Prawosławny forumowicz napisał na katoliku co następuje:
Liturgia ukształtowała się w Kościele na przestrzeni kilku wieków (mowa o pierwszym tysiącleciu). Powstała na skutek działania Ducha Świętego. Nie można dokonywać w niej zmian "zza biurka", bo taka jest "potrzeba współczesnych czasów". Sam Kościół nie jest świecka instytucją. Wysuwane przez różne kręgi żądania zreformowania Liturgii i dostosowania do potrzeb współczesnego człowieka świadczą o niezrozumieniu sensu chrześcijaństwa. To nie świat ma zmieniać Kościół, lecz Kościół ma zmieniać świat.
Wchodząc do świątyni chrześcijańskiej człowiek powinien odnieść wrażenia obcowania z innym światem. Powinien doświadczać kontaktu z boską rzeczywistością. Ponieważ boska rzeczywistość jest zupełnia inna niż ta nasza ziemska, więc w świątyni na Liturgii powinien móc to odczuwać. To nie może być prosta kontynuacja tego, co doświadcza się w życiu codziennym. To musi być coś zupełnie innego.
Liturgia prawosławna dla wielu jest niezrozumiała, bo odprawiana po słowiańsku, lecz czy zrozumienie tekstu liturgicznego jest rzeczą najważniejszą? Najważniejsze jest to by nabożeństwo zbliżyło człowieka do Boga, by go przeniosło w inny świat. Być może większość ludzi nie rozumie tekstu liturgicznego, ale jakże to nabożeństwo oddziaływuje na ludzkie serce! Człowiek stoi i chłonie, to co się dzieje na Liturgii. Liturgia prawosławna oddziaływuje na wszystkie zmysły człowieka. Na wzrok - ikony, szaty liturgiczne, gesty, rytuały; na słuch - śpiewy, słowiańskie teksty, na zapach - dym kadzidła wypełniający całą świątynię. Tu nie chodzi o to czy człowiek pojmuje swym intelektem, co się dzieje na nabożeństwie i co znaczą poszczególne gesty. Tu chodzi o to jak to wszystko wpływa na jego stan ducha. Jak wpływa na serce. Nawet nie rozumiejąc tego, co się dzieje, dusza i serce, podczas nabożeństwa zdają się przenosić do jakiejś innej rzeczywistości. Trudno mi to opisać, bo Liturgia prawosławna jest bardziej kwestią serca niż intelektu. Taka Liturgia bardzo przybliża człowieka do Boga. Mocno wpływa na duszę. I to jest jej głównym zadaniem! Skoro to zadanie tak dobrze wypełnia, to po co ją w jakikolwiek sposób reformować?
Kościół katolicki dużo stracił na reformie liturgii. Porównując to do wojska, można powiedzieć, że Kościół sam się rozbroił. Poprzez NOM, msza straciła bardzo mocno na swojej sile duchowej. To się niestety musi też odbić na kondycji duchowej współczesnego człowieka. W sposób negatywny. Ryt Trydencki ma o wiele mocniejszą siłę oddziaływania. Wspaniale też przemawia do serca człowieka śpiew gregoriański. Po co z tego zrezygnowano, nie mam pojęcia.
http://www.dyskusje.katolik.pl/viewtopic.php?p=508921&highlight=&sid=f3f9298d9c9f3cb2443271729f4b6e8b#508921Czy katolik może uważać podobnie? W Boskiej Liturgii, jeśli dobrze rozumiem to jej działanie wysuwa się na pierwsze miejsce, to ona gestem, śpiewem, obrazem ukazuje świętość i piękno Boga, a człowiek jest jakby bierny - ma sie tylko poddać mocy obrzędów i chłonąć płynący z nich, wielowymiarowy przekaz. Nie musi odpowiadać, zmieniać pozycji, czytać mszalika. Działanie człowieka jest dużo mniejsze, usuwa się on na daleki plan i poddaje się działaniu Boga. Jakże to daleki od "aktywnego uczestnictwa"! A przecież przyjmując również działa.
Przyznam, że prawosławyny forumowicz opisał dokładnie i wnikliwie postawę, którą sam przyjmuję, choć nie umiałbym jej tak precyzyjnie wyrazić. Obrzędy urzekaja mnie tak, że czytanie byłoby rozproszeniem, zejście z wyższego poziomu (nie wiem jak to inaczej nazwać?). Liturgia pokazuje jak wspaniały jest Bóg - i myślę, że naturalnym jest podporządkowanie sie Jemu. A mimo, że taki Święty to jednak zniża się do człowieka - to rodzi wdzieczność i radość. Przeżycia te KRR umieszcza bardzo głeboko w duszy, tak, że przenikają nie tylko rozum, ale i resztę człowieka. Jest to potężne odzdziaływanie liturgii, żywego świadectwa istnienia wspaniałego świata nadprzyrodzonego.
Czy prawowłany tekst może być w tym przypadku inspiracją dla katolika?