Pewnie by w ogóle tam nie jechał, gdyby nie rocznica na Monte Cassino (tam ktoś z władz polskich MUSIAŁ być). A tak, to upieczono dodatkową pieczeń.
Z jednej strony ocena jest jednoznaczna, ale...
Pragnę zauważyć pewną rzecz (proszę mnie nie szufladkować jako tuskowego, po tym, co napiszę
).
Otóż miałem swego czasu, studiując prawo, zajęcia z prawa międzynarodowego publicznego, a tam były też elementy prawa konsularnego, zwyczajów dyplomatycznych oraz tzw. protokołu. Najbardziej lubiłem te ciekawostki dyplomatyczne. No i jest pewien zwyczaj dyplomatyczny, istniejący od wielu, wielu lat, że kiedy oficjalnie odwiedza się Włochy, to w dobrym zwyczaju jest też odwiedzić Papieża. To jest jakoś po francusku czy po włosku sformułowane, że "jak Kwirynał, to i Watykan", czy jakoś tak. Tej zasady nie przestrzegały w historii tylko kraje komunistyczne (np. Ochab ostentacyjnie pominął Stolicę Apostolską podczas wizyty we Włoszech, czym w sumie zrobił przysługę służbom papieskim, bo te nie musiały się kłopotać niezręcznym gościem, a nie wypadałoby, z powodu zwyczaju, odmówić, nawet po Dekrecie Oficjum z 1949 roku). Być może sama zasada już powoli odchodzi w niebyt (nie wiem, trzeba by sprawdzić). Ale wiem, że protokół włoski w tym względzie współpracuje z watykańskim i kiedyś prowadzili wspólny kalendarz wizyt oficjalnych delegacji państwowych u nich, żeby się "zgrać".
W sumie to nie wiem, czy Tusk był tam oficjalnie, ale chyba musiał, bo z Papieżem nie da się chyba spotkać bez protokołu...