Pamiętam jak mój ksiądz-katecheta uczył mnie w II klasie podstawówki, że samobójstwo jest grzechem i człowiek umiera w stanie grzechu śmiertelnego.
Ostatnio jeden z młodych księży (bojownik posoborowia) stwierdził, że samobójca w chwili popełniania tego grzechu nie ma pełnej władzy umysłowej, więc to nie jest grzech, bo nie popełnia go świadomie.
Kolega, który jest w seminarium przedstawiał mi sytuację z samobójcami tak: "99% przypadków to ludzie nie w pełni władz umysłowych, dlatego praktycznie nie można tego uznawać za grzech, bo nie robi tego świadomie" - tzn. tak go uczą ;-)
@ks. Najmowicz - statystyki są na uratowanych samobójcach - każdy taki czyn da się podciągnąć pod depresję...
Nikt raczej przy zdrowych zmysłach nie odbiera sobie życia. Więc albo jest chory psychicznie, nie w pełni władz umysłowych albo chwilowa depresja. Takie jest moje zdanie. Wszak człowiek, tak mi się wydaje, za wszelką cenę chce przeżyć.
Wg. św. Pawła Bóg nie pozwoli nas doświadczać ponad to co możemy wytrzymać.
Kto może zbadać, co się dzieje wewnątrz samobójcy w momencie dokonywanego czynu? A ten kleryk, to jakieś badania statystyczne wśród samobójców robił czy jak? skąd te 99%?
Ok. Panie Majorze: a kpt. Raginis (dowódca obrony Wizny) albo płk Dąbek (dowódca LOW)?
Osobiście się z nim spierałem, nie dlatego, ze wykluczam możliwość psychicznej niestabilności w tym momencie, ale wydaje mi się, że błędem jest też automatycznie uznawanie wszystkich samobójców za chorych psychicznie. Dla mnie zupełne przejście z jednej skrajności w drugą i ogromne upraszczanie sprawy. Też podawałem przykład dowódców wojskowych-samobójców ;-)
A na czym to "wytrzymanie" polega? Wiele osób doświadczyło tyle, że doprowadziło ich to do szpitali psychiatrycznych czy podobnych ośrodków.