Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 20, 2024, 17:12:27 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231949 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Czy Szymon Hołownia nawraca ludzi na wiarę katolicką?
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 ... 7 Drukuj
Autor Wątek: Czy Szymon Hołownia nawraca ludzi na wiarę katolicką?  (Przeczytany 39061 razy)
Hieronymus
adept
*
Wiadomości: 11

« dnia: Marca 14, 2010, 12:41:07 pm »

Na wstępie przepraszam za długość zamieszczonego postu - zależało mi jednak, aby swoje zdanie na powyższy temat podeprzeć kilkoma argumentami.

To, co tutaj napiszę kieruję przede wszystkim w stronę Ojców dominikanów, którzy udzielają się na tym forum, m.in. popierając działanie pana Hołowni. Warto także dodać, że krakowscy dominikanie (Beczka) urządzali spotkania z panem Hołownią.

O. Antonius OP pisał: […] wiem, iż ludzie, z którymi się spotyka i pracuje nawracają się, a kilku już się ochrzciło - niby jest celebrytą, nikogo na siłę nie przekonuje, a jednak to, że "coś tam ma do czynienia z religią" niektórych interesuje i pobudza. […]”

oraz „[…] (może warto przejrzeć jego książki - wiem, że do tak utwierdzonych w wierze, jak Państwo tu piszący, one nie trafią, ale do tych szukających, czy zagubionych jakoś jednak trafiają). Wzbraniałbym się przed wartościowaniem czyjegoś katolicyzmu czy jakości czyjegoś nawrócenia - to sprawa między człowiekiem a Bogiem, przynajmniej dopóki taka osoba nie opowiada o tym publicznie. Radość w Niebie jest z każdego nawrócenia: można ogniem i mieczem tam, gdzie to trafia, ale tam, gdzie to nikogo nie rusza, trzeba próbować inaczej... […]”

Ja również nie zamierzam oceniać „jakości” czyjegoś nawrócenia (pomijam tutaj kwestię tego czy np. te ochrzczone osoby przyjmują w pełni, ze wszelkimi konsekwencjami, naukę moralną Kościoła, oraz na ile ich wiara przesiąknięta jest błędami modernistycznymi czy ogólnie pojętym relatywizmem), jednakże przez przytoczone niżej materiały chciałbym wyjaśnić jedną podstawową kwestię – czy w przypadku działalności Szymona Hołowni można w ogóle mówić o nawracaniu na wiarę katolicką. O takich sprawach sądzić należy jedynie z uczynków – tak więc posłużę się fragmentami jego publikacji i wypowiedziami, które pozwolą ocenić czy głosi on wiernie naukę podaną przez Kościół katolicki, oraz czy swoimi uczynkami świadczy o Bogu, którego wyznaje, czy się go może zapiera.

Podstawowym pytaniem w całej dyskusji, wydaje mi się, jest to, czy jest rzeczą dopuszczalną zmiękczać i zubażać wiarę chrześcijańską przez zniekształcanie czy pomijanie niektórych dogmatów po to, by była ona możliwą do przyjęcia dla np. osoby niewierzącej (nie wspominając nawet o jej fałszowaniu – patrz wypowiedzi Hołowni dot. piekła)?
Kościół wielokrotnie nauczał, że nie (np. ustami papieża Leona XIII – encyklika o amerykanizmie; por. też symbol wiary „Quicumque” – „Ktokolwiek pragnie być zbawiony, przede wszystkim winien się trzymać katolickiej wiary. Jeżeli jej w całości i bez skazy nie zachowa, z pewnością na wieki zginie.”).

Jest rzeczą oczywistą, że wraz ze zmianą treści choćby jednego z dogmatów, jednej z prawd wiary, nie przekazuje się już wiary katolickiej, która ma być jedna, nieskażona błędami czy wymysłami ludzkimi. Wkładając własny rozum, swoje opinie do nauki wiary przyzwyczaja się także wiernych do subiektywnego podejścia do wielu spraw, do „swobodnego myślenia” na temat pewnych nauk Kościoła. Powiedziałbym wręcz, że doszczętnie niszczy się katolickie pojęcie wiary, która polega na uznaniu wszystkiego, co Bóg objawił i Kościół do wierzenia podaje, ze względu na powagę Boga objawiającego. Niszczy się, gdyż umysł nie przystaje do takiego znaczenia i rozumienia dogmatów i prawd wiary, jakie zawsze panowało w Kościele, lecz odrywa się od niego i znajduje upodobanie we własnych wymysłach i twierdzeniach, nieraz całkowicie sprzecznych z odwiecznym rozumieniem Kościoła. I w ten sposób postawa pokornego poddania się nauce objawionej głoszonej przez Kościół – obowiązująca każdego katolika - zamienia się w postawę pełną buntu i pychy, gdzie dokonuje się selekcji prawd, w które wierzy się mniej, w inne zaś bardziej, w jedne, tak jak naucza Kościół, w inne po swojemu. Niestety książki pana Szymona oraz jego wypowiedzi prowadzą ludzi właśnie w tym, akatolickim kierunku. Oto dowody. 

Książka Szymona Hołowni „Kościół dla średniozaawansowanych”

Na wstępie ogólna uwaga. Książki pana Hołowni mają za podstawę subiektywne podejście do wiary, wiele kwestii wyjaśnia on poprzez odwołanie się do własnego doświadczenia i rozumienia, przez co niejednokrotnie zaciemnia i fałszuje dogmaty i nauczanie Kościoła (np. dogmat piekła-patrz niżej). Poza tym swoboda z jaką traktuje on te kwestie, brak odwołań do Tradycji, tłumaczenie wielu spraw tym, „jak się coś czuje”, zbliża raczej do protestantyzmu i cechującego go subiektywizmu, „osobistego odczuwania wiary”, aniżeli do wiary katolickiej. 

Widać to bardzo jasno, gdy wspomina on o pewnym pastorze antytrynitariuszu propagującym swe herezje w zborze w Chicago (proszę także zwrócić uwagę z jaką obojętnością pan Hołownia pisze o tych herezjach…jak można określać heretyka negującego Bóstwo Chrystusowe, podstawowy dogmat wiary, słowami typu „sympatyczny kaznodzieja” itd.?).

Katolik wypowiada się tutaj tak, jakby jego wiara była jakimś subiektywnym przekonaniem, odczuciem (typowe rozumienie dla protestantów i modernistów), a nie przylgnięciem rozumu do nauki objawionej podanej przez prawdziwy Kościół Chrystusowy, o której prawdziwości świadczą bynajmniej obiektywne fakty i cuda (przecież naukowym uzasadnieniem tych rzeczy zajmuje się cała apologetyka). Apologetyka, podając w sposób logiczny i naukowy dowody prawdziwości naszej świętej wiary, obala przecież wszystkie wymysły pogańskie i heretyckie. Tu jednak spotykamy katolika, który tłumaczy swoją wiarę tak, jakby była to kwestia, która jest możliwa do „zweryfikowania” jedynie przez osobiste doświadczenie, nie zaś jak coś, czego prawdziwość można w sposób naukowy udowodnić. Jest to poniżenie wiary katolickiej i stawianie ją na tym samym poziomie co wymysłu ludzkiego i herezji. Nie dziwi to jednak skoro podstawą wiary jest uczucie, nie rozum. Takie rozumienie wiary potwierdzają własne słowa pana Hołowni z wywiadu dla „Dziennika” – „Wiara to relacja z Bogiem przeżywana w Kościele.” (źródło - http://dziennik.pl/opinie/article243633/Telewizja_musi_czemus_sluzyc.html ) :

„Pewien znany mi pastor z Kościoła Unitariańskiego w Chicago od kilku lat przekonuje swoich wiernych, że Jezus tak naprawdę nie jest Bogiem, lecz energią, a człowiek jest kanałem, w którym ta energia chce się wpuścić. Z moje skromnego doświadczenia wynika jednak że przynajmniej jeśli idzie o Pana Jezusa – sympatyczny kaznodzieja jest w błędzie. […] To rzecz jasna kwestia osobistego doświadczenia – z mojego wynika, że Jezus nie jest niesprecyzowanym obłokiem, kumulacją kosmicznej energii […] Doświadczenie podpowiada mi także […]


Należy także wziąć pod uwagę to, czy książka mająca na celu wtajemniczenie w dogmaty i instytucję Kościoła powinna składać się z anegdot o sekciarzach (w tym tak poniżających godność kapłańską, jak ta o „kobiecie-księdzu”- cytat za chwilę), czy wolnych refleksji na temat nauk takich heretyków i modernistów jak o. Hryniewicz czy o. Halik.


Tu zaś przykład do jakiego indyferentyzmu prowadzi pana Hołownię jego ekumeniczne nastawienie. Str. 135 w/w ksiązki. Rozdział poświęcony jest piekłu. Rozdział ten składa się głównie z poniższej anegdoty o anglikańskim „księdzu” pani Rose, rozważań na temat herezji o. Hryniewicza oraz anegdoty protestanckiej wykpiwającej de facto wiarę w piekło.

„[...] Moja koleżanka jest anglikańskim księdzem, pracuje na południu Wielkiej Brytanii. Podczas jednej z wizyt w jej parafii wybrałem się na coś w rodzaju przykościelnej katechizacji dla młodzieży w wieku licealnym. Herbatka, ciastka, pląsy, integracja. Pod koniec ksiądz Rose zapytała swoje duszyczki, jak wyobrażają sobie niebo? Po ich odpowiedzi byłem już spokojny o losy dialogu międzyreligijnego. Jakbym słyszał moich katolickich znajomych: niebo to landszaft, w którym na cukierkowym tle błąkają się leniwie rozanielone postacie. […] Na tym tle pójście do piekła jawi się jako smakowity kąsek – dobry horror zamiast trwajacej całą wieczność projekcji „Przeminęło z wiatrem”.
   Kilka lat temu jedna z katolickich redakcji wręczyła mi z prośbą książkę z okładką, na której krzyczał wielki biały tytuł: „Czy piekło jest puste?”. Pomyślałem sobie wtedy: a co za różnica? […]
   


Zdanie - „Piekło czeka na tych, którzy zupełnie świadomie chcą iść do piekła” (str. 136) – ma raczej niewiele wspólnego z nauką Kościoła mówiącą, że do piekła idzie każdy człowiek umierający w grzechu śmiertelnym


Jak wspomniałem, rozdział dot. piekła, kończy się takim dowcipem, który skłania raczej do wykpienia dogmatu, niż do jego przyjęcia w takiej formie, w jakiej podaje Kościół katolicki:

„W kręgach protestanckich wielką karierę robił kiedyś dowcip o pastorze, który po śmierci trafił do piekła. Oprowadzający go człowiek w nienagannym garniturze pokazuje mu salon masażu, cyrk, sieć luksusowych sklepów. Podniecony pastor wciąż jednak pyta gdzie smażą się grzesznicy, gdzie jest ten ogień piekielny, kotły i smoła?! Zniecierpliwiony gospodarz prowadzi go w końcu do malutkiego pokoiku , gdzie w kilku podgrzewanych naczyniach grillują się jacyś podekscytowani nieszczęśnicy: To katolicy – tłumaczy zawstydzony – oni nalegali…” (koniec rozdziału)


Tutaj pochwała nauk o. Hryniewicza oraz pełne pychy uwagi na temat obrazu Boga karzącego wśród chrześcijan.

str. 180 rozdział pt. „Terrorystyczno-penitencjarna koncepcja Boga”

„Na ten termin po raz pierwszy wpadłem bodaj czy nie w jednej z prac wybitnego teologa, ojca Wacława Hryniewicza. I trudno chyba o bardziej trafne określenie tego, co o swoim Bogu w głębi ducha myśli wielu chrześcijan. Na zewnątrz wszystko jest w porządku: usta mają pełne tekstów o „miłosiernej miłości”, „źródle dobra i piękna”, „dobrej Bozi”. Ale w najgłębszych zakamarkach tkwi lęk, że gdzieś ten dobry Bóg zaczai się na człowieka, że to nie żaden miłosierny ojciec, ale raczej gliniarz i prokurator. […] A dobrze jeśli się na tym kończy. Bo Bóg bywa też i regularnym terrorystą. Szantażuje głosem swoich urzędników […] Bóg, który się dąsa, obraża, mści, szantażuje, zabrania. Bóg którego ludzie pracowicie przez z góra pięć tysięcy lat tworzyli sobie na swój obraz i podobieństwo. Bóg, któremu teraz trzeba chyba szczerze współczuć, bo bywa przez swoich wyznawców skutecznie ubezwłasnowolniony. Przecież On – słysząc, jak przejęci średniowiecznymi metodami pedagogicznymi świeccy i duchowni wyznawcy dorabiają mu gębę – nie może tupnąć nogą, nie może się nawet obronić, bo to oni grają na ziemi Jego adwokatów, opowiadając o Bożych karach i Jego „świętym gniewie”, który podobno kieruje przeciwko tym czy tamtym. A cały problem w tym, że On nie chce nikogo karać. Nawet gdyby chciał – nie musi.”


Kolejny dowód potwierdzający indyferentyzm pana Hołowni. Obojętnym czy raczej aprobującym tonem wypowiada się on o świętokradzkiej Komunii św. osób żyjących w grzechu śmiertelnym.

str. 159 rozdział dotyczący "rozwodów"
„Liczba związków niesakramentalnych […] zdaniem niektórych sięga dwóch milionów. Tacy ludzie powinni pamiętać, że też mają w Kościele swoje prawa. W Niemczech na przykład takim osobom – po jakimś okresie „pokuty” – przyznaje się jednak prawo do przyjmowania Komunii św. U nas – jak na razie – pierwszym prawem „niesakramentalnych” małżeństw powinno być sprawdzenie […] czy naprawdę nie mają szans wyprostowania sytuacji przed kościelnym sądem”



Dla jeszcze jaśniejszego ukazania tego, że pan Hołownia, Pana Jezusa ma na ustach, lecz w sercu nosi świat, zacytuję kilka jego wypowiedzi z wywiadu udzielonemu znanemu wolnomyślicielowi Piotrowi Najsztubowi („Przekrój” 9.12.2008)

LINK - http://www.przekroj.pl/ludzie_rozmowy_artykul,3724.html

Ale wszedłeś, jesteś katolikiem, jesteś częścią tej armii, która nie pozwala mi bluźnić na waszego Boga.
– Ale bluźnij sobie.

(Tu moje pytanie: jak osoba wierząca i miłująca Boga może wypowiadać takie rzeczy? Niejeden poganin ma więcej szacunku dla swych bożków, niż pan Szymon dla Boga prawdziwego…)

[…]

Moja młoda wspólniczka opowiedziała mi dowcip, z którego podobno zaśmiewają się teraz inni młodzi ludzie. Co by się stało, gdyby dzisiaj do Warszawy zstąpił Jezus i zamienił wodę w Wiśle w wino?... Przeszedłby do finału „Mam talent”.
– A to ładne.

Bluźniercze?
– Nie.

A co to jest bluźnierstwo właściwie?
– Nie umiem zdefiniować bluźnierstwa, bo nie wiem, co obraża Boga. Wiem, że Bóg ma poczucie humoru, zostało to teologicznie dowiedzione.


Tutaj zaś potępia „zbrodnicze” jego zdaniem nauki Pana naszego Jezusa Chrystusa (Dz.Ap. IX, 16 „Bo mu ja ukażę, jako wiele potrzeba mu cierpieć dla imienia mego”) oraz św. Pawła (list do Żydów XII,6 „Albowiem kogo Pan miłuje, karze, a biczuje każdego syna, którego przyjmuje”):

[…] Czasem wydaje mi się, że Bóg patrzy na to wszystko z góry, widzi intencje ludzi i jest znacznie mniej w swoich sądach szybki, zwarty i gotowy do tego, żeby kogokolwiek karać czy potępiać niż wielu jego przedstawicieli na ziemi. Podoba mi się nurt w teologii, który mówi, że Bóg nie zna idei zła, że Bóg jest kompletnie bezradny, jeżeli chodzi o zło, on nie rozumie grzechu i nie jest w stanie też nikogo potępić. Te wszystkie historie, że on za dobre wynagradza, za złe karze albo że kogo Bóg miłuje, tego doświadcza – zbrodnicze moim zdaniem dla niego samego – są bardziej szkodliwe niż to, że paru nieopierzonych artystów go „używa”.


A tutaj przykład, do jakich twierdzeń prowadzi pana Hołownię jego prywatna interpretacja Pisma św. Moje pytania – u którego z Ewangelistów wyczytał on takie historie? który z Ojców tak interpretował zdradę Judaszową? jakim prawem pan Hołownia gdyba sobie na temat powodów zdrady chciwcy Judasza, pomijając całkowicie interpretację Kościoła w tej mierze?:
[…] Inna rzecz – że Chrystus pokazuje, że świata nie zbawia się przez politykę. On świadomie w nią nie wszedł, choć mógł. Wszyscy, włącznie z apostołami czekali, że stanie na czele frakcji politycznej, że w słusznym, religijno-państwowym celu, w obronie Izraela ogłosi się królem, zrobi powstanie i popędzi pogańskich Rzymian. To niewejście w politykę było też bezpośrednią przyczyną jego śmierci. Judasz nie wydał Jezusa dlatego, że miał taki kaprys, on prawdopodobnie nie chciał, żeby nauczyciel zginął, swoim donosem chciał go tylko postawić pod ścianą – przychodzi straż, Jezus wydaje komendę: do ataku! To był pomysł Judasza. Jezus miał inny pomysł.


Własna wizja nieba (właściwie ani słowa o tym, czym według Kościoła jest szczęśliwość niebieska), skomponowana razem z panem Najsztubem:

Ksiądz Tischner mówił mi, że w niebie katolicy mają swoje miejsce ogrodzone bardzo wysokim murem, żeby nie widzieli, że trafili tam, niestety, też niewierzący i żeby nie przeżywali frustracji.
– W całej idei nieba bardzo kręci mnie koncepcja zapisana w Apokalipsie pod obrazem białego kamyka – każdy w niebie dostanie biały kamyk, na którym napisane jest jego imię. To znaczy, że niebo nie jest pegeerem pobożnym, gdzie się będzie od rana do wieczora odprawiało hurtem nabożeństwa, tylko każdy będzie miał swoje indywidualne niebo. Będzie miał szczęście z Bogiem i ludźmi, ale będzie- szczęśliwy na swój własny sposób. Teraz, modląc się, zastanawiam się nad tym, jak to wygląda z tamtej strony. Jak oni wszyscy, w których ja wierzę, i moi bliscy, którzy są po tamtej stronie, patrzą na to, co my tu robimy. Myślę, że patrzą z wielkim spokojem, wielkim dystansem, po prostu powiedzieliby nam: wybijcie sobie z głowy te wszystkie Armagedony, uspokójcie się, nie bójcie. Bóg jest większy od tego wszystkiego.



Spójrzmy też na ewangelizację, którą prowadzi pan Hołownia. Otóż jest nagranie z jednego z takich spotkań (link - http://www.youtube.com/watch?v=WZ81wszVyc4 ), gdzie całkowicie rozmija się on z nauką katolicką nt. skutków chrztu św. Konsekwentnie nazywa on bowiem „pożądliwość”, która pozostaje w człowieku po chrzcie św., grzechem:

„[…] Uświadomiłem sobie co to jest ta katolicka nauka o grzechu pierworodnym. Że ja mam w sobie grzech, ja mam w sobie ziarno śmierci. Ja mam w sobie ziarno, które mi mówi: „jak będziesz umierał nic nie będzie po drugiej stronie”. Nie mam stuprocentowej pewności. We mnie jest ziarno, które mi mówi. To jest właśnie grzech, który mi mówi, bo chrzest zlikwidował skutki grzechu, ale nie zlikwidował grzechu. […]”

Dodajmy, że Sobór Trydencki (dekret o grzechu pierworodnym, kan. 5: „[…] A co do tej pożądliwości, którą Apostoł niekiedy nazywa "grzechem" [Rz 6, 12n], święty Sobór oświadcza, iż Kościół katolicki nigdy nie rozumiał tak, jakoby u [ludzi] ochrzczonych była prawdziwym i właściwym grzechem, lecz [tak jest nazwana], ponieważ jest pozostałością po grzechu i do grzechu nakłania. Jeśli ktoś przeciwnie sądzi, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych.”) wyklina wszystkich tych, którzy twierdzą, że po chrzcie pozostaje w człowieku coś co ma właściwy charakter grzechu, czyli świadomego i dobrowolnego przekroczenia prawa Boskiego. Takie potraktowanie sprawy przez pana Hołownię może świadczyć o dwóch rzeczach: albo o nieznajomości elementarnych nauk Kościoła dot. grzechu pierworodnego i tego czym w ogóle jest grzech, a czym pożądliwość, albo też o mniej lub bardziej świadomym skłanianiu się ku herezji Lutra. Jakakolwiek byłaby odpowiedź, jest przecież nie do pomyślenia, aby wiernych miał pouczać człowiek mający braki w podstawach katechizmowych, lub też głoszący herezje. Warto też dodać, że pan Hołownia czyta raczej różne publikacje dot. nauki Kościoła, odwołuje się do Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 roku (str. 145 książki „Kościół dla średniozaawansowanych”). Trudno więc przypuszczać nieznajomość nauki Kościoła w kwestii tak podstawowej, jak grzech pierworodny.


Proszę sobie także obejrzeć nagranie z programu Tomasza Lisa, w którym razem z redaktorem oraz apostatą Tadeuszem Bartosiem napada na Kościół za jego rzekomy antysemityzm przed wojną i dziś - http://www.youtube.com/watch?v=1leFU8xbKFk

Warto się również zastanowić, czy występowanie w takim programie jak „Mam talent”, zajmującym się propagowaniem popkultury i hedonizmu, u boku takich bezbożników jak Kuba Wojewódzki czy Marcin Prokop można pogodzić z wiarą katolicką. 

Co do obłudy pana Hołowni, i w ogóle jak najgorszego świadectwa dotyczącego jego uczciwości – wystarczy obejrzeć fragment programu z panem Cejrowskim. Pytania typu „a czy jak spotkamy się w kościele to poda mi Pan rękę?” …



Wnioskując z powyższym materiałów można jasno stwierdzić: nie, Szymon Hołownia nie nawraca ludzi na wiarę katolicką. Głosi raczej własną wiarę i własnego Chrystusa.


św. Hieronim, w komentarzu do listu do Galatan, który cytuje tutaj w starym przekładzie ks. Skargi: "Wielka niebezpieczność jest w kościele mówić swoim duchem; bo się obawiać trzeba, aby za złem wyrozumieniem Ewangelii Chrystusowej, nie stała się ludzka, albo, co gorzej jest, djabelska Ewangelia"

Tertulian (De prescriptionibus haereticorum)

„Nam zaś nic wedle własnego zdania wykładać nie wolno, ale ani nawet wybrać [z tego], coby kto wedle własnego zdania wykładał.”
« Ostatnia zmiana: Marca 14, 2010, 21:11:47 pm wysłana przez Hieronymus » Zapisane
Hieronymus
adept
*
Wiadomości: 11

« Odpowiedz #1 dnia: Marca 14, 2010, 12:42:59 pm »

dokończenie...

Tertulian "De prescriptionibus haereticorum"

„[…] Jakoż i z rodzaju pożycia jakość wiary oceniona być może: wykazem nauki jest obyczajność. Przeczą (mówi o heretykach – przypis mój), że Boga się bać potrzeba, przeto wolne im wszystko i dozwolone. Gdzie zaś Boga się nie boją, jeżeli nie tam gdzie go nie ma? Gdzie Boga nie ma, nie ma też żadnej prawdy, gdzie prawda jest za nic, słusznie i taka obyczajność […]”

św. Cyprian „O jedności Kościoła katolickiego”

[…] Strzec się zatem należy, najdrożsi bracia, nie tylko tego, co otwarte i jawne, ale także tego, co subtelnością chytrego oszukaństwa zwodnicze. Cóż zaś podstępniejszego, co subtelniejszego nad to postępowanie wroga, przyjściem Chrystusa odkrytego i obalonego, który […] wymyślił nowy podstęp, by pod tytułem samego imienia chrześcijańskiego uwodził nieostrożnych?

[…] Czyni to w tym celu, by – nie stojąc przy Ewangelii Chrystusa i nie zachowując Jego prawa, nazywali się chrześcijanami, a chodząc w ciemnościach, sądzili, że posiadają światło. Schlebia im i oszukuje ich przeciwnik, który według słów apostoła przemienia się w anioła światłości (2 Kor. XI, 14 n.), a pomocników swych podstawia, nazywających noc dniem, zgubę zbawieniem, rozpacz drogą nadziei, przedstawiających wiarołomność jako wiarę, antychrysta pod imieniem Chrystusa, by w ten sposób kłamiąc, prawdę przebiegle unicestwiali. To się dzieje wtedy – najmilsi bracia, gdy się nie wraca do źródła prawdy, gdy się nie szuka głowy i nie zachowuje nauki niebieskiego urzędu nauczycielskiego".


Leon XIII „Testem benevolentiae”

Nowe te poglądy, o których mowa, polegają mniej więcej na tym, że, dla łatwiejszego pociągnięcia innowierców do uznania prawdy katolickiej, należałoby Kościołowi bardziej się zbliżyć do ludzkości doszłej do pełnej już dojrzałości i, pozbywszy się dawnej surowości, stać się wyrozumiałym dla aspiracji i poglądów współczesnych ludów.
Wielu sądzi, że to się winno stosować nie tylko do karności do życia, lecz także i do nauczań wchodzących w skład skarbu wiary. Sądzą bowiem, że byłoby na dobre, w celu pociągnięcia opornych zamilczeć o niektórych prawdach jakoby mniejszej wagi, a przynajmniej na tyle je uszczuplić, żeby nie zachowały znaczenia, jakie im stale Kościół przypisywał.
Nie trzeba długich rozpraw, kochany Nasz Synu, aby wykazać, na ile to pojęcie jest potępienia godne; wystarczy przypomnieć podstawy i początek nauki, którą nam Kościół podaje. A więc Sobór Watykański co do tego tak się wyraża: „Nauka wiary, którą Bóg objawił, nie jest podana rozumowi ludzkiemu do dalszego jej rozwinięcia, jak to się dzieje z poglądami filozoficznymi, lecz jako skarb Boży powierzony Oblubienicy Chrystusa do wiernego strzeżenia i nieomylnego wykładania... A pojmowanie świętych dogmatów należy zachować takim, jakim je raz postanowił Święta Matka Kościół, i nigdy od tego rozumienia nie odstępować pod pozorem głębszego zrozumienia” (1).
Nie trzeba też sądzić, że wolne jest od winy owo przemilczenie, które radzą zastosować do niektórych zasad nauki katolickiej, aby je zakryć cieniem zapomnienia. Autorem wszystkich prawd, wchodzących w skład nauki chrześcijańskiej, jest „jednorodzony Syn, który jest na łonie Ojcowskim” (J 1, 18). A że prawdy te stosują się do wszystkich wieków i do wszystkich ludów, wynika to ze słów wypowiedzianych przez samego Chrystusa do apostołów: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody... nauczając je chować wszystko, cokolwiek wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19 i nast.). Przeto ten sam Sobór Watykański powiada: „Wiarą Boską i katolicką trzeba wierzyć w to wszystko, co się zawiera w słowie Bożym pisanym lub przepowiadanym, i co Kościół, jako objawione przez Boga, do wierzenia podaje, czy to przez uroczyste określenie, czy to przez zwyczajne powszechne nauczanie” (2). Niech więc nikt się nie kusi, z jakiej bądź racji, coś zamilczeć albo ująć z nauki przez Boga podanej, kto by to uczynił, raczej by chciał katolików rozłączyć z Kościołem zamiast rozłączonych do Kościoła pociągnąć. Niech więc wrócą do Kościoła, niczego bardziej nie pragniemy, wszyscy, którzy błądzą w dali od Owczarni Chrystusa, lecz nie inną drogą, niż tą, którą im sam Chrystus wskazał.


Z Panem Bogiem
Zapisane
antoninus op
Gość
« Odpowiedz #2 dnia: Marca 16, 2010, 15:10:47 pm »

Szanowny Panie,

zachęcony Pana wiadomością, przeczytałem Pana posty.

Krótko:

1. szkoda, że nie przytoczył Pan całej mojej wypowiedzi, bo zachowalibyśmy lepszy kontekst. Znam Szymona i wypowiadam się o nim na podstawie tego, co wiem z rozmów z nim, a Pan ma prawo pisać to, co Pan wie z jego publicznej działalności.

2. nie popieramy (a co właściwie znaczy tu "popieramy"?) Szymona Hołowni w tym sensie, że jest dla nas wyrocznią - to raczej on do nas przychodzi ( u jednego z ojców się stale spowiada), był w naszym nowicjacie dwukrotnie (podobnie jak np. dziś bardzo feministyczno - lewicowy Roman Kurkiewicz), więc dlaczegóż mielibyśmy się do niego nie przyznawać.

3. często bywa w naszych klasztorach incognito, bez rozgłosu, w Krakowie promował książkę, a rok temu był na tygodniu społecznym, zaś na Służewie, jeśli tylko może jest codziennie wieczorem na Mszy wieczornej i nieszporach (podobnie np. Jan Pospieszalski, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Maja Komorowska, Tadeusz Mazowiecki, a nawet czasem przychodzi Agnieszka Chylińska i wielu wielu innych... pytanie, dlaczego akurat tu przychodzą...?

4. co do wypowiedzi i fragmentów książek - jeśli współczesny język, jakiego używa Hołownia Pana razi, to radzę odłożyć te lektury, polecam nie przeszukiwać zasobów sieci, czy pism w poszukiwaniu i wyłapywaniu  herezji - to jest pewna konwencja, może dla co wrażliwych nie do przyjęcia - ja się jej nie boję. Co innego jest ważne.

Te cytaty są takie trochę "łapane", książkę czytałem, ale dawno, nie mogę tego sprawdzić, ale jednak kontekst wypowiedzi ma znaczenie, ba! nawet nie kontekst, a cała literalnie przytoczona wypowiedź, a nie fragmenty.
 W tym świecie można nawracać ludzi różnymi metodami, można też próbowąc, że posłużę się cytatem "Nie przyszedłem pana nawracać" - tzn, próbowac w jakiś sposób dotrzeć do człowieka, by ten, "na obraz Boży stworzony" nawrócił się, ale nie waląc go pięścią, ale małymi krokami - budząc w nim ferment, niepokój... wcale nie trzeba mieć zacięcia misjonarskiego. Hołownia jako już zainstalowany w tym kręgu "celebryckim" wystarczy, że jest - nie musi chodzić ze sztandarem - sam mówi, że kiedy pojawia się w jakimś towarzystwie to rozmowy często schodzą na temat Boga czy religii, ba nawet niektórzy krępowali się przy nim przeklnąć (to akurat infantylne).
W filmie "Biała sukienka" (polski film z cyklu "Święta Polskie") właśnie tak wygląda rozmowa księdza z facetem psioczącym na Boga, Kościół. bardzo spokojna rozmowa, w tonie narzuconym przez tego "już nie-katolika", a mimo to jakieś przynosząca chyba owoce: po wypadku, kiedy ów dżentelmen wstaje, cudownie ocalony, nadal się zapiera i mówi, że mimo to Boga nie ma, na co ksiądz mu mówi coś w stylu" możesz tak sobie mówić, ale pewny tego to ty już nigdy nie będziesz!". i facet zaczyna mieć juz jakiś problem z tym, nagle odzywa się sumienie, jak kamień w bucie coś go wierci - już nie jest taki pewny i wyluzowany.

tak więc, możemy przekonywać przekonanych, kadzić sobie we własnym środowisku, kłócić się o np. złączone palce, jak to wielu robi i pewnie ma owoce, możemy krzyczeć z ambon, jak to jest źle (na pewno nas ci, co trzeba usłyszą  ;))ale można też próbować takim jakim się jest ocalić tych jeszcze bardziej zagubionych (a na pewno się za nich modlić, a Szymon się modli), bo radość w niebie choćby z jednego takiego większa będzie... mimo, że od razu nie zobaczymy efektów... a może ich nigdy nie doczekamy...

Resume:
Szymon nie jest misjonarzem, on po prostu nie boi się mówić o Bogi i wierze w środowisku, w którym jest. A resztę napisałem wyżej.



Zapisane
ryszard1966
aktywista
*****
Wiadomości: 4698

« Odpowiedz #3 dnia: Marca 16, 2010, 16:22:53 pm »

nawet Tadeusz Mazowiecki przychodzi? Dla niego chyba pontyfikat Benedykta XVI to jakaś straszna rzecz. Wywodzi się się ze środowiska Więżi, a to była elita we wprowadzaniu NOvusa sa w Polsce,ksiądz agent Czajkowski pisał tam nawet.  ;D
Zapisane
antoninus op
Gość
« Odpowiedz #4 dnia: Marca 16, 2010, 16:57:48 pm »

Panie Ryszardzie,

cóż, dla mnie większą sensacją była Agnieszka Chylińska (jeszcze sprzed ostatniej zmiany wizerunku): idę ci ja z tacą, a tu masz: Chylińska. nawet coś wrzuciła  ;D
nie byłem pewien, ale potem jeszcze sprawdziłem na monitoringu kościelnym, że to jednak ona. uprzedzam ewentualne pytania, że nie pamiętam, czy próbowała dostać się do Komunii...
Zapisane
Bartek
Administrator
aktywista
*****
Wiadomości: 3689

« Odpowiedz #5 dnia: Marca 16, 2010, 17:12:59 pm »

nie byłem pewien, ale potem jeszcze sprawdziłem na monitoringu kościelnym

:DDDDDD
Zapisane
Hoc pulchrum est hominis munus et officium: ut oret ac diligat.
jwk
aktywista
*****
Wiadomości: 7313


« Odpowiedz #6 dnia: Marca 16, 2010, 18:00:10 pm »

dla mnie większą sensacją była Agnieszka Chylińska (jeszcze sprzed ostatniej zmiany wizerunku)
Czy to ta pani  ???
Zapisane
Zamiast zajmować się całą rzeszą katolików, którzy nie chodzą w ogóle do kościoła,
Watykan uderza w tych, którzy są na Mszy świętej w każdą niedzielę.
stary kontra
aktywista
*****
Wiadomości: 535

« Odpowiedz #7 dnia: Marca 16, 2010, 21:08:41 pm »

Znam Szymona i wypowiadam się o nim na podstawie tego, co wiem z rozmów z nim, a Pan ma prawo pisać to, co Pan wie z jego publicznej działalności.
Jest takie porzekadło: Dziennikarz to taki człowiek, co to cię publicznie opluje, ale też i przeprosi - tylko prywatnie. To  mój mały wtręt dyskusji powyższej  i wątku o p. Hołowni i Cejrowskim. P. Hołownia wydaje mi się być po prostu mało wiarygodny.Co innego publicznie, co innego prywatnie. To się nazywa chyba schizofrenia.
Zapisane
Alagor
aktywista
*****
Wiadomości: 928


« Odpowiedz #8 dnia: Marca 16, 2010, 21:37:14 pm »

Dodałbym jeszcze do tego tekst Hołowni o tym, że książka abp. Lefebvre'a to perwersja, oraz że "chyba wierzy w innego Boga niż on" (co nie przeszkadza mu twierdzić, że wierzy w tego samego Boga co muzułmanie).
Zapisane
Hieronymus
adept
*
Wiadomości: 11

« Odpowiedz #9 dnia: Marca 17, 2010, 00:21:29 am »

Drogi Ojcze Antoniusie,

Poniżej zamieszczam odpowiedzi na powyższe posty.

2.

Gdy pisałem o "popieraniu" Szymona Hołowni przez Ojca, miałem na myśli głównie tę wypowiedź, w której wyraża Ojciec aprobatę dla jego, nazwijmy to, metod ewangelizacyjnych:
Cytuj
no to ja się trochę wyłamię z mainstreamu tego Forum i nie "pojadę" po Szymonie - nie tylko dlatego, że go znam (wstąpił do naszego nowicjatu dwukrotnie, ale odszedł w obu przypadkach), ale też dlatego, że wiem, iż ludzie, z którymi się spotyka i pracuje nawracają się, a kilku już się ochrzciło - niby jest celebrytą, nikogo na siłę nie przekonuje, a jednak to, że "coś tam ma do czynienia z religią" niektórych interesuje i pobudza.
i tutaj
Cytuj
(może warto przejrzeć jego książki - wiem, że do tak utwierdzonych w wierze, jak Państwo tu piszący, one nie trafią, ale do tych szukających, czy zagubionych jakoś jednak trafiają).
.


Nie twierdzę, że jest on dla Ojca czy zakonu dominikańskiego wyrocznią. Nie mówię tu przecież o odwiedzaniu przez niego kościoła, uczestnictwie we Mszy św. itp. sprawach - chodzi o promowanie jego postaci przez organizowanie z nim spotkań, jak to w "Beczce" (link -  http://www.beczka.krakow.dominikanie.pl/index.php?section=audio ).  Przecież to jasne, że zapraszając pana Hołownię na spotkania promujecie i popieracie jego osobę. Dodajmy, że "Beczka" zapraszała także m.in. znanego heretyka (neguje m.in. nierozerwalność małżeństwa) i gorszyciela (dopuszcza m.in. antykoncepcję) ks. Jacka Prusaka, co w jednoznaczny sposób świadczy o bardzo "swobodnym" wyborze gości (zresztą tenże ks. Prusak pisze także do miesięcznika "List", który sprzedaje się przed kościołem oo. Dominikanów na Stolarskiej).


Poza tym mam pytanie: dlaczego Ojciec w ogóle nie odniósł się do przytoczonych przeze mnie wypowiedzi z "Przekroju"? Przecież taki wywiad, gdzie raz nakłania do bluźnierstwa, a drugi raz bluźnierstwo pochwala, gdzie, w pysze wynosząc swe osobiste mniemania nad prawdy głoszone zawsze w Kościele, nie pozostawia raczej wątpliwości co do jego zgodności z katolicką nauką wiary i obyczajów.

Ojciec napisał
Cytuj
jeśli współczesny język, jakiego używa Hołownia Pana razi, to radzę odłożyć te lektury, polecam nie przeszukiwać zasobów sieci, czy pism w poszukiwaniu i wyłapywaniu  herezji - to jest pewna konwencja, może dla co wrażliwych nie do przyjęcia - ja się jej nie boję. Co innego jest ważne.

Mam wobec tego pytanie, czy uważa Ojciec, że takie "lekkie" mówienie o Panu Bogu, czy mówiąc wprost: bluźnierstwo (przypomnę, iż według etyki katolickiej bluźnierstwem nazywamy lekceważące mówienie o Bogu), czy objaśnianie dogmatu piekła żarcikami na ten temat jest tylko "pewną konwencją, może dla wrażliwych nie do przyjęcia?". Pisze dalej Ojciec, "że się jej nie boi, że co innego jest ważne". Co w takim razie jest ważniejsze od elementarnego szacunku wobec Pana Boga, nakazującego nie wypowiadać się o nim w takich słowach.

Ja, przyznam się Ojcu, boję się raczej takiej "konwencji" i drżę na myśl, że tacy ludzie, których mowa i obyczaj wykazuje brak poszanowania elementarnych zasad katolickich, dzisiaj nauczają młodych, stając w roli autorytetów.

Zresztą, czy zastanawiał się Ojciec do czego prowadzi myślenie, które uprawnia tego typu aberracje, jak "neokatecheza" głoszona przez Szymona Hołownię? Przecież idąc tym tropem, bratając się ze światem, za kilkanaście, kilkadziesiąt lat dojdziemy do tego, że ludzie zaczną wyklinać na Pana Boga, robić najbezecniejsze rzeczy i zostanie to uznane za przejaw otwartego myślenia o Bogui i wolności od schematów. Zresztą o czym my mówimy - takie rzeczy już mają miejsca, a księża którzy propagują tego typu postawy cieszą się poparciem hierarchii (przykład dyskoteki "Pan jest wielki" - http://www.youtube.com/watch?v=hg97GC573jk ).

Przypominam, że pan Hołownia w tym przypadku pochwala bluźnierstwo:

Moja młoda wspólniczka opowiedziała mi dowcip, z którego podobno zaśmiewają się teraz inni młodzi ludzie. Co by się stało, gdyby dzisiaj do Warszawy zstąpił Jezus i zamienił wodę w Wiśle w wino?... Przeszedłby do finału „Mam talent”.
– A to ładne. 


4. Ojciec napisał, że "cytaty są łapane". Proszę może w takim razie zerknąć do książki, którą cytuję, zobaczyć rozdział o piekle. Niczego świadomie nie zmyśliłem, ani nie wykręciłem w tym, co pisałem. Zresztą niech Ojciec zerknie raz jeszcze na ten wywiad z "Przekroju", który dokładnie, co do joty, potwierdza stosunek pana Hołowni do wiary i Kościoła. Te wypowiedzi świadczą same za siebie.

Chciałbym się także odnieść do niżej wymienionej wypowiedzi:
Cytuj
W tym świecie można nawracać ludzi różnymi metodami, można też próbowąc, że posłużę się cytatem "Nie przyszedłem pana nawracać" - tzn, próbowac w jakiś sposób dotrzeć do człowieka, by ten, "na obraz Boży stworzony" nawrócił się, ale nie waląc go pięścią, ale małymi krokami - budząc w nim ferment, niepokój... wcale nie trzeba mieć zacięcia misjonarskiego.

Uważam, że przez sprowadzenie wszystkiego do absurdu, tak jak to Ojciec uczynił, do niczego nie dojdziemy. Czy wspomniałem, że należy kogoś nawracać na siłę? Nic podobnego. Owszem, można nawracać różnymi sposobami, o tyle jednak, o ile są one zgodne z powagą i prawdą naszej wiary. Nigdy zaś nie wolno nam pod przykrywką miłości bliźniego głosić zasad Makiawela, i przytakiwać, gdy na usprawiedliwienie najkarygodniejszych postępków, przytacza się różne argumenty mające skrywające taką antychrześcijańską, bezbożną zasadę, jak ta że "cel uświęca środki". Przez ośmieszanie Pana Boga swawolnym sposobem pisania, przez pochwalanie bluźnierstw, przez głoszenie mętnych, heretyckich tez o chrzcie i piekle, nikogo nie przyprowadzi się do wiary katolickiej, która opiera się na autorytecie samego Boga, a nie czyjejś głowy, jak to mamy u sekciarzy. Gdyby pan Hołownia "objawiał" ludziom jakiś twór umysłu i wyobraźni, wtedy niech czyni to po ludzku, i wedle człowieka, świadcząc przy tym, że nie od Boga pochodzi taka wiara. Gdy jednak mówimy o tej wierze, która jedynie jest święta, katolicka, mająca za swojego nauczyciela samego Boga - wtedy nigdy, w żadnym wypadku, nie godzi się mówić o niej za pomocą takich sformułowań i takich zachowań jak pan Hołownia.

Jaki ferment, jaki niepokój budzi pan Holownia u ludzi-niekatolików, jeśli jest tych samych obyczajów, co oni (udział w "Mam talent"), jeśli jego sposób mówienia naśladuje demagogię liberalnych publicystów (por. wywiad z panem Cejrowskim)?

Dla przykładu jak bardzo światowe jest zachowanie pana Hołowni, i że zrównuje się on z panem Prokopem w dowcipkowaniu z ludzi niekoniecznie zdrowych psychicznie, zamieszczam takie nagranie:

http://www.youtube.com/watch?v=vO2snw2A1Jk&NR=1
i poniżej komentarz pana Hołowni
http://www.youtube.com/watch?v=DUqA1ChvSpg&feature=related


Cytuje Ojciec fragment filmu. Dobrze, tyle że na filmie wszystko może ładnie wyglądać, wszystko może się szczęśliwie zakończyć, bo zmierza tam, gdzie wytyczona jest droga scenariusza. Nie będziemy z przykładu takiego filmu czynili przecież jakiejś zasady w tego typu sprawach. Rozwiązanie jest o wiele prostsze. Nie zamierzam tu go podawać, bo byłoby to niedorzecznością. Wystarczy poczytać żywoty Świętych i ich pisma, aby zobaczyć znaczenie słowa nawracać i to, że ci ludzie ze światem, jego złem, nie mieli nic wspólnego, czego nie można powiedzieć o panu Hołowni.
Trzymajmy się jednak rzeczywistości, oceniajmy ludzi po czynach. Ojciec mówi, że różne są sposoby dojścia do serca człowieka - zgadzam się, ale nigdy nie stwierdzę tego w przypadku kogoś, kto, by rzekomo nawracać i głosić Ewangelię, posługuje się bluźnierstwami, pyszni się swoimi teoriami nt. znaczenia Ewangelii, ośmiesza dogmaty. Jak można przywodzić ludzi do Boga drogą grzechu i herezji? Przecież to absurd. Taki człowiek nie rodzi dzieci Chrystusowi, lecz Antychrystowi, nie Bogu służy, ale diabłu, bo jego uczynki rozmywają granice pomiędzy grzechem a czynem godnym chrześcijanina.   

Na koniec napisał Ojciec:
Cytuj
tak więc, możemy przekonywać przekonanych, kadzić sobie we własnym środowisku, kłócić się o np. złączone palce, jak to wielu robi i pewnie ma owoce, możemy krzyczeć z ambon, jak to jest źle (na pewno nas ci, co trzeba usłyszą  Mrugnięcie)ale można też próbować takim jakim się jest ocalić tych jeszcze bardziej zagubionych (a na pewno się za nich modlić, a Szymon się modli), bo radość w niebie choćby z jednego takiego większa będzie... mimo, że od razu nie zobaczymy efektów... a może ich nigdy nie doczekamy...

Przykro mi, że całą dyskusję sprowadza Ojciec (podobnie było w poprzednim wątku) do jednego schematu: przekonywać przekonanych i przekonywać nieprzekonanych (co miałby rzekomo czynić pan Hołownia). Nikt tu nie pragnie sobie kadzić. Chodzi jedynie o prostą zgodność z Bożymi przykazaniami. Jak można według Ojca ocalić kogoś takim jakim się jest? Mnie się wydaje, że ocalić człowieka (mam tu na myśli oczywiście jego nawrócenie, czy też proste nakłonienie do dobrego) mogę jedynie naśladując mego Pana Jezusa Chrystusa, a nie uznając siebie takim jakim jestem, to znaczy swoje grzechy czy grzeszne skłonności. I w tym tkwi, myślę, zasadnicza różnica.

Poza tym, jak Ojciec może pisać o "ocalaniu zagubionych" przez człowieka, który tych zagubionych właśnie topi, a nie ocala, prowadząc hedonistyczne programy promujące popkulturową nicość, tandetę i brak wszelkich zasad razem z Kubą Wojewódzkim i Marcinem Prokopem? Swoim przykładem właśnie nie świadczy o swej wierze, ale fałszuje ją głosząc, że można pogodzić zasady świata, z zasadami wiary, bezrząd i swawolę mediów i popkultury, z prawdziwą wolnością synów Kościoła. Proszę, stąpajmy po ziemi w tym, co mówimy, a nie unośmy się ponad to, co jest jasne i wypisane czarno na białym. Mówimy tu nie o wątpiącym i poszukującym, ale o dojrzałym 33 letnim człowieku który ma za sobą staż w "Gazecie Wyborczej", i który wspiera taką stację jak TVN w jej najrozmaitszych niszczących nasze społeczeństwo inicjatywach (w tym także prowadzenie indyferentnego religia.tv, które w swych programach nadaje audycje z meczetów, stawia na równi wiarę katolicką z herezją Lutra itp. i daje głosić pastorom swoje herezje np. z okazji Wielkiego Postu).


Cytuj
Resume: Szymon nie jest misjonarzem, on po prostu nie boi się mówić o Bogi i wierze w środowisku, w którym jest. A resztę napisałem wyżej.

Sam fakt mówienia o Bogu i wierze o niczym nie świadczy. Może być albo dobre, gdy ktoś czyni to zgodnie z tym co dyktuje moralność i wiara katolicka, albo złe, gdy daje fałszywy obraz wiary i tym samym Boga. I niestety taki fałszywy obraz, fałszywe świadectwo daje pan Szymon. I proszę nie myśleć, że jest mi miło o tym pisać. Że cieszy mnie, że sobie "pojadę po liberale". Moje sumienie nie pozwala mi się cieszyć z czyichś grzechów. Nie oznacza to jednak, że mam ich nie potępiać i przestrzegać ludzi przed zarazą błędów, tym bardziej, że osoby odpowiedzialne za dusze swych owieczek często tego nie czynią. "Miłujcie ludzi, zwalczajcie błędy" - pragnę kierować się cały czas tą maksymą. Chciałbym, aby Ojciec wziął też to pod rozwagę.
« Ostatnia zmiana: Marca 17, 2010, 00:31:56 am wysłana przez Hieronymus » Zapisane
Major
aktywista
*****
Wiadomości: 3722

« Odpowiedz #10 dnia: Marca 17, 2010, 08:06:15 am »

Ot zwykły celebryta. Ani mnie ziębi ani parzy.
Zapisane
PTRF
aktywista
*****
Wiadomości: 2129


« Odpowiedz #11 dnia: Marca 17, 2010, 08:26:13 am »

A ja całkowicie zgadzam się z wypowiedzią p. Hieronymusa. Hołownia nie jest "zwykłym celebrytą", on opowiada o naszej wierze i ma (a przynajmniej stara się mieć) jakiś wpływ na ludzi. Jeśli jego nieortodoksyjne słowa docierają do wielu (a przecież tak jest), to co dobrego z tego wynika ? To, że kogoś "zmusi to do zastanowienia się", to chyba za mało. Niewierzącemu ukarze fałszywą, wypaczoną naukę katolicką, a "niedzielnych" czy też "letnich" katolików utwierdzić może w błędach.
Zapisane
"Kto tradycji nie szanuje
 Niech nas w dupę pocałuje"
/kawaleryjskie/
normals
*NOWICJUSZ*
adept
*
Wiadomości: 6

« Odpowiedz #12 dnia: Marca 18, 2010, 14:19:19 pm »


To trzeba mu zabronić
Zapisane
PTRF
aktywista
*****
Wiadomości: 2129


« Odpowiedz #13 dnia: Marca 18, 2010, 14:31:08 pm »

Proszę bardzo, jeśli ma Pan taką możliwość, proszę się wykazać.
Zapisane
"Kto tradycji nie szanuje
 Niech nas w dupę pocałuje"
/kawaleryjskie/
Fons Blaudi
aktywista
*****
Wiadomości: 4275

« Odpowiedz #14 dnia: Marca 18, 2010, 14:53:17 pm »

Dodałbym jeszcze do tego tekst Hołowni o tym, że książka abp. Lefebvre'a to perwersja, oraz że "chyba wierzy w innego Boga niż on" (co nie przeszkadza mu twierdzić, że wierzy w tego samego Boga co muzułmanie).
To akurat spojne. Abp Lefebvre oraz cala masa innych katolikow na przestrzeni ostatnich 20 stuleci, w tym nizej podpisany, wierzymy w jednego Boga, a Szymon Holownia, muzulmanie i ktos tam jeszcze - w innego.
Zapisane
Dio ci guardi dalla tentazione dei pasticci ibridi
Strony: [1] 2 3 ... 7 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Czy Szymon Hołownia nawraca ludzi na wiarę katolicką? « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!