Konstytucja o Liturgii II Soboru Watykańskiego II stanowi a artykule 50:
Obrzędy Mszy świętej należy tak opracować, aby wyraźniej uwidocznić właściwe znaczenie i wzajemny związek poszczególnych części, aby łatwiejszy stał się pobożny i czynny udział wiernych.
W tym celu, zachowując wiernie istotę obrzędów, należy je uprościć i opuścić to, co z biegiem czasu dodano jako powtórzenie lub co stało się zbędnym dodatkiem. Natomiast pewne elementy niesłusznie zatracone w ciągu wieków należy przywrócić, stosownie do pierwotnej tradycji Ojców Kościoła, o ile okaże się to pożyteczne lub konieczne.
Jak to wyszło każdy z nas wie
---
W tym miejscu chcę zamieścić trafną refleksję o. Tomasza Kwietnia:
Wśród współczesnych liturgistów często słyszy się opinię, że często powtarzane krzyżyki nad darami ofiarnymi były przesadą, nadmiernym akcentowaniem rzeczy drugorzędnych, implikowały wręcz magiczne podejście do liturgii, czy też zaciemniały znaczenie modlitwy eucharystycznej. Prawdą jest, że nic nie wskazuje na to, by w najstarszej wersji kanonu rzymskiego celebrans wykonywał jakiekolwiek gesty. Ale trzeba również pamiętać, o czym była mowa wcześniej, że inna była wówczas logika celebracji: uczestnicy mszy, zwróceni w stronę wschodu, nie patrzyli na ołtarz ani na biskupa i wszyscy mieli ręce rozłożone do modlitwy w geście oranta. W liturgii gesty są częścią większej całości i trudno wyrywać je z kontekstu. Logiczne jednak jest pytanie, dlaczego wracamy akurat do tych elementów tradycji, a inne pomijamy. Jakich kryteriów używamy, by wartościować, wybierając jedne, a skazując na niepamięć inne? Faktem jest, że dopiero w pewnym punkcie rozwoju rytu rzymskiego zaczęły pojawiać się znaki i gesty celebransa przy ołtarzu. Niektóre wykonywano jakiś czas, inne zniesiono po ostatnim soborze, jeszcze inne przetrwały do dziś. Z pewnością gesty te miały ongiś związek z traktowaniem odprawiania mszy jako głównego elementu umacniającego tożsamość kapłańską. To ksiądz był prawdziwym liturgiem, wierni tylko asystowali. Nawet jeśli nie było to często wyrażane wprost, tak przez wieki pojmowano podział ról w liturgii. Obecnie, zgodnie z duchem soborowej Konstytucji o Liturgii, szuka się dróg wyrażenia celebracji jako wspólnego dzieła całego zgromadzenia Kościoła, w którym wszyscy odgrywają właściwe sobie role. W takim ujęciu można chcieć redukować kapłańskie gesty jako te, które niepotrzebnie oddzielają celebransa od ludu. Jednak to nie jedyny powód. Chodzi także o zmianę sposobu myślenia w liturgii.
Za postulatem redukowania gestów kryć się może głębokie niezrozumienie samej istoty języka liturgicznego. Jest to język ludzkiej emocjonalności, a nie chłodny tok intelektualnego rozumowania: "Jeżeli A, to B, wtedy i tylko wtedy, gdy C". (Istnieje bardzo poważnie uzasadniona teza, że posoborowa reforma liturgii czerpała swoją inspirację z ducha oświecenia, gdzie najważniejsze było "mędrca szkiełko i oko"[1]). Proszę powiedzieć kochającym się małżonkom, że nielogiczne jest całować się wiele razy. Prawda, z punktu widzenia zimnej racjonalności jest to nielogiczne, ale za to kochające. Gdyby komuś udało się skutecznie i wobec wszystkich ograniczyć akt małżeński tylko do tego, co w nim istotowo konieczne, by zaistniał, prawdopodobnie ludzkość wymarłaby w krótkim czasie. Porównanie to może będzie dla kogoś szokujące czy niewłaściwe, jednak przy nim pozostanę, bo wszystkie te "krzyżyki", pokłony i tym podobne są gestami czułości i miłości wobec Osoby i tajemnicy Boga Wcielonego. Liturgia i modlitwa to nie praca na komputerze. Po wezwaniu Trójcy w znaku krzyża mówimy Amen, a nie Enter czy Exit.
Co więc oznaczały te przedsoborowe "krzyżyki" nad chlebem i winem? Można tłumaczyć je nie jako gesty błogosławieństwa, jak przywykliśmy myśleć, lecz jako wzmocnione ukazywanie daru - takie punktowe światło skierowane na dar, który jest czymś więcej niż tylko materią do przeistoczenia. Po raz kolejny widać tutaj typowy dla modlitwy eucharystycznej sposób patrzenia na dary ofiarne. Nawet jeśli jeszcze nie są konsekrowane, to już zapowiadają tę przemianę. W dalszym ciągu zobaczymy, że nie chodzi tylko o przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Tutaj trzeba zauważyć, że kanon gra ciągle na skojarzeniach pomiędzy ofiarą Chrystusa a naszym udziałem w niej. Brak precyzyjnych rozróżnień ma swój głęboki sens. Eucharystia polega właśnie na tym, że jest jednocześnie ofiarą Chrystusa i ofiarą Kościoła, połączoną na tym samum krzyżu, celebrowaną w każdej epoce, na całej ziemi
[1] Znakomitą i pozbawioną uprzedzeń typowych dla dzisiejszej dyskusji o liturgii ocenę oświeceniowego wpływu na współczesny ryt czytelnik znajdzie w pracy Aidana Nicholsa, Patrząc na liturgię. Krytyczna ocena jej współczesnej formy, przeł. T. Glanz, Poznań, bdw (2007).
Modlitwa w stylu retro, Kraków 2008, s. 87-89