. Niemiec też nie musi chodzić na NOM z nadużyciami. Może znajdzie "normalny", może pójdzie na Tridentinę...
Nom z naduzyciami - to nom legalny, wazny z realną Obecnoscia. Jezeli posoborowiec nie musi chodzic na taki nom to znaczy, ze podejmuje decyzje w swoim sumieniu. Wie bowiem co mu przysporzy wiary. W koncu wiara jest najwazniejsza. Czyli wierny ocenia czy przykazanie koscielne, stanowione przez czlowieka obowiazuje go przy zaistnialej waznej niedogodnosci
Przeciez msza swieta nie jest aktem katechetycznym, ale liturgicznym.
Zgadzam się w całości z powyższym postem. Chciałem tylko zwrócić uwagę na coś innego. Zadam zatem pytania : Jakie dokładnie szkody wiernemu świeckiemu przynosi uczestnictwo w NOM-ie? Które konkretnie obrzędy, modlitwy NOM-u są dla was tak groźne, że wolicie opuszczać te Msze, jeśli brak innego wyboru? Co wycięto laikom z Tridentiny, że nie powinno się według was chodzić na NOM? Oczywiście zakładamy że to Msza zgodna z rubrykami nowego mszału, a na sprawę patrzymy z perspektywy świeckiego a nie księdza. Chciałbym tylko zauważyć że piękno, ta łatwość skupienia, prowadzenia modlitwy jako ogromne zalety starszej formy są jednak raczej odczuciami subiektywnymi. Ja próbuję natomiast się dowiedzieć dlaczego niektórzy wolą w ogóle nie pójść na Mszę niż pójść na NOM, dlatego odstawmy przeżycia na bok, zastępując je jasnymi, klarownymi argumentami.
Cytat: Natanael w Sierpnia 24, 2016, 00:52:03 amZgadzam się w całości z powyższym postem. Chciałem tylko zwrócić uwagę na coś innego. Zadam zatem pytania : Jakie dokładnie szkody wiernemu świeckiemu przynosi uczestnictwo w NOM-ie? Które konkretnie obrzędy, modlitwy NOM-u są dla was tak groźne, że wolicie opuszczać te Msze, jeśli brak innego wyboru? Co wycięto laikom z Tridentiny, że nie powinno się według was chodzić na NOM? Oczywiście zakładamy że to Msza zgodna z rubrykami nowego mszału, a na sprawę patrzymy z perspektywy świeckiego a nie księdza. Chciałbym tylko zauważyć że piękno, ta łatwość skupienia, prowadzenia modlitwy jako ogromne zalety starszej formy są jednak raczej odczuciami subiektywnymi. Ja próbuję natomiast się dowiedzieć dlaczego niektórzy wolą w ogóle nie pójść na Mszę niż pójść na NOM, dlatego odstawmy przeżycia na bok, zastępując je jasnymi, klarownymi argumentami.http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/337
"Rzym, 17 luty 1970Przewielebny OjczeTwój list z 28 stycznia i Notę Doktrynalna otrzymałem z datą 29 stycznia.Gratuluję Ci tej niezwykłej pracy ze względu na jej obiektywizm i godność wyrazu, co niestety nie zawsze miało miejsce w tej polemice, w której obok zwykłych chrześcijan, jakże zranionych nowinkami, znaleźli się tacy, którzy posługując się posianym w duszach niepokojem pogłębiają zamieszanie w umysłach [wiernych].Ze swojej strony ubolewam jedynie nad tym, że nadużyte zostało moje imię w tym sensie, iż nie życzyłem sobie, aby mój list do Ojca Świętego został opublikowany, do czego nikogo nie upoważniłem.Czułem się głęboko pocieszony, czytając przemówienia Ojca Świętego na temat kwestii związanych z NOM, a szczególnie Jego doprecyzowania w kwestiach doktrynalnych podczas Audiencji Publicznych z 19 i 26 listopada. Myślę, ze teraz nikt juz nie ma podstaw, by się oburzać.Pozostaje jeszcze do wykonania ostrożna i inteligentna katecheza, aby ostatecznie usunąć pewne uzasadnione usterki, które tekst może generować.I w tym duchu życzę waszej Nocie Doktrynalnej i aktywnosci Milicji Maryi szerokiego sukcesu.Przewielebny Ojcze, proszę przyjąć wyrazy mojego głębokiego uznania wraz z błogosławieństwem dla Jego współbraci i członków Rycerstwa."
Święte słowa. Ale dla wielu współczesnych ludzi, wychowanych na nowej Mszy, to nie jest wcale takie oczywiste. Akcentowanie zrozumiałości (żywy język narodowy, a nie łacina), słyszalności (ograniczenie modlitw cichych - tzn. usunięcie jednych, a wypowiadanie innych głośno; mikrofon), widzialności (celebrans nie powinien "zasłaniać" ołtarza), aktywnego i ujednoliconego uczestnictwa zewnętrznego może prowadzić do zbytniego skupienia się wspólnoty na samej sobie, na przekonaniu, że Msza "jest dla ludzi". Stąd też jakaś podskórna chęć celebransów do "przypodobania się" zgromadzonym ludziom: po raz enty wymienianie intencji mszalnych, powitania i pożegnania ("witam wszystkich na Mszy"; "dziękuję, żeście uczestniczyli"), aktywizowanie na siłę ("pan przeczyta pierwsze czytanie, pani drugie" - w sytuacji gdy przy ołtarzu jest lektor; nadzwyczajni szafarze Komunii - w sytuacji gdy liczba obecnych księży jest wystarczająca). I w końcu gubi się w tym cel: ludzie przyszli, to trzeba ich czymś zająć - ale po co przyszli?... Tymczasem stara Msza dobitnie wskazuje, że Ten, do Kogo kieruje się kult, rozumie języki martwe; słyszy ciche modlitwy; widzi to, czego wielu nie dostrzega; nie sądzi na podstawie zewnętrznego uczestnictwa, ale pobożności w duchu.* * *Kiedy dawno temu (jako dziecko) po raz pierwszy byłem na liturgii w cerkwi zaskoczyło mnie właśnie to, że nie wszystko jest zrozumiałe, słyszalne, widoczne, że chór swoje, a pop swoje - jak to tak? Ale po chwili stwierdziłem, że mi to w ogóle nie przeszkadza, przecież nie ja tutaj jestem najważniejszy. Tak więc przejście od nowej liturgii zachodniej do starej (albo do liturgii wschodniej) może być dla wielu niespodzianką,