Za xportal.pl :
http://www.xportal.pl/viewtopic.php?t=2501Bractwo Kapłańskie Świętego Spokoju
Od kilku lat na polskich ulicach coraz częściej dochodzi do werbalno-medialnych konfrontacji, przebiegających według niezmiennego, do bólu powtarzalnego schematu. Po jednej stronie – organizacje lewaków: pederastów i ich zwolenników, feministek, antyklerykałów, wojujących ateistów, propagatorów dzieciobójstwa. Wspierane życzliwą i zmasowaną obecnością mediów, a także znacznymi sumami pieniędzy na cele organizacyjne, przekazywanymi im przez ośrodki krajowe i zagraniczne. Odważne, bezczelne i pewne siebie za litym murem uzbrojonych policjantów, gotowych w jednej chwili zmieść z ulicy każdego, kto chciałby bardziej stanowczo sprzeciwić się ochranianej przez nich hucpie. Manifestujące pod hasłami celowo agresywnymi i prowokacyjnymi, z rozmysłem wymierzonymi w Kościół, w święte symbole wiary, w tradycję, w chrześcijańską etykę. Niezależnie od tematu demonstracji, ani od tego, które z lewackich stowarzyszeń ją organizuje, głównym celem ataku jest zawsze polski katolicyzm. Po stronie przeciwnej – środowiska prawicowe lub, szerzej, patriotyczne: zauważalnie mniej liczne (widocznie nie otrzymują odgórnego finansowania na mobilizację, propagandę, transport, zaplecze logistyczne), przez media pomijane bądź prezentowane jako krwiożercza i prymitywna dzicz, no i stojące frontem do tarcz i pałek policji, a nie za jej plecami, toteż zmuszone do ograniczenia protestu do bezradnej w gruncie rzeczy formy werbalnej.
Ile razy rozgrywało się już to samo przedstawienie, ku uciesze mas bezmózgich „telewidzów” oraz ku zarobkowi stacji telewizyjnych? Poszczególne takie epizody są później żywo komentowane w prawicowych gremiach, przy czym nie dotyka się zwykle jednego istotnego ich aspektu (być może z powodu wewnątrzśrodowiskowej cenzury). Lewackie uliczno-medialne wypady przeciw cywilizacji chrześcijańskiej są z reguły starannie pomijane milczeniem przez stolice biskupie – pod których nosem często się odbywają. Ataki na system moralny przekazywany przez Kościół nie spotykają się z potępieniem ze strony samego Kościoła, nie wspominając w ogóle o choćby słowie otuchy dla własnych, ochotniczych obrońców. Kurie milczą, a jeżeli zostaną już naprawdę zmuszone do zajęcia stanowiska – bagatelizują. Ten brak wsparcia ze strony autorytetu Kościoła jest bardzo odczuwalny dla grup usiłujących odpierać napady na chrześcijańską kulturę – i, bez wątpienia, bolesny.
Pytając o przyczyny grzecznej ciszy, zapadającej w biskupich pałacach przy takich okazjach, nie sposób nie odnieść się zwłaszcza do jednego faktu.
Tajemnicą poliszynela jest, iż otoczenie każdego z wyższych hierarchów opanowuje zazwyczaj specyficzny typ księży. Osoby te sprawiają przemożne wrażenie nie tyle kapłanów kultu i duszpasterzy, ile raczej administratorów i biurokratów przebranych w szaty duchowne. Jak wszyscy biurokraci, najbardziej lubią mieć święty spokój od świata zewnętrznego, dlatego w niniejszym szkicu nadamy im zbiorczą nazwę Bractwa Kapłańskiego św. Spokoju. Bractwo zawsze wie, jakich spraw lepiej nie poruszać, żeby „nikogo nie urazić” i nie ściągnąć na siebie krytyki. Żeby Kościół nie musiał się potem tłumaczyć (albo żeby oni nie musieli tłumaczyć się za Kościół) i znów wysłuchiwać, że „miesza się do polityki”. Najwyraźniej do tak rozumianej „polityki” należą głównie kwestie cywilizacyjne, moralne, obyczajowe, i państwowo-eklezjalne, czyli – a jakże – takie, gdzie Kościołowi pod żadnym pozorem nie wolno się „mieszać”. W zamian za dyplomatyczne omijanie kwestii desygnowanych przez media i lewaków jako drażliwe czy „kontrowersyjne” (czyli takie, które wolno jątrzyć tylko lewakom) księża z Bractwa św. Spokoju mogą utrzymywać poprawne stosunki z obecnym establishmentem państwowym i kartelem partyjnym. Z członkami tego ostatniego bywają zresztą powiązani pod względem personalnym, towarzyskim, a nawet rodzinnym, niekiedy – głównie w okolicach wyborów – służąc im dyskretnym (albo i niedyskretnym) poparciem. W innych krajach sytuacja przypuszczalnie wygląda analogicznie, lecz jeszcze gorzej. To przykre, ale Kościół z opoki Kontrrewolucji w jej walce z Rewolucją stał się w praktyce jednym z pól tej walki – w dodatku kolejnym polem, na którym Kontrrewolucja się cofa.
Co wypada czynić partyzantom zdradzonej Kontrrewolucji? Niebezpieczeństwo, jakie stwarza Bractwo Kapłańskie św. Spokoju, nie polega oczywiście na nie zniżaniu się przez Kościół do komentowania każdej lewackiej manifestacji (co samych lewaków zapewne tylko by ucieszyło), lecz na propagowaniu w szeregach duchowieństwa (podległego biskupom, których
aparat administracyjny opanowało Bractwo) nawyku spolegliwości wobec zewnętrznych nacisków, ustępliwości, postaw nacechowanych oportunizmem, autocenzury wedle wymogów poprawności politycznej, kolaboracji z „tym światem”, wreszcie przekonania, iż nie tylko można, ale i trzeba dostosować się do aktualnego „ducha czasu” (śmieją wręcz dodawać: dla dobra Kościoła), a za żadną cenę nie wolno mu się narażać. Tak dochodzi do absurdalnej sytuacji, w której aby przeciwstawić się trendom sprzyjającym „urabianiu” kapłanów i ich zamianie w tchórzliwych konformistów, to wierni świeccy muszą dawać przykład duchownym. I tu dla środowisk tradycjonalistycznych czy konserwatywnych otwiera się znacznie szersze i ważniejsze pole walki, niż organizowanie jałowych „kontr” przeciw sporadycznym demonstracjom lewaków. Sobór Watykański II przesunął punkt oparcia Kościoła na aktywność laikatu – co tradycjonalistom wolno skrzętnie wykorzystać do zniszczenia jego własnych, szkodliwych wytworów. Ujmując problem najbardziej pobieżnie, jak się da, ofensywa środowisk tradycjonalistycznych i konserwatywnych wewnątrz Kościoła musi objąć przynajmniej następujące aspekty:
1. Tradycjonaliści i konserwatyści powinni wkładać maksimum wysiłku w upowszechnianie wiedzy o Tradycji katolickiej oraz – przede wszystkim – w uruchamianie nowych ośrodków, gdzie święta liturgia Kościoła sprawowana będzie w jej tradycyjnej formie.
Msza to serce Kościoła, najczcigodniejszy rytuał, podtrzymujący łączność pomiędzy ludźmi a ich Stwórcą. Udział w najświętszej Ofierze każdorazowo podnosi wiernych na wyższy poziom bytu, ponownie wpisuje ich chaotyczną egzystencję w kosmiczny ład z Bożego ustanowienia. We Mszy niewysłowiony Pan zniża się do człowieka, aby udzielić mu Swych darów. Tradycyjna Msza stanowi niewyczerpane źródło duchowego pokarmu, zasilającego człowieka do pracy i walki we wszystkich dziedzinach ziemskiej rzeczywistości, a poprzez głębię i piękno swego symbolizmu pozwala mu lepiej zrozumieć i zinternalizować Boski porządek. Jej upowszechnienie – rozwój zasięgu terytorialnego w naszym kraju oraz zagęszczenie sieci punktów jej celebracji – z
aowocuje więc upowszechnieniem tradycjonalizmu również na polu filozoficznym, kulturowym, politycznym i innych. Członkowie środowisk tradycjonalistycznych i konserwatywnych jako osoby świeckie nie mogą, rzecz jasna, odprawiać Mszy ani szafować Sakramentów. Dotychczasowa praktyka wykazuje jednak wyraźnie, iż grupy wiernych świeckich odgrywają zasadniczą rolę w organizowaniu i uruchamianiu ośrodków sprawowania tradycyjnej liturgii, służąc następnie kapłanom stałym wsparciem we wszystkich niemal praktycznych sprawach związanych z ich funkcjonowaniem. To pierwszy ważny kierunek pożądanego zaangażowania konserwatystów i tradycjonalistów: Msza święta w tradycyjnej postaci w każdej świątyni jako długofalowy cel wysiłków.
Niniejszy postulat dotyczy nie tylko rytu trydenckiego, ale i innych przed-soborowych rytów katolickiej liturgii. Tradycyjne ryty tworzą skarbiec Kościoła, nieprzebrane duchowe bogactwo przeznaczone dla wiernych, którzy powinni czerpać zeń jak najpełniej, toteż wśród celów stawianych sobie przez tradycjonalistów należy umieścić reaktywację rytów liturgicznych innych niż trydencki. W ich wielobarwnym blasku niefortunny Novus Ordo Missae zblaknie niczym cień – jakim skądinąd jest w istocie. Pewne inicjatywy zostały już zresztą w tym kierunku w Polsce podjęte, np. na rzecz odtworzenia tradycyjnego rytu dominikańskiego; niech zatem tradycjonaliści i konserwatyści organizują się dla ich wspierania i przygotowywania kolejnych. Nie trzeba chyba wyjaśniać, jaką niechęć budzi w szeregach Bractwa Kapłańskiego św. Spokoju powrót do Tradycji katolickiej, stąd uruchomienie każdego nowego miejsca sprawowania tradycyjnej Mszy oznacza cząstkową porażkę tej formacji.
2. W miejscowościach, gdzie stworzenie ośrodka celebracji tradycyjnej liturgii na razie wymyka się realnym możliwościom (z powodu braku kapłanów znających przed-soborowy ryt lub gotowych się go nauczyć), wysiłek środowisk (czy nawet jednostek) konserwatywnych i tradycjonalistycznych może
pójść w kierunku przywracania na poziomie parafii starych, zaniechanych nabożeństw: drogi krzyżowej, nieszporów, gorzkich żalów, nowenn, koronek, litanii – bądź też, tam, gdzie zostały one zachowane, przywracania im dawnej, poważnej i godziwej formy, wolnej od wszechobecnego terroryzowania „młodzieżowością” i „uwspółcześnianiem”, od cenzurowania archaicznych tekstów pieśni i modlitw, od oazowego rzępolenia na gitarach i tym podobnych pokornych ukłonów w stronę „ducha czasu”. Wbrew pozorom aktywność w tym kierunku pozwala prowadzić może mało spektakularny, za to realny i odczuwalny atak na obóz Rewolucji wewnątrz Kościoła, czego dowodzi choćby popłoch, w jaki modernistyczny, zdominowany przez Bractwo Kapłańskie św. Spokoju episkopat Francji wprawił przed kilku laty powrót sporych grup francuskich katolików do dawno zarzuconego, niemodnego „przesądu” adoracji Najświętszego Sakramentu. Także i tam, gdzie tradycyjnej Mszy nie ma jeszcze kto odprawiać, tradycjonalistom i konserwatystom nie zabraknie pola do pracy.
3. Środowiska tradycjonalistyczne i katolickie powinny się następnie włączyć – i włączać innych – w starania o beatyfikację tych kandydatów na ołtarze, którzy obok osobistego praktykowania cnót w stopniu heroicznym bronili – nazwijmy ją tak w myślowym skrócie – konserwatywnej wizji świata w jej różnorodnych wymiarach. Najważniejszą z owych postaci pozostaje na chwilę obecną oczywiście Papież Pius XII, jakkolwiek poza nim wskazać można innych: zachowawcę Gilberta Keitha Chestertona (1874-1936, proces beatyfikacyjny rozpoczęto w grudniu 2006 r.) czy konserwatywnego filozofa O. prof. Jacka Woronieckiego OP (wł. Adam książę Woroniecki, 1878-1949, proces beatyfikacyjny rozpoczęto w grudniu 2004 r.). Warto również zbadać możliwość podjęcia działań na rzecz beatyfikacji wybitnego inkwizytora Bernarda Gui (1261/1262-1331), któremu przypisuje się kilka cudownych uzdrowień. Rzeszom katolików potrzebne są bowiem ideowe i moralne wzory odmienne od tych, jakie promuje wciskana im gwałtownie ze wszystkich stron mdła, cukierkowa, przepojona łzawym antropocentryzmem „religia miłości bliźniego”. Sprawa beatyfikacji nie ogranicza się do prawno-kanonicznych procedur wewnątrz instytucji kościelnych. Na przykład do beatyfikacji i kanonizacji Joanny d’Arc przyczyniły się francuskie środowiska nacjonalistyczne, pracujące nad szerzeniem jej kultu. Ten ostatni przypadek pokazuje dodatkowo, iż zaangażować na tym kierunku mogą się nie tylko tradycjonaliści i konserwatyści religijni: w staraniach o wyniesienie Dziewicy Orleańskiej do chwały ołtarzy odznaczyli się, osobiście niewierzący, nacjonalistyczni pisarze Maurice Barrès (1862-1923) i Charles Maurras (1868-1952). To pole walki nie ustępuje ważnością uprzednio wymienionym – wystarczy wspomnieć nienawistny wrzask stronników Rewolucji wewnątrz i na zewnątrz Kościoła, wywołany beatyfikacją przez Jana Pawła II kontrrewolucyjnego Papieża Piusa IX, a następnie ostatniego władcy Austro-Węgier Karola I (IV). Każda taka beatyfikacja lub, tym bardziej, kanonizacja, usuwa też grunt spod nóg Bractwu Kapłańskiemu św. Spokoju i zmusza je do cofania się.
4. Środowiska konserwatywne i tradycjonalistyczne powinny wreszcie angażować się in gremio w kult świętych szczególnie patronujących zasadom, jakich obronę same deklarują. Są wśród nich wielcy bojownicy przeciw Rewolucji, zasiadający na tronie św. Piotra – bł. Pius IX i św. Pius X, są niezłomni obrońcy czystości wiary – wybitni inkwizytorzy, jak św. Piotr z Werony (1203/1205-1252) i Papież św. Pius V (1504-1572, pontyfikat od 1566 r.). Może na pierwszym miejscu wypada postawić surowych strażników ortodoksji – odkrywcę pojęcia Tradycji i pierwszego kościelnego herezjologa św. Ireneusza z Lyonu (130/140 – ok. 200) czy Ojca i Doktora Kościoła św. Cyryla Aleksandryjskiego (370/380 – 444), zwanego w hagiografii „stróżem dokładności” i „pieczęcią Ojców”. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby organizacje prawicowe oficjalnie przybierały sobie ich postacie za patronów (podobnie, jak
swoich świętych patronów miały średniowieczne cechy, gildie i bractwa) – ze wszelkimi tego konsekwencjami, takimi, jak praktykowanie przez członków organizacji szczególnej czci dla patrona oraz propagowanie przez nich wiedzy o jego czynach i ideowym dziedzictwie. W ten sposób środowiska konserwatywne i tradycjonalistyczne nawiążą trwałą łączność z przechowywanym przez Kościół depozytem Tradycji, ugruntowując zarazem prawomocność własnych działań, zapewniając sobie nadprzyrodzoną opiekę oraz dbając o prawidłową formację duchową, moralną i doktrynalną własnych szeregów.Długoterminowym celem naszkicowanego tu pobieżnie programu działań (realizowanych kompleksowo – równolegle na wszystkich wyliczonych polach) jest odzyskanie dla Kontrrewolucji przynajmniej lokalnego Kościoła oraz zainicjowanie duchowego odrodzenia w obumarłej religijnie, postkomunistycznej Europie Środkowej i Wschodniej. Potrzeba więc zorganizowanej, jednoczesnej kontrofensywy wobec:
- religijnej indyferencji w środowiskach tradycjonalistycznych, konserwatywnych, prawicowych, nacjonalistycznych, patriotycznych,
- równie wśród nich popularnej, powierzchownej i płytkiej religijności „bogoojczyźnianej”, traktowanej właściwie li tylko jako środowiskowa konwencja, a przez to nie przekładającej się na zauważalną na zewnątrz, prawdziwą formację duchową,
- rozkładowej robocie modernizmu w samym Kościele, chronionej przez Bractwo Kapłańskie św. Spokoju.
Z każdym skutecznym krokiem na wskazanej drodze coraz bardziej kruszeć będzie władza tego ostatniego, a z nią rozwieje się wizja Kościoła dostosowanego do „ducha czasu” – Kościoła wypełnionego bełkotem „dialogu” oraz zgiełkiem gitar i bongosów.Bo największe zagrożenie niosą nie gorący ani zimni, ale letni. I ci, jak mówi Pismo, zostaną wypluci.
Adam Danek
Artykuł w Opcji naPrawo.