Karol Marks, jaki paskuda był taki był, ale należy mu się pomnik za myśl;" byt kształtuje świadomość". Parafrazując na czasy nam współczesne; jakich programów telewizyjnych oglądasz, tak myślisz i tak oceniasz rzeczywistość.
Karol Marks, jaki paskuda był taki był, ale należy mu się pomnik za myśl;" byt kształtuje świadomość".
Żeby nie marudzić, powiem krótko;1) Moim ulubionym i wyłącznym programem jest TVPinfo, a zwłaszcza wieczorny program "W tyle wizji". Ulubieni redaktorzy K. Fausset i S. Janicki. 2) Ostatnio lubię i cenię sobie też TV Trwam. Nie denerwuje mnie, uspokaja. Bez euforii, ale może być. Dobrą robotę robią chociaż to "posoborowi". 3) W samochodzie - Radio Maryja. (jak wyżej).Wszystkie inne polsaty sraty, pierdaty, tefałeny itp odrzucam. No, oglądam też często hiszpańskie" 24 horas", ale to dla mojego ulubionego języka hiszpańskiego.
Kto dzisiaj słucha radia na falach krótkich?
. Radio ma tę zaletę w porównaniu z internetem, że można go słuchać całkowicie anonimowo
Cytuj. Radio ma tę zaletę w porównaniu z internetem, że można go słuchać całkowicie anonimowo Niestety nie. Już w latach 80-tych były urządzenia weryfikujące zdalnie częstotliwość na jaką był nastawiony odbiornik.
Liberalny katolik - najgorszy wróg KościołaJest rzeczą absolutnie znamienną, że w kryzysowym momencie fizyczną ochronę polskich świątyń przed atakami rozjuszonych feministek i antyklerykałów zapewnili nie fani charyzmatycznego pseudokatolika Marcina Zielińskiego, widzowie kanału dominikanina Adama Szustaka czy też miłośnicy relatywizmu serwowanego przez arcybiskupa Grzegorza Rysia, lecz przede wszystkim zwykli wierni oraz narodowcy skrzyknięci przez promującego tradycyjny katolicyzm Roberta Bąkiewicza. W czasie, gdy księża-celebryci z nurtu "Kościoła pielgrzymującego" apatycznie wzywali do deeskalacji konfliktu i co najwyżej zapalali w swoich domach świeczki na znak pokoju, tysięcy kościołów przed profanacją bronili ludzie, którym bliższa jest idea "Kościoła walczącego".W co najmniej kilku wypadkach obrona świątyń była wręcz aktem heroizmu. Wobec skandalicznej bierności policji garstka osób musiała niekiedy stawiać czoła wielokrotnie liczniejszemu wrogowi, który gotów był dokonać linczu na księżach i zniszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze. Szokującym napaściom na kościoły sprzyjał szybko zapadający zmierzch, który zapewniał anonimowość. Choć zdecydowana większość protestów w całej Polsce maszerowała pod murami świątyń i innych obiektów kościelnych, wykrzykując gromkie "j***ć kler", ciche poparcie dla nich wyraziło wielu "katolików otwartych". Nie mieli być może odwagi, aby udać się na wulgarne manifestacje,lecz w sposób symboliczny stanęli tak naprawdę w szeregu tuż obok antyklerykalnej i korzystającej z nazistowskiej symboliki lewicy. Wśród nich byli także duchowni - jak choćby ci, którzy podpisali tzw. "list zwykłych księży". Wyrazili oni swoje votum separatum wobec nauki Kościoła i wezwali do znalezienia jakiejś formy kompromisu ze zwolennikami zabijania nienarodzonych.Kluczowe w ich apelu było wezwanie do porzucenia "przekonania, że rozstrzygnięcia prawne mogą przynieść trwałą zmianę wrażliwości sumień". Co prawda wielu z nich jeszcze na początku 2019 roku, przy okazji śmierci Pawła Adamowicza, gorąco popierało wprowadzenie prawa zakazującego stosowania tzw. mowy nienawiści, lecz jak widać konsekwencja i logika nigdy nie były ich mocną stroną. Podpisany m. in. przez ks. Adama Bonieckiego, o. Tomasza Dostatniego OP czy też ks. Jacka Prusaka SJ list stanowi zresztą prawdziwe "arcydzieło" dwójmyślenia obecnego wśród katolików od czasów II Soboru Watykańskiego.Zdaniem sygnatariuszy "L.Z.K.", nakazy Ewangelii nie powinny być wymuszane na innych przy pomocy prawa. Głosząc tego rodzaju poglądy, pokazują tym samym, że już dawno zatracili rozumienie, czym tak naprawdę jest katolicyzm. Katolik nie ma prawa przymuszać innych do wary w Boga i przyjmowania sakramentów. Od samych początków Kościoła katolicy starają się za to wcielać w życie tzw. społeczne panowanie Chrystusa. Pod tym wzniosłym hasłem kryje się zwyczajne przekonanie, że istnieje pewien obiektywy porządek społeczny,który powinien zostać wprowadzony w społeczeństwie. Jego podstawą jest m. in. nierozerwalność małżeństwa, ochrona tradycyjnej rodziny, ochrona życia ludzkiego od poczęcia aż do naturalnej śmierci czy też zakaz niewolnictwa. Na tych właśnie podstawach zbudowana została cywilizacja zachodnia, która swoim racjonalizmem i sprawiedliwością systemu prawnego przewyższa wszystkie pozostałe.W tym sensie katolik powinien więc dążyć zawsze do narzucenia odpowiednich rozwiązań prawnych, ponieważ wie, że w przeciwnym razie miejsce wartości katolickich zajmą zupełnie inne, sprzeczne z prawem naturalnym i elementarnymi zasadami sprawiedliwości. Gdy katolicyzm przestaje kształtować sferę publiczną, niemal zawsze w społeczeństwie pojawia się przyzwolenie na niewolnictwo, rodzącą wiele nadużyć poligamię, pozbawianie życia i przemoc wobec najsłabszych oraz zinstytucjonalizowana kradzież.Lewicowo- liberalni księża głoszą fałszywy katolicyzm, sugerując, że zgodne z duchem Ewangelii jest wycofanie się i oddanie pola innym bez przymuszania do własnych rozwiązań. Tego rodzaju autodestrukcyjnej postawy nauczył niestety współczesnych katolików Sobór Watykański II, który wręcz nakazał, aby Kościół tylko słuchał innych i pogrążył się w nigdy nie kończącym się "dialogu". Wedle soborowej konstytucji "Nostra Aetate" Kościół miał abdykować z głoszonej przez siebie od wieków roli wyłącznego pośrednika w zbawieniu i przyzwolić na wolność religijną.Skutki tego widzimy właśnie na ulicach polskich miast i wsi. Nominalnie katolicki kraj przeszedł w ciągu ostatnich dekad ogromną metamorfozę. Młode pokolenia dokonały już dawno masowej apostazji, a obecne protesty umożliwiły im wyrażenie tego wprost. Stało się tak, ponieważ miejsce prawdziwego katolicyzmu zajęła nowa, bezobjawowa wersj religii, która swoją bezpłciowością nie jest w stanie przyciągnąć niemal nikogo. Od kiedy Kościół przestał być walczący, stracił serca młodych osób, które element walki i buntu znalazły w nowych świeckich religiach ekologizmu, lgbt czy też strajku kobiet. Księża nie walczą już z największymi wrogami, którymi od zawsze byli muzułmanie, protestanci i żydzi, lecz klepią się z ich kapłanami po plecach na ekumenicznych seansach tolerancji. Kościół ma coraz mniej powołań, bo w swoim posoborowym wydaniu przestał się konfrontować ze światem i przyjął jego architekturę, filozofię i mentalność. Młodzi tak naprawdę nienawidzą nie Kościoła, lecz jego rozmiękczonej wersji. Zamiast dostojnego piękna łacińskiej liturgii i budzącego podziw rygoryzmu tradycyjnej moralności, młodym serwuje się papieskie kremówki i tańce przy wtórze gitary. Im bardziej współcześni księża starają się dogodzić młodym ludziom, tym bardziej oddalają ich od tego, co Kościół ma najlepszego do zaoferowania.Znamienne było także to, że pomimo niespotykanej dotąd skali aktów wandalizmu skierowanych przeciwko kościołom i osobom duchownym, etatowi partnerzy "dialogu" Kościoła nie potępili w sposób zdecydowany tych czynów. Żaden z imamów, rabinów czy też pastorów, zrzeszonych w różnego rodzaju radach ekumenicznych nie stanął zdecydowanie w obronie Kościoła w momencie, gdy było to najbardziej potrzebne. Stało się wręcz przeciwnie: związki wyznaniowe muzułmanów i żydów polskich poparły nawet tzw. strajk kobiet, co tak naprawdę już dawno powinno uzmysłowić wszystkim ludziom Kościoła, że cały projekt ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego okazał się wielkim fiaskiem.Równie zdumiewający był brak jakiejkolwiek reakcji ze strony papieża Franciszka, który najwyraźniej jest zbyt pochłonięty planami realizacji globalistycznej agendy. W tego typu sytuacji powinien upomnieć się o bezpieczeństwo swojego ludu, lecz jego pontyfikat coraz wyraźniej przybiera charakter otwartej apostazji.Obserwowany przez nas w ostatnich dniach paroksyzm nienawiści i antyklerykalizmu nie powinien nas wcale prowadzić do przyjęcia wniosku, że mamy oto do czynienia ze straaconym pokoleniem, które nie jest już w stanie podnieść się z kulturowego upadku. W pewnym sensie młodzi - jak zwykle w tego typu sytuacjach - wysłali nam zdecydowany sygnał, że potrzebują pomocy. Aby im realnie pomóc, potrzebny jest prawdziwy wstrząs w polskim (i nie tylko) Kościele.Polskość już od wieków zbudowana jest na obronie katolicyzmu i właśnie to przesądza, że politycznie jesteśmy zawsze po przeciwnej stronie niż kolejne odsłony światowej rewolucji. Starsze pokolenia Polaków są w zdecydowanej mierze prawicowe, bo wychowały się jeszcze w tradycyjnym katolicyzmie. Młode pokolenia, które miały do czynienia już tylko z posoborowym obliczem Kościoła, stają się coraz bardziej lewicowe, a najlepszym potwierdzeniem tych słów jest zawrotna kariera Szymona Hołowni, tóry pełni rolę namiestnika fałszywego kościoła ekologizmu, praw człowieka i mylnie pojętego miłosierdzia.Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że katolicy otwarci są być może największymi wrogami Kościoła, bo stopniowo niszczą go od środka. Wydarzenia z ostatnich dni pokazują niestety, jak wiele jest osób, które formalnie przyznając się do katolicyzmu, tak naprawdę stoją w jednym szeregu z jego wrogami - nawet w sytuacji, kiedy Kościół stae się przedmiotem fizycznej agresji.Najbardziej pilnym zadaniem dla Kościoła jest więc przezwyciężenie liberalnej piątej kolumny, która doprowadziła do apostazji młodych pokoleń, wyrwała katolicyzmowi oręż do walki i oddała lewicy prawo do decydowania o sferze publicznej. Kościół musi się stać na powrót walczący i łaciński, bo inaczej w ogóle go nie będzie.