Trzy słowa na temat moich doświadczeń z mariawityzmem.
Będąc trzy lata temu w Krakowie, zwiedzałem kościół ewangelicko-augsburski i natknąłem się akurat na odprawianą gościnnie Mszę mariawicką. Celebransem był nie kto inny, jak słynny astronom i teolog, Konrad M. Paweł Rudnicki (Maria Paweł to jego imiona zakonne, gdyż jak nie wszyscy wiedzą- wszyscy mariawici są jednym wielkim zgromadzeniem utworzonym wg reguły III zakonu św. Franciszka, dlatego wierni mówią do siebie per "bracie"). Urzeczony przedsoborową liturgią, podszedłem po Mszy do ks. Rudnickiego i zostałem... zaproszony na obiad (pani Rudnicka świetnie gotuje
). Z tego spotkania wyniosłem następujące refleksje (mówię tu o nurcie płockim, bo biskup Kowalski był tak szalony, że nawet patron mojego Seminarium, bł. bp Kozal, nie zdołał przywołać go do porządku w obozie w Dachau):
-opisana na Wikipedii historia o papieżu JPII zapraszającym ks. Rudnickiego do odprawiania Mszy mariawickiej w Castel Gandolfo, to mit. Msza co prawda była, ale papież nie miał nic wspólnego z "zapraszaniem" do jej odprawiania.
-mariawici z całych sił starają się o to, by Rzym uznał objawienia s. Kozłowskiej. Uważają też, że zostali ekskomunikowani, ponieważ objawienia zostały sfałszowane przez niechętny Mateczce kler płocki, zaś sami mariawici nie mieli okazji się wytłumaczyć. W konsekwencji Mateczka została fałszywie uznana za pyszną przywódczynię sekty sprzeciwiającej się hierarchii. Ks. Rudnicki obdarował mnie wielką ilością materiałów na ten temat, mogę je udostępnić dla chętnych.
-co do samych objawień- otrzymałem ich pełny, oryginalny tekst i zapoznałem się z nim. Mam być szczery? Na pierwszy rzut oka nie widzę niczego heretyckiego aż do momentu, kiedy Pan Jezus nakazuje Mateczce iść inną drogą, niż zepsuty Kościół Rzymski. Tu już sprawa zaczyna być bardzo podejrzana. Sami mariawici wierzą, że objawienia Kozłowskiej ("dzieło wielkiego miłosierdzia") są tym samym przesłaniem, jakie później otrzymała s. Faustyna. Początkowymi założeniami były: ubóstwo kleru, nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i adoracja Najświętszego Sakramentu jako przebłaganie za grzechy świata, przede wszystkim kapłanów. Wyszło to, co widać...
-co do obecnej sytuacji mariawitów... Szczerze, moim zdaniem problemy są o wiele głębsze, niż widać na pierwszy rzut oka. Powód jest prosty- religia ta jest zarażona największą gangreną, jaka grozi prawdzie, a mianowicie relatywizmem. Tam nie ma znaczenia, czy wierzysz w dogmaty, czy nie. Ks. Rudnicki mówił mi, że mariawitą nie musi być koniecznie... mariawita. On sam przyjął pierwszą Komunię w tym kościele jako ateista. Nie po kryjomu- to jest tam po prostu dozwolone. W gazetach mariawickich, które otrzymuję, dyskusje są na tak wielkim poziomie swawoli teologicznej, że nie zdziwi mnie, jeśli niedługo faktycznie wprowadzone zostanie kapłaństwo kobiet (za względu na małą liczbę powołań). Na dodatek wystarczy nadmienić, że ks. Rudnicki jest też antropozofem i sprzyja masonerii, z czym się wcale nie kryje.
Konkluzja końcowa- nie mogę jakoś uwierzyć, że mariawityzm był zły od samego początku, ale to, czym się stał... na pewno nie jest z Boga. Pozostaje modlić się i za wszelką cenę wystrzegać odpadnięcia od łodzi św. Piotra!