Przede wszystkim wrogowie katolicyzmu, ale też niektórzy prawicowi katoliccy intelektualiści z kręgów, nazwijmy je, „socjocybernetycznych”, „neotomistycznych”, „konserwatywnych” i „racjonalistycznych” lubią w związku z tym rytualnie wybrzydzać, jaki to polski katolicyzm jest rzekomo „płytki”, „powierzchowny”, „emocjonalny”, że „wierni nie znają katolickiej teologii”, że „nie czytają encyklik” itp. itd. (czy kiedykolwiek było pod tym względem inaczej?). Receptą na te rzekome „niedostatki” miałoby być przerobienie katolickich wiernych na faktycznych profesorów teologii i etyki, ekspertów od liturgii, historii Kościoła, intelektualistów spędzających życie na drobiazgowym analizowaniu wytwarzanej przez katolicką hierarchię w rzeczywiście rekordowych ilościach kościelnej makulatury. Jakie daje to efekty, możemy przekonać się na przykładzie katolickich środowisk integrystycznych, potrafiących godzinami rozprawiać o tym, że na danej mszy monstrancję postawiono dwa centymetry za daleko na prawo lub że dany ksiądz wymawia dane słowa po łacinie ze zbyt silnym włoskim akcentem – to właśnie zrealizowana dystopia katolicyzmu „zintelektualizowanego”.
Nie uważam wobec tego, by „intelektualizacja” katolicyzmu w Polsce i zamienianie szkolnej katechezy w uniwersyteckie seminaria z teologii, biblistyki lub historii Kościoła mogło jakkolwiek poprawić sytuację tej konfesji. Po pierwsze, jak wspomniałem wyżej, filozofia katolicka tworzy zamkniętą pętlę logiczną: przedstawiane przez nią „dowody” na słuszność różnych elementów katolickiej doktryny przekonujące mogą być jedynie dla tych, którzy już wcześniej uwierzyli w prawdziwość tej doktryny. Dla osoby z zewnątrz nie mają jednak żadnej wartości. Ich znaczenie może być zatem co najwyżej wewnętrzne: mogą utwierdzać wiernych w dogmatach wiary i rozwiewać różne ich wątpliwości. Po drugie jednak, dla przeciętnego człowieka jest to zbyt wysoki poziom abstrakcji, a subtelności i rozważania takie pozostają po prostu poza jego horyzontem intelektualnym. Jest to poziom abstrakcji i dogłębności odpowiedni dla studiów uniwersyteckich, podejmowanych przez tych, którzy następnie mieliby służyć za intelektualnych przewodników reszcie Kościoła.
Przekładając to na poziom religii katolickiej i odnosząc do kwestii szkolnej katechezy, należałoby skoncentrować się na zagadnieniach choćby takich jak: jakie są standardy przyzwoitości stroju i dlaczego należy ich przestrzegać?; czym jest katolickie małżeństwo i jakie powinności mają wobec siebie małżonkowie?; czym jest czystość płciowa i co prowadzi do jej zbrukania?; czym jest w chrześcijaństwie rodzicielstwo?; czym jest lichwa i dlaczego jest potępiana?; jakie są zasady godziwego zarobkowania?; jakie jest katolickie rozumienie pracy?; jak obchodzić poszczególne katolickie święta i co się w ich ramach świętuje?; jaki, kiedy, o co i dlaczego się modlić?; jak powinien wyglądać ślub i wesele?; czym jest i jak powinien wyglądać katolicki pogrzeb? itd. Uzyskanie odpowiedzi na te wszystkie pytania jest bardzo ważne dla uporządkowania życia katolickich wiernych wedle standardów tej religii i przepełnienia tego życia chrześcijańskim sensem. Czyni to, potencjalnie, szkolną katechezę jednym z najważniejszych i najbardziej praktycznych przedmiotów szkolnych.
Tym, czego brakuje dzisiejszemu katolicyzmowi jest katecheza i kaznodziejstwo rozumiane jako udzielanie odpowiedzi na pytania „jak na co dzień być katolikiem?”oraz „jaki jest sens poszczególnych elementów mających tworzyć katolicką codzienność?”. Tomasz z Akwinu, Robert Bellarmin i dokumenty soborowe to wobec tych pytań poziom „meta”. Gdy słucham czasem w internecie wypowiedzi kaznodziejów muzułmańskich, znajduję w nich odpowiedzi na takie właśnie pytania: jak być na co dzień muzułmaninem i jaki jest sens poszczególnych elementów składających się na muzułmańską codzienność – dlaczego muzułmanki zakrywają włosy? jaką rolę pełnią w islamie dobre uczynki? czym jest muzułmański post oraz dlaczego i kiedy muzułmanie poszczą? jak wyglądają islamskie obrzędy pogrzebowe? Pytania takie dotyczą spraw podstawowych, więc i odpowiedzi są na ogół proste, jednoznaczne i dla każdego zrozumiałe. Wiadomo, co jest dobre, a co złe. Jak żyć i dlaczego właśnie w taki sposób. Tą drogą islam tworzy własną cywilizację, a muzułmanina można poznać po tym, jak żyje. Islam mówi swoim wiernym jak żyć i wyjaśnia jaki sens ma ich życie i ich uczynki.
Przypuszczam, że ma internetowe pojęcie o "integrystach", nadział się na ożywione dyskusje w internecie i myśli, że ludzie tak cały czas na co dzień.
Ronald Lasecki to znany i lekko ekscentryczny intelektualista z pół-światka szeroko pojętej prawicy anty-systemowej. Czasami jego przemyślenia są ciekawe i interesujące, a innym razem facet zbyt mocno odlatuje w stronę utopijnego idealizmu. Spodziewałem się że będą go Państwo kojarzyć.
Może to i dobrze że będzie miał tylko wirtualne "pojęcie" o tym środowisku. W realu bowiem mógłby się srogo zawieść na wyborach/postawach życiowych...sporej części jego przedstawicieli. Mógłby wręcz dojść do smutnego wniosku, że całe wzmożenie tradizjawiska za czasów nełostrady się zaczęło i swoje, wcale nie takie extra-ordynarne występowanie w "dzień powszedni" do jej zasięgu głównie się...
Z drugiej zaś strony stosunkowo łatwo przechodzi Ojciec do "porządku dziennego" nad nagminnym, astronomicznym wręcz u Niektórych upadkiem języka i obyczajów (w stos. do "nielicznie" TUTAJ pozostałych jeszcze Kobiałek np.)
Q&A to w dzisiejszych czasach standard prowadzenia zajęć. Nie ma powodu aby katecheza miała inaczej wyglądać. To wszystko zależy od przygotowania prowadzącego, bo oczywiście to bardziej wymagająca metoda od ex cathedra. Na ale żeby kogoś nauczyć trzeba samemu umić. Gotowe teksty to studenci mogą sobie w tramwaju poczytać w wolnej chwili. Jak ktoś tego nie rozumie, to niech się darciem pierza zajmie a nie edukacją.