Zorientowałem się, że są wśród nas osoby będące na emigracji. Tzn. wiedziałem to wcześniej, ale olśnienie przyszło dziś. Proszę Państwa o opisanie w kilku słowach - jeżeli oczywiście Państwo wiecie - jak wygląda życie normalnej parafii na tzw. zachodzie. W USA, Irlandii itd. Jak wygląda frekwencja poza niedzielami o ile są Msze, czy są nabożeństwa, Liturgia Godzin itp.? Jakieś sakramentalia np. poświęcenie samochodów, pól? Tak z ciekawości pytam.
Frekwencja poza niedzielami jest bardzo marna, w wielu parafiach nie ma zresztą regularnych mszy codziennych.
Nie praktykuje się prawie wcale wystawienia Najśw. Sakramentu czy adoracji.
W USA bardzo wielkich różnic regionalnych pod tym względem nie ma, poza oczywiście tymi uwarunkowanymi rozmieszczeniem grup etnicznych. Jak chodzi o typowych katolików amerykańskich to najbardziej nie lubię ich muzyki: pieśni tradycyjnych praktycznie nie mają, a tych nielicznych, które mają to nie śpiewają: przeważnie intonują infantylne utworki-potworki napisane po SWII przez pokolenie dzieci-kwiatów.
Panie Religiomontanus. Ponieważ ja wywodzę się z oblatów Maryi Niepokalanej (niższe i wyższe seminarium) więc pytam jak sprawują się moi dawni współbracia z Polski? Wiem iż w Kanadzie mają mnóstwo placówek.
Jeden z moich seniorów kilkakrotnie odwiedził rodzinę na Florydzie. Mówił, że w kościele parafialnym, do którego przychodził była codziennie Msza o 7.00, na której było około 100 osób. Czy to jakieś ekstremalne czy może regionalne?
Jeszcze jedną cechę "polskich parafii" chciałbym dodać. Pobozni imigranci tak tęsknią do zycia rodzinnego, że z tęsknoty tej zakładają nowe komórki społeczne, mimo że ich drugie połowy ciągle żyją w "starym kraju". Gdy już założą taką komórke, to śmiało przystępują do sakramentu ołtarza za wiedzą i zgodą swoich duszpasterzy.
O co chodzi z tymi amerykańskimi flagami w kościołach?