Co Państwo sądzicie o tym tradycjonaliście katolickim, jego dorobku... i jego ojcu, Anandzie?
Pozwoliłem sobie przetłumaczyć wywiad z nim. Ciekawe spojrzenie, takie można rzec jak w adriano-niklowym aforyzmie: "tworzą społeczeństwo zamknięte, ale mają umysły otwarte".
***Tekst był po angielsku, w formie jak to w angielskim "you", nie wiedziałem czy dać "ty", "pan" czy "ksiądz" (wywiad jest z 2003, to w sumie Rama C. był już księdzem, będzie trzeba poprawić). Oryginał tu:
http://www.svabhinava.org/friends/JoaquinAlbaicin/RamaCoom-English-frame.phpjakby ktoś uznał, że tłumaczenie jest w tych czy innych miejscach "krzywe" (styl, gramatyka etc.), to proszę o komentarze i poprawki w duchu tolerancji i dialogu :-)
Tu strona z tekstami Ramy C.:
http://web.archive.org/web/20060507033918/http://www.coomaraswamy-catholic-writings.com/i teksty jego ojca po polsku:
http://tradycjonalizm.net/anandacoomaraswamyWywiad z x. Ramą Coomaraswamy:
***
Czytałem tu i tam o pańskiej podróży do Indii wraz z Marco Pallisem gdy obaj byliście młodzi. Co było głównym celem tej wyprawy?
Dla Marco Pallisa przyczyną było pragnienie zetknięcia się ponownie ze swoimi korzeniami buddyjskimi. Dla mnie było to oczekiwanie na emeryturę mego ojca i zamierzony przezeń powrót do Indii, by ostatecznie przyjąć sanyasę.
W swoich listach pański ojciec dał panu wskazówki opisujące jak stać się pełnoprawnym adeptem tradycji hinduskiej. Jak to się stało, że przynależąc do bramińskiej rodziny ostatecznie przyjął pan ścieżkę chrześcijańską zamiast hinduskiej?
Dorastałem w Haridwarze, jednym ze Świętych Miast Indii i w latach młodości byłem ortodoksyjnym hinduistą. Jako że byłem zaangażowany w yajnopavita, czy też świętą ścieżkę, mogę rzec, że z hinduistycznego punktu widzenia jestem dvija albo też „podwójnie urodzony”. Ale po śmierci ojca wróciłem do Ameryki, gdzie moja mama była w zasadzie samotna. Ponieważ było dla mnie wówczas niemożliwym egzystowanie w Ameryce jako Hindus i ponieważ życie bez przynależności do jakiejkolwiek tradycji odbierałem jako funkcjonowanie na poziomie zgoła zwierzęcym, przystąpiłem do katolicyzmu, który uznałem za całkowicie zgodny z moim światopoglądem hinduistycznym.
Czy możemy porozmawiać o którymś z autorów, kontynuujących pracę pańskiego ojca jako ambasadora Philosophia Perennis – pojęcia jeśli nie wymyślonego, to z pewnością przywróconego przez niego – we współczesnych Indiach?
Jest mnóstwo autorów, którzy mówią na temat Philosophia Perennis, jak choćby Seyyed Hossein Nasr, Frithjof Schuon, Martin Lings, A.K. Saran… Lista jest całkiem długa. Ponieważ pyta pan w szczególności o Indie, to trzeba powiedzieć, że takie jednostki, które żyją w zgodzie z Sanatana Dharma, owszem – istnieją, ale niekoniecznie piszą. Przychodzi mi do głowy np. Kanchi Guru...
Inaczej niż Jerozolima, Benares pozostaje spokojnym miejscem. Czy tradycja hinduska zachowała dość sił, by móc zwycięsko stawić czoła światowemu kryzysowi Dni Ostatnich?
Nie jestem pewien czy Indie są aż tak bardzo wolne od tego rodzaju chaosu, który uwidacznia się na Bliskim Wschodzie. Weźmy pod uwagę choćby obecny wzrost ilości zamieszek pomiędzy hinduistami a muzułmanami. Benares może w tej chwili być spokojny, ale kraj z pewnością nie jest wolny od konfliktów.
Oczywiście świadom jestem bieżącej penetracji modernistycznej w ostatnim czasie w Indiach. Chciałem tylko zwrócić uwagę na bardzo silny Znak Czasu „ucieleśniany” obecnie przez sytuację w Jerozolimie. Aktualna rzeczywistość Indii – widziana zarówno na miejscu, jak i z Zachodu – nie przyprawia mnie o tak apokaliptyczne odczucia jak to, co rozgrywa się w Jerozolimie.
Zgadzam się, że sytuacja w Jerozolimie jest bardziej apokaliptyczna niż cokolwiek dziejącego się gdziekolwiek indziej, ale tak czy inaczej te same siły prowadzą grę na całym świecie i w Indiach także obserwować możemy straszne znaki. Gdy oglądałem telewizję w Nowym Delhi, stale pojawiały się raporty na temat porwanych dzieci, żon zamordowanych dla posagu i ogólnie odnośnie postępującej desakralizacji życia. Oprócz tego wszędzie wybuchają walki pomiędzy fundamentalistycznymi hinduistami a muzułmanami. Co czyni Jerozolimę bardziej apokaliptyczną to ryzyko wojny nuklearnej i reakcji islamskich fundamentalisów przeciwko nie-chrześcijańskiemu Zachodowi.
Jak zapamiętał pan swego ojca?
Zapamiętałem ojca jako najświętszego człowieka i uczę się od niego każdego dnia.
A jak zapamiętał pan Rene Guenona?
Nie mam jakichś szczególnych wspomnień odnoszących się do osobistego życia Guenona. W czasie mej wizyty u niego miałem 18 lat i nie byłem autentycznie zaangażowany w zagadnienia Tradycji, ograniczyło się to w zasadzie tylko do krótkiego spotkania i niewiele więcej. Marco Pallis spędził cały dzień dyskutując z nim. Ja pamiętam... radio grające w jego domu,co mnie zaskoczyło.
Dziękuję za wyjaśnienie, ponieważ niektóre źródła podają, że miał pan bardziej konkretny udział w zmianie sposobu postrzegania buddyzmu przez Guenona. Na przykład, według Chacornaca, pomagał pan w zbieraniu odpowiednich materiałów wraz z Marco Pallisem. Swoją drogą, dlaczego radio wydało się panu tak szczególne?
Zmiana nastawienia Guenona do buddyzmu była rezultatem wysiłków mego ojca i Marco Pallisa. Ja nie miałem tu nic do rzeczy. Powodem dla którego tak uderzyła mnie muzyka był fakt, że radio nadawało nowoczesną egipską muzykę w złym guście i to zdawało się nie pasować do tego, kim był Guenon. Było to jak brzęczenie radia na bazarach Indii.
Pański ojciec zmarł przez rozejściem się dróg Guenona i Schuona. Czy żył dostatecznie długo, by mieć świadomość tej różnicy i jakie – według pana – zająłby stanowisko?
Myślę, że w żaden sposób nie zaangażowałby się w ten spór.
W dodatku dołączonym do „Wybranych Listów” ojca napisał pan o Schuonie, że „stał pomiędzy i ponad Guenonem i Coomaraswamym”. Tym niemniej w ostatnich czasach w gorzkich słowach ogłosił pan widoczny rozpad i załamanie – według relacji niektórych osób – kręgu Schuona i jego nauczania.
Zachowuję wielki szacunek dla pism Schuona i myślę, że nie jest prawidłowe stwierdzenie, jakobym „w gorzkich słowach ogłosił” cokolwiek. Były rzeczy z którymi się nie zgadzałem. Zagadnienia te są złożone i nie ma sensu zajmowanie się nimi teraz. Jestem jak najbardziej wdzięczny Schuonowi za wiele rzeczy, za prawdy, których się od niego nauczyłem i wciąż uczę.
Cóż… zapytałem, ponieważ – przynajmniej nominalnie – przepisywał pan te materiały. Gorzko – co najmniej... Ja także nie zgadzam się z sensacyjną formą, w jakiej temat ten podjęty został przez niektórych ludzi. Ale nie odpowiedział mi pan na pytanie. Czy postrzega pan Schuona jako będącego „pomiędzy i ponad Guenonem a pańskim ojcem”?
Nie postrzegam Schuon jako będącego pomiędzy i ponad Guenonem i moim ojcem. Myślę, że Guenon, Schuon i ojciec objaśniali Philosophia Perennis – każdy na swój sposób. Żaden z nich nie ustrzegł się pomniejszych błędów, ale to nie błędy są istotne. Nawet jeśli podkreśla się różnice pomiędzy, na przykład, Guenonem i moim ojcem, należy zauważyć podobieństwa w myśli. Różnic było niewiele. Nie konkurowali ze sobą, raczej uwidaczniali inne aspekty przedmiotu. Pełnili odmienne funkcje, jeśli woli pan takie określenie.
Pańska współpraca oraz przyjaźń z Matką Teresą z Kalkuty.
Pracowałem z Matką Teresą zarówno w Indiach, jak i w Nowym Jorku. W istocie operowałem ją, gdy była w Nowym Jorku i raz zajmowałem się opieką medyczną nad jej siostrami. Mam dla niej jak największy szacunek.
Jak to jest, że katolicy, prawosławni, anglikanie i protestanci nigdy nie mówią o Świętym Graalu, Kapłanie Janie, ani nawet o Trzech Królach?
Podczas gdy nie mogę odpowiadać za władze anglikańskie i protestanckie, mogę zapewnić pana, że katolicy i prawosławni mówią o tych sprawach, w tym oczywiście o Trzech Królach.
Tak, artykuły tyczące się Świętego Graala, Kapłana Jana oraz Trzech Magów da się wyszukać w Encyklopedii Katolickiej, ale są to głównie teksty historyczne. Hiszpańscy księża katoliccy nigdy nie wspominają Świętego Graala albo Kapłana Jana w swoich kazaniach i jak długo pamiętam władze kościelne także nic o tym nie mówią w encyklikach lub publicznych wystąpieniach i ogłoszeniach. Oficjalne katolickie spojrzenie na Trzech Magów jest takie: „Byli ludźmi dobrego serca, antycypującymi przyszłe nawrócenie pogan na chrześcijaństwo”... Co do prawosławia, to z pewnością nie znalazłem ani jednego artykułu na ten temat. Chciałbym zaznaczyć, że chodzi mi o głębokie, doktrynalne artykuły, nie typowe opowiastki bożonarodzeniowe. Czy mógłby pan zacytować jakieś źródło? Proszę wziąć pod uwagę fakt, że pytam o księży, a nie świeckich wiernych.
Myślę, że jest masa kazań autorstwa świętych, które dotyczą Trzech Magów oraz darów przez nich przyniesionych (złota, mirry i kadzidła). Nie jestem w stanie powiedzieć o jakichkolwiek rozważaniach na temat Kapłana Jana autorstwa świętych. Co do Świętego Graala i w ogóle całego cyklu arturiańskiego, jest to przykład wchłonięcia przez chrześcijaństwo celtyckich mitów i praktyk. Kilka artykułów mojego ojca (jak np. „Sir Gawain i Zielony Rycerz”) podejmuje wątek symbolicznej natury opowieści arturiańskich. Oczywiście wszyscy powinniśmy rozpocząć poszukiwanie Świętego Graala (pojmowanego jako kielich przywieziony do Anglii przez Apostoła Jakuba i początkowo chroniony w Glastonbury). Lancelot nie mógł osiągnąć Graala ze względu na nieczystość swego życia, ale Percival był zdolny przekroczyć niebezpieczny most. Nie jestem zaskoczony faktem, że księża rzadko (jeśli w ogóle) mówią o tych rzeczach, gdyż w większości nie znają oni własnej teologii katolickiej i cała idea „poszukiwania” jest obca wielu z nich.
Jakie okoliczności doprowadziły pana do ruchu Monsignore Lefebvre’a?
Jakkolwiek nauczałem historii Kościoła w seminarium Lefebvre’a przez pięć lat, to nigdy nie byłem członkiem jego ruchu, albo może ściślej: gdy stało się jasne, że Lefebvre chce iść na kompromis z modernistycznym Rzymem, zerwałem swoje więzi z nim.
Czy mógłbym poznać pańskie osobiste wspomnienia z nim związane?
Postrzegałem go jako całkiem sympatycznego w wielu aspektach, ale był także człowiekiem, który nie chciał dyskutować czegokolwiek na poważnie ze swoimi kapłanami. Wymagał posłuszeństwa bez żadnej możliwości przedyskutowania tematów. Mówię tak, bo księża z którymi byłem związany gdy nauczałem w seminarium pragnęli przedyskutować z nim jego nakaz, by używali Mszału i Brewiarza Jana XXIII, a on po prostu odmówił rozmowy, wymagając posłuszeństwa. To doprowadziło ich do opuszczenia Bractwa.
Czy wierzy pan w możliwość przyszłego pojednania Kościoła z masonerią?
Nie – jeśli chodzi o tradycyjny Kościół. Mniej lub bardziej dzieje się to w Kościele posoborowym.
Czy możemy poznać przyczyny dla których odrzuca pan taką możliwość lub uważa ją za nieprawdopodobną? Czy nie postrzega pan masonerii jako łańcucha w swej istocie tradycyjnego, jeśli pominąć odchylenia obecne w wielu jej gałęziach?
Jeśli chodzi o masonerię, to myślę, że Guenon zawsze szukał w chrześcijaństwie modelu, który by odzwierciedlał obecne w islamie rozróżnienie na szaria i haqiqa. Takie coś nie funkcjonuje w chrześcijaństwie, gdzie istnieje „bardziej płynna skala” ezoteryzmu. Znowu: artykuły Marco Pallisa na temat zasłony [veil - nie wiem, zasłona, welon, może chodzi o ezoteryzm jakoś metaforycznie, tajną wiedzę? - przyp. ATW], publikowane na łamach „Sophii” objaśniają ten temat w bardzo przejrzysty sposób. Co do masonerii, postrzegam wszystkie jej formy jako fałszywe i przynależne do kontr-inicjacji.
Chciałbym poznać opinię – pana i tradycyjnego Kościoła Katolickiego – na te linie inicjacyjne Różo-Krzyża, które (według Guenona) opuściły świat Zachodu aby szukać schronienia na „Wschodzie” w XVII wieku – i czy uważa pan za możliwe przetrwanie pewnych linii chrześcijańskich hermetyków aż do współczesnych czasów? Nie mam na myśli Fulcanelliego, ale raczej Ludwika Cattiaux. Wiem, że uważa pan za problematyczne samo istnienie ezoteryzmu i egzoteryzmu w tradycji chrześcijańskiej jako odrębnych dziedzin – ale w takim razie jak tłumaczyć tego rodzaju przykłady?
Nie sądzę, by Różany Krzyż był prawidłową organizacją z tradycyjnego punktu widzenia. To ważne by jako katolik nigdy nie wykraczać poza granice uznanej doktryny i prawdziwej wiary, a takie organizacje były potępiane wielokrotnie zarówno przez Guenona i innych pisarzy tradycyjnych, jak i przez Kościół.
Cóż, myślałem raczej o propagatorach Fama Fraternitas, Alchemicznych Wesel Christiana Rosenkreutza… To znaczy o Różo-Krzyżu (Rose-Croix), nie o późniejszych i nowoczesnych różokrzyżowcach (Rosicrucians).
Co do grup inicjacyjnych wybywających na Wschód, to była to jedna z teorii Guenona. Wszystkie te rzeczy wydają mi się być spekulacjami. Guenon mówił także, że zbawienie przyjdzie ze Wschodu. Ważne jest, by katolicy byli katolikami. To jest dość trudne oraz wymaga nauki i wysiłku, ale nie ma niczego takiego we współczesnym świecie, co uniemożliwiałoby komukolwiek bycie katolikiem w najpełniejszym znaczeniu tego słowa.
Czy tradycyjny Kościół Katolicki podziela ten sam pogląd, co Kościół Rzymski [ale czemu w takim razie odróżnienie go od “tradycyjnego”? – przyp. ATW] odnośnie „zobowiązania” muzułmanów, hinduistów, buddystów etc. do przejścia na chrześcijaństwo?
To wymaga złożonej odpowiedzi, która brałaby pod uwagę problem niezawinionej ignorancji i kwestię zbawienia na zewnątrz Kościoła, co jest zawsze możliwe, ale tylko przez łaskę, która płynie ze Słowa Bożego, Logosu.
Czy możemy porozmawiać o akcji kontr-inicjacyjnej prowadzonej przez Kościół Rzymsko-Katolicki?
Myślę, że to jasne, iż działania Kościoła posoborowego posiadają wszystkie cechy tego, co Guenon nazwałby kontr-inicjacją.
Joga praktykowana przez chrześcijańskich kapłanów. Pomocne narzędzie czy groźne zboczenie?
Omawiam to w jednym z textów na mojej stronie. Myślę, że księża zaangażowani w jogę są głupi.
Niektóre autorytety religijne (np. prawosławny duchowny Seraphim Rose) i autorzy związani z Philosophia Perennis (Charles Upton) popierają teorię, która mówi, że UFO to demony. Czy pan także podziela ów pogląd?
Chociaż lubię pisma Seraphima Rose’a, to uważam za smutne, że nigdy naprawdę nie pojął Guenona czy mojego ojca. Skłonny jestem raczej zgodzić się z Charlesem Uptonem w temacie zjawiska UFO.
Świat Zachodu i Świat Muzułmański. Czy starcie jest nieuchronne?
Jeśli przez Świat Zachodu rozumie pan nie-chrześcjański świat zachodni, to zmierza on do starcia z prawdziwym światem islamu. Muzułmanie którzy popełniają samobójcze zamachy bombowe – zrozumiałe, że przez pryzmat takich aktów można postrzegać sytuację na Bliskim Wschodzie – to nie są postępki wierzącego muzułmanina, bo Koran zabrania zabijania niewinnych, zwłaszcza kobiet i dzieci, nie mówiąc o współbraciach w wierze. W istocie to, co się dzieje, to konflikt pomiędzy dwoma strukturami siły, działającymi czy to w imieniu religii, czy demokracji. Dobre przedyskutowanie tematu znajduje się w wydanej niedawno przez World Wisdom (Bloomington, Indiana) książce „Serce, Sufizm i Chrześcijański Wschód”.
Czy istnieje rzeczywista zależność pomiędzy spirityzmem a opętaniem przez diabła?
Oczywiście. Biorąc pod uwagę łączność między spirytyzmem new age a diabolizmem [satanizmem? – przyp. ATW], jest to złożone zagadnienie, które wymagałoby całego eseju, aby je objaśnić. Omawiam to raczej pobieżnie w jednym z artykułów na mojej stronie internetowej. Sprowadzając rzecz do jednego, dwóch zdań: ci, którzy umiejscawiają swoją duchowość w psychice – w odczuciach i opiniach przeciwstawionych prawdziwemu intelektowi i objawieniu, wystawiają się na wszystkie wpływy, które przychodzą z „tamtej strony”. Tylko ortodoksja (prawdziwa wiara i pełna doktryna) mogą nas ochronić przed tym.
Dni Ostatnie, według tradycyjnego Kościoła Katolickiego.
Ponieważ wpływ sił nieczystych staje się coraz silniejszy, z pewnością wstępujemy w „dni osttnie” – jak to jest przepowiedziane we wszystkich właściwych tradycjach religijnych. Rozmaite katastrofy są objawami tego odejścia od tradycji, kiedy to – we wszystkich dziedzinach – nasze „popędy i pożądania” biorą górę nad zasadami. Wszystko to, co się dzieje, jest charakterystyczne dla przyczyn rozkładu, a my oczywiście odmawiamy przyjęcia tego, bo gdybyśmy to przyjęli i uznali, zostalibyśmy zobowiązani do zmiany naszego życia i rozpoczęcia życia według zasad – boskich zasad danych nam przez Boga. Koniec oczywiście niedługo nadejdzie – ale każdy dzień musimy przeżywać tak, jakby był ostatnim, albowiem kiedy umrzemy, to jest to w pewnym sensie nasz koniec.
Od kiedy wiem, zdanie „bramy piekielne nie przemogą” postrzegają jako odnoszące się do siebie także kościoły rosyjskiego prawosławia, syryjskie, etiopskie i asyryjskie (nestoriańskie). Nie trzeba mówić, że tak samo twierdzi tradycyjny Kościół Katolicki. Dlaczego mielibyśmy na ślepo przyznawać, że Kościołem Dni Ostatnich koniecznie będzie katolicki, że główną rolę w Dniach Ostatnich grać będzie Kościół Rzymu? A co z Trzecim Rzymem, który miałby się ucieleśnić w Prawosławiu? Innymi słowy – czemu mielibyśmy uznawać, że to właśnie Kościół Katolicki jest obecnie tym, do którego się ten termin odnosi?
Co do Rzymu, to Kościół posoborowy jest martwy. To nie znaczy, że Kościół jest martwy, ponieważ istnieje spontaniczny i podziemny Kościół. Nowy Kościół – posoborowy, jak sami go określają – ma fałszywe doktryny i fałszywe obrzędy, podczas gdy Kościół prawdziwy – podziemny – podąża za prawdziwą doktryną i ważnymi rytami. Katolicki znaczy oczywiście „uniwersalny”, „powszechny”. Każdy czy też każda grupa może uzurpować sobie tę nazwę – wielu protestantów wypowiada nicejskie wyznanie wiary. Ale jak mówił Atanazy o arianach – oni mają kościoły, ale my mamy wiarę. Co do centralnej roli Rzymu, to przepowiedziane jest, że Rzym będzie siedzibą Antychrysta.
Podejście Jana Pawła II do kilku “kościołów chrześcijańskich”. Jakieś pozytywne efekty?
To jasne, że jedynym prawidłowym podejściem do kościołów nie-katolickich jest zaproszenie ich do stania się katolickimi. Obecnie panuje taki klimat, w którym cała doktryna jest ignorowana, a więc będzie znów mogli być „jednym”. Jestem jak najbardziej za zjednoczeniem, ale nie jeśli wymaga to ofiary z prawdy.
Czy tradycyjny Kościół Katolicki w jakikolwiek sposób czerpie inspirację odnośnie swego spojrzenia na Kościół Rzymski [chyba rozróżnienie na tradycjonalistów i „oficjalny” Kościół w Watykanie – przyp. ATW] (jako na przyszły tron Antychrysta) z proroctw świętego Malachiasza odnośnie papieży? Czy św. Malachiasz jest osią, do której powinno się odnosić spojrzenie na ten temat? Czy winniśmy postrzegać De Gloria Olivae oraz In Persecutione Extrema… jako prawdziwe proroctwa warte uwagi i interpretacji, czy też wynikają one z wątpliwych źródeł?
Problem z proroctwami jest taki, że są one cudowne w retrospekcji, ale ryzykowne jako źródło na którym można polegać przed zajściem wydarzeń. Słyszałem rozmaite wyjaśnienia proroctw Malachiasza na temat przyszłości. Ale różnice pomiędzy tradycyjnym Kościołem a nowym, posoborowym, są dość jasne i nie potrzeba tu polegać na proroctwach. To oczywiście zrozumiałe, że w obliczu obecnego chaosu w Kościele ludzie traktują proroctwa i objawienia jako wskazówki. Tym niemniej, jeśli ktoś trwa przy całej doktrynie, to znajdzie w nauce autentycznego Kościoła i podejmowanych przezeń w historii działaniach wszystkie wskazówki konieczne do pozostania prawdziwym katolikiem.
Bramy piekielne nie przemogą, jak twierdzi pan w swoim artykule polemicznym?
Bramy piekła nie mogą zwyciężyć prawdziwego Kościoła, bo oparty jest on na Prawdzie – odsyłam do mojego tekstu na stronie. Jak powiedziała Katarzyna Emerich, jeśli prawdziwą wiarę będzie można znaleźć tylko u jednej osoby, to w niej będzie trwał Kościół Katolicki.