Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 30, 2024, 12:02:29 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231965 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Contra Brawario i św. Jan Vianney w materii tanecznej
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 ... 6 Drukuj
Autor Wątek: Contra Brawario i św. Jan Vianney w materii tanecznej  (Przeczytany 25347 razy)
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« dnia: Października 23, 2009, 13:47:35 pm »

taki oto artykuu sie pojawił w internetu:

Włodzimierz Kowalik: "Trening ciała i charakteru czy droga do piekła?"

Czuję się „wywołany do tablicy” przez pana Mirosława Salwowskiego, jego artykułem „Proboszcz z Ars – niechciany święty”, do oceny nieprzejednanej postawy św. Jana Vianneya wobec tańca: „"Nie ma ani jednego przykazania Bożego, którego by się nie przekraczało przez tańce”- napisał Vianney. Opowiadam: najwyraźniej Kościół sam jest na bakier z Dekalogiem, skoro w przykazaniach kościelnych mówi tylko o powstrzymaniu się od zabaw hucznych w czasach zakazanych.


fot. Tańczyć, czy nie tańczyć?

Przyznam również, że imię Proboszcza z Ars było mi znane tylko z Litanii do Wszystkich Świętych. Nie byłem świadom, że świętość jego ogłoszono na podstawie heroicznej walki z życiem towarzyskim w Ars. Za męczeństwo należy się nagroda, a Jan Vianney niewątpliwie był męczennikiem, ukrzyżowanym przez własne ciało, intelekt i osobowość. Dlaczego zatem nie ma być święty? Świętość jest dla wszystkich, również dla osobowości prymitywnych i chorych. Nie ma jednak powodu, a nawet byłoby grzechem, taką osobowość naśladować. Wszakże trzeba talenty rozwijać a nie zakopywać.

Osobiście nie odnajduję się w perspektywie św. Jana Vianneya. Nie przeraża mnie śmierć w czasie tańca, czy bezpośrednio po balu, którą starszy (straszenie jest jego ulubioną taktyką kaznodziejską). Nawet byłbym zadowolony, zgodnie ze słowami św. Augustyna: „Ludzie, nauczcie się śpiewać i tańczyć, bo aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z wami zrobić”. Sam zacząłem tańczyć dopiero po ślubie około 8 lat temu. Najpierw dla sprawienia przyjemności małżonce ale z czasem bardzo rozsmakowałem się w tańcu. Taniec doskonale robi małżeństwu. Zachwyt drugą osobą, rozwój komunikacji w parze, więzi psychologicznej, również tej niewerbalnej – oto co daje taniec! Ponadto kondycję fizyczną, relaks, pogodny nastrój, opanowanie ciała, koordynację ruchów itd. Małżonkowie mają prawo do celebracji sakramentu małżeństwa w tym celebracji publicznej! Właśnie dlatego publicznie zawierają związek. Bynajmniej nie chodzi tu o żaden domniemany seks (jest to zresztą wierutna bzdura, seks jest możliwy „przed” albo „po” tańcu, nigdy w trakcie). Taniec, nieodłącznie związany muzyką, tak jak ona towarzyszy odświętnym, niezwyczajnym okolicznościom życia człowieka. Taniec kobiety i mężczyzny jest piękny! Tego archetypicznego skojarzenia nie zniszczą żadne kazania z Ars, bo leży ono zbyt głęboko, być może na samym dnie ludzkiej duszy.

Duchowymi wymiarami tańca nie mogę się tu zajmować, gdyż dla Proboszcza z Ars taniec istnieje tylko jako pokusa seksualna. Katalog pokus i grzechów u św. Jana Vianneya jest całkowicie monotematyczny. Wyparcie poza świadomość odniesień seksualnych, jako zła, skutkuje nieświadomą, niekontrolowaną przez rozum, koncentracją na nich, tym oczywiście silniejszą, im silniejsze było to wyparcie, z jednoczesnym zawężeniem spojrzenia. Mechanizm psychologiczny jest znany. Taki stan może być charakterystyczny dla psychiki nawróconego, nałogowego rozpustnika czy lepiej onanisty, który bardziej niż rozpustnik zależy od własnych wyobrażeń a mniej od faktów. Nie wiem z jakiego powodu, ale optyka Vianneya jest niewątpliwie zawężona, skoro taniec jest dla niego tylko „najbliższą okazją do grzechu”, której w dodatku człowiek nie może się oprzeć (sic!): „Mój Boże, jakże można być zaślepionym do tego stopnia, aby przypuszczać, że nie ma nic złego w tańcu! Korowód taneczny to przecież powróz, którym szatan ściąga dusze do piekła!… […] Najbliższą okazją do grzechu nazywamy te miejsca, osoby i okoliczności, w których zazwyczaj upadamy. Są to na przykład: widowiska teatralne, bale, tańce, złe książki, nieuczciwe towarzystwa, nieskromne piosenki i obrazy, rozrzutne stroje, stosunki z osobami płci przeciwnej, które już wcześniej były powodem upadku" – pisał nasz Święty o sobie lub o kimś kogo dobrze znał (zakładam, że nie kłamał). Przyjmuję po prostu, że główna kontrowersja polega na tym, czy taniec towarzyski rozbudza erotycznie, czy nie rozbudza? Pytamy zatem o fakty, a nie o opinie Vianneya.

Mówiąc na podstawie faktów doświadczonych osobiście, stwierdzam, że owszem taniec rozbudza mnie erotycznie, w takim samym sensie jak piękna pogoda, wino, spacer, czy dobry humor. Zdajemy sobie sprawę, że rzeczywistości te mają w sobie coś erotycznego. Jednak subtelności tej nie znajdziemy u naszego Świętego, który chce być „niewinny” czyli aseksualny i naiwnie mniema, że to jest możliwe. Wolno mu. Być może dla pewnych natur nie ma innej drogi. Dla mnie nieumiejętność oparcia się takiej „pokusie” oznacza nieusuwalne kalectwo duchowe, zupełną „rozwałkę” psychiki, stan chorobowy. Neguje się tu w istocie samo pojęcie natury ludzkiej jako czegoś dobrego i rozumnego. Wychowałem się w tradycji duchowej, która nie postrzega w nerwicach szczególnej chwały Bożej, tym bardziej nie upatruje w nich celu ludzkiego działania.

W sensie ściślejszym – czyli genitalnym – taniec nie rozbudza. Jest to fizjologicznie i technicznie niemożliwe. Co to bowiem jest taniec towarzyski? To pewna FORMA, której należy nauczyć swoje ciało. Forma jest elementem intelektualnym, duchowym, „tym co w górze”. Ciało nie ma jej samo z siebie, lecz musi ją WYTRENOWAĆ. W treningu nie ma nic erotycznego. Tu właśnie leży błąd pobożnych obserwatorów widzących w tańcu odruchową ekspresję seksualną. Mylą oni taniec z hulanką. „Odruchowo” co najwyżej depczemy partnerce po stopach, co nawet przy największej ochocie do seksu nie zachęca. „Sugestywnie erotycznie ruchy” tańców łacińskich (nota bene prawie wszystkie tańce łacińskie pochodzą z krajów katolickich!), warunkowane zresztą anatomią ciała ludzkiego a nie samą wyobraźnią (zwykły chód też może być sugestywny erotycznie, zwłaszcza dla kompulsywnie opanowanych duchownych) są przede wszystkim, technicznie trudne. Dla nabycia umiejętności trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć… aż pojawi się radość z tego, że świadomie mogę posługiwać się swoim ciałem, które robi to, co ja mu polecam robić. Tak urzeczywistnioną władzę ducha nad ciałem (przypadek szczególny powściągliwości) można wykorzystać zarówno w złym jak i dobrym. Również zło można czynić z wyrachowaniem i sprawnością dającą mu wyjątkową skuteczność. Jest to problem ogólnej formacji duchowej. Jednak niech nikt nie plecie, że w tańcu (chodzi o taniec towarzyski, który jest ściśle zdefiniowaną formą a nie jakieś tam pląsy, czy ich medialne wykorzystania) ma się do czynienia z odruchowym popędem czy wyrachowaną rozpustą. Tancerz może pokonać trudności techniczne, usprawniając swoje ciało, jego motorykę i pobudliwość albo musi zrezygnować z uprawiania tańca towarzyskiego. Pozostaje wtedy przy ekspresji czysto odruchowej, nietkniętej rozumem, której i pozbędzie się dopiero, gdy pozbędzie się ciała, choćby i był świętym. Nie mogąc jej ulegać, będzie zmuszony ją negować. Dlaczego? Bo nie znajdzie dla niej żadnego pozytywnego zastosowania. Ot, władza stworzona przez Pana Boga bez celu. A co jeśli byłby małżonkiem? Jak pogodzi grzeszną, nie dającą się „podnieść duchowo” żądzę z sakramentem? Na zasadzie dyspensy nazwanej czasem procreatio lub remedio concupiscentia? A gdzie w tym osoba człowieka?

Wszyscy „nietaneczni” święci, przy całej swojej pobożności, pozostają na pierwotnym, spontanicznym, właśnie odruchowym, poziomie seksualności swego ciała. To nie oni „biorą swoje ciało w niewolę”, jak radzi św. Paweł, to raczej ciało, wobec którego żywotności są bezradni, bierze ich w niewolę, zmuszając do ucieczki. Jakie bowiem rady daje św. Jan Vianney w celu opanowania ciała? Pozytywnych żadnych. Same negatywne: uciekaj, umartwiaj, biczuj. Ale po co? Umartwienie jest sensowne (i konieczne - o czym tu nie mówimy) dla osiągnięcia sprawności jakiegoś działania. Ale skoro sprawność erotyczna jest zła z istoty, co po ją wspomagać umartwieniem? Zatem żeby zyskać życie wieczne. Ale w żywocie wiecznym ciało będzie niecierpiętliwe, inne niż to a co z tym ciałem? Z tym nic. Niepotrzebne. Skazanym na ucieczkę od cielesności pozostaje tylko duchowość zwalczająca wszystko, co ma choćby pozór zmysłowości. A ponieważ całe doświadczenie człowieka nosi znamię zmysłowości, jest to tyle samo, co negacja doczesnej rzeczywistości, w tym również rzeczywistości swego ciała, jako złej. Nie ma bowiem innego teoretycznego uzasadnienia dla istnień, którym się odmawia pozytywnych aktywności.

Już choćby za samo to męczeństwo należy im się Niebo.

Włodzimierz Kowalik

* * * *
autor niechybnie jest hylikiem!
Zapisane
kurak
aktywista
*****
Wiadomości: 2076


Damnat quod non intelligunt !!!

« Odpowiedz #1 dnia: Października 23, 2009, 14:04:11 pm »

autor niechybnie jest hylikiem!
Kim?
Zapisane
Zawsze Wierni - Prawdzie katolickiej, Prawdzie Jedynej...
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #2 dnia: Października 23, 2009, 14:28:45 pm »

Hylik (somatyk) - osoba podlegająca tylko ciału i jego popędom. To terminologia gnostycka. Jeszcze są psychicy i pneumatycy.
Zapisane
kurak
aktywista
*****
Wiadomości: 2076


Damnat quod non intelligunt !!!

« Odpowiedz #3 dnia: Października 23, 2009, 14:30:38 pm »

Hylik (somatyk) - osoba podlegająca tylko ciału i jego popędom. To terminologia gnostycka. Jeszcze są psychicy i pneumatycy.
Aha,dzieki :)
Zapisane
Zawsze Wierni - Prawdzie katolickiej, Prawdzie Jedynej...
LUK
aktywista
*****
Wiadomości: 962


« Odpowiedz #4 dnia: Października 23, 2009, 15:39:17 pm »

Witam


Przyznam również, że imię Proboszcza z Ars było mi znane tylko z Litanii do Wszystkich Świętych. Nie byłem świadom, że świętość jego ogłoszono na podstawie heroicznej walki z życiem towarzyskim w Ars. Za męczeństwo należy się nagroda, a Jan Vianney niewątpliwie był męczennikiem, ukrzyżowanym przez własne ciało, intelekt i osobowość. Dlaczego zatem nie ma być święty? Świętość jest dla wszystkich, również dla osobowości prymitywnych i chorych. Nie ma jednak powodu, a nawet byłoby grzechem, taką osobowość naśladować. Wszakże trzeba talenty rozwijać a nie zakopywać.

To nie oni „biorą swoje ciało w niewolę”, jak radzi św. Paweł, to raczej ciało, wobec którego żywotności są bezradni, bierze ich w niewolę, zmuszając do ucieczki. Jakie bowiem rady daje św. Jan Vianney w celu opanowania ciała? Pozytywnych żadnych. Same negatywne: uciekaj, umartwiaj, biczuj. Ale po co? Umartwienie jest sensowne (i konieczne - o czym tu nie mówimy) dla osiągnięcia sprawności jakiegoś działania. Ale skoro sprawność erotyczna jest zła z istoty, co po ją wspomagać umartwieniem? Zatem żeby zyskać życie wieczne. Ale w żywocie wiecznym ciało będzie niecierpiętliwe, inne niż to a co z tym ciałem? Z tym nic. Niepotrzebne. Skazanym na ucieczkę od cielesności pozostaje tylko duchowość zwalczająca wszystko, co ma choćby pozór zmysłowości. A ponieważ całe doświadczenie człowieka nosi znamię zmysłowości, jest to tyle samo, co negacja doczesnej rzeczywistości, w tym również rzeczywistości swego ciała, jako złej. Nie ma bowiem innego teoretycznego uzasadnienia dla istnień, którym się odmawia pozytywnych aktywności.

Witam

Autor jest śmieszny i widocznie nic nie rozumie z nauki o tańcu, człowiek myli pojęcia nie sprawność erotyczna jest zła ale okazja do grzechu
" KTO kocha niebezpieczeństwo zginie w nim mówi Pismo św." widać że autor mądrzejszy jest od świętych tu przedstawionych: 
http://salwowski.msza.net/m/pub/dokumentacja-kosciola-katolickiego-nt-mieszanych-tancow.html


Zapisane
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #5 dnia: Października 23, 2009, 15:47:52 pm »

autor stwierdza, że tylko świętoszkowaci ignoranci mogą twierdzić, że taniec jest bliską okazją do grzechu i ma rację w szczególności, gdy pisze

Mówiąc na podstawie faktów doświadczonych osobiście, stwierdzam, że owszem taniec rozbudza mnie erotycznie, w takim samym sensie jak piękna pogoda, wino, spacer, czy dobry humor. Zdajemy sobie sprawę, że rzeczywistości te mają w sobie coś erotycznego. Jednak subtelności tej nie znajdziemy u naszego Świętego, który chce być „niewinny” czyli aseksualny i naiwnie mniema, że to jest możliwe. Wolno mu. Być może dla pewnych natur nie ma innej drogi. Dla mnie nieumiejętność oparcia się takiej „pokusie” oznacza nieusuwalne kalectwo duchowe, zupełną „rozwałkę” psychiki, stan chorobowy. Neguje się tu w istocie samo pojęcie natury ludzkiej jako czegoś dobrego i rozumnego. Wychowałem się w tradycji duchowej, która nie postrzega w nerwicach szczególnej chwały Bożej, tym bardziej nie upatruje w nich celu ludzkiego działania.
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
Fons Blaudi
aktywista
*****
Wiadomości: 4275

« Odpowiedz #6 dnia: Października 23, 2009, 17:33:51 pm »

Wole polemizowac z Brawariem z pozycji katolickich.
Zapisane
Dio ci guardi dalla tentazione dei pasticci ibridi
Artur Rumpel
aktywista
*****
Wiadomości: 1183


Prawdziwe Boze Narodzenie
« Odpowiedz #7 dnia: Października 27, 2009, 15:32:42 pm »

Moja nie wprost polemika z Brawariem:

Taniec towarzyski jest jednym z najbardziej charakterystycznych wyróżników cywilizacji europejskiej i jej pochodnych. Również kulturze polskiej towarzyszył on od samych jej początków. Wedle legend zanotowanych przez Długosza Popiel II zajmował się urządzaniem hulanek i tańców. Zgodnie ze świadectwem polskich kronikarzy dzień koronacji Kazimierza III w 1333 i kilka dni następnych spędzono na tańcach i gonitwach. Jak notuje tenże sam Długosz szczególnie oddana tańcom była małżonka tegoż monarchy Anna Giedyminówna. Z przykładów średniowiecznych miłośników tańca w naszej ojczyźnie najbardziej znacząca jest postać Św. Jadwigi Andegaweńskiej, króla Polski. Wedle tego samego Długosza będąc jeszcze niezamężną zabawiała się tańcami z Wilhelmem Habsburgiem w .... krużgankach klasztoru franciszkanów w Krakowie. Kronikarz dodaje, że odbywało się to skromnie i z największą przyzwoitością, nie zmienia to jednak faktu, że święta ta z upodobaniem tańczyła i to bynajmniej nie ze swoim małżonkiem. (Gloger, 1972, s.354-355)




Taniec a religia katolicka




Pisząc o tańcu, jak zresztą o każdym innym trwałym składniku kultur europejskich trzeba wyjść od Średniowiecza. W tym okresie ukształtowała się nasza cywilizacja, wtedy też powstał taniec towarzyski. Błędna jest więc praktyka, stosowana przez niektórych publicystów piszących o tańcu, rozpoczynania analiz od wieku XVI. Jeszcze większym ich błędem jest okraszanie tekstów cytatami z Ojców Kościoła dotyczącymi zupełnie innego rodzaju tańców i pochodzącymi z zupełnie odmiennego, bliskowschodniego kręgu cywilizacyjnego.




Staropolski synonim słowa taniec - „pląs” pochodzi od starosłowiańskiego czasownika „plesat”, oznaczającego klaskanie w dłonie. Należy wiec mniemać, ze najdawniejsze tańce łączyły ruchu nóg i rąk. (Chwalba, 2005, s. 67). Potwierdza to wzmianka w psałterzu królowej Małgorzaty o tancerzu nie tylko nogami, lecz i rękami pląsającym. (Gloger, 1972, s. 355). Tańce zbiorowe przybierały w początkowym okresie formę łańcucha lub koła, w których tańczący byli czasem ustawieni naprzemiennie pod względem płci. (Chwalba, 2005, s. 67) I choć, jak juz pisałem wyżej taniec towarzyski, w formie typowej, czyli w damsko-męskich parach jest specyficznym wynalazkiem cywilizacji europejskiej, to takie formy pośrednie, które do jego ukształtowania doprowadziły znane są również w innych kręgach kulturowych. Można tu podać przykład współczesnych Kurdów, wyznających jedną z bardziej liberalnych odmian islamu. U nich właśnie można się spotkać z tańcem w łańcuchu złożonym z mężczyzn i kobiet na przemian stojących i trzymających się za ramiona. Kto ciekaw, może to sobie zobaczyć w telewizji Kurdsat, powszechnie dostępnej w naszym kraju na platformach cyfrowych. Przeczy to popularnej tezie, jakoby świat islamu był tańców damsko-męskich całkowicie pozbawiony. Tyle tytułem dygresji, wróćmy do spraw krajowych.




Od średniowiecza taniec był u nas niebywale rozpowszechniony. Epoka ta była okresem, w którym taniec towarzyski się wykształcił, ale trzeba wiedzieć, że nie powstał on z niczego, ale po prostu z innych form tańca, wspólnych wszystkim kulturom, zwłaszcza naturalnym (określenia tego używać będę zamiast przestarzałych:dziki, pierwotny i prymitywny na wspólne zmianownikowanie kultur przedpiśmiennych). Tańce różnego rodzaju występują praktycznie we wszystkich kulturach świata. Można je podzielić według ich charakteru na religijno-magiczne i rozrywkowo-erotyczne. Występują również formy mieszane. Europejski taniec towarzyski należy bez wątpienia do kategorii drugiej, można go umiejscowić w obrębie domeny stonowanej erotyki. W pierwszych wiekach formowania się tańca towarzyskiego było w nim jeszcze sporo pozostałości dawnego, pogańskiego charakteru magicznego. Jest to ważne rozróżnienie zwłaszcza, gdy spotykamy się z tekstami starożytnych, czy średniowiecznych pisarzy kościelnych nieraz dosyć ostro krytykujących taniec.




Otóż zarówno w starożytności w basenie Morza Śródziemnego, jak też w średniowieczu w całej Europie Kościół katolicki zwalczał taniec nie jako sposób na rozrywkę, ale jako przejaw obecności rytuałów pogańskich. Taniec jako zabieg magiczny został wymieniony w XIII-wiecznym Katalogu Magii Rudolfa pochodzącym z opactwa cystersów w Rudach na Górnym Śląsku.(Chwalba, 2005, s. 67) Dajmy głos źródłom:

[..]dowiedzieliście się o wielorakim zgorszeniu [...] które sie bierze z zabaw z maskami i nieprzyzwoitych zabaw urządzanych w czasie karnawału. Niejeden bowiem w infule z pastorałem i w szatach pontyfikalnych błogosławi na ulicach jak biskup, inni przebrani za królów lub książęta, inni z żartami z maskarad, inni wyprawiając tańce i pląsy kobiet i mężczyzn wciągają ludzi do zabawy (Chwalba, 2005, s. 67)

Tak pisał w 1444 biskup sambijski Michał. Badacz nie znający realiów Średniowiecza mógłby mniemać, iż ów hierarcha gromi tymi słowy erotyczny wymiar tanecznej rozrywki. Myślę jednak, ze nawet taki człowiek nie będzie mógł uczciwie obstawać przy takowej konstatacji, gdy przeczyta inny tekst z tego samego czasu pochodzący, będący dziełem biskupa poznańskiego Andrzeja, a powstały w 1420 roku:

[...]ponieważ w czasie karnawału ma miejsce wiele czarów i wiele zabobonnych praktyk, zmuszajcie lud, by porzucił je, a także wyuzdany obyczaj przebierania się mężczyzn za kobiety, a kobiet za mężczyzn. (Chwalba, 2005, s. 67)




Na tym przykładzie widać, ze kościół średniowieczny potępiał nie tańce jako takie, ale magiczne ich elementy, a szerzej zahaczanie tańców o sferę sacrum. Duchowni wiedzieli bowiem, że tam gdzie taniec ociera się o sacrum tam łatwiej o jego zakazany, magiczny charakter. Toteż zakazywano, jak wyżej widać przebierania się za osoby duchowne, tańców w kościołach, koło kościołów i na cmentarzach, oraz tańców w największe święta i ich wigilie. Zakazy takie pojawiają sie w ustawodawstwie kościelnym tak w Polsce , jak i w innych krajach. Za przykład niech posłuży fragment dokumentu wystawionego przez papieża Klemensa V wprowadzającego takowy zakaz na Soborze Vienneńskim:

[...] wielu tak duchownych, jak i świeckich zwłaszcza w wigilie niektórych świąt, gdy powinni oddawać się modlitwie, nie wzdraga sie tańczyć rozwiąźle nawet na przykościelnych cmentarzach, śpiewać pieśni i dopuszczać się wielu wybryków. Za tym idzie bezczeszczenie kościoła i cmentarza oraz rozmaite niegodziwe przestępstwa. Zakłóca to liturgię poprzez obrazę majestatu i zgorszenie obecnego przy tym ludu.

(Chwalba, 2005, s. 67)

Można przypuszczać, myślę zresztą, że z prawdopodobieństwem bliskim pewności, iż te wigilijne tańce na cmentarzach i przy kościołach nie były zwykłymi imprezami rozrywkowymi, ale miały charakter na wpół pogańskich misteriów z repertuaru ludowej magii. Ta ostatnia bowiem często posługiwała się środkami zaczerpniętymi z religii katolickiej. Wiele energii duchownych tak w średniowieczu, jak i w następnych stuleciach poświęcono na zwalczanie różnego rodzaju nadużyć rzeczy świętych do celów magicznych.




Wiele również ogłaszano aktów zakazujących udziału w tańcach osobom duchownym. I tak ustawy synodalne włocławskie i poznańskie z czasów Władysława II zabraniają duchownym „dowodzić tańcami”.(Gloger, 1972, s.355) Przepis ten zaostrzył sobór trydencki, zakazując duchownym tańca w ogóle. (Chwalba, 2005, s. 169).




Wszystkie te średniowieczne przepisy kościelne skierowane przeciw tańcom były podyktowane walką z pogaństwem, magią i nadużyciem sacrum. Kościół w tych aktach kierował się troską o przestrzeganie I, a nie VI przykazania Bożego. Takie były priorytety epoki. Chrześcijaństwo na ziemiach północnej Europy wbrew pozorom dopiero pod koniec średniowiecza ugruntowało się w stu procentach. Do tego czasu wiele było zwłaszcza na terenach wiejskich , leśnych i górskich reliktów pogaństwa, a wszędzie myślenia magicznego. Subtelną erotykę natomiast, do której taniec towarzyski się zaliczał, Kościół tolerował, świadomy jej znaczenia w kanalizowaniu namiętności seksualnych. (Huizinga 2005, s.137)




Zupełnie natomiast zmieniało się podejście władz kościelnych tam, gdzie erotyka zaczynała się stykać z sacrum, bo to pachniało magią i pogaństwem. Zwalczał więc Kościół, a przynajmniej niektórzy jego przedstawiciele nie tylko tańce w miejscach i czasach świętych, ale także tę część literatury erotycznej (bardzo w średniowieczu popularnej), która obficie nawiązywała do tematyki religijnej, na przykład słynną Powieść o Róży, która zresztą oprócz wrogów miała też wśród hierarchów Kościoła gorliwych obrońców (Huizinga 2005, s. 136-148). Z tej samej przyczyny w średniowiecznych misteriach jasełkowych tancerze występowali bez pasterek, bowiem świętość przedmiotu zabraniała aluzji miłosnych (Huizinga 2005, s. 232-233).




Jeśli ktoś jeszcze pozostał nieprzekonany, niech się przyjrzy dokładniej cytowanym wyżej wypowiedziom. Żadna z nich nie sugeruje, ze taniec jest bliską, czy nawet daleką okazją do grzechów cudzołóstwa i nierządu. Mamy natomiast wymienionych wiele konkretnych wykroczeń tańcowi towarzyszących: przebieranie się w stroje hierarchów kościoła i monarchów, również z użyciem masek, parodiowanie błogosławieństwa biskupiego, czary, zabobonne praktyki, przebieranie się w stroje przeciwnej płci (napiętnowane już w Starym Testamencie jako praktyka magiczna), bezczeszczenie kościoła, naruszenie powagi dni świętych, zakłócenie liturgii i obrazę majestatu. Jak widzimy, są tu wymienione wyłącznie grzechy z pierwszej tablicy dekalogu, przestępstwa przeciwko wierze, nie zaś moralności.




Przypisywanie więc kościelnym pisarzom sprzed 1500 roku występującym przeciwko tańcom dostrzegania w nich okazji do grzechów nieczystych jest niedopuszczalnym anachronizmem. Takie podejście do tanecznych rozrywek zaczęło się pojawiać w Kościele katolickim dopiero w wiekach późniejszych, na skutek reformacji oraz pojawienia się bardzo wyuzdanych form tańca. Zresztą nie tylko sam taniec, nawet w miejscach i czasach świętych niepokoił autorów powyższych tekstów. Mocno podejrzane o magiczny charakter były również maski. Nie bez powodu, maski są bowiem akcesoriami stosowanymi w rytuałach zarówno różnych systemów magii, jak też różnych religii pogańskich.




Oczywiście, byli w średniowieczu, zwłaszcza w jego schyłkowym okresie duchowni zakazujący tańca. Byli nimi znajdujący się na pograniczu herezji, a często jawnie heretyccy i potępieni z tego tytułu kaznodzieje wędrowni, tacy jak Jan de Varennes, który doliczył się w pożyciu małżeńskim dwudziestu trzech różnych grzechów (Huizinga 2005, s. 232-233). Wzorem swoich średniowiecznych poprzedników zakazywali tańca głosiciele reformacji w wieku szesnastym. Na gruncie polskim synod poznański z 1570 roku przeprowadzony wspólnie przez luteranów, kalwinów i braci czeskich całkowicie zabronił tańca wiernym wszystkich trzech wspólnot. (Chwalba, 2005, s. 169). Te zakazy, w odróżnieniu od poprzednio wymienianych, dotyczyły już sfery moralności seksualnej.




Pod koniec XVI wieku wypowiedzi w podobnym tonie zaczęły się pojawiać w tekstach pisarzy katolickich. Najsłynniejszym tekstem tego rodzaju jest wypowiedź wybitnego jezuity, tłumacza Pisma Świętego, ojca Jakóba Wujka SJ, który twierdzi, że taniec to:

...warsztat każdej wszeteczności, cudzołóstwa i wszelakiego zbytku i cielesności; tam nieuczciwe dotykania, tam wszeteczne szeptania, namowy, śpiewania, całowania, a jednym słowem wszytek niewstyd okazać, rozmnażać się musi.(Bystroń 1960; T. II s. 214)

Widzimy ogromna zmianę tonu w stosunku do wypowiedzi średniowiecznych. Żeby zrozumieć przyczyny pojawienia się takich głosów, musimy poznać ich kontekst historyczny. Druga połowa wieku XVI i cały wiek następny to czas wielkiej wojny religijnej, która ogarnęła całą Europę. Co prawda w Rzeczypospolitej nie walczono na miecze i muszkiety, ale nie mniej zawzięcie niż w innych krajach europejskich walczono na pióra. Kościół nie mógł juz dłużej patrzeć przez palce na kulturę erotyczną. Gdyby to czynił, protestanci oskarżyliby go o sprzyjanie rozpuście. I tak to oczywiście czynili, ale nie byłoby mądrze dostarczać im argumentów. Katoliccy pisarze kontrreformacyjni musieli więc nolens volens zacząć zwalczać wiele zjawisk kulturowych, które ich poprzednicy z rozmysłem tolerowali.




Rzecz jednak znamienna, ze kontrreformacyjna walka z tańcami ograniczyła się do mów i pism (i to wyłącznie kaznodziejsko-pouczających, a nie prawnych), nie przejawiała się natomiast w czynach. Badacz dawnej religijności Tomasz Wiślicz znalazł w aktach sądowych dokumenty jednego tylko procesu o zabawę taneczną. Nie była to zresztą zwykła zabawa, a huczna, połączona z wystrzałami z broni palnej impreza w dniu 2 lutego, w Uroczystość Matki Bożej Gromnicznej, w czasie trwania mszy z procesją. Podsądny był więc oskarżony nie o tworzenie okazji do grzechów nieczystych, ale o sprawowanie rytuału pogańsko-magicznego, a więc o przestępstwo zakazane już w średniowieczu. (Wiślicz 2001; s.134) Widać więc wyraźnie, że kościelna opozycja wobec tańców była czasowa i uwarunkowana zmiennymi realiami historycznymi. Nie można więc stwierdzić, ze Kościół katolicki miał w omawianym przez nas okresie jednoznacznie negatywny stosunek do tańca towarzyskiego, a wręcz przeciwnie, o czym jeszcze będę pisał w dalszej części tekstu.
Zapisane
Artur Rumpel
aktywista
*****
Wiadomości: 1183


Prawdziwe Boze Narodzenie
« Odpowiedz #8 dnia: Października 27, 2009, 15:35:50 pm »

Kiedy, gdzie i co tańczono




Czasem, który pierwszy wypełnił się tańcami był karnawał. Źródła średniowieczne, jak już to zresztą było wyżej powiedziane, najczęściej wspominają o tańcach karnawałowych. Z niektórych jednak można nie wprost sądzić, że już w owym czasie tańczono także w innych okresach roku. Niewiele wiemy o tym, jak te średniowieczne tańce wyglądały. Jest prawie pewne, ze już pod koniec tej epoki taniec ludowy i dworski stanowiły dwie odróżniające się kategorie. Taniec dworski był bardziej wyuczony i mniej spontaniczny od ludowego, pod wpływem tej kategorii tańców znajdowały się również środowiska mieszczańskie. Składał się on z określonych figur tańczonych także parami i wymagał nauki. Taniec wiejski był dynamiczny i nieokiełznany. (Chwalba, 2005, s. 66-68).




Więcej wiadomo o tańcach późniejszych, począwszy od XVI wieku, kiedy to znacznie rozwinęło się piśmiennictwo. Świadectwa ówczesne podkreślają dostojność i skromność tańców polskich na tle zachodnioeuropejskich. Najbardziej reprezentacyjnym tańcem był „polski”, czyli polonez. Nim zaczynano zabawę, brali w nim udział wszyscy jej uczestnicy, ułożeni wedle precedencji. Taniec był posuwisty i pełen powagi, co dziwiło cudzoziemców, którzy mu się przyglądali. Powaga podczas zabawy była dla nich czymś zaskakującym. Ogólna opinia cudzoziemców o tańcach polskich była taka, że są one wyjątkowo skromne w porównaniu z zachodnimi (Bystroń 1960; T. II s. 214)




Dlatego też dużym szokiem było niekiedy pojawienie się w Polsce tańców importowanych. Tak było po objęciu tronu przez Henryka Walezego. Sprowadził on ze sobą pewną liczbę Francuzów, a ci przywieźli swoje tańce. Jednym z nich była wolta, która wzbudzała szczególne zgorszenie. Tańcząc ten taniec mężczyzna aż czterokrotnie podrzucał partnerkę wysoko do góry, co powodowało znaczne podniesienie spódnicy i wystawienie na widok publiczny jej intymnych części ciała. Trzeba bowiem pamiętać, że w owym czasie majtki były jeszcze praktycznie nie znane. Oprócz owego podrzucania wolta składała się tez z innych figur uważanych za nader śmiałe(Chwalba, 2005, s. 169). W świetle tego opisu widać, ze z głoszonej przez niektórych publicystów tezy o wielkiej skromności francuskich tańców XVI- wiecznych, w porównaniu z dzisiejszymi nie zostaje lapis super lapidem. Mniemam iż para tańcząca woltę zostałaby wyproszona z większości dzisiejszych dyskotek, o balach nie wspominając. Nic tedy dziwnego, ze zrażona wulgarnymi tańcami dworzan Walezego szlachta niechętnie przyjmowała francuskie mody w tej dziedzinie. Co prawda półtorej wieku później pojawiło się u nas wiele francuskich tańców, takich jak menuet, gawot, kadryl i anglez, ale nie zyskały one powszechnego uznania. (ibidem)




W epoce staropolskiej tańczono w krajach Rzeczypospolitej przede wszystkim tańce rodzime. Jakie to były tańce mówią stare broszury, np. "Odpowiedź na złote jarzmo małżeńskie" z początków XVII w.

Na to tańce różne, abyście się im (dziewicom) słusznie przypatrzyli. Na to świeczkowy, żeby jeśli który nie dojrzy, lepiej ją miał przy świecy, którą przed sobą nosi; na to mieniony, żeby z boku obaczył; na to goniony, aby widział, czy nie kaleka albo czy nie dychawiczna; na to śpiewany kowal, żeby słyszał, jeśli niemota; na to Niemiec, żebyście jak w garnce kołatali, czy dobra miedź i złość, jeśli się w niej nie ozwie; na to angielskie tańce świeżo wprowadzone, żebyście ku sobie rękami klaskali, motali się ze sobą. (Gloger, 1972, s.355)




Rzecz znamienna, tańce rodzime wymienione są przed obcymi, bo większą od tamtych cieszyły się rewerencją, druga zaś rzecz, wynikająca z tekstu powyższego to fakt, że tańce importowane przewidywały więcej kontaktu fizycznego między partnerami niż rodzime. Gloger wymienia jeszcze następujące tańce z owych czasów: Galarda, drobuszka, gniotek, gniewus, lipka, taniec Macieja i Konrata, hajduk, wyrwaniec, sejduk, padwan, pasamer, kapreola, bergamaszka, hołubiec, koło, stryjanka, szkocki taniec, okrągły, drobny. Ten sam autor wymienia także odmiany poloneza: pieszy, klaskany, odbijany. (Gloger, 1972, s.355-356).




Wymienione wyżej tańce znane były w środowisku szlacheckim. Chłopi mieli własne tańce: oberek, mazur, kujawiak. (Chwalba, 2005, s. 169). Z biegiem czasu następowała obustronna dyfuzja między tańcami szlacheckimi i chłopskimi. Szlachecki polonez przeniknął do ludu jako chodzony, a mazur, oberek i krakowiak do szlacheckiego tańca złożonego zwanego okrągłym, który można by uznać za rodzaj suity, a raczej tego co na zachodzie suitę poprzedzało, bo przecież utwór ten wywodzi się ze złożonego tańca. Wspomniany zaś okrągły zaczynał się i kończył polonezem, miedzy zaś tymi krańcowymi częściami pojawiały się wspomniane tańce ludowe(Gloger, 1972, s.356).




Odrębne zarówno od chłopskich, jak i szlacheckich tańców mieli rzemieślnicy. Były to bardzo ciekawe kompozycje choreograficzne, naśladowały bowiem ruchy zawodowe danej profesji. Tu dyfuzja międzycechowa była znaczna. Szewcy często tańczyli „kowala”, a kowale „szewca”. (ibidem) Również spośród tych tańców niektóre trafiły do eklektycznej kultury szlacheckiej. W przytaczanym wyżej wyliczeniu z barokowej broszury wymieniony jest „kowal”, co dowodzi tej dyfuzji dobitnie. Jeszcze inne były tańce mniejszościowych grup etnicznych, wśród których wyróżniali się Żydzi, nie znający tańca w parach. (Chwalba, 2005, s. 169). Jak słusznie zauważa Kuchowicz uwagi cudzoziemców co do skromności polskich były prawdziwe tylko w odniesieniu do uroczystych balów, w których obcokrajowcom dane było uczestniczyć (Kuchowicz 1975; s. 464). Po karczmach tańczono z większą dozą cielesnego kontaktu i bardziej żywiołowo, jednak i tym tańcom daleko było do najbardziej wynaturzonych wynalazków francuskich takich jak wspomniana wyżej wolta.




Obraz tańców w naszym kraju zaczął się zmieniać w wieku XVIII wraz z balami maskowymi zwanymi redutami. Po raz kolejny okazało się, że maski bardziej sprzyjają rozpuście i innym grzechom. Opisuje to ks. Kitowicz:

Na złamanie wstydu młodzi ludzie mieli inny sposób: prócz salów i pokojów publicznych, dla całej kompanii otwartych, antreprenerowie zachowywali pokoje osobne pod swoimi kluczami. Kawaler umaskowany prosił o klucz do osobnego pokoju, dał od niego pięć, sześć i więcej czerwonych złotych powiadając, że chce w osobności wypić butelkę z przyjacielem lub w karty pograć. Antreprener (organizator balu- przypis AR) nie wchodząc w roztrząsanie tego interesu-bo go dobrze rozumiał i był do niego ministrem-dawał klucz, kawaler osobę namówioną, pokręciwszy się z nią tam i sam po salach i pokojach otwartych, nieznacznie wprowadził do tego, od którego miał klucz, na który się zamknęli i odprawiwszy konferencją do kompanii powracali. To tylko było w redutach, co się złym i niegodziwym nazwać mogło, lubo nie wypadało z układu redut, ale szczególnym było wymysłem antreprenerów dla zysku swego i nie miało placu, tylko w jednej Warszawie, gdzie obszerne pałace dla redut najmowano. Inne wszystkie zabawy były uczciwe, a i ta, co za kluczem, tylko z samej suspicji za złą osądzona. (Kitowicz 1951; s. 582-89)

Warto zauważyć, że autor potępia tylko rozpustę na balach, nie zaś same bale.







Drugie życie tańców




O znaczeniu tańców w kulturze staropolskiej świadczy między innymi ich wtórny obieg kulturowy. Mam tu na myśli przede wszystkim przedostawanie się tańców do muzyki religijnej, do pieśni kościelnych, zwłaszcza zaś do kolęd. W tych ostatnich można wysłyszeć różne polskie tańce. Najwięcej jest polonezów: Bóg się rodzi, Pójdźmy wszyscy do stajenki, Tryumfy Króla Niebieskiego, czy W żłobie leży. Zdarzały się też mazurki, krakowiaki, dumki, sarabandy i menuety. Kolęda Anieli w niebie śpiewają opiera się na starym, dziś już zapomnianym tańcu Maruska, zwanym także Morisca, pochodzącym z południa Europy. (Mizgalski 1959; s. 249) Przeniknięcie tańców do kolęd świadczy dobitnie, ze krytyka tańców prowadzona przez kontrreformacyjnych kaznodziejów nie była wojna Kościoła z tańcami towarzyskimi. Gdyby bowiem nią była, Kościół nie zgodziłby się na przeniknięcie melodii tanecznych do liturgii.







Tematyka tańców staropolskich jest niezwykle obszerna, nie sposób jej więc szczegółowo omówić w krótkim artykule. Nie było to też moim zamiarem, nie posiadam zresztą do realizacji tego celu odpowiednich kompetencji. Nie jestem bowiem historykiem muzyki, a antropologiem kultury. Skupiłem się więc na określeniu miejsca, jakie tańce towarzyskie miały w życiu kulturalnym pierwszej Rzeczypospolitej. Mam nadzieję, że chociaż częściowo się z tego zadania wywiązałem.










LITERATURA

Gloger Zygmunt; Encyklopedia staropolska ilustrowana; Tom IV; Warszawa 1972

Chwalba Andrzej (red.); Obyczaje w Polsce; Warszawa 2005

Wiślicz Tomasz; Zarobić na duszne zbawienie; Warszawa 2001

Huizinga Johan; Jesień średniowiecza; Warszawa 2005

Bystroń Jan Stanisław; Dzieje obyczajów w dawnej Polsce; Warszawa 1960

Kuchowicz Zbigniew; Obyczaje staropolskie; Łódź 1975

Mizgalski Gerard Ks.; Podręczna encyklopedia muzyki kościelnej; Poznań- Warszawa-Lublin 1959

Kitowicz Jędrzej Ks.; Opis obyczajów za panowania Augusta III, Wrocław 1951

Tekst pierwotnie ukazał sie w numerze 1/2008 kwartalnika "Pro Fide, Rege et Lege"
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #9 dnia: Listopada 02, 2009, 11:44:18 am »

Włodzimierz Kowalik: "W parach czy osobno?"
Unikalnym dorobkiem kultury łacińskiej jest taniec w parze kobiety i mężczyzny. W świetle tej kultury wspólny taniec osób tej samej płci oraz taniec solowy jest, wyłączając realizacje artystyczne, formą prymitywną, dziecięcą, niedojrzałą, epizodyczną – pozbawioną głębszego znaczenia, lub formą wynaturzoną.






fot. Dyskusji o tańcu i jego grzechach ciąg dalszy...


Taniec w różnych swych formach obecny jest we wszystkich kulturach świata, ale taniec towarzyski, w formie typowej, czyli w damsko – męskich parach jest specyficznym wynalazkiem cywilizacji europejskiej i poza jej pochodnymi nigdzie indziej nie występuje. Jak wszystko, co istotne dla tej cywilizacji, ukształtował się w Średniowieczu. Jak podaje Jan Długosz, Św. Jadwiga Andegaweńska będąc jeszcze niezamężną zabawiała się tańcami z Wilhelmem Habsburgiem w ... krużgankach klasztoru franciszkanów w Krakowie. Jak zatem doszło do wykształcenia się tańca towarzyskiego?

Generalnie tańce można podzielić na religijno – magiczne, rozrywkowo – erotyczne oraz formy mieszane. Taniec europejski należy niewątpliwie do grupy drugiej. Można go uznać za rodzaj subtelnej erotyki. Na takie jego ukształtowanie się miała niewątpliwy wpływ działalność Kościoła katolickiego, który zwalczał taniec, bynajmniej nie jako sposób na rozrywkę, lecz jako przejaw obecności rytuałów i kultów pogańskich, z którymi taniec silnie był podówczas związany. Erotyczny charakter tańca Kościół co najmniej tolerował, świadomy jego znaczenia w kanalizowaniu namiętności. W źródłach historycznych powtarzają się potępienia tańców uprawionych w czasach i miejscach świętych, np. w doroczne święta czy na cmentarzach. Znajdujemy zakazy maskarad tanecznych, przebierania się za dostojników duchownych i świeckich oraz za ... płeć przeciwną. Zabraniano również tańców osobom duchownym oraz stosowania tańca w kulcie. Wielu publicystów zdaje się być nieświadomych tego faktu a już zupełnym nieporozumieniem jest cytowanie Ojców Kościoła, których krytyki odnoszą się do tańców ukształtowanych w kulturach bliskowschodnich.

Kontrreformacja daleko wyszła poza średniowieczną krytykę związków tańca ze sferę sakralną, koncentrując się na erotyce. Przyjmując przy tym niejednokrotnie formy groteskowe np. kwestionujące samą możliwość istnienia cnoty czystości, jak to mamy choćby u Św. Jana Vianey'a. Jednak kościelna walka z tańcem towarzyskim stanowi bez wyjątku temat kaznodziejstwa. Nie znajduje wyrazów prawnych a tym bardziej doktrynalnych. Dla przykładu w archiwaliach polskich znany jest jeden tylko proces o zabawę taneczną. Chodzi o huczną, połączoną z wystrzałami z broni palnej imprezę w dniu 2 lutego, w Uroczystość Matki Bożej Gromnicznej, odbywającą się w czasie trwania mszy z procesją.

Zgodnie z tą tradycją i dzisiaj w indeksie obecnie obowiązującego Katechizmu Kościoła Katolickiego (opublikowanego na podstawie Konstytucji Apostolskiej Fidei Depositorum) nie znajdziemy hasła „taniec”. Również trzykrotna, w miarę uważna jak sądzę, lektura teksu samego dokumentu nie pozwoliła mi niczego dowiedzieć się na temat tańca. Należy zatem stwierdzić, że mówienie o „tradycyjnej nauce Kościoła dotyczącej tańców damsko – męskich” jest albo skrótem myślowym oznaczającym, wspomnianą wyżej literaturę kaznodziejską lub zwykłym nadużyciem. Takiej nauki po prostu nie ma. Jedyny autorytet uważany przez paru papieży i kilka soborów za lepiej od innych reprezentujący nauczanie Kościoła i mający z tego powodu tytuł „Doktora powszechnego”, Św. Tomasz z Akwinu wypowiada się o tańcu pozytywnie, co jest o tyle zrozumiałe, że w jednym z najbardziej zdumiewających fragmentów „Sumy teologii” pochwala on jako cnotę (!) sztukę uwodzenia (Sum. t. II-II, 169).

Czy jednak sama potrzeba rozrywki, milcząco wspierana wpływem działalności Kościoła, jest wystarczającym wytłumaczeniem dla narodzin tańca towarzyskiego w formie, którą zna Zachód? Moim zdaniem byłoby to niemożliwe bez idei sakramentalnego małżeństwa zaszczepionej przez Chrystusa. Chodzi o to, że taniec we wszystkich kulturach reprezentuje coś dla nich istotnego a nie tylko sposób zabawy. Wszystkie bez wyjątku kultury przedpiśmienne uprawiały taniec religijny i magiczny. Miał on różnorakie cele, od kontaktu z duchami i siłami przyrody, przez funkcje społeczne (np. kult zmarłych), po zapewnienie udanych zbiorów, powodzenia na polowaniu, czy zwycięstwa w wojnie. Jeszcze dziś u „dzikich” plemion amazońskich taniec oparty na wspólnym, jednoczesnym wykonywaniu prostych gestów, jest rytuałem integrującym wioskę, co jest o tyle ważne, że tam społeczność plemienna a nie jednostka jest podmiotem kultury. Analogicznie w kulturach bliskowschodnich, ze względu na specyficzną pozycję kobiety taniec (poza odmianami religijnymi) służy głównie rozrywce mężczyzn, czego ewangeliczny kazus Salome i Heroda znanym przykładem. Związek form tanecznych z organizacją społeczeństwa stanie się jaśniejszy, gdy przywołamy walkę z tańcem towarzyskim jaką prowadzili inżynierowie społeczni faszystowskich Niemiec. „Trzeba wyrywać pojedyncze pary z ich izolacji i włączyć je w wielki krąg taneczny, wyrażający ducha zbiorowości. Nie można tego jednak osiągnąć w zbiorowych tańcach salonowych” - cytował Karla Heidinga z wydziału kultury zarządu Hitlerjugend, „Franfurter Zeitung” z 22 października 1937 roku (zob. R. Grunberger, „Historia Społeczna Trzeciej Rzeszy”).

Otóż to. Dopiero uznanie doniosłości i społecznej wagi monogamicznego małżeństwa daje podstawę do wykształcenia się specyficznej formy tanecznej, polegającej na równorzędnej lecz indywidualnej współpracy tancerza i tancerki, tworzących razem parę taneczną. Charakterystyczna dla europejskiego sposobu tańczenia jest ekspresja pierwocin, zawiązania się i rozwoju więzi erotycznej obecnej w małżeństwie. W sferze symbolicznej jest tak zawsze w nawet, gdy w poszczególnych swych realizacjach jest to usunięte na plan drugi przez elementy odpowiednio erotyczne, ludyczne, sportowe czy inne, co niejednokrotnie ma przecież miejsce.

Specyficznym dorobkiem kultury łacińskiej jest zatem taniec w parze kobiety i mężczyzny. W świetle tej kultury wspólny taniec osób tej samej płci oraz taniec solowy jest – wyłączając realizacje artystyczne – formą prymitywną, dziecięcą, niedojrzałą, epizodyczną – pozbawioną głębszego znaczenia, lub formą wynaturzoną.

Przeciwnicy powyższego ujęcia pozostają z niewątpliwym teoretycznym problemem wytłumaczenia unikalności – w skali światowej – zjawiska łacińskiego tańca towarzyskiego. Natomiast krytycy tańca towarzyskiego przed praktycznym problem zastąpienia go czymś innym. Wykorzenienie ludzkiej potrzeby ekspresji tanecznej, takoż zmiana natury ludzkiej to utopia. Wydaje się zatem, że ci pierwsi muszą odwołać się do przypadku a ci drudzy powrócić do propagowania form prymitywnych. Czy w ten sposób wspierają czy demontują cywilizację łacińską, pozostawiam ocenie czytelnika.

Włodzimierz Kowalik
Zapisane
LUK
aktywista
*****
Wiadomości: 962


« Odpowiedz #10 dnia: Sierpnia 06, 2010, 10:22:57 am »

Cytuj
Artur Rumpel: Jest to ważne rozróżnienie zwłaszcza, gdy spotykamy się z tekstami starożytnych, czy średniowiecznych pisarzy kościelnych nieraz dosyć ostro krytykujących taniec.

Otóż zarówno w starożytności w basenie Morza Śródziemnego, jak też w średniowieczu w całej Europie Kościół katolicki zwalczał taniec nie jako sposób na rozrywkę, ale jako przejaw obecności rytuałów pogańskich.

Na tym przykładzie widać, ze kościół średniowieczny potępiał nie tańce jako takie, ale magiczne ich elementy,

Wszystkie te średniowieczne przepisy kościelne skierowane przeciw tańcom były podyktowane walką z pogaństwem, magią i nadużyciem sacrum. Kościół w tych aktach kierował się troską o przestrzeganie I, a nie VI przykazania Bożego.

Jeśli ktoś jeszcze pozostał nieprzekonany, niech się przyjrzy dokładniej cytowanym wyżej wypowiedziom. Żadna z nich nie sugeruje, ze taniec jest bliską, czy nawet daleką okazją do grzechów cudzołóstwa i nierządu.

Przypisywanie więc kościelnym pisarzom sprzed 1500 roku występującym przeciwko tańcom dostrzegania w nich okazji do grzechów nieczystych jest niedopuszczalnym anachronizmem. Takie podejście do tanecznych rozrywek zaczęło się pojawiać w Kościele katolickim dopiero w wiekach późniejszych, na skutek reformacji oraz pojawienia się bardzo wyuzdanych form tańca.

I tak to oczywiście czynili, ale nie byłoby mądrze dostarczać im argumentów. Katoliccy pisarze kontrreformacyjni musieli więc nolens volens zacząć zwalczać wiele zjawisk kulturowych, które ich poprzednicy z rozmysłem tolerowali.

Widać więc wyraźnie, że kościelna opozycja wobec tańców była czasowa i uwarunkowana zmiennymi realiami historycznymi. Nie można więc stwierdzić, ze Kościół katolicki miał w omawianym przez nas okresie jednoznacznie negatywny stosunek do tańca towarzyskiego, a wręcz przeciwnie, o czym jeszcze będę pisał w dalszej części tekstu.

Subtelną erotykę natomiast, do której taniec towarzyski się zaliczał, Kościół tolerował, świadomy jej znaczenia w kanalizowaniu namiętności seksualnych.



Co pan powie że św. Cyprian i św. Efrem, św. Jan Chryzostom, św. Hieronim św. Ambroży; krytykują taniec KAŻDY (wyłączając taki o którym mówi św. Pius V) szczególnie św. Jan Chryzostom, jeszcze wcześniej niż okres średniowiecza jako rozrywkę niegodną chrześcijanina i jako okazję do grzechu nieczystości są to lata 257  do 420 r. więc byli święci który krytykowali taniec, a pan pisze że takie podejście zaczęło się pojawiać po 1500 r. lub od średniowiecza. Dalej że ich poprzednicy tolerowali je czyli kto? A może popierali ?

Odpowiednie cytaty:
http://www.przeklej.pl/plik/cytaty_odt-001bpj6a22ni2j6
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 06, 2010, 14:24:49 pm wysłana przez LUK » Zapisane
romeck
aktywista
*****
Wiadomości: 1710


« Odpowiedz #11 dnia: Sierpnia 06, 2010, 11:02:58 am »

Tak tnąc, jak pan, panie LUK, tnie pisma świętych,
to można na bazie Biblii   UDOWODNIĆ,  że Boga... nie ma!!!
Zapisane
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #12 dnia: Sierpnia 06, 2010, 11:05:27 am »

czy ktoś zna pana Luca ? A może on jest botem wklejającym cytaty ? Nigdy nie jest w stanie napisać od siebie więcej niż 2 zdania. Albo to choroba albo to sprytny komputerowy bot
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
Major
aktywista
*****
Wiadomości: 3722

« Odpowiedz #13 dnia: Sierpnia 06, 2010, 11:06:12 am »

Dokładnie Panie Romcku.
Zapisane
szkielet
Moderator
aktywista
*****
Wiadomości: 5780


Tolerancja ???, Nie toleruję TOLERANCJI!!!

« Odpowiedz #14 dnia: Sierpnia 06, 2010, 11:10:04 am »

czy ktoś zna pana Luca ? A może on jest botem wklejającym cytaty ? Nigdy nie jest w stanie napisać od siebie więcej niż 2 zdania. Albo to choroba albo to sprytny komputerowy bot
Ja znam :) Jest jak najbardziej żywym człowiekiem. I nie sądzę, aby to była choroba Panie Krusejder :P
Zapisane
Fakt, że Franciszek ma genialny pomysł na naprawę łodzi Piotrowej - skoro do połowy wypełniona jest ona wodą, to wybicie dziury w dnie sprawi że woda się wyleje. W wannie zawsze działa...(vanitas)

Ignorancja katolików to żyzna gleba, na której gęsto wzrasta chwast herezji.

Jezuitów należy skasować
Strony: [1] 2 3 ... 6 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Contra Brawario i św. Jan Vianney w materii tanecznej « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!