Moja dewiza - chłop do tańca i do różańca.
Bardzo fajne (przepraszam za zachwaszczanie jezyka polskiego) slowa, tylko z tym chrzescijanie maja najwiecej klopotow, rowniez chrzescijanie mezczyzni i mozna by o tym pisac bardzo wiele i wciaz o tym samym, jak nie ma wzorow meskiej wiary, jakie jest wszystko w parafiach sfeminizowane, jak czasem nawet ksieza w sposobie mowienia sa jacys tacy po prostu malo mescy (straszne!) - albo sie podswiadomie dostosowuja do wiekszosci w kosciolach albo swiadomie, bo czuja kase od tej wiekszosci, albo po prostu tacy niemescy sa (cos okropnego). Tymczasem wierzacy mezczyzna ma byc stuprocentowym facetem, ktory wie, ze moze szczerze wierzyc w Boga, bo w zadnym wypadku nie stanowi to zagrozenia dla jego meskosci, bo jego religijnosc nie tylko moze byc, ale MA byc meska a nie kobieca.
To byl watek poboczny;) - teraz przejscie do glownego, na ktorym sie oczywiscie nie znam
.
Najpierw fakty. Katolicka teologia wpadla w sidla kazuistyki juz wiele lat temu, co jest faktem niezaprzeczalnym, stad sie bierze rozstrzasanie wszystkiego do najdrobniejszych szczegolow (czasami jest to kluczowe, ale czesto jest niepotrzebne). Drugi fakt: niestety seksualnosc byla traktowana jako niebezpieczna, bo przyjemna, i to pokutuje w wielu ludziach do dzisiaj. Trzeci fakt: sa tacy, ktorzy niczego nie traktuja jako grzechu i tacy, dla ktorych wszystko jest grzechem - i to na kazdej plaszczyznie zycia. Jesli te fakty polaczymy, wyjdzie nam to, o czym Panstwo (Panowie) dyskutuja: albo niepotrzebna afirmacja seksu prowadzona przez niektorych ksiezy, ktorzy w ten sposob staja sie az smieszni, albo szczegolowe rady, ile razy mozna, jak szybko, dlugo, gleboko i.... (lepiej zamilkne
). Takie dylematy maja chyba rowniez wierzacy ludzie (nie tylko mezczyzni), ktorzy sie dopytuja, co jeszcze moga robic a co nie.
Jesli chodzi o moje laickie zdanie, to najchetniej bym w ogole nie ingerowal w seksualne pozycie malzonkow, ale podkreslal, ze ma byc nie tylko otwarte na zycie (no bo o tym tez trzeba mowic, jesli mamy byc wierni nauczaniu Kosciola, innym aspektem jest oczywiscie realizacja tego, co jest bardzo problematyczne), ale ma byc wyrazem bliskosci malzonkow, ich milosci - po prostu ma byc milo i przyjemnie (choc nie za wszelka cene, bo nawet w malzenstwie nie istnieje prawo do seksu zawsze i wszedzie). Z wykladow z teologii zycia rodzinnego (ktore byly straszne, nudne i o niczym) z seminarium (ono tez bylo straszne, nudne i o niczym
) pamietam tylko jedna mysl (o dziwo), ze nie ma (dodalbym: na szczescie) listy dozwolonych zachowan w seksie malzenskim i ze jesli malzonkowie maja jakies watpliwosci do do konkretnych praktyk seksualnych, powinni sie po prostu zastanowic, czy jest to wyrazem ich milosci wobec wspolmalzonka czy ich egoizmu i czy w ten sposob odnosza sie do niego z szacunkiem - nic wiecej. Wiadomo, ze chyba nie wszystko byloby wlasnie wyrazem szacunku, ale dorosli i dojrzali ludzie powinni umiec to ocenic, a jezeli nie sa dojrzali, to i tak ich nie bedzie interesowac wyrazanie szacunku drugiej osobie. Seksualnosc jest na tyle skomplikowana i wyjatkowa plaszczyzna, ze w zadnym wypadku nie pchalbym sie w szczegolowe okreslanie, co mozna a co nie (caly czas mam na mysli pozycie seksualne w malzenstwie) i w ogole nie zajmowalbym sie specjalnie ta sfera.
Na koniec nieco radykalne uwagi
:
1. Decyzja Pawla VI z 1968 r. podtrzymywana przez "naszego Papieza" i pozniejsze nauczanie Kosciola niestety w jakims sensie jeszcze bardziej podkreslila ten prawniczy aspekt zycia seksualnego i jeszcze bardziej spowodowala pytania, co jeszcze wolno a co juz nie. Ja sam czasem naprawde szczerze wspolczuje chrzescijanskim malzonkom, ktorzy staja przed dylematami, co w pewnych sytuacjach robic a nie chca machnac reka na nauczanie Kosciola
.
2. Po paroletnich juz konfesjonalowych doswiadczeniach bardzo czesto sie zastanawiam, co powinien Kosciol radzic mlodym (albo nawet nie tylko mlodym) chrzescijanom stanu wolnego plci obojga: przekonanie, ze mozna czekac np. 15 lat (od okresu dojrzewania do zawarcia malzenstwa) z jakakolwiek realizacja seksualnosci, wydaje sie mi bardziej niz idealistyczne. I nie mysle o tych, ktorzy tego nie biora tego pod uwage przygotowujac sie do spowiedzi, "bo to nie jest grzech", ale o tych, u ktorych widac szczerosc w podejsciu do wiary i jej zasad, ktorzy sie modla, chodza do kosciola, uczestnicza w zyciu swoich parafii, nie uciekaja od rowiesnikow, nie sa wycofani, jednym slowem sa tacy bardzo normalni a dla ktorych jest to glowna przyczyna wyrzutow sumienia czy czestszych spowiedzi z takich czy innych przyczyn i to juz od okresu dojrzewania. I chyba tez nie o to chodzi
.