Uważam, że kradzież jest zawsze kradzieżą i nic jej nie usprawiedliwia. Niestety we współczesnym Kościele panuje taka bolszewicka moralność, że oni mogą nie płacić bo są biedni, a ktoś te pieniądze używa do złego celu.
Dysponuje ktoś dobrem RZADKIM: wiedzą. Postanawia napisać podręcznik dotyczący swojej dziedziny wiedzy. UBYWA jego czasu, który mógłby poświęcić na cokolwiek innego - jeśli nie na jakieś inne formy zarobkowania, to np. rodzinie. Ten ktoś nie napisze tego podręcznika, jeżeli nie dostanie za włożoną pracę i czas godnego wynagrodzenia. Nie dostanie wynagrodzenia, jeśli nie sprzeda się określona liczba egzemplarzy jego dzieła.
Są różne sposoby zarobkowania. Wie pan, jeszcze w XIX wieku E.A. Poe jak się chciał utrzymywać z pisania, to był za ryzykanta uważany. Ale ale przyczyny były inne. Bo z drugiej strony kiedyś-kiedyś nie było praw autorskich, a na pewno tak restrykcyjnych - i ludzie żyli.
Bardzo piękna teoria - tyle, że nijak się ma do rzeczywistości. Widać, że nie zna Pan realiów.
Jak pisałem wcześniej: gdybym uznał, że WI jest istotnie taka, jak normalna własność, to uznałbym też(...)Bo skoro dzieło jest "autora" (jak rower), (...)
albo konieczność akceptacji również praw autorskich we wszystkich dziedzinach. Ochrony oczywiście na rozsądnym poziomie.
1. Dzieło zdigitalizowane jest, jak nazwa sama wskazuje, liczbą. To samo dotyczy informacji. Liczba nie ma właściciela. Nikt nie może decydować, co zrobię z liczbą.