(...) Właściwie to w Polsce najwyrazistszym przykładem "poszkodowania" był ks. Kiersztyn, jakkolwiek jemu "tylko" pogrzeb ograniczono.
bo przecież był dobrym człowiekiem...
Cytuj bo przecież był dobrym człowiekiem...Raczej: BO PRZECIEŻ BYŁ WIELKIM MASAKRATOREM ISLAMU, KTÓRY JAKO PIERWSZY POWIEDZIAŁ: Z A T A P I A Ć ! ! !
CytujCytuj bo przecież był dobrym człowiekiem...Raczej: BO PRZECIEŻ BYŁ WIELKIM MASAKRATOREM ISLAMU, KTÓRY JAKO PIERWSZY POWIEDZIAŁ: Z A T A P I A Ć ! ! ! To w miarę niedawna wypowiedź, a profesor był znany już wcześniej, ale rzeczywiście tak jest, że wielu będzie znało tylko z tego co tzw. kontrowersyjne.A Oriana Fallaci miała pogrzeb katolicki?
A Grzesio Kramer to niby lepszy?
Ks. Żmudziński: śpiewamy "Nie lękajcie się" i "robimy w portki" na samą myśl o islamieTracimy z oczu Ewangelię, gdy na świecie wybucha wielki kryzys migracyjny i nie czujemy, że coś zgrzyta, gdy śpiewamy "Nie lękajcie się" a jednocześnie "robimy w portki" na samą myśl o islamie – pisze w portalu deon.pl ks. Wojciech Żmudziński.Duchowny, w wakacyjnym okresie pielgrzymek, apeluje o zasypywanie podziałów w społeczeństwie, w którym "ludzie skaczą sobie do oczu”. "Katolickie rodziny doświadczają głębokich podziałów, stając podczas religijnych marszów po różnych stronach barykady. Jedni śpiewają, że 'rozpadnie się w proch i pył krzyżacka zawierucha', a inni 'esbecka zawierucha'" – pisze ks Żmudziński. Jezuita od 20 lat jest dyrektorem Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, wcześniej był dyrektorem Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni.Zdaniem duchownego "księża dolewają oliwy do ognia i nie kryją już głębokich podziałów, jakie wdarły się do wspólnot zakonnych i diecezji”. Ks. Żmudziński uważa, że czas najwyższy "uderzyć ręką w stół i postawić warunki, a nawet odwołać uroczystości do czasu narodowego pojednania i wyjść do ludzi z posługą jednania skłóconych". "Tracimy z oczu Ewangelię, gdy na świecie wybucha wielki kryzys migracyjny i nie czujemy, że coś zgrzyta, gdy śpiewamy 'Nie lękajcie się' a jednocześnie 'robimy w portki' na samą myśl o islamie" - dodaje autor ośmiu książek, redaktor naczelny kwartalnika "Być dla innych".Zdaniem duchownego, "wiara wyraża się w czynach, w relacjach, a nie w obrzędach". "Wspierając rodziców umierającego dziecka nie zastanawiam się, czy należą do krzyżowców, czy do esbeków" - pisze ksiądz, apelując do wierzących, by nie zapominali o "bezinteresownej pomocy potrzebującym", która - cytując św. Jakuba - jest "prawdziwą pobożnością"."Pan Bóg powierza macierzyńskiej miłości Kościoła każdą osobę ludzką zmuszoną do opuszczenia swej ojczyzny w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Troska taka musi być wyrażona w sposób konkretny na każdym etapie doświadczenia migracyjnego: od wyruszenia w drogę, od początku do końca” – czytamy w opublikowanym 21 sierpnia papieskim orędziu na przyszłoroczny Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Będzie on obchodzony 14 stycznia.
Dziury... zboczeniec.
"Kara śmierci to jest ZABICIE CZŁOWIEKA, nie 'środek zaradczy'” - tak napisał ksiądz Grzegorz Kramer. Zareagował w ten sposób na ostre słowa Patryka Jakiego o mężczyznach, którzy zgwałcili Polkę w Rimini.
„Banuj tradycjonalistę, banuj”, czyli kilka słów o dialoguDialog – zdawać by się mogło, że dołączył do panteonu świętych. Odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Zalecany jako remedium na wszystkie bolączki świata: od społecznych, przez polityczne, aż po teologiczne. Bolączki z dialogiem są natomiast dwie – rozumiany jest opacznie, a ci którzy, najchętniej się na niego powołują, najczęściej też roszczą sobie prawo do decydowania, kto jest go godny.Za sprawą mediów społecznościowych dwóch popularnych polskich jezuitów obwieściło, że mimo całej otwartości, jaką deklarują i prezentują wobec różnych grup i środowisk, nie każdy zasługuje na to, by stać się ich partnerem do rozmów.Ojciec Grzegorz Kramer, bloger, autor książek oraz przełożony jezuickiej wspólnoty i proboszcz opolskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa oznajmił niedawno na Facebooku, że fakt usuwania komentarzy – popularnej na profilu ojca Kramera praktyki, która urosła już do rangi internetowego mema – nie jest niczym złym. „Małe przypomnienie. Usuwając Twój komentarz lub blokując Ci dostęp do tego konta, nie zabieram Ci możliwości wypowiedzi. Ja Ci ograniczam możliwość wypowiedzi w mojej przestrzeni. Dalej jesteś wolnym człowiekiem, który może mówić, co i jak chce w swojej przestrzeni” – napisał jezuita. Niecałą dobę po oświadczeniu ojca Kramera, inny jezuita, ojciec Remigiusz Recław, na łamach portalu Deon.pl, zamieścił wideo, w którym wyjaśnił, iż nie rozmawia z tradycjonalistami i wszystkich zachęca do tego samego. Mało tego: łódzki duszpasterz i ewangelizator wprost namawia do blokowania tradycjonalistów (chyba tylko dla własnej wygody nazywanych również „lefebrystami”) w mediach społecznościowych.Po czym poznać takiego tradycjonalistę-lefebrystę? – Mam swój bardzo konkretny zestaw słów, który banuje tradycjonalistów i nie mam już z nimi problemu. Kilkoma się z Wami podzielę: jeśli zobaczycie takie słowa jak tutaj, to od razu [banujcie] – powiedział ojciec Recław pokazując kartkę z wypisanymi słowami „zniewaga Najświętszego Sakramentu”, „profanacja”, „heretyk”, „wstyd”, „obrażacie”, „dyskoteka” i „cyrk”. – Do tego dochodzi jeszcze „liturgia”, „prawo”, „tabernakulum” i „ołtarz” – wymienił jezuita.Postawa ojców Kramera i Recława odsłania fałsz jakim posługują się heroldzi dialogu. A w zasadzie „dialogu”, gdyż nie ma innej możliwości, niż ujęcie tego słowa w cudzysłów.Już Plinio Correa de Oliveira, katolicki myśliciel, publicysta i działacz przestrzegał, że dialog – jak wiele z gruntu dobrych idei (niech przykładem będą wolność, równość i braterstwo zamienione przez francuskich rewolucjonistów w synonim krwawej rzezi niewinnych) – jako parodia, krzywe odbicie samego siebie, stanie się narzędziem walki o „jednostki, grupy i wielkie kolektywy”. Sam w sobie dobry, stanie się zakładnikiem ludzi, którzy traktując go instrumentalnie, obedrą go z właściwych jemu celów i środków, a więc i sensu.W niewielkiej broszurze pt. „Wielość religii i jedno Przymierze”, ówczesny kardynał Joseph Ratzinger dowodzi, iż „dialog nie jest rozrywką pozbawioną celu, gdyż jego celem jest zyskiwanie przekonań i znalezienie prawdy”. Żeby móc odnaleźć prawdę, dialog musi być oparty o szacunek dla drugiej strony i otwarty na korygowanie własnych błędów. Jeśli nie spełnia któregoś z tych warunków automatycznie przestaje być dialogiem, stając się, co najwyżej, negocjowaniem, jeśli nie po prostu pogawędką.Oczywiście dialog sam w sobie, wbrew pozycji jaką obecnie zajmuje również na salonach teologicznych, nie jest celem nadrzędnym działalności Kościoła. Jest nim doprowadzenie do zbawienia Ludu Bożego oraz głoszenie prawdy o Jezusie Chrystusie. Dialog ma wobec nich funkcję jedynie służebną, a gdy nie spełnia swej funkcji staje się wrogi Kościołowi. Nie miał co do tego wątpliwości cytowany przez wcześniej wspomnianego kardynała Ratzingera Jacques-Albert Cuttat, który dialogowanie zamiast modlitwy pełnej pokory nazywa wprost lucyferycznym kuszeniem: – „Dążyć do tego, by dzięki zjednoczeniu religii uczynić ludzkość szczęśliwszą i lepszą, to jedna sprawa. Z pałającym sercem błagać o zjednoczenie wszystkich ludzi w miłości do tego samego Boga to inna sprawa. Pierwsza sprawa stanowi najbardziej subtelne pokuszenie diabelskie, które dąży do tego, by sprawę drugą doprowadzić do klęski” – pisał Cuttat.Skąd więc zdziwienie słowami polskich jezuitów?Okazuje się bowiem, że ci, którzy o potrzebie „dialogowania” każdego z każdym krzyczą najgłośniej, sami, stojąc w obliczu prawdziwego dialogu, wywieszają białą flagę lub wręcz torpedują swoich polemistów.Słynący z prowokacyjnych wypowiedzi ojciec Kramer nie ma problemów z tym, aby na łamach nieprzychylnych Kościołowi mediów rozmiękczać jego nauczanie.Ojciec Recław, organizator szeroko komentowanych (ze względu na swą anarchistyczną postawę wobec przepisów liturgicznych) Mszy świętych (w tym Liturgii Triduum Paschalnego czy tzw. mszy o uzdrowienie) prosi protestantów o budowanie jedności.Obaj jednak tracą rezon i zamykają z trzaskiem drzwi przed ludźmi chcącymi zrozumieć ich asumpty i motywacje. Wykluczają nie rozumiejących ich narracji. Znieważają tych, którzy myślą inaczej niż oni.Czy to strach przed podjęciem rękawicy? Nieumiejętność obrony własnego stanowiska? Czy w mniemaniu ojców Kramera i Recława dialog polega na ustępowaniu pola, a rozmawiać można tylko z zadeklarowanymi przeciwnikami Kościoła? Skąd w jezuitach bierze się paranoiczny lęk przed słowami „liturgia”, „prawo” i „herezja”? Dlaczego zakonnikom tak bardzo zależy na przebywaniu jedynie w otoczeniu bezkrytycznych pochlebców?Cała sprawa mogłaby uchodzić za niezwykle banalny incydent warty co najwyżej krótkiej wzmianki na Twitterze, gdyby nie trzy sprawy:Pierwszą z nich jest fakt, iż usuwanie niewygodnych (nie mylić z obraźliwymi, ponieważ to dwie zupełnie różne sprawy) komentarzy pojawiających się na profilach duchownych walczących o otwartość, łagodność i tolerancję obnaża ich hipokryzję. Kolejny raz okazuje się bowiem, że tolerancja dotyczy konkretnej grupy ludzi, im dalszej Kościołowi, tym – można zaryzykować stwierdzenie – zdaniem ojców Kramera i Recława lepiej.Druga dotyczy procesu, w trakcie którego z konserwatystów, tradycjonalistów czy – abstrahując od etykiet – szanujących kościelne nauczanie i ordo katolików czyni się chłopców do bicia. Samo w sobie określenie „tradycjonaliści-lefebryści” w ustach o. Recława brzmi niczym obelga i tak przez jego odbiorców jest postrzegane. Kto raz otrzyma łatkę tradycjonalisty, ten już na długo pozostanie pariasem, któremu przypisuje się jedynie złe intencje.Ostatnią zaś jest kuriozalna sytuacja, w której katolicki kapłan, za słowa pełne nienawiści i jadu, „zabijające od wewnątrz” i „wprowadzające w traumy” uważa sformułowania takie jak „liturgia” czy „tabernakulum” i za nie każe natychmiast zrywać dyskusje. To chyba najbardziej dobitny dowód na to, że dialog, choć odmieniany przez wszystkie przypadki i wielbiony na równi ze świętymi pańskimi, nie jest tym, na co popularni jezuici są gotowi.Bo prawdziwy dialog dąży do prawdy zamiast ją kneblować.Mateusz Ochman
Grzegorz Kramer: Nie godzę się!Jest we mnie duży gniew i złość, a zarazem bezradność. Zabił się czternastoletni Kacper. Zabił się, bo nie wytrzymał presji, docinków, czy jak kto woli - hejtu. Dlaczego kumple się na niego uwzięli? Bo miał inną orientację. Tylko dlatego.Czternaście lat to czas wielkiego wewnętrznego buntu i żegnania się z dzieciństwem. Jeśli na to nałoży się wielka wrażliwość i poczucie "inności" to bardzo łatwo stać się ofiarą tych, którzy tak samo sobie nie radzą z emocjami, ale inaczej to wyrażają – agresją.Jest we mnie gniew, bo ciągle słyszę, że jestem w kraju o chrześcijańskich korzeniach, o wartościach religijnych. A w tym samym czasie każdy, kto jest inny albo ma swój styl - odbiegający od przyjętych norm i konwenansów - musi się ukrywać.Ciągle sie kłócimy w tym kraju o to, kto jest lepszy, kto bardziej świętszy i wierzący. Krzyczymy o ochronie życia, o tym, że musimy się chronić przed „zarazą uchodźców”, a tymczasem zabijamy wśród nas dzieci, tylko dlatego, że nie mieszczą się w naszych kanonach. Dlaczego nasza wiara kończy się w momencie, w którym spotykamy innego?Ilu jeszcze ludzi musi się zabić za to, że są inni? Kiedy w końcu nasze chrześcijańskie wartości i korzenie zaczną się pokazywać w codziennych relacjach z ludźmi, którzy nie są tacy jak reszta?Nie rozumiem tego i nie godzę się na to!