumie to jest nawet drugorzędne, czy tej literatury "skrupułogennej" produkowano "kiedyś" (w "przedsoborze") bardzo dużo czy tylko dużo, a może po prostu - trochę (ale nie powiedziałbym, że stanowiła margines; p. Baltazar wkleił akurat materiały skierowane do dzieci i te z kolei wyglądają na dość naiwnie przesłodzone). Istotne jest to, że powstało wystarczająco dużo takich materiałów, z imprimaturami i nihil obstatami, żeby teraz różni tradsi z piwnicy mogli je znajdować i wpadać albo w skrupuły, albo w nerwice, albo - najczęściej - w swego rodzaju dysonanse poznawcze.
No i potem taki trads piwniczny wariuje, bo jak tu teraz chodzić na basen, skoro wszędzie wszystko "płciowo mieszane"; --- jak tu teraz kontynuować grę na gitarze w niewinnej kapelce rockowej, skoro "jazgot przesterowanych gitar jest wyrazem moralnego nieuporządkowania obcego tradycji łacińskiej"; --- jak tu kobitę poznać, skoro nigdzie nie ma przyzwoitek na zawołanie, ani nikt nie chce ogarnąć gościowi ślubu aranżowanego; --- jak tu na spokojnie zjeść snickersa solony karmel, skoro istnieje orzeczenie św. Officjum wyjaśniające, że jedzenie smakołyków ot, tak, dla samej przyjemności, bez godziwej intencji, jest zawsze co najmniej grzechem lekkim [autentyk];
jak tu zdobyć się na śmiałość i ochrzanić matkę, siostrę i koleżankę ze studiów, do której chce się startować, że z tymi spodniami kobiecymi to wynalazek diabelski;
I tak dalej. Człowiek myśli, że będzie fajnie, MSZA PO ŁACINIE, MAM PRAWICOWE POGLĄDY, JESTEM PRZECIW ABORCJI, MARZĘ O POWROCIE KRÓLA, a potem zaczyna czytać, czytać i otwiera się studnia bez dna. Ale owszem: zawsze można to wszystko "internalizować" i zakopywać się coraz głębiej w jakiejś prywatnej imitacji dobrego życia katolickiego AD 1830, powiedzmy. Tyle że jeżeli się internalizuje na siłę, to skutkuje to jakimś obłędem.
Także tak to wygląda. Ale chyba na całe szczęście...?
No i co z tego? No i nic. Przez wieki tańczyli szlachcice, mieszczanie, chłopi, a dziś - i to nawet do rocka, disco, dance - tańczą tradsi na weselach. Sam widziałem i chyba każdy z nas widział . Mimo tego, że nawet TERAZ spokojnie można znaleźć tradi-księży, wszelkich obediencji, którzy gromią tańce d/m. Ostatnio dołączył do nich nawet ks. Olewiński.Oraz takich, którzy twierdzą, że żadna katolicka rodzina nie powinna nawet trzymać w domu płyt z jakimkolwiek rockiem, hip-hopem itd., bo wszystko to wrzaskliwe, diabelskie nieuporządkowanie i zakała cywilizacji. No i co? No i nic, znam pełno tradsów, którzy słuchają metalu, rocka czy dark ambientu. W tym ja, ale ja poniekąd nie jestem tradsem
Osobiście nie mam nic do skromnych, kobiecych spodni, niemniej [...] także na pana miejscu nie drwiłbym z katolików
o tańcach czy paru innych kwestiach wzbudzających dziś u większości ludzi Zachodu pusty, szyderczy rechot.
Jak się czyta np. ojców pustyni, czy nawet De imitatione, to oni polecali najpierw rozwinąć w sobie "contemptus mundi", a pewnym czasie sami odrzucimy różne tam ogrody rozkoszy ziemskich, przestaną one nas pociągać.