"Czy Kościół posoborowy jest sektą?"Z tego punktu widzenia znacznie uczciwszy jest pewien profesor wykładający na jednej z katolickich uczelni, który na swoich wykładach dowodzi podobno, że na Soborze Trydenckim (XVI wiek) Kościół popadł w herezję, z której wydobył się dopiero na Soborze Watykańskim II, uznając – jakże by inaczej – prawa człowieka.
Skończył się czas „głupawki”, czyli demokratycznych wyborów, a więc możemy powrócić do normalnych spraw i problemów, którymi winni zajmować się konserwatyści. Konserwatysta rozmawiający i debatujący na kogo głosować, a na kogo nie głosować budzi pewną śmieszność.
Tak się składa, że mam ostatnio okazję dosyć dużo nasłuchać się o posoborowych „postępowcach” w szkolnictwie wyższym. Być może nasi drodzy Czytelnicy są nieco cywilizacyjnie zapóźnieni i nie odczytują trafnie posoborowych „znaków czasu”. Studiowanie zaś tego problemu uważam za bardzo interesujące, gdyż nasi posoborowi towarzysze bardzo lubią owe „znaki czasu” badać i odczytywać ich tajemne znaczenie.
Z tego co słyszę, to katolickie uczelnie wyższe w Polsce to nie lada gratka intelektualna. Parafrazując znane powiedzenie Stefana Kisielewskiego można by powiedzieć, że „być katolikiem posoborowym to codziennie bohatersko zmagać się z problemami nie znanymi w żadnym innym wyznaniu”. W tym przypadku problem tkwi w tym jak popierać posoborowe zasady państwa demoliberalnego, głośno wyrażać swój zachwyt nad zasadą „suwerenności ludu”, państwa socjalnego, wolności myśli i słowa, a jednocześnie bronić idei katolickich. Przed Soborem Watykańskim II to było prosto i jasno: państwo winno być katolickie; po Soborze sprawy się skomplikowały. Państwo i Kościół mają być oddzielone, partie katolickie mają być zakazane. W to miejsce ma panować demokratyczne (suweren) i liberalne (światopogląd) państwo. Zarazem jednak to demokratyczne i liberalne państwo ma szanować „wartości chrześcijańskie”. Cały trud posoborowych nauk o polityce polega więc na tym, żeby w system z natury światopoglądowo indyferentny wszczepić Prawdę katolicką, której istota stoi w najskrajniejszej sprzeczności z relatywistycznym charakterem tegoż systemu.
Cały pomysł polega na tym, że – jak ujął to w „Humanizmie integralnym” Jacques Maritain – odejść od państwa katolickiego ku państwu demokratycznemu, gdzie katolicy będą stanowili większość, dzięki czemu urządzą prawo na sposób katolicki, ale nie przyznając się do religijnego fundamentu tak, aby nie odstręczać od swoich idei wszystkich „ludzi dobrej woli”. Niestety, jakby na złość uczniom Maritaina lud głosuje na wszelkie możliwe formacje od lewa do prawa - homosiowe, aborcyjne i indyferentne – tylko nie na posoborowe. Wcale się zresztą temuż „suwerennemu ludowi” nie należy dziwić, gdyż Naukę Społeczną Kościoła głosi dziś podobno zachodnioeuropejska chadecja (skupiona w Europejskiej Partii Ludowej), gdzie połączono zręcznie chrześcijańskopodobną moralność z socjalizmem.
Problemem posoborowych katolików-naukowców jest oczywiście trudność dowiedzenia swoim studentom (a pewnie i samym sobie), że ta wizja posoborowa ma cokolwiek wspólnego z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. Nauczanie Trydentu, Soboru Watykańskiego I oraz Magisterium Kościoła od 1789 roku stoi z chadecką wizją w skrajnej sprzeczności. Moderniści wynaleźli w tym celu zgrabny termin: „Sobór Watykański II nie zaprzeczył wcześniejszemu nauczaniu, ale je rozwinął”. Formuła „tak, ale” znaczy, że po uznaniu pierwszej części zdania, w drugim mu zaprzeczamy. A więc: „Sobór Watykański II wcale nie zaprzeczył nauczaniu Trydentu i Syllabusowi Piusa IX, ale tak jest rozwinął, że z pierwotnym tekstem i znaczeniem nie pozostaje ono w żadnym związku”. Wszystko to zaś jest podparte bełkotem o „znakach czasu”, potrzebie dostosowania się do współczesności i innymi określeniami, które w sposób wielce charakterystyczny nawiązują do ewolucyjnego panteizmu o. Teilharda.
Z tego punktu widzenia znacznie uczciwszy jest pewien profesor wykładający na jednej z katolickich uczelni, który na swoich wykładach dowodzi podobno, że na Soborze Trydenckim (XVI wiek) Kościół popadł w herezję, z której wydobył się dopiero na Soborze Watykańskim II, uznając – jakże by inaczej – prawa człowieka. Nazwiska nie będę ujawniał, gdyż to podobno renomowany luminarz posoborowej nauki, nauczający o stosunkach państwa i Kościoła. Jakkolwiek pogląd, że Kościół katolicki przez kilkaset lat tkwił w herezji niesie za sobą poważne problemy natury soteriologicznej (wszyscy członkowie tegoż heretyckiego Kościoła z samej definicji nie zostali wpuszczeni do Nieba), to przynajmniej jest on intelektualnie uczciwy. Zamiast oklepanej formułki, że „Sobór Watykański II rozwinął nauczanie Trydentu”, mamy tu powiedziane wprost, że Sobór Watykański II świadomie i całkowicie zerwał z nim i całą tradycją katolicką, która była znana światu aż do lat 60-tych XX wieku.
Nauczający w ten sposób profesor zapewne myśli, że omija poważne problemy mówiąc wprost, że do roku 1962 Kościół pozostawał w błędzie, ale popada w inny problem: jeśli Sobór Watykański II rzeczywiście zerwał z „herezją” trydencką, to znaczy, że zerwał z ciągłością swojego nauczania. Innymi słowy, tenże profesor katolickiej uczelni twierdzi, że na Soborze Watykańskim II zebrani ojcowie porzucili „stary” Kościół katolicki i założyli uroczyście zupełnie nowe wyznanie oparte na „prawach człowieka”. Tak, na Soborze Watykańskim II powstał nowy Kościół, który naucza radykalnie czegoś innego niż „stary” Kościół. A więc na Soborze stworzono – ni mniej ni więcej – nowe wyznanie, ufundowano nową religię. Mówiąc po ludzku: na Soborze Watykańskim II ojcowie zbuntowani przeciw Objawieniu tłumaczonemu nieomylnie przez 19 wieków, założyli SEKTĘ. Oczywiście wspominany przeze mnie profesor jest głównym teologiem tejże sekty, dokładnie takim jakim Ignaz von Dollinger był dla tzw. starokatolików, którzy odrzucili konstytucję „Pastor aeternus” po Soborze Watykańskim I.
Najciekawsze, że jako katolicki tradycjonalista ja się zupełnie zgadzam z cytowanym profesorem! Brzydzą mnie te nonsensy w rodzaju „Sobór nie zmienił nauki wcześniej, ale…”. Nie, powiedzmy sobie wprost, prosto w twarz: tak, odrzuciliście Tradycję, wyrzuciliście do kosza nauczanie „wielkich Piusów” z XIX wieku, na przemiał poszły książki Bellarmina, Suareza, Kajetana, Franzelina, Perrone, Schradera.
Panu Profesorowi gratulujemy szczerości; studentom współczujemy na egzaminie z przedmiotu „Religia i polityka”.
Adam Wielomski
http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/3362/