Forum Krzyż

Traditio => Katolicki punkt widzenia => Wątek zaczęty przez: Adimad w Listopada 22, 2017, 20:08:10 pm

Tytuł: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 22, 2017, 20:08:10 pm
Lewa ręka ciemności
Transhumanizm będziemy tu rozumieć jako pewien prąd intelektualny (poniekąd filozoficzny), którego sednem jest przeświadczenie, że człowiek może i powinien dzięki nowoczesnej nauce nie tylko zmieniać rzeczywistość wokół siebie, ale również zmodyfikować swoją własną tożsamość. Innymi słowy, że jest w stanie z fazy zwykłego homo sapiens przejść do fazy nadczłowieka czy też postczłowieka. Taki postczłowiek (czy też transczłowiek, a więc przejściowy) byłby ulepszony genetycznie, miałby dostęp do technologii przedłużających życie, teoretycznie nawet w nieskończoność, jego organy zostałyby częściowo wymienione na technologiczne odpowiedniki, a jego mózg wspomagany byłby komputerowo czy farmakologicznie, co znacznie poszerzyłoby tempo i zakres myślenia.

Ba, dla wielu transhumanistów ostatecznym celem jest możliwość dowolnego przemieszczania mózgu i swego Ja pomiędzy zapasowymi ciałami (biologicznymi lub robotycznymi), funkcjonująca zresztą równolegle z mind uploadingiem, a więc z hipotetycznym przeniesieniem naszego jestestwa do komputera. Obie te koncepcje tak naprawdę są mocno życzeniowe – a zwłaszcza ta druga, która wymaga wielu mocnych założeń, np. takiego, że nasza świadomość jest po prostu czymś w rodzaju programu, który można odkryć i sformalizować; że mózg jest w pewnym sensie komputerem; czy że świadomość jest w pełni skryta w tymże mózgu. Zauważmy zresztą, że przecież komputer to tak naprawdę po prostu struktura logiczna, której implementacja sprzętowa może być nawet pozbawiona związku z elektrycznością (a cóż dopiero z elektroniką). Innymi słowy, możliwość uploadingu oznaczałaby, że da się człowieka skopiować np. do mechanicznej, metalowo-drewnianej maszyny różnicowej Karola Babbage’a (oczywiście odpowiednio bardziej skomplikowanej i większej). Albo nawet, że dałoby się zapisać człowieka jako algorytm na kartkach – i otrzymywać od niego odpowiedzi, poruszając się po kolejnych gałęziach schematu blokowego. Brzmi to cokolwiek dziwnie i mało wiarygodnie.

Faktem jest jednak, że wiele innych odkryć i wynalazków współczesnej nauki doskonale współgra z marzeniami transhumanistów. Mamy „inteligentne” protezy, badania nad komórkami macierzystymi, pierwsze nanoroboty, urządzenia i operacje przywracające wzrok czy słuch etc. Mamy wspomniane już wcześniej osiągnięcia z obszaru sztucznej inteligencji – i tak naprawdę nie jest istotne, czy w ogóle możliwa jest „prawdziwa” sztuczna inteligencja, ważne jest jedynie, czy ta, która zaistnieje, będzie dostatecznie przybliżać możliwości człowieka. Nawet jeżeli mind uploading w ścisłym tego słowa znaczeniu okaże się niemożliwy, to jednak zapisywanie czy zmienianie wspomnień albo transmisja myśli (przynajmniej w jakiejś uproszczonej formie) zdają się potencjalnie wykonalne. Podobnie rzec można o urządzeniach, którymi steruje się przy pomocy myśli – pierwsze takie już zresztą funkcjonują.

Odkrycia i wynalazki to jedno, transhumanizm to drugie. Ten bowiem stanowi pewną ich interpretację, sposób myślenia o nich. W tym sensie transhumanizm wpisuje się w długą historię gnozy i ścieżki lewej ręki, nawet jeżeli to ostatnie określenie jest trochę na wyrost i zbyt mocno pobrzmiewa ezoteryzmem. Jest ono zresztą wzięte z obszarów okultyzmu i magii, ale to nie problem, ponieważ ów podział na prawą i lewą rękę dobrze oddaje istotę rzeczy. Podział ów w jakimś stopniu obecny jest w różnych tradycjach religijnych i filozoficznych. Tak np. na gruncie chrześcijaństwa do owej „prawej ręki” moglibyśmy zaliczyć nauczanie katolicyzmu czy prawosławia (niezależnie od tego, że prawosławie jest kierunkiem schizmatyckim). „Lewą ręką” byłyby w takim razie prądy takie jak gnostycyzm pierwszych wieków, następnie kataryzm i inne manichejskie herezje średniowiecza, a także pewne nieortodoksyjne nurty w mistycyzmie późniejszych stuleci, przykładem niech będzie iluminizm hiszpańskich alumbrados.

Unde malum? Quid est veritas? Wizja Kościoła i ogólnie „prawej ręki” jest – z grubsza – następująca: istnieje wszechmocny, doskonały, pełny Bóg, zewnętrzny wobec człowieka i ogólnie stworzenia, będący przy tym osobą. Bóg ten nie ma już żadnego bytu nad sobą. To on dokonał dzieła stworzenia – i widział, jak mówi Księga Rodzaju, że było ono dobre. Pierwotnie dobry był i człowiek – jednak dokonał on (mocą wolnej woli) wyboru zła, czego skutkiem (dalekosiężnym) jest obecna kondycja świata, z wszystkimi jego niedoskonałościami, śmiercią, głupotą, ignorancją itd.

W tej optyce powołaniem człowieka jest powrót do Boga – ale bez rozmywania osobowego aspektu zarówno tegoż człowieka (wręcz konkretnej jednostki), jak i jego Stwórcy. Powrót ten odbywa się poprzez wiarę i uczynki (uczynki ożywiane wiarą). Istotą rzeczy, pierwszym krokiem, jest przyjęcie prawdy o winie człowieka (tj. o grzechu pierworodnym i o grzechach uczynkowych), spoglądanie na rzeczywistość w perspektywie grzechu i cnoty, a w konsekwencji – nie tylko świadomość wyrządzonego zła, ale i żal z tego powodu. Naturalnymi postawami człowieka w relacji do Boga (a pośrednio także w relacji do Kościoła czy nawet pewnych tradycyjnych obyczajów, struktur społecznych etc.) – powinny być: pokora, zaufanie, gotowość do wyrzeczenia, dyscyplina.

Unde malum? Quid est veritas? Gnoza odpowiada na te same pytania, ale w sposób diametralnie przeciwny. W tej perspektywie wina za kondycję świata nie spada na człowieka, w każdym razie nie na zasadzie konsekwencji grzechu pierworodnego. Przeciwnie: winien jest Stwórca, będący zresztą jedynie niedoskonałym Demiurgiem, operującym na poziomie materii. W tejże materii człowiek został uwięziony, niejako zaklęty. Jego powołaniem nie jest bynajmniej żal, pokuta i powrót do Ojca w pozycji syna marnotrawnego – ale raczej przebóstwienie. To człowiek ma się stać Bogiem – a jeśli ma się zjednoczyć z Bogiem, to przez depersonalizację i rozpuszczenie w „boskości”. Taki scenariusz – scalenia nowego pokolenia ludzi z kosmicznym nadintelektem – przedstawiony został zresztą (aprobatywnie) w powieści Koniec dzieciństwa Artura C. Clarke’a, jednego z ważniejszych pisarzy science fiction.

W istocie nie jest tu szczególnie ważne to, że w niektórych nurtach gnostycyzmu wierzy się w „prawdziwego Boga”, istniejącego w ukryciu, hen, daleko poza terytorium Demiurga. Nie jest nawet ważne to, czy wierzy się w samego Demiurga, archontów i całą tę mitologię. Kluczem do ścieżki lewej ręki – co zresztą niemal od razu, w każdej publikacji, przyznają sami ezoterycy, magowie, gnostycy i okultyści – jest to, że ścieżka ta postuluje zwrócenie się (w poszukiwaniu Boga czy też boskości) do wnętrza, do siebie samego, do człowieka. A więc to człowiek ma stać się Bogiem, jak to zasygnalizowaliśmy wyżej.

Transhumaniści co prawda na ogół prezentują się jako przekonani ateiści lub ewentualnie agnostycy i stronią od sztafażu stricte religijnego, ale nawet i oni przyznają, że ich ideowymi przodkami są prometeiści wszystkich wieków, jednostki pragnące wyzwolenia i przebóstwienia człowieka, w tym np. alchemicy czy renesansowi humaniści. Co więcej, w światku informatyki, hackingu i cyberpunka odwołania do gnostycyzmu w tej czy innej postaci są bardzo częste. Ów konglomerat magii chaosu, lewicowego libertarianizmu czy „leworęcznych” interpretacji religii Wschodu, osadzony w strukturach internetu, dobrze opisuje Eryk Davies w swej książce TechGnoza. Ta „TechGnoza” nie kłóci się z paradygmatem materialistycznym czy scjentystycznym – przynajmniej jeśli się go trochę zredefiniuje, prezentując np. rezultaty praktyk okultystycznych jako potencjalnie wyjaśnialne naukowo, a więc jako „otwieranie ukrytych funkcji umysłu” czy „odbieranie sygnałów przy pomocy fal nieuznanych jeszcze przez akademicką naukę” itd.

Inny przykład to manifest In Praise of the Devil opublikowany w 1989 roku przez Maxa More’a – znanego propagatora transhumanizmu i libertarianizmu (materiał kolportowany był m.in. przez angielską organizację Libertarian Alliance). Jest to apologia biblijnej postaci diabła (szatana, kusiciela), który zostaje przedstawiony jako prometejski wyzwoliciel, zachęcający do krytycznego myślenia i samorozwoju – a zarazem przeciwstawiony opresyjnemu, złowrogiemu Jahwe, blokującemu możliwości człowieka i zmuszającemu do szkodliwego altruizmu. Sam manifest nie jest specjalnie oryginalny, bo podobne rzeczy pisali Michał Bakunin, Fryderyk Nietzsche, Ayn Rand czy Antoni LaVey, przywołujemy go jedynie po to, by ukazać, iż analogiczne koncepcje wyrażane są w transhumanizmie.

Oczywiście Max More jest tylko jednym z entuzjastów tego kierunku, acz zdaje się, że jednym z bardziej reprezentatywnych. Inni, jak Mikołaj Bostrom, Rajmund Kurzweil, Natasza Vita-More (żona Maxa) czy nieżyjący już FM-2030 (Ferejdun Esfandijari) niekoniecznie korzystają z metafory diabła, ale i tak w ich zapowiedziach czy obietnicach widać iście religijną żarliwość. Kurzweil ochoczo posługuje się pojęciem Osobliwości – punktu w czasie, w którym sztuczna inteligencja ma przewyższyć ludzką, co według niego nastąpić ma w roku 2045 (tenże rok staje się więc swego rodzaju rokiem mitycznym, przełomowym). Niektórzy transhumaniści decydują się na pośmiertne zamrożenie swych ciał, wierząc w możliwość zmartwychwstania w przyszłości i wyleczenia chorób, na które zmarli; inni (jak Esfandijari czy More, faktycznie O’Connor) zmieniają swoje personalia niczym konwertyci przyjmujący imię związane z kręgiem kulturowym swego nowego wyznania.

Dlaczego „TechGnoza” i transhumanizm (szeroko pojęty, nie tylko jako kopiowanie umysłu do komputera) są niebezpieczne dla „tradycyjnych religii”, dla ścieżki prawej ręki, bardziej niż dotychczasowe formy gnozy, znane od tysięcy lat?

Cóż, w największej ogólności wynika to z faktu, że dotychczas „lewa ręka” działała na tym samym polu, co i „prawa”. Zazwyczaj mogła obiecać wyzwolenie dopiero po śmierci – a jeżeli za życia, to zwykle w jakimś niejasnym, duchowym sensie. Mogła przedstawić maga czy guru o błędnym spojrzeniu i twierdzić, że tak wygląda człowiek wyzwolony, który zrozumiał, że jest bogiem. Ale ten „bóg” uciekał przed lichwiarzami, cierpiał na zaparcia i finalnie umierał tak samo jak niewtajemniczony hylik. Gnoza mogła wskazać alchemika, który przez dwie dekady zwodził swego księcia, mieszając fekalia z surowym jajkiem i obiecując, że wyprodukuje z tej mikstury złoto; ale oczywiście tego nie dokonał – i znów całą boską moc trzeba było przenieść na plan symboliki, metafory i duchowości.

Różnica jest taka, że dziś nowa gnoza może powiedzieć: tym razem mamy fakty. Mamy empiryczne, namacalne skarby. Błogosławieni, którzy nie uwierzyli, tylko przyszli i zobaczyli, że to działa. Zresztą, jeżeli potrzeba im jakiejś wiary, to i tę im gwarantujemy – w postęp, ekstropię, medycynę i mind uploading. W rok 2045, w doczesną nieśmiertelność, ograniczoną tylko czasem istnienia Wszechświata (choć są i tacy, którzy rozważają możliwość przeskakiwania do innych wszechświatów), w Osobliwość. Stary, transcendentny Bóg nadal obiecuje wyzwolenie duchowe, którego większość ludzi nie jest nawet w stanie zrozumieć – oraz zbawienie po śmierci, czego nie możemy sfalsyfikować po tej stronie. My tymczasem oferujemy konkret – nieśmiertelność może i nie wieczną (bo w końcu gwiazdy zgasną), ale wystarczająco długą, by nie robiło to różnicy; moce przemiany, które co prawda wciąż będą udoskonalane, ale już na początku będą oszałamiać. I tak jak w gnozie: nie wiara, nie łaska, ale wiedza i moc.

Naturalnie dotyczy to nie tylko technofilów, ale też i innych ruchów czy zjawisk, które kwitną w tych czasach: jak LGBTQ, modyfikacje ciała, globalizacja kultury itd. W tym kontekście zabawne jest, jak bardzo prawica nie pojmuje, o co w tym wszystkim chodzi – sądząc, że poradzi sobie z tematem LGBTQ, publikując kuriozalne broszurki doktora Pawła Camerona o bakteriach kałowych i igraszkach sodomickich. A przecież „gaye” jako tacy nie mają tu żadnego szczególnego znaczenia – to po prostu jedna z wypustek „ogólnego wyzwolenia”, tyle że z praktycznych powodów najbardziej obecnie krzykliwa. W istocie chodzi jednak nie o męski seks analny ani nawet nie o seks z kimkolwiek gdziekolwiek, tylko o cokolwiek gdziekolwiek, o przekroczenie wszelkich ograniczeń i realizowanie swojej thelemy. Od „nie mówcie mi, w której warnie czy kaście mam być” poprzez „nie mówcie mi, jaką orientację seksualną mam praktykować” aż po „nie mówcie mi, że muszę być człowiekiem”.

W transhumanizmie paradoksem może wydawać się to, że jest on niezadowolony z kondycji ludzkiego ciała, uważając je za głęboko niedoskonałe i wadliwe (poniekąd pogląd ten przenoszony jest na całą przyrodę), choć równocześnie całość swojej refleksji naprawczej ogranicza właśnie do ciała, a w każdym razie do materii, nie dowierzając w istnienie sfery duchowej. Obecne ciało nie jest satysfakcjonujące, obecna przyroda płata figle i jest nieobliczalna – ale dzięki technice uda się jedno i drugie poprawić, ta poprawa nie będzie zaś niczym innym jak operacją w świecie fizycznym. W ogóle zresztą to podejście widać we współczesnym świecie: z jednej strony ciało nas brzydzi i przeraża, gdy jest ciałem starym i chorym, z drugiej – eksploatujemy je do wszelkich granic, o czym świadczą zarówno osiągi sportowców wyczynowych, jak i medialny kult młodości czy wszechobecność seksu.

Ów paradoks jest jednak pozorny – a jego sens uwidacznia się, gdy nałożymy nań matrycę myślenia o „lewej ręce”. Ciało jest niedoskonałe, bo materia jest niedoskonałym tworem Demiurga – ale równocześnie nie ma innego prawdziwego boga niż my sami; zatem musimy go szukać właśnie w sobie. Ale ponieważ chcemy, by efekt naszych poszukiwań był namacalny, odczuwalny, realny i przekonujący, to znów musimy posłużyć się materią. Zgadza się to z obsesjami gnostyków, którzy ucieczki od ciała i ograniczeń życia szukali zarówno w skrajnej ascezie, jak i w skrajnej rozpuście. Dziś transhumanizm oferuje ucieczkę w rzeczywistość technologiczną, ale wciąż czysto doczesną i materialną. Podobnie ma się sprawa z newage’owymi interpretacjami, w myśl których aniołowie to istoty z innych wymiarów, teoretycznie dopuszczanych przez fizykę, a działania magiczne otwierają pewne furtki w mózgu, działając ostatecznie na planie fizykochemicznym.

Ten sposób myślenia przywodzi na myśl także inne współczesne wcielenie gnozy – tj. komunizm Marksa, Engelsa i Lenina. Tam również mieliśmy przeświadczenie, że materia jest wszystkim, co istnieje i żadne bóstwa nie sprawują nad nią władzy. Równocześnie jednak heroizm idealnego komunisty, jego zapał do czynu, jego projekt przebudowy i przemiany świata, opanowania przyrody – przypominały gnostyckie pragnienie przekroczenia materialnych barier i zbliżały się do modelu przebóstwienia poprzez soteriologiczną introwersję. W tym aspekcie transhumanizm jest podobny, nawet jeśli niekoniecznie promuje kolektywizm (przeciwnie – dla części aktywistów tego nurtu fundamentem jest daleko posunięty libertarianizm).
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 22, 2017, 20:08:48 pm

Gdy Bóg gra fair o jeden raz za wiele
„Autentyczna” czy też „głęboka” prawica nie ma chyba na razie żadnej innej odpowiedzi na te problemy niż bagatelizowanie tematu plus ewentualne wzgardliwe machnięcie ręką i zaburczenie czegoś o tym, że „Faust, Frankenstein i Wieża Babel – na pewno tak się to skończy i jeszcze my, pesymiści antropologiczni, będziemy się ostatni śmiać”. To jednak jest życzenie czy też nadzieja, a nie dowiedzione prawo. Konserwatyści poklepują się po plecach, mówiąc, że „człowiek nigdy nie ucieknie z wygnania poza Eden i nigdy nie zdusi w sobie tęsknoty za rajem”, ale optymistycznie nastawiony transhumanista odpowiada: „Człowiek nie musi nigdzie uciekać i nigdzie wracać, właśnie buduje sobie raj na Ziemi – i to rzeczywiście działa; anioł z mieczem ognistym stoi u bram Edenu, ale chętnych do szturmowania już nie ma”.

Transhumanista może też obiecać nam, że człowiek przestanie być starym człowiekiem, a ciało uwielbione skonstruuje sobie bez wiary, postów, umartwień i zmartwychwstania; a zatem dostaniecie namacalny dowód na to, że gnoza, magia i alchemia zadziałały – w scjentystycznym paradygmacie – i że historie o koronie stworzenia, o biologicznym ciele, do którego zamontowana jest na stałe dusza, o tym, że świadomość to coś wyjątkowego, że śliski, biologiczny starter pack łaskawie dany przez Demiurga to niezastępowalne opus magnum, że w pocie czoła pracować będziesz, a w bólu rodzić, że dobra są rzadkie, a życie ulotne i nędzne – właśnie zostaną sfalsyfikowane. Precyzja i szybkość manipulacji genetycznych czy nanotechnologicznych w medycynie będzie graniczyła z cudownością uzdrowień w Lourdes – ale korzystać będą z niej także ateiści.

Oczywiście religia i konserwatywny porządek społeczny nie są tylko batem w rękach kasty kapłańskiej, służącym do dyscyplinowania tłumów pogrążonych w ignorancji – i nie są jedynie pociechą dla tychże tłumów. Taka redukcjonistyczna opinia byłaby potwornym uproszczeniem. Niemniej jednak jest faktem, że na dnie konserwatyzmu – począwszy od Józefa de Maistre’a czy Jana Donoso Cortesa aż po Mikołaja Gomeza Davilę – skrywa się zimny kryształ daleko posuniętego pesymizmu antropologicznego. Ba, nie chodzi tylko o myśl reakcyjną, boć przecież jej pesymizm to tylko przedłużenie tego, który obecny był już u podstaw chrystianizmu, a który znaleźć można także w innych religiach.

Naturalnie można sobie wyobrazić religijność ludzi bogatych, szczęśliwych, długowiecznych, fizycznie niemal doskonałych – i można nawet przyjąć, że trwaliby oni przy wszystkich odwiecznych prawidłach tradycjonalizmu. W praktyce jednak – trzeba to powiedzieć, mimo że posmak tego będzie kwaśno-gorzki – głód, choroby, śmierć, wojna, bieda czy bezsilność człowieka wobec przyrody nierzadko okazywały się wielkimi sprzymierzeńcami kaznodziejów nawołujących do pokuty i negujących coraz to nowsze obietnice reformatorów czy rewolucjonistów społecznych i religijnych.

„Chciwość prowadzi do wyzysku tych najmniejszych bliźnich” – mówią kaznodzieje. „Ale my już nie będziemy ubogich mieć u siebie; dóbr starczy dla każdego” – odpowiadają transhumaniści, kwestionując słowa Chrystusa. Człowiek jest trzciną najsłabszą na wietrze – pisał Błażej Pascal. Ale w oczach transhumanistów ten człowiek (dzięki myśleniu, które zresztą Pascal podkreślał) przekroczy sam siebie, będzie sterować pogodą, sztucznie tworzyć nowe życie, poszerzać wrażliwość swoich zmysłów, odkrywać prawa rządzące zjawiskami w skalach subatomowych i kosmicznych. „Powołaniem człowieka jest wierzyć, pokutować i kierować uwagę na sprawy ducha, a nie na przemijający proch materii” – nauczają asceci. „Ależ nie” – odrzekną transhumaniści. „Powołaniem człowieka jest tworzyć i niszczyć, weryfikować, pytać, odpowiadać i przekraczać wszelkie bariery. I to działa” – powiedzą – „a żaden piorun z niebios tym razem nie uderzy w nasz Babel”.

Innymi słowy, pytanie brzmi: czy transhumanizm (wraz z pokrewnymi prądami) jest w stanie sfalsyfikować ów pesymizm antropologiczny konserwatyzmu, ów sceptycyzm względem mocy przysługujących człowiekowi i jego zdolności do kierowania tymi mocami?

Mamy tu oczywiście dwie kwestie. Jedna wiąże się z faktami, druga z propagandą. Otóż niewątpliwie problematyczne dla owego konserwatywnego oglądu rzeczywistości byłoby faktyczne powstanie świata, który byłby szczęśliwy, bezproblemowy, rozwojowy i tryumfalny bez balastu „religijnych zabobonów”, „uprzedzeń etnicznych, płciowych i klasowych” etc. Dziś oczywiście konserwatysta ma to szczęście, że może wskazywać takie zjawiska jak rozpad więzi rodzinnych, samobójstwa, narkotyki, popularność zachowań autodestrukcyjnych, zagrożenie inwazją islamskiego terroryzmu etc. Ale transhumaniści obiecują, że i te rzeczy zostaną wyrugowane – choćby dlatego, że duża część problemów emocjonalnych i psychicznych wynika z niedostatecznego zaspokojenia potrzeb materialnych (np. ludzie uciekają w samobójstwo czy lekomanię z powodu ubóstwa, braku perspektyw, nieuleczalnej choroby, wad fizycznych etc.).

Pamiętajmy, że wizja katolicka i konserwatywna, a poniekąd także i wizja wielu innych tradycyjnych religii, jest w dużej mierze „apokaliptyczna” i „ziemiocentryczna”. Nawet jeśli nie wymaga się w niej ściśle pojętego kreacjonizmu młodoziemskiego, to jednak w praktyce myśli się o dziejach tak, jakby on obowiązywał. Człowiek nie jest przypadkiem – jest istotą szczególną, wyróżnioną, kluczową dla historii świata czy nawet Wszechświata. Równocześnie zaś sednem jego egzystencji jest kult Boga w ramach Kościoła, a bez tego kultu świat czekają rozmaite perturbacje i tragedie, będące tyleż karą Bożą, co i bezpośrednim skutkiem destrukcyjnego wpływu mentalności niereligijnej. Jakkolwiek metaforycznie nie pojmowalibyśmy Apokalipsy, to nie uciekniemy od tego, że jej wizja przyszłości jest co do zasady katastroficzna, a pozytywne zakończenie dotyczy jedynie części ludzkości (tradycyjnie kaznodzieje zapewniali, że bardzo małej części).

Co więcej, choć nie jest to wprost powiedziane, to jednak kontekst nie sugeruje, że może chodzić o przyszłość liczoną w miliardach lat, zupełnie abstrakcyjną. Przeciwnie – mowa jest np. o faktach dotyczących narodu żydowskiego (czy mógłby przetrwać dwa miliardy lat?). Z tego powodu niektórzy tradycjonaliści – i to niekoniecznie ci najmniej poważni – wprost podejrzewają, że już wkraczamy w czasy apokaliptyczne, i to w sensie historycznym, a nie ogólnikowym, według którego żyjemy w nich już od czasów Chrystusa. Umacnia ich w tym przeświadczeniu kiepska kondycja Kościoła Rzymskiego, coraz dziwniejsze zachowania kolejnych papieży1, inwazja islamu z jednej strony, a „kultury LGBTQ” z drugiej itd.

Tymczasem wizja transhumanizmu jest zupełnie inna. Na gruncie chrystianizmu bliska jest jedynie koncepcji Piotra Teilharda de Chardina SJ, w myśl której ludzkość ewolucyjnie, rozwojowo zmierza od punktu Alfa do punktu Omega, który utożsamiany jest z „kosmicznym Chrystusem”. Bóg będzie „wszystkim we wszystkich”, a ludzkość się z nim zjednoczy. Ale abstrahując od tego, że myśl o. de Chardina jest bardzo mętna i trudno powiedzieć, co tak naprawdę, praktycznie i historycznie, ma oznaczać ów punkt Omega, to w dodatku jest to myśl nieortodoksyjna, a jej twórca poddawany był sankcjom jako heretyk bądź też osoba balansująca na pograniczu herezji.

Otóż wizja transhumanizmu, obecna także np. w wielu dziełach klasycznej, amerykańskiej i sowieckiej fantastyki naukowej, zakłada, że co prawda Ziemia jest stara, a człowiek pojawił się na niej po prostu jako jeden z etapów wielkiej ewolucji, ale z drugiej strony tenże człowiek jest dopiero w kolebce. Zupełnie nie pasuje to do poglądu, według którego to, co istotne, zaczęło się kilka tysięcy lat temu w Edenie i właśnie dobiega końca w atmosferze globalnej apostazji. Nie pasuje to także do obrazu, w myśl którego cała prawda o sensie życia miałaby być zmonopolizowana przez jedno wyznanie religijne wywodzące się z małego kraju na obrzeżach Imperium Romanum – czy nawet (jak chcieliby perennialiści pokroju Frithjofa Schuona i Renata Guenona) przez kilka „przestarzałych” tradycji religijnych z różnych stron świata. Przeciwnie: może nas czekać jeszcze wiele przemian, które zupełnie odwrócą nasze myślenie o etyce, moralności, sensie życia i duchowości. Możemy poznać istoty pozaziemskie, do których nasze kategorie w ogóle nie będą mieć zastosowania. Wszechświat ma przed sobą miliardy lat istnienia i niedorzecznością byłoby twierdzić, że wszystko, co istotne, skumulowane zostało w granicach marnych kilku tysięcy lat wokół papieża rzymskiego i paru przesądów na temat roli narodu, tradycyjnej rodziny czy ról damskich i męskich.

Ta transhumanistyczna, ekstropiańska wizja pod wieloma względami jest zapewne naiwna i jednostronna, a jej podtrzymywanie wymaga komponentu wiary i nadziei równie silnego, jak w tradycyjnej religii. Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej w niektórych niszach transhumanizm już teraz może próbować nas oczarować swoją „gnozą faktów”. Nawet jeśli pozostanie on tylko propagandą i mitem, to jednak, tak czy inaczej, mit ów wymaga jakiejś odpowiedzi ze strony tych, którzy raj z Bogiem wciąż przedkładają ponad artificial paradise w doczesności. Poza tym rozmaite odkrycia w dziedzinie neurologii, sztucznej inteligencji czy modyfikacji genetycznych rodzą poważne problemy nie tyle nawet etyczne, ile zupełnie fundamentalne, filozoficzne. Na przykład: czy powstanie sztucznej inteligencji albo przenoszenie świadomości pomiędzy ciałami-fantomami przeczyłoby katolickiemu przeświadczeniu, że dusza aż do śmierci jest nierozdzielnie związana z ciałem – i w dodatku potrzebna temu ciału jako duch poruszający materią? Już samo powstanie „prawdziwej” sztucznej inteligencji (AI) byłoby deprymujące. Pamiętajmy przy tym, że przywoływany często argument Jana Searle’a o „chińskim pokoju” dowodzi tylko tego, że możliwe byłoby istnienie maszyny udatnie naśladującej świadomość i rozumienie, a jednak „ontologicznie pustej”, nieświadomej, niemającej poczucia istnienia czy rozumienia. Argument ten jednak nic nie mówi o ewentualnych ograniczeniach owego naśladowania świadomości – przeciwnie, dopuszcza on, że może być ono daleko posunięte. Faktycznie zatem możemy się zderzyć kiedyś z komputerem czy robotem, który sprawia wrażenie rozumnej i czującej osoby – tyle tylko, że część z nas nadal nie dowierzałaby w autentyczność tych zachowań.

Czy gdyby ktoś został odmrożony z sukcesem, to znaczyłoby to, że tak naprawdę nie umarł pół wieku wcześniej – czy też, że właśnie przywołaliśmy go z zaświatów? Czy człowiek z jedną czwartą, połową, dwiema trzecimi organów wymienionymi na sztuczne – albo z wszczepką wspomagającą w jakiś sposób pracę mózgu – jest jeszcze człowiekiem?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 22, 2017, 20:08:59 pm
Stało się jutro
To wszystko są problemy jutra, ale poniekąd i problemy dnia dzisiejszego, zupełnie fundamentalne dla religii, gospodarki, filozofii, koncepcji człowieka itd. Tymczasem radykalne środowiska zbyt wiele dyskutują o ustaszach i rumuńskich legionistach albo o tym, czy w Kortezach powinna być reprezentacja cechu rybaków, czy narodowe państwo pracy oprzeć na robotnikach czy na chłopach (w ramach narodowego agraryzmu) – i jak dowieść statystycznie, że dzieci wychowane przez pary „gayowskie” są nieszczęśliwe.

Ruchy polityczno-ideologiczne, zwłaszcza te twardo antysystemowe, powinny sobie przemyśleć możliwe konsekwencje rozwoju technologicznego, automatyzacji i postępów sztucznej inteligencji. Jeśli bowiem obecne trendy nie zostaną jakoś zahamowane (przez globalną wojnę, potężny kryzys czy fundamentalne zmiany w mentalności społeczeństw; a każda z tych opcji jest mimo wszystko mało prawdopodobna) – to za kilka dekad nie tylko postulaty, ale i same zagadnienia rozważane przez te ideologie mogą się okazać całkowicie anachroniczne.
*

Czytelnik może nam zarzucić, że obraz przyszłości prezentowaliśmy w sposób jednostronny, koncentrując się na tym, co negatywne i problematyczne – czy to dla świata w ogóle, czy przynajmniej dla tradycyjnych wierzeń religijnych i struktur społecznych. To poniekąd prawda – ale to nie znaczy, że nie doceniamy tego wszystkiego, co w nowych wynalazkach jest pozytywne. Po prostu naszym założeniem było omówienie wątków budzących niepokój, a więc skoncentrowanie się na zagrożeniach. Niemniej jednak i to wypada trochę zniuansować.

Otóż, jak pisaliśmy wcześniej, nowe technologie to jedno – a transhumanizm to drugie. Czy wynalazki jako takie są neutralne na gruncie etycznym, filozoficznym i społecznym? Nie do końca, bo przecież sam kształt postępu zależy od podstawowych wartości cechujących społeczeństwo, w którym zmiany się dokonują. W historii mieliśmy np. kultury, które do tego stopnia skoncentrowane były na koncepcji czasu cyklicznego, na sakralności przyrody i na repetycji tradycyjnych czynności – że postęp techniczny w zasadzie ich nie dotyczył. Skrajnym przypadkiem mogą być np. kultury rdzennych plemion australijskich, cechujące się niskim poziomem rozwoju materialnego, ale przy tym dość głęboką kulturą duchową i religijną. Ta jednak opierała się na przeświadczeniu, że wszystko, co istotne, zostało zrealizowane w mitycznym Czasie Snu przez totemicznych przodków – a rolą kolejnych pokoleń jest jedynie wierne odtwarzanie owej matrycy. W mniejszym stopniu ten sposób myślenia tyczył się także innych cywilizacji – nawet tych, które osiągnęły stosunkowo wysoki poziom rozwoju, jak Sumerowie, Egipcjanie czy Chińczycy. Osiągnęły – ale też i na nim się zatrzymały, w zasadzie konserwując pewien ideał i nie dokonując przełomów o charakterze rewolucyjnym.

W jakiejś mierze ten sposób myślenia zmieniło chrześcijaństwo. Choć od dwóch, trzech stuleci jest ono oskarżane o hamowanie postępu i szerzenie ciemnoty, to jednak tak naprawdę pod wieloma względami było stymulatorem zmian w nauce. Czas cykliczny został sprowadzony li tylko do kalendarza liturgicznego, podczas gdy zasadniczą koncepcją historyczną stał się czas linearny. Stworzenie (przyroda) zostało odczarowane, stało się dziełem Boga, który na szczycie piramidy umieścił człowieka – tak, by nawet aniołowie mu służyli. Na pewnych płaszczyznach chrześcijaństwo dopuściło równość ludzi, a także to, co później przerodziło się w humanitaryzm.

Czytelnik może zresztą w tym momencie przywołać słynny cytat biblijny, który padł z ust samego Boga: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi. Czy ten fragment nie brzmi zgoła transhumanistycznie, prometejsko, ekstropiańsko? Na pozór tak, ale przyjrzyjmy się temu dokładniej. Otóż różnice pomiędzy „lewą” a „prawą” ręką, pomiędzy gnozą a ortodokosją, są głębokie, choć czasami trudne do wychwycenia. I tak różnica pomiędzy czyńcie sobie ziemię poddaną a będziecie jako bogowie – jest być może subtelna, ale poważna.

Wynalazki nie są całkowicie neutralne i oderwane od panujących podstaw filozoficznych – ale nie są też całkowicie przez nie zdeterminowane i nierozerwalnie z nimi związane. Stąd też transhumanizm (w sensie, jaki nadają mu More, Bostrom czy Kurzweil) jest tylko jedną z odpowiedzi na zmiany, jedną z możliwych interpretacji. Niewykluczone zatem, że także i konserwatyzm może wypracować swój „futuryzm”, spójnie łącząc najnowsze odkrycia z tym, co określaliśmy tu mianem „prawej ręki”. Innymi słowy, rodzi się pytanie o to, jak sprawić, by obserwowany rozwój miał za swoje motto właśnie hasło czyńcie sobie ziemię poddaną, ale bez będziecie jako bogowie. Nie wydaje się jednak, by obecnie myśliciele czy publicyści „autentycznej” prawicy mieli ten temat przepracowany. Konserwatyści zresztą zawsze są w tyle, ponieważ ich stałym problemem jest to, że nie potrafią poprawnie rozpoznać tego, co w ich idei jest tymczasowe, a co naprawdę wieczne. Stąd też historia pełna jest ultrasów łudzących się nieraz przez kilka pokoleń, że uda się powrócić do społeczeństwa stanowego i gospodarki agrarnej; albo reakcjonistów pomstujących na studiujące, głosujące czy uprawiające sport kobiety, podczas gdy rozsądniejsze byłoby pomyślenie o tym, by owej emancypacji nadać pożądany kierunek – by kobiety studiowały właściwe rzeczy i głosowały na właściwych ludzi.

Dziś oczywiście prawica, nawet ta najbardziej tradycjonalistyczna (a może zwłaszcza ona), świetnie sobie radzi z wykorzystywaniem nowinek takich jak Facebook, WWW czy YouTube. Pytanie tylko, czy owa prawica widzi, jaka jest wymowa tych wynalazków i ku czemu one zmierzają? Dawniej oświeceniowi liberałowie dali swoją odpowiedź aspirującym mieszczanom, socjaliści i lewicowi związkowcy – aspirującemu proletariatowi, feministki – aspirującym kobietom. Oferta reakcjonistów zawsze albo nie nadchodziła w ogóle, albo zbyt późno, nieśmiała, niepewna czy wręcz serwowana „z należytym obrzydzeniem”, w nadziei, że może jednak historię uda się cofnąć, a „to wszystko” okaże się li tylko przykrym snem. O tym, by być równocześnie nowoczesnym i tradycyjnym pomyśleli dopiero faszyści różnych odłamów – niekoniecznie zresztą z dobrym skutkiem.

Współcześnie odpowiedź miłośnikom techniki, ale też i ludziom chorym czy mającym poczucie, że życie jest zbyt kruche i ulotne – dają właśnie transhumaniści. Odpowiedź ta z wielu względów jest, jak to wykazaliśmy wcześniej, co najmniej problematyczna dla konserwatywnego oglądu świata. Rodzi się więc potrzeba wygenerowania własnej narracji. Być może rzeczywiście przyszłością świata jest nie tyle nawet zanik znaczenia ludzi i ludzkiej pracy, ile raczej unifikacja człowieka z maszyną, powstanie nadczłowieka – tak jak i dziś, mając środki przeciwbólowe, Internet czy centralne ogrzewanie jesteśmy „nadludźmi” w porównaniu z naszymi prapradziadkami. Ale jeśli taka unifikacja ma nadejść, to zachodzi potrzeba pokierowania nią i nadania jej interpretacji. W każdym razie konserwatyście, człowiekowi prawicy, tradycjonaliście (jakkolwiek go nie nazwiemy) powinno zależeć na tym, by ów nadczłowiek pomimo wszystkich swoich możliwości nadal zechciał zgiąć kolano przed Bogiem – i nadal przestrzegał fundamentalnych praw dotyczących życia osobistego, rodzinnego czy społecznego.

Rzecz jasna może być i tak, że z tych czy innych przyczyn do owych hipotetycznych zmian nie dojdzie albo że ich skala będzie znacznie mniejsza, niż może nam się wydawać. A zatem zamiast żyć w świecie z The Jetsons będziemy tak jak i teraz męczyć się, zarabiać, walczyć, marznąć i cierpieć – nie w inteligentnych domach, ale w tych samych szarych blokach i ceglanych kamienicach, na tych samych nieszczęsnych ulicach. Z pewnego punktu widzenia byłoby to nawet bezpieczniejsze niż stawianie czoła transhumanizmowi, a do tego bardziej pasowałoby to tej koncepcji życia, do której jesteśmy przyzwyczajeni – a więc do takiej, w której jesteśmy do czegoś potrzebni, a życie nie jest sterylnym ideałem. Niemniej jednak, jeśli nawet dany ruch polityczny czy prąd ideowy miałby przyjąć taką właśnie perspektywę, to wpierw powinien ją uzasadnić. Możemy więc powtórzyć za znanym programem telewizyjnym: warto rozmawiać (nie przejmując się malkontentami upierającymi się, iż z gadania nic nie wynika).

Pierwodruk: Roch Witczak, Od techniki do gnozy – konserwatyzm w dobie transhumanizmu i przemian technologicznych, „Polityka Narodowa” nr 17, Wiosna 2017, str. 126-144.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: szkielet w Listopada 22, 2017, 21:41:16 pm
Trochę przydługawy ten autolans.
ps. nie wiedziałem, że zmienił Pan imię...
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 22, 2017, 22:14:43 pm
Człowiek o tysiącu twarzy.

To nie jest autolans, tylko wątek, w nadziei - zapewne złudnej - że może ktoś też się interesuje tematem i coś ciekawego napisze. Naturalnie mógłbym po prostu założyć wątek o treści: "Transhumanizm - co o tym myślicie w kontekście katolickim i w ogóle?", no ale nie zaszkodzi dać parę refleksji na dobry początek.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 23, 2017, 03:25:13 am
Wobec transhumanizmu zdajemy się całkowicie bezbronni - dlatego nie sądzę, aby jakaś ciekawa dyskusja się tu na ten temat wywiązała. Nieraz pisałem  o tym, że stanowisko Kościoła wobec in vitro, badań na komórkach macierzystych, inżynierii generycznej, klonowania, przeszczepów/protez itp itd. jest bardzo płytko umocowane, bez żadnego śladu myślenia perspektywicznego.

Różne "wytyczne episkopatów" tudzież encykliki dotykające tych problemów są wyłącznie dorażnym gaszeniem pojedynczych płomieni wybuchających tu i ówdzie, bez jakiegokolwiek planu na przyszłość, bez zastanawiania się, co zrobimy, kiedy wybuchnie prawdziwy pożar.

A postęp techniczny? No tak, oczywiście wykorzystujemy go. Mamy przecież nawet "papieski tweet" :)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 23, 2017, 11:48:22 am
Główne problemy są, jak mniemam, dwa:

1) Czy transhumanizm (szeroko pojęty, można w to włączyć także extropianizm, posthumanizm i pokrewne pojęcia) jest zdolny sfalsyfikować tę koncepcję człowieka, osoby, duszy, ciała, relacji między duszą a ciałem, którą znamy z chrześcijaństwa, w szczególności z katolicyzmu, a zwłaszcza z tomizmu; --- a przynajmniej, czy jest w stanie sprawić wrażenie, że takiej falsyfikacji dokonał? --- Przykładem byłaby sytuacja, w której rzeczywiście dałoby się przenosić 'świadomość' czy to pomiędzy ciałami fizycznymi (lub hybrydowymi), czy to (tym bardziej!) urządzeniami elektronicznymi; i co wówczas z koncepcją duszy (czyżby niematerialny obłoczek duszy wędrował sobie za kolejnymi materialnymi awatarami na zawołanie hakerów i naukowców?, co ze zmartwychwstaniem ciał (które ciało się odrodzi?); --- problematyczne byłoby także, gdyby się okazało, że tę 'osobowość' czy 'świadomość' można łączyć z innymi, dzielić, kurczyć, kopiować itd., co sugerowałoby, że nie istnieje żadne stałe 'ja', a jedynie ciąg impulsów różnego typu, jak to ponoć widział Budda; --- jak również, gdyby wykreowano całkowicie sztuczne życie biologiczne (i co wtedy z duszą, śmiertelną lub nie, ale pozamaterialną? ...przypomina się forumowicz z Rebelyi, który na mocy 'wiary i rozumu' dowodził, że dzieci wywodzące się z zamrożonych zarodków to tylko zombie ożywiane przez złego ducha, heh); --- jeszcze inny problem to hipotetyczny robot czy program nieodróżnialny od człowieka, sprawiający przekonujące wrażenie, że myśli, czuje, cierpi itd.; szczególnie kłopotliwy byłby tak działający homunkulus biologiczny (przypominam, że androidy z Blade Runnera nie były robotami elektronicznymi tylko sztucznym życiem biologicznym); --- albo gdyby pokazano, że 'ja' i 'świadomość' powstają stopniowo i spontanicznie przy pewnym stopniu zorganizowania układu, czy to komputerowego, czy organicznego.

To są pytania dość fundamentalne, zasadnicze. Naturalnie najlepiej byłoby, gdyby ktoś przedstawił mocne poszlaki za tym, że do takich rzeczy nie dojdzie i że np. naukowcy nic tylko się zaraz odbiją od duszy nieśmiertelnej - albo że już się odbijają. Albo że sztuczna inteligencja napotka jakieś ograniczenia, po prostu nie da rady wznieść się ponad jakiś poziom, zwłaszcza w kontekście emocji etc. Jeszcze innym wyjściem byłoby pokazanie, że klasyczna filozofia (np. tomistyczna) już teraz odpowiada w przekonujący sposób na tego rodzaju pytania; czy też pokazanie, w jaki sposób powinna taka filozofia zostać przeformułowana.

2) Druga rzecz, której w tekście poświęciłem sporo miejsca, ma charakter może mniej precyzyjny, ale jednak też jest ważna. Czy transhumanizm (albo po prostu postęp technologiczny) może sfalsyfikować to obecne przecież bardzo silnie w tradycyjnym katolicyzmie i większości tradycyjnych form religijnych przeświadczenie o ulotności życia, niedoskonałości świata, słabości człowieka w obliczu żywiołów przyrody, zależności człowieka od irracjonalnych popędów. Czy transhumanizm może co najmniej sprawić wrażenie, że zaprzeczył słowom z Biblii o pracy w pocie czoła i rodzeniu w bólach? Czy może zbudować własny Eden, w którym nie będzie trzeba błagać o powrót do tego oryginalnego? --- Co można (będzie) powiedzieć na ten temat? Tj. co mądrzejszego niż międlenie w kółko ogólników typu "łe łe łe, od cyber-gadżetów ludzie się jakoś nie stali szczęśliwsi", "wszystko to pierdyknie któregoś dnia, zobaczycie, starczy prąd wyłączyć", "wieża Babel, Frankenstein, zgroza, błyskotki diabelskie" etc.?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: szkielet w Listopada 23, 2017, 13:16:58 pm
Człowiek o tysiącu twarzy.
czyżby był Pan "ofiarą" programu MK-Ultra?  ;)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 23, 2017, 15:14:53 pm
Czy transhumanizm może co najmniej sprawić wrażenie, że zaprzeczył słowom z Biblii o pracy w pocie czoła i rodzeniu w bólach?

Nie tylko może, ale już to robi. Weźmy takie rodzenie dzieci: w Ameryce Płn. już prawie 1/3 dzieci rodzi się przez cesarskie cięcie (czyli albo pod narkozą, albo przy całkowitym znieczuleniu). Znaczna część pozostałych kobiet dostaje epidural, co praktycznie eliminuje ból. W niektórych krajach kobiety rodzące "w bólu" to już mniejszość. Np. w USA 6 kobiet na 10 rodzi z epiduralem.

Czyli "w bólu będziesz rodzić dzieci" staje się powoli nieaktualne.

Podobnie z pracą w pocie czoła. "Kto nie chce pracować niech też nie je" mówi Św. Paweł. A przecież miliony ludzi żyją dziś w miarę komfortowo choć nie pracują, dzięki rozbudowanym systemom opieki socjalnej. Miliony innych mają "pracę", która polega na tym, że czytają fora internetowe, sprawdzają facebooka, piją kawę, a od czasu do czasu napiszą emaila lub nikomu niepotrzebny raport. "Praca w pocie czoła"  to nie jest.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: ocalony w Listopada 23, 2017, 19:05:46 pm
jeszcze inny problem to hipotetyczny robot czy program nieodróżnialny od człowieka, sprawiający przekonujące wrażenie, że myśli, czuje, cierpi itd.

Jest argument Lucasa-Penrose’a (https://pl.wikipedia.org/wiki/Argument_Lucasa-Penrose%E2%80%99a) , który stwierdza, że komputer nie może być tak mądry (mądry w pewnym sensie, może bardziej o kreatywność, pomysłowość tu chodzi)  jak człowiek, co prawda nie znam tw. Godla, więc za wiele z tego nie rozumiem, ale takie umysły to wymyśliły to chyba wiedzą co mówia.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 26, 2017, 19:36:25 pm
To jest naprawdę kluczowy temat na najbliższe lata - no, ale oczywiście "nasze" środowisko jak zawsze do tyłu, jak od 250 lat, umierać - ale powoli.

Pół biedy, jeśli następnych 10 - 20 - 50 lat okaże się czasem eksplozji fundamentalizmów (muzułmańskich, hinduistycznych, chrześcijańskich etc.), jeżeli bezrobocie technologiczne okaże się koszmarem sprzecznej wewnętrznie ekonomii (np. powstanie pod-kasta ludzi, dla których nie opłaca się uruchamiać nisko-płatnych zawodów, ale i nie ma z czego płacić im dochodu gwarantowanego), pół biedy, jeśli wszystko utonie w atawizmach, perwersjach, islamskich podbojach i czym tam jeszcze. Wtedy konserwatyści będą mogli zetrzeć pot z czoła i odetchnąć: "no widzicie, Opatrzność znowu jednym prztyczkiem obaliła waszą wieżę Babel, ach ten stary, dobry grzech pierworodny: znów się potwierdziło, że działa na całego!".

Ale na przykład w minionym stuleciu mieliśmy mnóstwo wojen, w tym dwie światowe: i jakoś wcale nie zatrzymały one postępu technicznego zmierzającego ku 'brave new world' i opiekuńczemu błogostanowi. Ba, nawet przyspieszyły rozwój niektórych technologii. Hitler, Lenin, Stalin, Pol-Pot, Mao Zedong, skażenie środowiska itd., a i tak żyjemy dłużej, zdrowiej, higienicznie, z centralnym ogrzewaniem i Google Mapsami.

I teraz clou sprawy: transhumaniści obiecują nam radykalne przeskoczenie bazowych zdolności i możliwości człowieka. To właśnie brzmi gnostycko. Albowiem jeśli ten plan się powiedzie, jeżeli nastąpi faktyczny skok (nie taki w rodzaju drewnianej nogi, okularów czy operacji zajęczej wargi), to w naturalny sposób ludzie zaczną pytać: zaraz, zaraz, wyprzedziliśmy, zwielokrotniliśmy starter-pack dany nam przez biblijnego Boga, a i tak dopiero się rozpędzamy. To może jednak coś jest na rzeczy z tą wizją, w której Stwórca to jedynie nieudolny Demiurg, który ukradł nasze 'iskierki' / dusze / 'pneumy' i uwięził w nikczemnych, niedoskonałych ciałach. Bo czym są te 'gliniane ciała' w porównaniu z tym, co osiągamy teraz - w roku 2030-50-80, 2120, 2150 itd.? W porównaniu z egzoszkieletami, przywracaniem wzroku i słuchu, nanobotami, poszerzaniem percepcji i inteligencji, przekazywaniem myśli, sterowaniem myślą, przenoszeniem świadomości, łączeniem świadomości, przedłużaniem życia, projektowaniem płci i całego organizmu itd.?

I nagle wyjdzie na to, że tak i owszem: w ten sposób ludzkość dokonuje auto-zbawienia, wyzwalając swe 'pneumy' z okowów Demiurga, z tej przykrej małości stworzenia. Jak pisałem wyżej: ciała uwielbione bez pokory, postów, umartwień i - nade wszystko - kryterium wiary i uczynków.

Mało tego: mogą się nawet pojawić tacy, którzy zechcą połączyć to z chrześcijaństwem, wyrządzając mu niedźwiedzią przysługę. Na przykład ogłoszą, że właśnie O TO chodziło "założycielom wielkich religii", w szczególności rabiemu Jeszui z Nazaretu, że ta technologiczna ewolucja to jest realizacja tego, co biedny rabin, mogący mówić jedynie słowami zrozumiałymi dla nieuczonych Żydów sprzed 2 tys. lat, nazywał "przemienieniem", "wniebowstąpieniem", "zmartwychwstaniem" itd. Że to wszystko była wielka pomyłka, że nie chodzi o jakąś transcendencję, ale o 'kosmiczny intelekt', 'ewolucję do punktu Omega', 'przekroczenie granic ciała i umysłu' itd. Teilhard de Chardin zatriumfuje.

Dlatego tak istotne jest to, by 'tradycja' vel 'ścieżka prawej ręki' znalazły sensowną, przekonującą odpowiedź na te dylematy. Bardziej przekonującą niż czekanie aż wieża Babel "rąbnie", no jeśli na tysięcznym piętrze jeszcze nie, to poczekajmy, zobaczycie, na dwutysięcznym już na pewno itd.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 26, 2017, 20:33:07 pm
Dlatego tak istotne jest to, by 'tradycja' vel 'ścieżka prawej ręki' znalazły sensowną, przekonującą odpowiedź na te dylematy. Bardziej przekonującą niż czekanie aż wieża Babel "rąbnie", no jeśli na tysięcznym piętrze jeszcze nie, to poczekajmy, zobaczycie, na dwutysięcznym już na pewno itd.

Czekanie aż "rąbnie", "zawali się", "rozpadnie" jest niemal znakiem rozpoznawczym "ścieżki prawej ręki". Ciągle wyobrażamy sobie, że nastąpi jakiś "kryzys", osiągniemy jakieś "dno", i wtedy automatycznie nasze idee będą znowu w modzie.

Ale patrząc na historię tak się nigdy nie dzieje. Rewolucje mają czas regresu, ale potem wybuchają ze zdwojoną siłą. Żadna trwała restauracja starego porządku nigdy się nie udała, jeśli przyjrzeć się historii ostatnich kilkuset lat.

Współczesne elity stały się bardzo elastyczne. Do żadnej dezintegracji systemu nie dopuszczą - będziemy co najwyżej mieć do czynienia z kryzysami, ale i te kryzysy nie wyjdą nam na naszą korzyść, chyba, że aktywnie zechcemy je wykorzystać.  Ale jak wykorzystać? Chciałbym to wiedzieć. Nie wiem.

A co do transhumanizmu i obietnic auto-zbawienia, to kluczowe wg mnie pytanie jest takie:

Jak "sprzedać" cierpienie współczesnemu człowiekowi (i pokoleniom następnym)?

Fundamentalną zasadą chrześcijaństwa jest to, że cierpienie ma sens. Cierpienie jest absolutnie w centrum chrześcijańskiej teologii. Jeżeli postęp techniczny zlikwiduje cierpienie (a przynajmniej zredukuje je do minimum), nie będzie chrześcijaństwa.

Bo przecież już teraz jesteśmy bardzo zadowoleni, że niektóre rodzaje cierpienia wyeliminowano. Banalny przykład to ból zęba - praktycznie go już w rozwiniętych krajach nie ma. Moje dorastające dzieci nie mają pojęcia, co to jest ból zęba. Nigdy go nie miały, bo regularnie chodzą do dentysty. A przecież jest to rodzaj bólu, który towarzyszył ludzkości od niepamiętnych czasów. Jeden z najpaskudniejszych rodzajów bólu, należy dodać.

Czy zatem można/trzeba przekonać współczesnego człowieka, że ból zęba jest potrzeby? Czy należy zabronić działalności dentystom? Dla większości czytelników zda się to absurdem, ale przecież inne rodzaje cierpienia różnią się od bólu zęba tylko jakościowo, a nie w swej istocie. A cierpienie ma przecież mieć sens, więcej, ma być nam potrzebne!

Tak naprawdę to my wszyscy przyjęliśmy już pierwsze owoce filozofii auto-zbawienia, i to przyjęliśmy entuzjastycznie. Na spełnienie dalszych obietnic czekamy z niecierpliwością.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 26, 2017, 20:41:01 pm
Cytuj
Fundamentalną zasadą chrześcijaństwa jest to, że cierpienie ma sens. Cierpienie jest absolutnie w centrum chrześcijańskiej teologii. Jeżeli postęp techniczny zlikwiduje cierpienie (a przynajmniej zredukuje je do minimum), nie będzie chrześcijaństwa.

Konstantyn Leontjew pisał, iż wielkie religie są doktrynami pesymizmu, sankcjonującymi cierpienia, krzywdy i niesprawiedliwość życia ziemskiego, co oczywiście poczytywał im za zaletę.

Ano, tak poniekąd jest. Chyba że księża w tym Kościele Przyszłości będą nauczać, iż właśnie dlatego, że Chrystus cierpiał - oraz że później, tour proportions gardees, pokolenia chrześcijan (i ogólnie ludzi) cierpiały - to my już w roku 2100, 2350 czy 2800 nie musimy cierpieć, jesteśmy pół-bogami, 3/4-bogami, po prostu jesteśmy nieustannie rozwijającymi się, rosnącymi bogami, więc możemy się cieszyć już tylko dziękczynieniem. Ale ludzie doszliby raczej do wniosku, że jeśli komuś być wdzięcznym, to tylko sobie (ludzkości).

Oczywiście prawica / tradycja mówi, że to nie tak, bo inwazja emigrantów, bo narkomania, samobójstwa, rozwody i co tam jeszcze. Ale nie żartujmy: 150 czy 300 lat temu też były samobójstwa (ba, niekiedy z głodu i nędzy), chłopi bili żony i zapijali się w karczmach itd., a jeszcze DO TEGO mieli ból zęba, garba, zajęczą wargę i ropień na palcu u nogi. Poza tym, ile byśmy nie opowiadali o "poczuciu pustki u współczesnego człowieka", to są całe miliony zadowolonych z życia mieszkańców Zachodu, którzy wcale się nie rozwiedli, a jeśli nawet, to mają dzięki temu jedynie poczucie ulgi (zwłaszcza jeśli "następny związek okazał się udany"), którzy nie myślą o samobójstwie, którzy regularnie badają się na okoliczność chorób cywilizacyjnych i co tam jeszcze. Samobójstwa? Często z powodu kłopotów z pracą: ale transhumaniści zapowiadają, że nie będzie już trzeba pracować. Z powodu kłopotów osobistych, rodzinnych: ale te często u podstaw mają problemy zdrowotne czy materialne; jedne i drugiej mają być wyrugowane. I w ogóle, będziemy żyć 150, 200, 300 lat - to starczy czasu na ułożenie sobie życia na nowo po kolejnym rozwodzie, zwłaszcza że nie będziemy przecież odczuwać wyrzutów sumienia z tego powodu.

Tu znów wracamy do rzeczy poruszonej w moim nieszczęsnym artykule: katolicyzm (i nie tylko on) prezentuje, w pewnym sensie, "małą" wizję historii: centralnym punktem jest - jak to nazywają nowocześni, przemądrzali teologowie - "Wydarzenie Jezusa Chrystusa" - a później to już w zasadzie tylko czekamy na Paruzję. I to czekanie jest jednak, nie mówi się tego wprost, ale rozpisane na taki dość "namacalny" odcinek czasu. Co kilka pokoleń ludzie - niekiedy nawet poważni, kształceni, uduchowieni - myślą, że "to już teraz" (rok 1000, potem Czarna Śmierć, rok 1517, potem Wojna 30-letnia, potem 1789, 1831, 1848, 1917, teraz modernizm i 'posobór'), pełno jest objawień, które zdają się potwierdzać ten sposób myślenia: że oto teatr historii zmierza ku końcowi, Sodoma i Gomora tryumfują, jeszcze 50 - 150 lat i wszystko siupnie. W końcu od 50 lat nie mamy papieża, jak to wierzą sedecy: to jeszcze można zrozumieć, 50 - 60 - 100 lat, ale że miałoby go nie być np. przez 3 miliardy lat następne? Albo że ta biedna Matka Boża przez następne 3 miliardy lat będzie się objawiać i mówić, że jeśli się nie poprawicie, to tym razem Dobry Bóg już wam nie odpuści?

No właśnie: wizja transhumanizmu, no i w ogóle wizja nowoczesnego społeczeństwa, jest kompletnie odwrotna. Ludzkość siedzi dopiero w kolebce, wychodzi z niej, ostatnio coraz szybciej, będzie wchodzić na kolejne szczeble skali (Kardaszowa), ma przed sobą miliony lat i miliony lat świetlnych, w tym czasie i na tym obszarze może stać się czymś zupełnie innym, przezwyciężając Demiurga i jego bariery; a te marne 5 - 6 tys. lat pisanej historii, jakichś imperiów, religii, państewek, to będzie tylko dalekie wspomnienie epoki atawizmów i urojeń, ot, baśń o nie tak znów szczęśliwym dzieciństwie.

To naprawdę trudno pogodzić ze sobą.

Cytuj
Żadna trwała restauracja starego porządku nigdy się nie udała, jeśli przyjrzeć się historii ostatnich kilkuset lat.

Ba, każdy true-reakcjonista wyobrażał sobie, że jeśli do władzy dojdą zwolennicy podatku dochodowego, powszechnego prawa wyborczego (w tym dla kobiet), koedukacji itd., to czeka nas ruina, absurd, chaos, śmierć, destrukcja, dzicz, piekło na Ziemi. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że oni mieli na myśli po prostu to, co widzimy teraz, że brak demokracji czy apolityczność kobiet były dla nich wartościami samymi w sobie, ale nie do końca: oni chyba dosłownie myśleli, że jeśli idee 1789 czy 1848 roku wygrają, to sczeźniemy w błocie, krwi i śmierci. Naturalnie co jakiś czas tak bywało, był bolszewizm, hitleryzm - ale koniec końców, jak to już pisaliśmy, żyjemy dłużej, spokojniej, a na monitorowanych, oświetlonych ulicach jest z pewnością bezpieczniej niż w zaułkach Paryża A.D. 1780, mimo że wtedy łotrów wieszano czy ścinano. No niestety.

Ja też bym chciał być hard-pesymistą antropologicznym, jak Cioran czy de Maistre, opowiadać, że historia to tylko obłęd mroków duszy, że nie istnieje żaden postęp, że wszystko się tylko rozpada, że entropia, że nicość - ale to się po prostu nie trzyma w sobie.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Pedro Veron w Listopada 27, 2017, 09:36:20 am
ale przecież inne rodzaje cierpienia różnią się od bólu zęba tylko jakościowo, a nie w swej istocie. A cierpienie ma przecież mieć sens, więcej, ma być nam potrzebne!

Bez wchodzenia w dyskusję o transhumanizmie.

Jednak wydaje się, że - podając przykład najbardziej skrajny - ból z powodu śmierci bliskiej osoby różni się istotnie od bólu zęba.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 27, 2017, 14:20:04 pm
Dlatego w transhumanizmie nie będzie już śmierci  8) Tak przynajmniej obiecują, hyh.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 27, 2017, 20:38:45 pm
Tak, śmierć jest w sumie najistotniejsza w całej dyskusji o transhumanizmie.

Ja bym powiedział tak: jeżeli medycyna/technika będzie kiedykolwiek w stanie zapewnić człowiekowi nieśmiertelność, to będzie to znaczyło, że błądziliśmy, że nasza wiara była pomyłką.

Wierzę, że to się nigdy nie stanie. Jak na razie nic na to nie wskazuje - ludzie umierają jak umierali. Średnia długość ludzkiego życia się wprawdzie wydłuża, ale ostatnio to wydłużanie jakby nieco spowolniło.

Może przypuszczać, że średnia długość ludzkiego życia będzie rosła coraz wolniej, np. proporcjonalnie do logarytmu czasu. Ale nawet jeżeli będzie rosła liniowo, to i tak nie będzie to oznaczało nieśmiertelności.

Natomiast jeśli mózg okaże się tylko skomplikowanym komputerem, którego cały soft można skopiować na inny komputer, to nic nam nie pomoże. Taki wynalazek, gdyby go dokonano, byłby falsyfikacją religii katolickiej jaką znamy.

Dlatego wierzę, że tak się nie stanie.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: ocalony w Listopada 27, 2017, 20:48:35 pm

Natomiast jeśli mózg okaże się tylko skomplikowanym komputerem, którego cały soft można skopiować na inny komputer, to nic nam nie pomoże. Taki wynalazek, gdyby go dokonano, byłby falsyfikacją religii katolickiej jaką znamy.

A czy nie jest tak przypadkiem, że jak potrafimy zaproponować experyment, który coś może falsyfikować, to to coś nadaje się na teorię naukową?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 27, 2017, 21:03:12 pm
Trochę tak jest, ale rzecz w tym, że jeśli ten eksperyment zadziała i dokonamy przy jego pomocy owej falsyfikacji, no to... no to mieliśmy fałszywą teorię.

Na przykład "teoria" (o ile można tu użyć tego terminu, no ale powiedzmy, że to pewne przybliżenie) o treści "Jezus Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia" jest falsyfikowalna, przynajmniej, ekhm, 'teoretycznie' - np. okazałaby się fałszywa, gdyby ktoś znalazł szczątki Jezusa albo przeniósł się w czasie i zobaczył, że kamień u grobu nijak się nie poruszył, ani trzeciego, ani trzydziestego dnia, ani kiedykolwiek.

Ale już np. teoria o treści "Jezus Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia + gdyby pojawiły się poszlaki przeczące temu stwierdzeniu, to musimy uznać, że są one wynikiem ludzkiej błędnej interpretacji albo że są mistyfikacją masonów lub samego piekła" - jest niefalsyfikowalna. Na dowolny kontr-argument możemy po prostu wzruszyć ramionami: "sam musisz przyznać, że istnieje cień szansy, iż to nie są Jego szczątki, zatem ja po prostu uważam, że ta właśnie szansa się zrealizowała", "nie wiem, jak ci to wyjaśnić, ale po prostu wierzę, że masoni, iluminaci i lucyferianie coś poprzestawiali i namieszali".

Co prawda św. Paweł pisze, że "próżna byłaby nasza wiara...", ale jednocześnie Kościół naucza, że po tym, jak się raz przylgnęło do wiary, uznając boskie pochodzenie Kościoła, to już ma się moralny obowiązek trzymania się tego (właśnie dlatego, że pochodzenie jest boskie), a wtedy mówienie Panu Bogu "sprawdzam" jest, ano właśnie, grzechem przeciwko wierze.

Z drugiej strony, to wcale nie jest aż taki problem... Bądź co bądź, my tak naprawdę wierzymy właśnie w tę drugą teorię, czyż nie? Ostatecznie zresztą nigdy nie uciekniemy od pewnej niefalsyfikowalności, chyba że w jakiś totalny sceptycyzm w stylu "nic nigdy o niczym nie można powiedzieć, a i to nie jest pewne, przy czym słowo pewne też nie wiadomo, co znaczy, podobnie jak słowo znaczenie". Wydaje się jednak, że Bóg apeluje do naszego zdrowego rozsądku, a nie do jakiejś 'turbo-absolutnej pewności'. Ba, gdybyśmy taką pewność mieli w jakiejkolwiek kwestii, pewność nie moralną, nie z prawdopodobieństwem, nie z wiary, tylko "potwierdzalną zawsze, niezależnie od kontr-argumentów", to... to bylibyśmy Jednią, Absolutem, Ostateczną Rzeczywistością, ostatecznie: Bogiem. That's the point.

Cytuj
Ja bym powiedział tak: jeżeli medycyna/technika będzie kiedykolwiek w stanie zapewnić człowiekowi nieśmiertelność, to będzie to znaczyło, że błądziliśmy, że nasza wiara była pomyłką.

Oczywiście moglibyśmy się wtedy upierać, że to nadal nie jest nieśmiertelność, bo: --- 1) nie zabezpiecza ona przed wypadkami losowymi jak morderstwa czy przejechanie przez tramwaj (chyba że ktoś się "zapisał" na karcie pamięci, no ale można sobie wyobrazić, że ktoś inny skasował zawartość wszystkich kart pamięci itd.); --- 2) i tak jest ograniczona czasem trwania Wszechświata, choćby nawet miało to być 5 czy 10 miliardów lat: "se pożyjecie, pożyjecie, a za pięć miliardy lat Pan Bóg przyjdzie i was zwinie z tego międzygalaktycznego padołu, tyle waszej nieśmiertelności w ciele".

Ale każdy chyba czuje, że te argumenty są ad hoc i w gruncie rzeczy oparte o tezę przyjętą z góry za wszelką cenę.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 28, 2017, 03:08:57 am
Oczywiście moglibyśmy się wtedy upierać, że to nadal nie jest nieśmiertelność, bo: --- 1) nie zabezpiecza ona przed wypadkami losowymi jak morderstwa czy przejechanie przez tramwaj (chyba że ktoś się "zapisał" na karcie pamięci, no ale można sobie wyobrazić, że ktoś inny skasował zawartość wszystkich kart pamięci itd.);

Pamiętam, że kiedyś za młodu czytałem w jakiejś powieści SF o planecie, która był non-stop bombardowana meteorytami, które raz po raz uderzały w jakiegoś mieszkańca i robiły z niego miazgę. Aby się przed tym zabezpieczyć, mieszkańcy mieli zdeponowany w bezpiecznym miejscu dokładny plan swojego ciała (tzn. współrzędne położenia wszystkich swoich atomów), który regularnie uaktualniano. W razie wypadku z meteorytem do odpowiedniego urządzenia wsypywało się trochę węgla, dodawało wodoru, tlenu i innych potrzebnych pierwiastków, po czym owoż urządzenie odtwarzało danego osobnika dokładnie tak, jak było w zapisane w planie. Jeśli plan był stary, to osobnik miał lukę w pamięci, ale odtworzony żył dalej  :)

I teraz pytanie: gdyby coś takiego wymyślono, czy pozostałby Pan wierzącym?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 28, 2017, 06:47:12 am
Heh, ale wie Pan: ja dopiero stosunkowo niedawno (w ostatnich kilku latach) połapałem się, że Kościół (i nie tylko, swoim zwyczajem mogę tu powiedzieć: "oraz niektóre inne religie też") naucza, że niematerialna dusza jest właśnie tą naszą 'jaźnią' vel 'osobowością', albo też, że to dusza 'uruchamia' ciało i jest przeto niezbędna do 'ożywiania'. Wcześniej myślałem chyba, o ile w ogóle się nad tym zastanawiałem, że spokojnie można przyjąć, iż życie, łącznie z wrażeniami, emocjami, myśleniem, pamięcią - jest (może być) 'czysto organiczne', a dusza to taki, hm, przypisany do nas duch, który bytuje sobie w 'sferze ducha' i będzie niejako odpowiadał za nas po śmierci. Innymi słowy, że to taka para uporządkowana elementów z dwóch zupełnie różnych uniwersów: jako para jest całością, ale jednak te elementy nie są koniecznie od siebie zależne, po prostu traktujemy je z jakichś powodów jako pakiet.

A chyba tak nie jest wedle ortodoksji. Co prawda, gdyby tak było, to nie mielibyśmy powyższych dylematów: no to i tamto się dzieje z ciałem czy nawet z 'jaźnią', a dusza niewzruszona bytuje sobie w nie-materii i np. zbiera na siebie grzechy, jak ten portret Doriana Greya.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 29, 2017, 03:27:38 am
Prawda, nie mielibyśmy takich dylematow, ale za jaką cenę? Zniknąłby ten łącznik świata materialnego i pozamaterialnego, jakim jest dusza ożywiająca ciało. Człowiek mógłby sobie  powiedzieć, że skoro dusza to byt niezależny od ciała, to po co wogóle się nią przejmować? Istnieje sobie i zbiera na siebie grzechy ciała, ale kogo to obchodzi, skoro ciało może żyć dowolnie długo, nakarmione i zadowolone?

Pozostaje nam wierzyć, że człowiek to nie tylko atomy poukładane w odpowiedni sposob w przestrzeni, ale coś więcej.

Ale przyszło mi do głowy w związku z tym coś innego. Mianowicie, jaka jest właściwie definicja "ciała"? No bo skoro dusza ożywia ciało, to CO dokładnie ożywia? Z pewnością nie rękę czy nogę - te można odciąć, i człowiek pozostaje człowiekiem. Nie zastawkę w sercu - tę można wymienić na świńską, i wszystko pozostaje OK. Całe serce też zresztą można wymienić na sztuczne. No więc jeśli tak zaczniemy po kolei usuwać lub wymieniać poszczególne części, to jaki jest "zestaw minimalny", który zagwarantuje, że ciągle mamy do czynienia z człowiekiem w sensie chrześcijanskiego pojecia "ciało+dusza"? Przecież musi być chyba jakieś minimum, albo chociaż infimum?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Aqeb w Listopada 29, 2017, 08:21:40 am
Cytuj
Pamiętam, że kiedyś za młodu czytałem w jakiejś powieści SF o planecie, która był non-stop bombardowana meteorytami, które raz po raz uderzały w jakiegoś mieszkańca i robiły z niego miazgę. Aby się przed tym zabezpieczyć, mieszkańcy mieli zdeponowany w bezpiecznym miejscu dokładny plan swojego ciała (tzn. współrzędne położenia wszystkich swoich atomów), który regularnie uaktualniano. W razie wypadku z meteorytem do odpowiedniego urządzenia wsypywało się trochę węgla, dodawało wodoru, tlenu i innych potrzebnych pierwiastków, po czym owoż urządzenie odtwarzało danego osobnika dokładnie tak, jak było w zapisane w planie. Jeśli plan był stary, to osobnik miał lukę w pamięci, ale odtworzony żył dalej  :)

I teraz pytanie: gdyby coś takiego wymyślono, czy pozostałby Pan wierzącym?

To pytanie nie do mnie, ale raczej tak. Załóżmy, że pamięć, świadomość itd. można przekopiowiać i zgrać na innego nowego człowieka - ale to nie byłby ściśle rzecz biorąc ten sam byt, który zginął pod meteorytem. To byłby inny byt z jego świadomością, pamięcią itd, ale już inny. Tamten zginął pod meteorytem.
A jak miał duszę, która idzie do nieba/czyśćca/piekła to stamtąd będzie twierdził "i po co mi to było...".  :)
Czyli - takie kopiowanie człowieka nie da wcale nieśmiertelności - co najwyżej mnoży ludzi, ale kto umarł pod meteorytem - nie można powiedzieć, że jest nieśmiertelny, bo umarł. Żyć to sobie może najwyżej jego kopia idealna.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Listopada 29, 2017, 09:33:54 am
Ale ta kopia to taki "martwy robot" czy też dobry Pan Bóg uruchamia dla niej nową duszę, ha?

Nawiasem mówiąc, trochę sobie obiecuję po książkach p. Wolfganga Smitha, które wrzuciłem w wątku obok (na scribd można też znaleźć jego korespondencję z Malachi Martinem). Nie wiem wszelako, czy traktują one stricte o transhumanizmie, niemniej przegląd sugeruje, że o relacji duch - materia w kontekście najnowszej fizyki oraz klasycznej filozofii, jest tam dużo.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Listopada 30, 2017, 16:07:11 pm
Załóżmy, że pamięć, świadomość itd. można przekopiowiać i zgrać na innego nowego człowieka - ale to nie byłby ściśle rzecz biorąc ten sam byt, który zginął pod meteorytem. To byłby inny byt z jego świadomością, pamięcią itd, ale już inny.

Czyli świadomość jest niezwiązana z duszą? Dla mnie to dość trudne do przyjęcia. Zawsze sobie wyobrażałem, że świadomość jest czymś, co dusza zabiera z sobą na tamten świat po opuszczeniu ciała.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Richelieu w Grudnia 01, 2017, 05:48:58 am
[...]
Czyli świadomość jest niezwiązana z duszą? Dla mnie to dość trudne do przyjęcia. Zawsze sobie wyobrażałem, że świadomość jest czymś, co dusza zabiera z sobą na tamten świat po opuszczeniu ciała.
Uważam podobnie; stąd wynika także odpowiedź na inne postawione przez Pana pytanie:

[...] No więc jeśli tak zaczniemy po kolei usuwać lub wymieniać poszczególne części, to jaki jest "zestaw minimalny", który zagwarantuje, że ciągle mamy do czynienia z człowiekiem w sensie chrześcijanskiego pojecia "ciało+dusza"? Przecież musi być chyba jakieś minimum, albo chociaż infimum?
Tym minimum moim zdaniem jest mózg, jako siedlisko świadomości.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 01, 2017, 08:16:48 am
To jaka w takim razie jest prawilna (katolicka, ortodoksyjna, tomistyczna?) wykładnia relacji między duszą a jaźnią, zarazem zgodna z najnowszymi badaniami naukowymi?

No bo zaraz, zaraz: jeśli za jaźń, za świadomość istnienia (odróżniającą nas np. od kamienia) odpowiedzialna jest niematerialna dusza (twardo niematerialna, z niedosięgalnej fizycznie sfery duchowej, nie żadna tam "dusza kwantowa", "energia duchowa", "pole spirytualne", "kawałek nas w 11-tym wymiarze" czy inny new-age'owy wynalazek sprowadzający wszystko do wielkiego monizmu)  - - -  to dlaczego różne aspekty tejże jaźni mogą się zmieniać w zależności np. od fizycznych uszkodzeń mózgu? A wiadomo, że zmiany w mózgu mogą prowadzić do daleko idących zmian w charakterze, inteligencji, postrzeganiu itd. A przecież młotek czy guz nie mogą dosięgnąć sfery ponad-materialnej.

W jakim więc sensie mózg jest "siedliskiem świadomości"? Może raczej w takim, że jest jak komputer, w którym są, najzupełniej fizycznie, zgromadzone nasze wspomnienia i rozmaite 'algorytmy postępowania', a dusza jedynie 'uruchamia to' z zewnątrz, jak wtyczka podłączona do prądu.

Stawiając rzecz brutalnie: w jaki sposób (zarówno na gruncie filozofii, metafizyki i matematyki, jak i medycyny, biologii, chemii czy fizyki) można sensownie obronić się przed zarzutem, że "niematerialna dusza to zbędna hipoteza", NIE powołując się przy tym na jakkolwiek pojętą wiarę czy Objawienie?

No i przy okazji: czy jakąś pomocą nie byłoby tu wzięcie pod uwagę klasycznej, trzy-poziomowej struktury człowieka: ciało (soma), psyche i pneuma? W islamie: jism, nafs, ruh.

Próba odpowiedzi: http://www.sacredweb.com/online_articles/sw9_coomaraswamy.html - The Problems that result from locating Spirituality in the Psyche
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 01, 2017, 21:51:50 pm
https://www.youtube.com/watch?v=unhRSZyWtHk
https://www.youtube.com/watch?v=TuGY03g4Nuo - tutaj jest w dwóch częściach dyskusja prof. Gogacza z dwoma naukowcami na te tematy. Niestety, prof. Gogacz wypada słabo. Nie dlatego nawet, że w kółko jedynie powtarza Tomasza i Arystotelesa, ale dlatego, że nie dowodzi ich tez. Po prostu ogłasza: że jest tak i tak z duszą, że istnieją dusze wegetatywne, zmysłowe i duchowe etc. A kiedy pojawiają się problemy takie jak sygnalizowane nawet i w tym wątku (dusza człowieka upośledzonego, relacja duszy i fizycznego mózgu, dusza, inteligencja i świadomość zwierząt), to... to po prostu powtarza ustalone tezy ;-) I tak dobrze, że naukowcy nie zażądali od niego dowodu na to, że niematerialna dusza jest konieczna do ożywienia ciała; albo że w ogóle coś niematerialnego istnieje i dlaczego. Argument przeciw ewolucji: "bo wtedy Bóg nie miałby żadnego udziału w stworzeniu człowieka" (a takiego używa prof. Gogacz) jest z tego samego cyklu, co niektóre z "dowodów" indyjskiej szkoły nyaya na istnienie Boga: 3. Dhrite. Bóg podtrzymuje świat, który bez niego byłby się rozpadł., 5. Pratyatah. Doskonałosc i prawdziwość Wed implikuje ich boskiego autora, 6. Shrutes. Święte pisma (sruti) mówią o Bogu, 7. Vakyat. Z boskosci wedyjskich praw moralnych. --- czyli: "musimy przyjąć, że jest tak-i-tak, aby nie rozpadł się porządek, który z góry założyliśmy na mocy wiary czy objawienia".

Dla mnie osobiście to nie są problemy, bo jestem homo religiosus, ale trudno takimi argumentami przekonywać programowych sceptyków czy materialistów. Oczywiście można zawsze powiedzieć tak, jak pisał ktoś ze szkoły Schuona (już nie chce mi się sprawdzać, kto konkretnie, może Martin Lings, może ks. Rama, mniejsza o to, pewnie i poza tą szkołą można znaleźć tę samą myśl, bo nie jest jakoś niebywale oryginalna) - - - że po prostu nie każdy może uprawiać i rozpoznawać metafizykę, że trzeba mieć do tego predyspozycje, że zrozumienie przy pomocy intelektu (jnana) rośnie wraz z zaangażowaniem w kontemplację itd. Że wreszcie to zrozumienie jest poza ratio i odbywa się poprzez bezpośredni wgląd. No, ok - ale wtedy takie pojmowanie nie jest (do końca) przekazywalne. Wówczas jesteśmy niebezpiecznie blisko ludzi, którzy mówią, że dopiero po osiągnięciu satori (w zen) sami się przekonamy, czym to właściwie jest. Albo wspomnianego Schuona, który po szczegółowym dywagowaniu na temat metafizyki i 'religio perennis' stwierdza, zapytany, skąd o tym wszystkim wiemy, że, no cóż, że mamy te uniwersalne prawdy w sercu i tyle (przez co nie należy rozumieć czegoś emocjonalnego, ale właśnie ów bezpośredni wgląd mistyczny).

No i teraz, jak to młodzież mówi, wyskocz pan z czymś takim do neurobiologa na ten przykład.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Grudnia 02, 2017, 21:32:53 pm
Czyli panowie sądzą, że jeżeli postulaty transhumanizmu zostaną zrealizowane to dowiedzie to ostatecznie materialistycznej wizji świata? Śmiem wątpić. Współczesna nauka odeszła od twierdzenia, że wszechświat jest wieczny. Zatem przyczyną istnienia materii jest coś niematerialnego. Podobnie z życiem na ziemi, nie zostało dotąd udowodnione, że z materii nieorganicznej może powstać organiczna zatem życie ma przyczynę duchową. Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych. Problem tomizm będzie miał wówczas, gdy ktoś stworzy sztuczną komórkę nie posługując się do tego innym materiałem organicznym.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Grudnia 03, 2017, 21:36:55 pm
Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych.
Można prosić o szczegóły? Czyżby nauka udowodniła istnienie duszy, a ja o tym nie słyszałem?


Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 03, 2017, 22:42:06 pm
To raczej kwestia tego, czy nauka rozpoznaje jakiś "brak", którego jedynym sensownym, rozsądnym uzupełnieniem jest koncepcja "niematerialnej duszy". To, że nauka "nie złapie" duszy, nie wskaże jej palcem - jest oczywiste; bo nauka z natury rzeczy bada świat materialny. Chyba że dopuścimy możliwość postrzegania duszy jako jakiejś 'eterycznej materii', 'nieznanej energii' itd., w sposób new-age'owy, ale zakładam, że to - jak już wyżej pisałem - odrzucamy.

Nauka w sensie science, a nie np. metafizyka  ;)

Tych, którzy mają trochę wolnego czasu (ja nie wiem, czy znajdę w najbliższym czasie...) ponownie odsyłam do p. Wolfganga Smitha, który próbuje sobie z tym radzić - np. w rozdziałach 'The Enigma of Visual Perception' i 'Neurons and mind' swojej książki 'Science and Myth': http://traditionalhikma.com/wp-content/uploads/2015/02/Science-and-Myth-What-We-Are-Never-Told.pdf
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Grudnia 04, 2017, 16:52:59 pm
Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych.
Można prosić o szczegóły? Czyżby nauka udowodniła istnienie duszy, a ja o tym nie słyszałem?


Doświadczalnie, empirycznie nie mogła tego udowodnić, ponieważ wymyka się to metodologii nauk przyrodniczych. Zaś w sensie metafizycznym można to udowodnić poprzez następujące rozumowanie: skoro przyczyną istnienia życia może być tylko inne życie oraz życia nie było od zawsze zatem musi istnieć niematerialna przyczyna  życia, ponieważ nie ma skutku bez przyczyny.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Grudnia 04, 2017, 17:21:57 pm
To raczej kwestia tego, czy nauka rozpoznaje jakiś "brak", którego jedynym sensownym, rozsądnym uzupełnieniem jest koncepcja "niematerialnej duszy".

Jeżeli przez "naukę" rozumiemy współczesną biologię, medycynę, neurologię, psychologię - to odpowiedzią na Pańskie pytanie jest bardzo głośne NIE.

Koledzy z wydziału neurobiologii cały czas mi mówią: "wszystko to tylko mięso". Owszem, są jeszcze naukowcy, którzy ciągle znajdują potrzebę "hipotezy duszy", ale nie czarujmy się: nie są to ludzie z głównego nurtu nauki. To nie ich się publikuje w Nature czy Science.

Ludzie tacy jak Pierre Duhem, czy współcześniejszy nam Stanley Jaki, z wielką dumą przekonywali świat, że to Kościół katolicki stworzył podwaliny nowoczesnej nauki. To w dużej mierze prawda, ale czy mamy z czego być dumni? Nowoczesna nauka wbiła nam nóż w plecy. Wyhodowaliśmy żmiję na własnej piersi.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 04, 2017, 22:36:19 pm
Cytuj
Ale przyszło mi do głowy w związku z tym coś innego. Mianowicie, jaka jest właściwie definicja "ciała"? No bo skoro dusza ożywia ciało, to CO dokładnie ożywia? Z pewnością nie rękę czy nogę - te można odciąć, i człowiek pozostaje człowiekiem. Nie zastawkę w sercu - tę można wymienić na świńską, i wszystko pozostaje OK. Całe serce też zresztą można wymienić na sztuczne. No więc jeśli tak zaczniemy po kolei usuwać lub wymieniać poszczególne części, to jaki jest "zestaw minimalny", który zagwarantuje, że ciągle mamy do czynienia z człowiekiem w sensie chrześcijanskiego pojecia "ciało+dusza"? Przecież musi być chyba jakieś minimum, albo chociaż infimum?

Hint: "Człowiek, który się zużył" E. A. Poego.

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Man_That_Was_Used_Up
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Grudnia 05, 2017, 03:33:31 am
Zmusił mnie Pan, żebym poszedł do piwnicy i przyniósł "Complete Stories and Poems of Edgar Allan Poe", której to książki nie miałem w ręku od 25 lat.

Co zresztą uczyniłem  przyjemnością  :)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Anawim w Grudnia 05, 2017, 16:51:16 pm
Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych.
Można prosić o szczegóły? Czyżby nauka udowodniła istnienie duszy, a ja o tym nie słyszałem?


Doświadczalnie, empirycznie nie mogła tego udowodnić, ponieważ wymyka się to metodologii nauk przyrodniczych. Zaś w sensie metafizycznym można to udowodnić poprzez następujące rozumowanie: skoro przyczyną istnienia życia może być tylko inne życie oraz życia nie było od zawsze zatem musi istnieć niematerialna przyczyna  życia, ponieważ nie ma skutku bez przyczyny.

Przesłanka nie jest prawdziwa. Przecież budowane są modele teoretyczne zakładające samoorganizację poprzez działanie procesów nieliniowych.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Grudnia 06, 2017, 20:19:19 pm
Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych.
Można prosić o szczegóły? Czyżby nauka udowodniła istnienie duszy, a ja o tym nie słyszałem?


Doświadczalnie, empirycznie nie mogła tego udowodnić, ponieważ wymyka się to metodologii nauk przyrodniczych. Zaś w sensie metafizycznym można to udowodnić poprzez następujące rozumowanie: skoro przyczyną istnienia życia może być tylko inne życie oraz życia nie było od zawsze zatem musi istnieć niematerialna przyczyna  życia, ponieważ nie ma skutku bez przyczyny.

Przesłanka nie jest prawdziwa. Przecież budowane są modele teoretyczne zakładające samoorganizację poprzez działanie procesów nieliniowych.

Można prosić o więcej. Jestem ignorantem w tym temacie; czy chodzi o modele w matematyce,  informatyce?  Aktualnie pod wpływem tematu nadrabiam braki z zakresu neurologii i biologii.  Będę wdzięczny za jakieś linki/wskazówki bibliograficzne.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Anawim w Grudnia 07, 2017, 17:46:02 pm
@BMK
Słowa kluczowe do wyszukiwań: samoorganizacja, życie, procesy nieliniowe, układy dyssypatywne.
Procesy nielinowe to takie, gdzie małe różnice w przebiegu czy warunkach początkowych dają znaczne odchylenia od przewidywanych rezultatów. W zasadzie możliwość budowania modeli nieliniowych zaprzecza metafizycznej zasadzie, że skutek nie może być doskonalszy od przyczyny.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 08, 2017, 20:26:59 pm
To czym w takim razie jest dusza?
Powiedziałbym, że interfejsem osobowości do Boga.

Sposobem komunikowania się między Bogiem a człowiekiem?
Kanałem komunikacyjnym, narzędziem, zdolnością, sferą, obszarem - pójdźmy w tym kierunku.

Zatrzymajmy się jeszcze przy tym mózgu. Dzisiaj przeszczepiamy serca, nerki, płuca, jutro będziemy dysponowali technologią, która pozwoli na przeszczepienie mózgu.
Nie.

Dlaczego?
Bo to jest odwrotnie: może będziemy w stanie przeszczepić całe ciało. Czyli podczepimy ciało jakiegoś zmarłego do żyjącego mózgu. Bo miejscem osobowości jest mózg.

Nie uważa ksiądz, że to powoduje problemy?
Nie tak wielkie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, dlatego, że osobowość, czyli to, co służy nam do podejmowania decyzji, myślenia, itd., ma miejsce w mózgu i to zostaje.

Czy nic się nie zmieni poza powłoką zewnętrzną?
Nie do końca. Bo wiemy, że poza pamięcią zawartą z mózgu mamy także coś, co można nazwać "pamięcią genetyczną" - część genów jest aktywna lub pasywna na skutek dziedziczenia lub doświadczeń życiowych. W związku z tym podmiana organów w takim stopniu, że podmieniamy całe ciało, w jakimś stopniu pewnie zmodyfikowałaby osobowość. Do tego dochodzi proces oswojenia się z nie swoim ciałem. I ze względu na kwestie genetyczne, i na warstwę psychologiczną nie da się tego przeprowadzić bez skutków ubocznych.  Ilość znaków zapytania jest tu znaczna.

Próbuję w tym wszystkim odnaleźć duszę i wychodzi mi, że mimo tego, że ten człowiek ma inne ciało, to jego dusza wciąż jest, bo on żyje?
Tak, tamten człowiek, do którego należało ciało, nie żyje. Dusza należy do tego, kto żyje, czyli do którego należy mózg. Przyjmujemy, że żyje ten, którego mózg żyje, że nie ma śmierci, dopóki jest podtrzymywane funkcjonowanie mózgu. To tak, jakbym panu amputował rękę lub nogę, tylko w tym przypadku amputuję panu całe ciało i doczepiam nowe. To dalej jest pan, choć ma zupełnie inne organy, bo pana mózg żyje i ma się mniej lub bardziej dobrze w nowym ciele.

Przyznaję, że to bardzo abstrakcyjne.
Tak, ale jednocześnie coraz mniej abstrakcyjne. Z biologicznego punktu widzenia oswoiliśmy się z myślą, że materia, z której składa się nasze ciało, jest materią zmienną, ponieważ wymieniają się komórki. To jaka jest różnica pomiędzy zmianą materii w sposób powolny i częściowy a nagły i całościowy?

Wygląda na to, że nie ma. Choć to drugie chyba nie do końca jest zdrowe.
Tak, wymienianie całego ciała w sposób przeszczepowy jest po prostu niezdrowe. Ale prawdopodobnie dożyjemy momentu, w którym to się stanie możliwe.

A po Zmartwychwstaniu?
Dostanie pan nowy, zmartwychwstały mózg.

No dobra, ale jeśli taki delikwent dostanie w ciągu życia drugie albo trzecie ciało, to po Zmartwychwstaniu…
…czyją będzie żoną?

No tak, to pytanie już padło, ale w innej formie.
Więc Jezus na nie odpowiedział. Możemy to pytanie zadać jeszcze inaczej, bo co z ludźmi, którzy umarli tysiące lat temu? Na przykład zostali zjedzeni przez jakieś drapieżne zwierzę. Potem to zwierzę zostało zjedzone przez inne. Atomy martwego delikwenta krążą między kolejnymi zwierzętami, potem użyźniają glebę, stają się elementem drzewa, potem kamienia, albo węgla. Owoce z drzewa zostały zjedzone przez innych ludzi, atom martwego "wmontował się" więc w ciało innej osoby. Zatem przy Zmartwychwstaniu czyj będzie ten atom?

Niczyj?
Tak, bo on nie jest "czyimś" atomem. Jest atomem wszechświata. Może być wbudowany w kamień, może być wbudowany w cappuccino, może być wbudowany w moje ciało. To nie ma żadnego znaczenia. O tożsamości człowieka decydują relacje między cząsteczkami, a nie taki lub inny atom.

Inna sprawa, że to nowe ciało nie będzie zbudowane z atomów tego wszechświata.
Tego do końca nie wiemy, ale fakt, na pewno nie będą to atomy tego wszechświata, tylko przemienionego. Ale jest zagwozdka, bo jak dokładnie wczytać się w Ewangelię, to ciało Jezusa w wersji po Zmartwychwstaniu jest kompatybilne z tym pierwszym ciałem.

Kompatybilne w jaki sposób?
Że je i mu nie przelatuje.

Czyli nie jest duchem.
Nie jest. W średniowieczu toczyła się przeurocza dyskusja o tym, czy jelita zmartwychwstaną.

Zmartwychwstaną?
Tak, cały człowiek ze wszystkimi organami. Przynajmniej wg św. Tomasza, który odpowiada, że wszystko będzie na swoim miejscu, wszystkie organy ze względu na integralność człowieczeństwa będą tam, gdzie były, choć niekoniecznie będą związane z funkcjami, jakie pełniły w czasie "pierwszego życia". Na przykład będzie można jeść, ale jedzenie nie będzie konieczne do podtrzymywania życia. Do tego Tomasz dodaje, że narządy trawienne będą wypełnione "szlachetnymi płynami". To jest odpowiedź średniowiecza na pytanie, co będzie w jelitach po Zmartwychwstaniu.

No dobrze, ale co wtedy, kiedy za kilka stuleci wyewoluujemy i nasze ciała będą wyglądały inaczej? Jak wtedy będzie wyglądało to drugie ciało?
Dla Boga to nie będzie problem, ale skoro mówimy o ewolucji, to kolejnym etapem będzie chyba transgenika. I mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na etapie uświadamiania sobie pytań, które za chwilę trzeba będzie zadać. Bo jeżeli zmodyfikujemy genotyp człowieka, to pytanie, czym będzie taki twór.

Będzie zmodyfikowany człowiek.
No właśnie pytanie, czy to wciąż będzie człowiek. I to będzie pytanie o to, czy człowiek może stworzyć istotę, która będzie obdarzona duszą rozumną. Nasze obecne problemy teologiczne przy tym to pestka.

Historia trochę jak w "Blade Runnerze".
Tak. Inna sprawa, że staniemy może kiedyś przed problemem "uploadu", czyli możliwości załadowania osobowości do maszyny, która potem może teoretycznie ewoluować w nieskończoność. O tym z kolei była "Transcendencja" z Johnnym Deppem.

Dobry film, ale bez rewelacji.
Tak, jakby brakło im pomysłu lub pieniędzy na koniec. Niemniej problem, jaki stawia, jest bardzo poważny. Bo czy taki zabieg wgrania świadomości do maszyny jest jednoznaczny z ciągłością człowieka? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Skoro jesteśmy jeszcze w filmowo-naukowej atmosferze, to nie mogę nie zapytać o przybyszów z innych planet. Mają duszę, zostały odkupione, przecież wcielenie odbyło się w bardzo konkretnych "ziemskich warunkach" i w bardzo konkretnym gatunku, jakim jest człowiek?
Jest kilka możliwości. Pierwsza jest taka, że to są stworzenia, którym my mamy zanieść Chrystusa. Po prostu kolejny lud, który potrzebuje ewangelizacji. Ta opcja jest najbardziej prawdopodobna. Inna sprawa, że nie wiemy, czy taka cywilizacja zna w ogóle pojęcie grzechu.

Jak to rozumieć w kontekście Biblii, która mówi, że Bóg stworzył człowieka?
Ale Biblia nie mówi, że Bóg stworzył tylko człowieka. Nie ma żadnego przypisu malutkimi literkami, z którego wynika, że tylko człowieka. Kto Mu zabroni stworzyć sobie dowolną liczbę równoległych bądź nierównoległych wszechświatów? Osobiście jestem przekonany, że oprócz naszego wszechświata może istnieć jeszcze "n" wszechświatów, które Bóg  powołał do istnienia, bo coś jest lepsze niż nic...

Czyli nie tylko człowiek?
Nie dziwiłbym się, gdyby zbiór istot rozumnych obejmował nie tylko aniołów i człowieka.

Ale jednocześnie ofiara Chrystusa jest jednorazowa i dotyczy absolutnie całego stworzenia.
Tak. Ale pytanie brzmi, czy te istoty będą miały swoją historię grzechu. Bo mogły nie zgrzeszyć.

Mogły, ale konsekwencje grzechu człowieka są przecież odczuwalne w całym wszechświecie.
W jaki sposób?

Chodzi mi o to, że wybór pierwszych rodziców doprowadził do sytuacji, w której świat nie jest przyjazny człowiekowi.
Ale to świat się zmienił, czy oni się zmienili?

Wygląda na to, że zmienili się oni i świat się zmienił.
Nie, zmieniło się ich postrzeganie świata. Natomiast nie ma żadnych dowodów na to, że fizyka zmieniła się od czasów "przedludzkich". Biologia nie uległa zmianie, chemia nie uległa zmianie, nic nie uległo zmianie. To już tak zostało stworzone. Zmianie uległ człowiek, a przez to, że on uległ zmianie, to i jego relacja do świata. I tu jest kluczowa sprawa. Świat staje się gorszy ze względu na poszczególne decyzje człowieka, który po prostu wybiera źle. Zanieczyszczone powietrze jest tego najlepszym przykładem.

Czy w Raju była śmierć?
Istnieje tutaj pewien spór. Klasyczna teologia mówiła o tym, że człowiek, który był w Raju, nie umarłby biologicznie. I to przekonanie panowało długo, aż do momentu, w którym nauki szczegółowe dowiodły, że ciało, w którym jesteśmy, raczej ma śmiertelny charakter "z natury". Więcej, biologiczne organizmy nie są w ogóle nastawione na życie w wieczności. Obecnie relatywizuje się tezę, że w Raju nie było śmierci fizycznej.

To może miała ona jakąś inną formę?
Można tak powiedzieć. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jest śmierć, a nie ma grzechu. Czyli śmierć następuje w perspektywie bardzo intensywnego kontaktu z Bogiem. To znaczy, że śmierć powoduje tylko wyłączenie ciała. Bez lęku, traumy umierania.

Bez bólu?
Może z bólem, ale bez rozpaczy, która sprawia, że ból jest jeszcze bardziej bolesny.

A jak będzie po Zmartwychwstaniu?
Zmartwychwstanie nie jest powrotem do raju, ale przetworzeniem na nowo całej rzeczywistości.

Czyli to było tak, że Bóg stworzył wersję 1.0 świata, potem szatan wpuszcza wirusa, któremu się poddajemy, a na końcu Bóg tworzy wersję 2.0?
Tak, choć Bóg wpuszcza też antywirusa, który pozwala nam przetrwać, a w międzyczasie robi nowy system.

Wróćmy do tematu. Jakie będzie to spotkanie z obcymi?
Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której spotykamy się z tymi obcymi, którzy nie zgrzeszyli, i to oni nas będą ewangelizować.

Robi się coraz ciekawiej.
Kościół, papież, przykazania są nam potrzebne ze względu na to, że potrzebujemy zbawienia. Zgrzeszyliśmy. Jeśli przylecą tacy, którzy nie zgrzeszyli, to nie będą potrzebowali tego wszystkiego.

Czy to jednak nie kłóci się z tym, że miało już nie być innego objawienia wewnątrz naszego porządku historii?
Ono przecież nie będzie z naszego porządku historii. Ale jednocześnie będzie to samo, bo ten sam Bóg się objawia…

A co z Biblią?
Nie będą mieli takiej samej, bo ta Biblia jest aktualna tylko wewnątrz ludzkości i jej historii.

To nie jest problem?
Dla mnie nie. A dlaczego miałby być?

Przychodzi ktoś z zewnątrz i poucza nas o naszej wierze. A co on sobie myśli!
Jak będą bez grzechu, to zapewniam pana, że nie będą nas w ogóle pouczali, tylko będą opowiadać o swoim bezgrzesznym doświadczeniu Boga.


 
Ks. Grzegorz Strzelczyk - prezbiter Archidiecezji katowickiej, chrystolog. Studiował w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach oraz na Papieskim Wydziale Teologicznym w Lugano (Szwajcaria). Doktorat obronił na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

https://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,4389,gdzie-w-czlowieku-jest-dusza-rozmowa.html
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: ocalony w Grudnia 09, 2017, 08:38:49 am

Koledzy z wydziału neurobiologii cały czas mi mówią: "wszystko to tylko mięso". Owszem, są jeszcze naukowcy, którzy ciągle znajdują potrzebę "hipotezy duszy", ale nie czarujmy się: nie są to ludzie z głównego nurtu nauki. To nie ich się publikuje w Nature czy Science.


Gdzies 2 lata temu czytałem książkę Konrada Fijałkowskiego i Tadeusza Bieleckiego: Homo przypadkiem Sapiens. Nie wiem czy publikują w Nature, ale twierdzą, że człowiek powstał przypadkiem, mózg powiekszał się, aby lepiej chłodzić organizmy naszych praprzodków, a było im to potrzebne bo polowali goniąc swoją ofiarę dopóki ta się nie przegrzeje (polowanie uporczywe, tak poluje jeszcze plemie Tarahumara). Widzą w tym przypadku jakieś miejsce dla Boga. Niestety nie wiele pamiętam (a książki nie mam) ale być może motywowali to tym, że człowiek jako jedyna istota podejmuje działania, które są wbrew jego ewolucyjnemu interesowi (np. celibat). Tu niestety pamięć może mnie zawodzić, więć nie wiem.
Ale idąc tym tropem jezeli człowiek potrafi dla jakichś wyższych wartości (np. dla prawdy/Prawdy) poświęcić życie nie tylko  swoje, ale także życie swoich dzieci, to dla mnie jest to dowód, że nie jesteśmy tylko mięsem. W chrześcijaństwie takie przypadki jeżeli miały miejsce to być może w Japoni podczas krwawych prześladowań kilkaset lat temu. Klasycznym przykładem jest Abracham i jego zgoda na śmierć Izaaka, drugim dzielna matka z 2 księgi Machabejskiej (http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1076). Ale znam jeszcze przykład, który mnie inspiruje i przeraża jednocześnie. W roku 1937 podczas wielkiej czystki Osip Piatnicki, stary bolszewik w obecności Stalina i (chyba) Politbiura zakwestionował działalność NKWD, zarządzono przerwę w której nakłaniano go do zmiany decyzji, argumentując to między innymi losem jego dzieci i żony. Nie zgodził się, nie wiem co się stało z żoną i dziećmi, ale on sam był długo torturowany, aż w końcu zabity.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 09, 2017, 10:04:29 am
Ale to wszystko to przecież tylko - w najlepszym razie - poszlaki... Nie dowody... Zresztą - w najlepszym razie mówią one tylko o 'skokowej', 'jakościowej' różnicy między człowiekiem a zwierzęciem czy rośliną; bo przecież zwierzęta - i nawet rośliny - też mają, według nauki Kościoła, w myśl filozofii zgodnej z katolicyzmem oraz w pojęciu paru innych filozofii, zachodnich i nie tylko - niematerialną duszę, tyle że np. śmiertelną. Cały wic w wykazaniu tego (sceptykom). W sposób inny niż drogą zawierzenia lub intelektualnego (gnostycznego) 'uświadomienia'. Przy czym, jak mówiłem, nie chodzi o 'wskazanie' czy 'skroplenie' tej duszy, bo oczywiście zakładamy, że jest ona niematerialna - ale o wykazanie, że na gruncie science mamy jakiś poważny brak, który można wypełnić tylko taką duszą; a przynajmniej, że takie rozwiązanie jawi się jako najbardziej sensowne.

W każdym razie mnie na razie przekonuje to, co mówi ten ksiądz wyżej cytowany (DIALOG DWÓCH MODERNISTÓW Z DEmONU.PL, tak): że generalnie 'osobowość', 'pamięć' itd. tkwią normalnie, fizycznie, materialnie w mózgu - stąd możliwości manipulowania osobowością poprzez wpływanie na komórki nerwowe w mózgu - a dusza to 'interfejs' wiodący do transcendencji. Może nie jest to specjalnie falsyfikowalne, ale chyba lepsze to niż mieć teorię, przy której będziemy - jak to sygnalizował p. Regiomontanus - bać się co chwilę, że zaraz zostanie sfalsyfikowana, bo kolejny biznesmen z Doliny Krzemowej czy naukowiec zapowiedział, że coś-tam już za rok czy 10 albo 30 lat.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Grudnia 09, 2017, 11:32:27 am
Przy czym, jak mówiłem, nie chodzi o 'wskazanie' czy 'skroplenie' tej duszy, bo oczywiście zakładamy, że jest ona niematerialna - ale o wykazanie, że na gruncie science mamy jakiś poważny brak, który można wypełnić tylko taką duszą; a przynajmniej, że takie rozwiązanie jawi się jako najbardziej sensowne.

W każdym razie mnie na razie przekonuje to, co mówi ten ksiądz wyżej cytowany (DIALOG DWÓCH MODERNISTÓW Z DEmONU.PL, tak): że generalnie 'osobowość', 'pamięć' itd. tkwią normalnie, fizycznie, materialnie w mózgu - stąd możliwości manipulowania osobowością poprzez wpływanie na komórki nerwowe w mózgu - a dusza to 'interfejs' wiodący do transcendencji. Może nie jest to specjalnie falsyfikowalne, ale chyba lepsze to niż mieć teorię, przy której będziemy - jak to sygnalizował p. Regiomontanus - bać się co chwilę, że zaraz zostanie sfalsyfikowana, bo kolejny biznesmen z Doliny Krzemowej czy naukowiec zapowiedział, że coś-tam już za rok czy 10 albo 30 lat.

Moim zdaniem, nie chodzi nawet o wykazanie braku. Ważniejsza jest niesprzeczność tez katolickich z nauką. Przyznam się szczerze, że wgryzając się w nauki o mózgu tezy św. Tomasza z Akwinu/Arystotelesa o duszy jako tej, która jest źródłem życia intelektualnego, gdzie "mieszka" rozum i wola trzeba między bajki włożyć.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 09, 2017, 13:00:50 pm
Albo uznać, że pojęcie to jest pewnym abstraktem, na takiej zasadzie, na jakiej ateistyczny psychoanalityk może mówić o id czy ego - nie są to dla niego ani realne byty nie-materialne, ani materialne, ale raczej sposoby myślenia o nas albo sposoby patrzenia na nas.

Rzecz jasna takie rozwiązanie nie jest satysfakcjonujące z perspektywy religijnej.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Albertus w Grudnia 09, 2017, 19:00:03 pm
Pamiętajmy, że Aniołowie i demony, czyli istoty wyłącznie duchowe/niematerialne mają swój rozum, pamięć i wolną wolę, i tak samo dusze Świętych w Niebie. Więc nie zależą one tylko od mózgu. Po za tym istnieją uczucia wyższe jak miłość czy nienawiść, które kompletnie nie zależą od czynności mózgu.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 09, 2017, 19:53:29 pm
Cytuj
Więc nie zależą one tylko od mózgu.

Nie wynika wprost. Może być tak, że u istot materialnych "zajmuje się tym" mózg, a poza materią nie. Teoretycznie i logicznie to się składa, choć to takie wyjaśnienie ad hoc. Ale - kto Panu Bogu zabroni? (np. ustawić świat tak, że dusza ma później 'kopię' zawartości naszych nieszczęsnych mózgownic).

Cytuj
Poza tym istnieją uczucia wyższe jak miłość czy nienawiść, które kompletnie nie zależą od czynności mózgu.

W jaki sposób pan to wykazuje? Naukowiec-materialista, jakiś kolega p. Regiomontanusa, powie panu, że to po prostu gra enzymów, hormonów, impulsów nerwowych itd., która się przejawia w taki sposób, o jakim pan pisze. Czy też - w taki sposób jest odbierana i 'racjonalizowana' przez nasze jestestwo. Które znowu nie jest niczym innym niż efektem dostatecznej komplikacji czysto materialnych struktur.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Anawim w Grudnia 11, 2017, 12:35:20 pm
Dlaczego?
Bo to jest odwrotnie: może będziemy w stanie przeszczepić całe ciało. Czyli podczepimy ciało jakiegoś zmarłego do żyjącego mózgu. Bo miejscem osobowości jest mózg.



To jest eksperyment myślowy "mózg w naczyniu" Putnama. Możliwości czegoś takiego przeciwstawia się hipoteza embodied mind. Umysł nie jest tylko związany z mózgiem, ale z szeregiem interakcji między mózgiem i ciałem. Powiedzenie, że miejscem osobowości jest mózg jest nieprawdziwe. Nasz mózg cały czas mapuje nasze ciało (kora sensomotoryczna), dzięki temu konstytuuje się nasza samoświadomość. Zaburzenia w przetwarzaniu tych bodźców wewnętrznych prowadzą do zagadkowych upośledzeń (wszelkie przypadki agnozji).
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Albertus w Grudnia 11, 2017, 16:13:44 pm
W jaki sposób pan to wykazuje? Naukowiec-materialista, jakiś kolega p. Regiomontanusa, powie panu, że to po prostu gra enzymów, hormonów, impulsów nerwowych itd., która się przejawia w taki sposób, o jakim pan pisze.

Wydaje mi się jednak, że skoro taka miłość, nienawiść, smutek, ból duchowy itp. uczucia mogą trwać latami, podczas gdy w tym czasie mózg przechodzi różne stany emocjonalne - radości, zdenerwowania, relaksu, bólu/przyjemności fizycznej itp. to jednak muszą być dwie różne rzeczy, niezależne od siebie.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 11, 2017, 19:57:33 pm
Cytuj
To jest eksperyment myślowy "mózg w naczyniu" Putnama. Możliwości czegoś takiego przeciwstawia się hipoteza embodied mind. Umysł nie jest tylko związany z mózgiem, ale z szeregiem interakcji między mózgiem i ciałem. Powiedzenie, że miejscem osobowości jest mózg jest nieprawdziwe. Nasz mózg cały czas mapuje nasze ciało (kora sensomotoryczna), dzięki temu konstytuuje się nasza samoświadomość. Zaburzenia w przetwarzaniu tych bodźców wewnętrznych prowadzą do zagadkowych upośledzeń (wszelkie przypadki agnozji).

To brzmi sensownie! Tym niemniej, w gruncie rzeczy istotne jest nie to, czy w mózgu, czy w całym ciele (mieści się świadomość, jaźń, osobowość) - ale to, czy lokuje się całkowicie na planie materialnym, w organizmie, w komórkach.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 15, 2017, 20:34:24 pm
Wolfgang Smith - QUANTUM ENIGMA: ---> https://docslide.net/documents/wolfgang-smith-quantum-enigma-finding-the-hidden-key-558448c1a9b28.html
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Anawim w Grudnia 18, 2017, 13:14:59 pm
Cytuj
To jest eksperyment myślowy "mózg w naczyniu" Putnama. Możliwości czegoś takiego przeciwstawia się hipoteza embodied mind. Umysł nie jest tylko związany z mózgiem, ale z szeregiem interakcji między mózgiem i ciałem. Powiedzenie, że miejscem osobowości jest mózg jest nieprawdziwe. Nasz mózg cały czas mapuje nasze ciało (kora sensomotoryczna), dzięki temu konstytuuje się nasza samoświadomość. Zaburzenia w przetwarzaniu tych bodźców wewnętrznych prowadzą do zagadkowych upośledzeń (wszelkie przypadki agnozji).

To brzmi sensownie! Tym niemniej, w gruncie rzeczy istotne jest nie to, czy w mózgu, czy w całym ciele (mieści się świadomość, jaźń, osobowość) - ale to, czy lokuje się całkowicie na planie materialnym, w organizmie, w komórkach.

Dorzućmy termin "emergencja". Całość nie sprowadza się do sumy swoich części. Jako przykład podaje się niekiedy wodę. Co jest takiego w wodorze i tlenie, że woda jest mokra? Czy to, że woda jest mokra lokuje się gdzieś "w planie materialnym".
U św. Tomasza jest cała nauka o substancji odłączonej, czyli duszy ludzkiej po śmierci. Wyobrażenie jego jest takie, że dusza po śmierci nie poznaje w sposób naturalny, ale dzięki formom wlanym przez Boga, na wzór anielski.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Grudnia 25, 2017, 10:32:46 am
(...) Z licznie wymienianymi przez entuzjastów zastosowaniami sieci neuronowych jest tak, że żadne z nich nie ma jakiegoś spektakularnego charakteru, a w większości chodzi jedynie o to, że wśród różnych programów dotyczących danego (wymienionego jako zastosowanie) zagadnienia, są i takie, które wykorzystują (lub próbują wykorzystywać) sieci neuronowe (zwykle raczej z umiarkowanym powodzeniem).

W tej sytuacji, przewidywana przez Kurzweila (1999) rekonstrukcja mózgu w postaci wielkiej sieci neuronowego jest fantastyczno-naukową mrzonką (z naciskiem na 'fantastyczną'), a wskazana przez niego perspektywa roku 2029 jest po prostu wyssana z palca. Postęp w sieciach neuronowych w ogóle nie wskazuje jeszcze na to, żeby w przewidywalnej przyszłości zaczęły one pełnić nagle jakąś szczególną rolę w zastosowaniach.

(...)

Rezultaty te można zinterpretować w ten sposób, że sieci neuronowe w zasadzie nie są w stanie obliczać ani dokładnych, ani przybliżonych wartości wielu funkcji będących dziś w sferze zainteresowań i praktyków. Nie są i nie będą w stanie. (...) Kurzweil i inni entuzjaści szybkiej rekonstrukcji struktury mózgu w komputerze chętnie powołują się na prowadzone obecnie badania nad 'komputerem kwantowym', nad równoległymi obliczeniami lub na możliwości innej technologii, na przykład łączonej z elementami organicznymi i biologicznymi. Osiągane obecnie rezultaty w zakresie obliczeń kwantowych i równoległych, ich dość długa już historia, nie usprawiedliwiają tezy, że oparta na tym technologia będzie zdecydowanie górowała i wyprze technologię cyfrową. Na razie wygląda na to, że w jakimś ograniczonym zakresie można na tej drodze uzyskać lepsze rezultaty niż umożliwia to technologia cyfrowa, ale póki co ten zakres ciągle jeszcze jest bardzo ograniczony.

(...)

Czy w ogóle mózg można porównywać do komputera? Czy matematyczne modele sieci neuronowych mają coś wspólnego z rzeczywistymi procesami zachodzącymi w mózgu?

Co prawda ilość tranzystorów w superkomputerze dorównuje już ilości neuronów w mózgu (ok. 100 miliardów), ale ilości połączeń i neuronów aktywnie biorących udział w przetwarzaniu informacji są ciągle jeszcze technologicznie nieosiągalne. Wystarczy wspomnieć, że niektóre neurony mogą mieć do 80 tysięcy połączeń synaptycznych w porównaniu z... trzema lub czterema połączeniami tranzystora. Jednak to nie stopień komplikacji wydaje się zasadniczą barierą, a raczej fakt, że cała nasza wiedza o funkcjonowaniu mózgu jest ciągle niezwykle uproszczona i powierzchowna.

Trzeba zwrócić uwagę, że funkcje progowe w perceptronie i innych modelach neuronu wymyślili matematycy lub inżynierowie, kierując się wyłącznie tym, żeby sztuczny neuron jakoś działał, żeby cokolwiek był w stanie obliczyć. Funkcje te nie mają nic wspólnego z naszą wiedzą o mózgu.

(...)

Powiedzmy dosadniej: mimo całej tej wiedzy [np. gdzie znajduje się ośrodek mowy, a gdzie słuchu czy wzroku itd. - przyp. ATW] nie mamy zielonego pojęcia, jak funkcjonuje, na przykład, ludzka wyobraźnia, pamięć czy nawet zdolność do prowadzenia obliczeń liczbowych.

Prosta sieciowa koncepcja funkcjonowania mózgu jest dziś zresztą podważana także przez neurofizjologów. W pobudzanie neuronów zaangażowany jest czynnik losowy, niestopniowalność ma charakter przybliżony, a struktura mózgu zmienia się w czasie, nawet w bardzo krótkich odcinkach czasowych (być może w związku z procesami zapamiętywania). (...)

W szczególności sugerowana przez Kurzweila (1999, 2005) możliwość rekonstrukcji mózgu w komputerze jest fantastyczno-naukową mrzonką, nie mającą solidnych podstaw naukowych, a wręcz z dotychczasowymi osiągnięciami nauki sprzeczną. Technologia komputerowa, którą wkrótce uzyskamy, umożliwi - wedle Kurzweila - perfekcyjny skan całego mózgu, ze stanem każdego neuronu, tak że w rezultacie będziemy mogli odtworzyć nie tylko budowę mózgu, ale także jego aktualny stan, wraz z zawartą w nim wiedzą i pamięcią!

Nie bierze pod uwagę Kurzweil zasady Heisenberga, wedle której na poziomie atomowym wszelki pomiar zakłóca stan układu. A nie sposób przecież wykluczyć możliwości, że dla wielu funkcji mózgu istotne są stany na poziomie atomowym, a może nawet subatomowym - i niemożność ich odtworzenia, zmierzenia, może wynikać wprost z podstawowych zasad natury. Nie zauważa Kurzweil, że, na przykład, nasza wiedza o amebie wydaje się doskonała: od dawna znamy jej budowę, składniki, cząstki chemiczne, atomowy, wiemy jak to wszystko działa na każdym poziomie - a jednak nie potrafimy wyprodukować "działającej ameby"; nie potrafimy stworzyć tak "prymitywnego życia". Jak w tej sytuacji można wierzyć, że już wkrótce uda nam się wyprodukować "działający mózg"?!



(Andrzej Kisielewicz - "Sztuczna inteligencja i logika", WNT 2015)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 15, 2018, 10:52:23 am
Kolejny krok. Czy naprawdę mózg produkuje myśli jak nerki mocz?  ???

http://www.sciencemag.org/news/2018/01/mind-reading-algorithm-can-decode-pictures-your-head
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Lutego 16, 2018, 19:39:17 pm
Wydaje się że mózg produkuje myśli.  Czy nie ma Pan czasami wrażenia, że jakieś myśli przychodzą Panu do głowy wbrew Panu.  Na przykład pokusy.  Nie wydaje mi się,  że utożsamia się Pan  z tymi myślami,  które pojawiają się w pana umyśle wbrew Panu.  Świadomość to nie myśli. Istota człowieczeństwa to nie myśli. Dusza to nie myśli. Myśli to narzędzia którymi człowiek się posługuje. Podobnie jak słowa,  symbole i tym podobne.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 16, 2018, 22:00:04 pm
Ale to nie jest, bądź co bądź, żaden dowód. W dodatku to (hipo)teza cokolwiek niefalsyfikowalna. Oponent zawsze może powiedzieć, że tak czy inaczej zarówno te myśli / pokusy, jak i nasze reakcje na nie - to tylko gra związków chemicznych, hormonów, komórek, w końcu atomów, a tak czy inaczej - materii.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: BMK w Lutego 17, 2018, 15:42:57 pm
Ale to nie jest, bądź co bądź, żaden dowód. W dodatku to (hipo)teza cokolwiek niefalsyfikowalna. Oponent zawsze może powiedzieć, że tak czy inaczej zarówno te myśli / pokusy, jak i nasze reakcje na nie - to tylko gra związków chemicznych, hormonów, komórek, w końcu atomów, a tak czy inaczej - materii.

Nie bardzo rozumiem. Która teza jest niefalsyfikowalna:

1. Mózg jest źródłem myśli, myślimy mózgiem.
2. Dusza to nie myśli.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 17, 2018, 20:24:26 pm
Hm, może źle Pana zrozumiałem. Pośpiesznie przeczytałem i pomyślałem, że stawia pan następującą tezę: "Zdarzają się myśli, których nie chcemy i których się nie spodziewamy, co sugeruje, że przychodzą one z zewnątrz, że generuje je 'dusza', a nie sam mózg w oparciu o czysto chemiczne reakcje". Ale rozumiem, że nie o to chodzi.

Nie no, ja jestem skłonny się zgodzić, że dusza to nie myśli. Ale już np., czy świadomość musi wynikać z niematerialnej duszy? Mieścić się w niej?
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Anawim w Lutego 17, 2018, 20:39:50 pm
Świadomość w niematerialnej duszy? Mieli Panowie kiedyś narkozę? ;)
A że myśli bywają "nie nasze, mózgowe", to proponuję zapoznać się choćby z eksperymentami Gazzanigi na osobach z przeciętym spoidłem wielkim. Postuluje on istnienie interpretatora, który dorabia nam teorie do niezrozumiałych faktów (nb. jest to traktowane jako jedno z naturalistycznych wyjaśnień religii). Tutaj można znaleźć podstawowy opis http://fakty.interia.pl/nauka/news-religijne-mozgi-dlaczego-ludzie-wierza,nId,916076 ; szczegóły w książce "Kto tu rządzi, ja czy mój mózg".
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Pentuer w Lutego 18, 2018, 20:57:57 pm
Jedną z głównych prawd wiary jaką mnie pacholęciem nauczono jest ta, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Nie podlega zatem prawom natury, ba! nawet prawom czasu, nie starzeje się, nie podlega zniszczeniu ani zepsuciu. Stąd elementarny wniosek, jaki nasuwa się prostaczkowi - dusza ludzka nie należy do porządku przyrodzonego! Skoro tak, to nie ma możliwości "dotarcia do niej", "zbadania jej ", "wykrycia", a wszelkie spekulacje dotyczące tego, za co w człowieku fizycznie "odpowiada", są tylko spekulacjami skazanymi z góry na jałowość. Prostaczek ma wrażenie, że to jest mniej więcej tak, jakby chcieć zbadać, czy pod postacią konsekrowanej Hostii rzeczywiście jest "Ciało i Krew z duszą i Bóstwem cały Chrystus", jak to orzeka jeden z kanonów dogmatycznych Soboru Trydenckiego.
Tak nawiasem:
Jeśli przyjmiemy autentyczność Całunu Turyńskiego, to odtworzenie na jego podstawie Ciała Tego, Który w nim spoczywał, jest tylko kwestią czasu i techniki. Podobno już ustalono nawet grupę krwi! Więc nic nie stoi na przeszkodzie, prawda? Śmiało! Dorównajmy samemu Bogu Stwórcy!   

PS Przepraszam za może nieco frywolny ton, ale niekiedy chce mi się  p o p r o s t a c z k o w a ć  między  e r u d y t y z u j ą c y m i.  ;)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 18, 2018, 22:21:57 pm
Cytuj
Skoro tak, to nie ma możliwości "dotarcia do niej", "zbadania jej ", "wykrycia", a wszelkie spekulacje dotyczące tego, za co w człowieku fizycznie "odpowiada", są tylko spekulacjami skazanymi z góry na jałowość.

Wierzącemu - niezależnie nawet od tego, co go do wiary przywiodło i co przy niej trzyma - może i takie spekulacje nie są potrzebne. Ale: --- 1) istnieje coś takiego jak uczciwość intelektualna tudzież, górnolotnie mówiąc, umiłowanie prawdy (w sensie chęci poznania faktów na temat rzeczywistości); --- 2) zawsze dobrze jest umieć wyjaśnić pewne rzeczy osobom spoza katolicyzmu. Czy też spoza religii i religijnego pojmowania świata, bo nie byłbym sobą, gdybym nie przypomniał, że pogląd o tym, iż istnieje niematerialna dusza ożywiająca ciało spotkać można w różnych kulturach i wyznaniach. Anyway, sprawa byłaby prosta, gdyby uczono nas, że "dusza" to "bonusowy" dodatek do ciała, rezydujący sobie w sferze duchowej, zaś świadomość, myśl, postrzeganie, odczuwanie, decydowanie itd. - wszystko to rozgrywa się wyłącznie na płaszczyźnie materialnej, dzięki komórkom, płynom, atomom i elektronom. Ale uczy się nas raczej (w katolicyzmie, o ile dobrze rozumiem to, do czegośmy w tym wątku doszli), iż niematerialna dusza jest co najmniej zewnętrznym motorem, nieodzownym do "uruchomienia truposza". A być może nawet pełni ona stałą, aktywną rolę, właśnie jako owo siedlisko świadomości czy stały podtrzymywacz życia. Tylko że takie ujęcie w naturalny sposób rodzi różne pytania, bo co rusz okazuje się, że coraz to kolejne aspekty myślenia, postrzegania, czucia itd. to jednak neurony, hormony itd.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Pentuer w Lutego 19, 2018, 00:11:21 am
@Adimad

Jeżeli "tak się nas uczy w katolicyźmie" to najwyraźniej Kościół popełnia ten sam błąd, który popełniał w przeszłości - wchodzi na teren przeznaczony nie dla siebie, lecz dla nauki (tę zaś "od zawsze" definiuję jako poznawanie Aktu Stworzenia). Chyba miałem szczęście do, powiedzmy że niegłupich, księży. Już pacholęciu ksiądz katecheta (były to czasy, gdy odbywało się to w salach katechetycznych przy kościołach) wytłumaczył, że w Objawieniu nie ma niczego, do czego człowiek byłby w stanie sam dojść używając swego przyrodzonego rozumu. To było dla mnie (i jest nadal!) logiczne i przekonujące gdyż:
1. Bóg nie jest wszak Bogiem leniwców i nie zrobi za nas niczego, czego możemy dokonać sami.
2. W jakimś celu dał nam ten rozum, prawda? Świat przyrodzony funkcjonuje na zasadzie przyczynowo-skutkowej, a nasz rozum rozumuje ( ;D ) analogicznie. Prostaczek uważa, że ta zgodność nie może być przypadkiem, lecz jest celowym zamysłem Stwórcy.
Dzięki temu księdzu już w wieku nastu lat byłem uodporniony na wszelkie naukowe rewelacyje obalające ponoć doktrynę wiary. Moje zaś dzieciństwo to małe miasteczko i wieś, gdzie mnie tam było do jakiejś Warsiawki czy Krakówka i intelektualizmu (to ostatnie bez drwiny!).   

Czy "niematerialna dusza" może być odpowiedzialna za coś materialnego? A niewątpliwie takim jest życie biologiczne, nie tylko człowieka, ale całej przyrody ożywionej. Sam Pan pisze, że
Cytuj
co rusz okazuje się, że coraz to kolejne aspekty myślenia, postrzegania, czucia itd. to jednak neurony, hormony itd.
Zatem życie psychiczne również. Dla prostaczka wynikający stąd wniosek jest oczywisty. Kościół został powołany do objaśniania Objawienia i prowadzenia dusz ku zbawieniu (co prawdopodobnie jest tym samym). Odkrycia naukowe i wynalazki dokonane kiedyś (i dokonywane nadal) przez różnych zakonników i księży, a także nauka społeczna Kościoła, nie przeczą temu, wszak "czyńcie sobie ziemię poddaną".

Jeżeli w Objawieniu jest mowa o "tchnieniu życia", to o jakim życiu jest tu mowa? Prostaczek uważa, że o życiu nadprzyrodzonym, takim, które trwa mimo śmierci ciała. I to właśnie (i tylko to!) człowiek zawdzięcza nieśmiertelnej duszy.

Zadam jeszcze jedno pytanie. Skąd w ogóle przekonanie, że nauka wypiera Stwórcę ze świata przyrodzonego? Czy pochodzi ono z tzw. liberalnego protestantyzmu? Bo że jest starsze od marksizmu to pewne. Rozróżnienie między "prawdami wiary" i "prawdami nauki" (że muszą być w konflikcie) to podobno jeszcze Averroes. Ale za to prostaczek już "głowy nie da".

Późno już, więc może to co napiszę na koniec będzie, powiedzmy że niezbyt mądre (albo jeszcze mniej mądre niż to co powyżej  ;) ). Skąd takie pomysły i dywagacje jak te w tym wątku? Czy nie jest za to odpowiedzialna scholastyczna metoda myślenia? A może tylko jej wypaczenia? Tego prostaczek nie wie (jest wszak tylko prostaczkiem  :) ). Czy prawdą jest, że w scholastyce myśl trzymana była w ryzach tylko przez dogmaty wiary? I że do czasów Kartezjusza tak było?

Noctem quietam et finem perfectum...
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Lutego 19, 2018, 17:39:55 pm
A być może nawet pełni ona stałą, aktywną rolę, właśnie jako owo siedlisko świadomości czy stały podtrzymywacz życia. Tylko że takie ujęcie w naturalny sposób rodzi różne pytania, bo co rusz okazuje się, że coraz to kolejne aspekty myślenia, postrzegania, czucia itd. to jednak neurony, hormony itd.

No więc po przeczytaniu Smitha, odpowiedź będzie mniej więcej taka:

Nie ma żadnego problemu w tym, że " że coraz to kolejne aspekty myślenia, postrzegania, czucia itd. to jednak neurony, hormony".  W uproszczeniu: mózg jest interfejsem między ciałem i duszą. Jako taki, wykonuje on znaczą część algorytmicznej obróbki danych. Biorąc dla przykładu wzrok i zmysł widzenia, wiemy, że istnieją obszary mózgu odpowiedzialne za wykrywanie konturów, linii prostych, wykrywające ruch w obrazie, nawet odpowiedzialne za rozpoznawanie twarzy. Można powiedzieć, że mózg całkowicie "rozbiera" obraz na czynniki pierwsze, dokonuje algorytmicznej analizy obrazu.

Jednak jaki obszar mózgu składa to wszystko do kupy i dokonuje aktu percepcji widzianego obrazu? Takiego obszaru nie znaleziono, mimo ogromnych wysiłków,  i wg Smitha, nie zostanie on nigdy znaleziony, albowiem świadomość jest nie-algorytmiczna. Zespół neuronów, nawet ogromnie złożony, nie może być nosnikiem świadomości, bo świadomość nie jest algorytmem.

Działa to też w odwrotną stronę: mózg może generować pewne myśli, jak również "uczucio-reakcje"  takie jak śmiech, strach, itp, ale tylko takie, które są algorytmiczne z natury. Np. widzę nagą kobietę, i mózg generuje nieprzyzwoite myśli. Można przypuścić, że to algorytmiczny proces, pewnie zakodowany gdzieś w jakimś zespole neuronow. Ale decyzja co z tym zrobić dalej, czy działać w kierunku tej myśli, czy ją zatrzymać, to, jak przypuszczam, już przynajmniej częściowo nie-algorytmiczny proces, i do podjęcia tej decyzji już sam mózg nie wystarczy.

Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 19, 2018, 18:23:50 pm
Ano ma sens. Dalej jest już tylko niefalsyfikowalność i fundamentalne aksjomaty, brane na wyczucie i przeczucie - po obu stronach sporu. A ostatecznie konsekwentnego sceptyka i tak się do niczego nie przekona.

Nawiasem mówiąc, podobne rzeczy pisał Rama Coomaraswamy w poniższych tekstach:

http://www.sacredweb.com/online_articles/sw9_coomaraswamy.html - The Problems that result from locating Spirituality in the Psyche

http://the-pope.com/psycrelc.html - Psychological Integration & Religious Outlook (ew. ten link: http://www.sacredweb.com/online_articles/sw3_coomaraswamy.html)

http://the-pope.com/egofrenc.html - On the Ego, Our Enemy and too often our Closest Friend
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Lutego 20, 2018, 16:20:48 pm
Ano ma sens. Dalej jest już tylko niefalsyfikowalność i fundamentalne aksjomaty, brane na wyczucie i przeczucie - po obu stronach sporu. A ostatecznie konsekwentnego sceptyka i tak się do niczego nie przekona.

Pewnie tak, aczkolwiek jakaś tam falsyfikacja jest możliwa, tyle, że nie po "naszej" stronie. Gdyby ktoś np. wykazał, że cały ludzki umysł ma naturę w 100% algorytmiczną, i dokładnie rozpracował i opisał algorytm, to mielibyśmy problem.

Na razie na nic takiego się nie zanosi. Okazuje się np, że mózg ludzki ma o wiele mniej neuronów, niż  myślano, zaledwie 16 x 109, a nie, jak dawnej uważano, 1011. Tymczasem są już komputery z procesorami sięgającymi 109 tranzystorów, więc mózg w porównaniu z tym nie wydaje się tak złożony. Przypuszczam, że w przyszłości okaże się, że nasz "hardware" jest zwyczajnie jest za słaby, aby wykonywać te wszystkie funkcje, które mu przypisują materialiści negujący istnienie duszy.

Zresztą sama ilość o niczym nie świadczy, Grindwal długopłetwy (Globicephala melas) ma dwa albo trzy razy tyle neuronów, co człowiek, ale do człowieka mu daleko.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Regiomontanus w Lutego 20, 2018, 16:43:52 pm
Skąd takie pomysły i dywagacje jak te w tym wątku? Czy nie jest za to odpowiedzialna scholastyczna metoda myślenia?

Nie nie, musi się Pan cofnąć znacznie wcześniej niż do scholastyki średniowiecznej. Wskazówka: lignum scientiae.

(https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a0/Lucas_Cranach_%28I%29_-_Adam_and_Eve-Paradise_-_Kunsthistorisches_Museum_-_Detail_Tree_of_Knowledge.jpg)
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Lutego 20, 2018, 16:57:29 pm
Panie Pentuer, Kościół naucza, że Objawienie uzupełnia właśnie to, do czego nie możemy dojść samym rozumem, zmysłami czy emocjami i przeczuciami - ale jednocześnie naucza, że przy pomocy naturalnych narzędzi możemy poznać całkiem sporo. Na przykład możemy dojść do wiedzy o istnieniu Boga (i duszy) oraz o podstawowych przymiotach tychże bytów.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Października 20, 2018, 09:21:34 am
Z Onetu.


O zbliżających się wielkimi krokami projektach postczłowieka i sztucznej inteligencji, o hiperglobalnym, skomputeryzowanym świecie, w którym, być może, nie będzie już miejsca dla Boga w tradycyjnym Jego pojmowaniu - rozmawiamy z Grzegorzem Lindenbergiem, doktorem socjologii, publicystą, autorem książki „Ludzkość poprawiona”, która właśnie ukazała się w księgarniach. - W świecie postczłowieka, jeśli taki powstanie, zupełnie nie wiemy, co będzie - mówi autor. Ale jednak… dużo już wiemy. Czy powinniśmy się bać?

Duch postępu

Odziany w powolną śmierć

Żerujący na głodzie

Rażący obietnicami…

(Rage Against The Machine - “Ashes in the fall”)
1.

Piotr Ibrahim Kalwas: Ukazała się twoja „Ludzkość poprawiona”, jedna z nielicznych książek polskich autorów o sztucznej inteligencji oraz o modyfikacjach genetycznych, o wychodzeniu Człowieka poza Człowieka. Jesteśmy świadkami przełomowego momentu w historii, chociaż to, o czym traktuje twoja opowieść, zaczęło się już bardzo dawno, w antycznej Grecji i wcześniej. Jednak dopiero teraz nauka i technika nabrały niesamowitego przyspieszenia. Zaczynamy integrować się z maszynami, które sami tworzymy. Polacy chyba mało interesują się tą tematyką, tymczasem ty stawiasz tezę, że są to największe wyzwania przyszłości….

Grzegorz Lindenberg: To jest pierwsza niespecjalistyczna książka polskiego autora o sztucznej inteligencji i rewolucji w genetyce. Moje obserwacje są inne niż twoje – tematyka sztucznej inteligencji wzbudza duże zainteresowanie, ale ludzie niewiele na ten temat wiedzą. Tymczasem i rewolucja genetyczna, i sztuczna inteligencja zmienią świat nie do poznania w najbliższych kilku, kilkunastu latach. A w najbliższych kilkudziesięciu mają poważną możliwość zmienienia nawet nas, ludzi, jako gatunku, możliwość stworzenia kompletnie nowego, nie-biologicznego gatunku – sztucznej superinteligencji. I to nie jest żadne science-fiction.

Nowy, niebiologiczny gatunek… Wiesz, jakie są najczęstsze komentarze pod tekstami o transhumanizmie? „Na szczęście ja już tego nie dożyję”. To jest jak mantra. Ludzie się boją?

Pewnie, że się boją. Ta przyszłość może być najwspanialszą rzeczą, jaka zdarzyła się człowiekowi od czasu, kiedy się nauczył rozniecać ogień, ale i najstraszniejszą, bo eliminującą ludzi jako gatunek. W najbliższych 20-30 latach rozstrzygnie się, którą drogę wybraliśmy.

No, właśnie, ale skąd to przyspieszenie? Rozwijamy się z wieku na wiek, ale dopiero ostatnie 20-30 lat to niesamowity skok ku przyszłości…

To nawet nie ostatnie 20 lat, to ostatnie 12 a nawet ostatnie 6 lat. W 2012 roku zostały opublikowane dwa artykuły, które wywołały rewolucję, jeden dotyczył genetyki, a drugi sztucznej inteligencji. Pierwszy dotyczył nowej metody łatwego i taniego sposobu zmieniania genów, nazywającą się CRISPR/Cas9, a drugi traktował o roli sztucznej inteligencji w wykorzystywaniu sieci neuronowych. Jeśli chodzi o sztuczną inteligencję, to są dwa bardzo ważne czynniki, które ją do tego skoku wybiły: osiągnięcie przez komputery wielkich mocy obliczeniowych oraz powstanie baz danych, liczących miliony obiektów, na przykład zdjęć, a sztuczna inteligencja potrzebuje bardzo dużej liczby obiektów, na których się uczy.

„Rewolucja wybuchła 28 czerwca 2016” – to pierwsze zdanie twojej książki. Tego dnia, sześcioro naukowców, w tym Polak, obwieściło światu odkrycie mechanizmu CRISPR/Cas9. Mało kogo to zainteresowało w świecie, tymczasem ty porównujesz skalę zmian jaką wywołało to odkrycie do tego, co sprawiła publikacja „Manifestu Komunistycznego”.

Tak, to zapoczątkowało rewolucję w genetyce porównywalną, albo większą niż ta, jaką wywołało odkrycie budowy DNA. Ogłoszono publicznie: mamy tanią, prostą, uniwersalną metodę zmieniania genów. Jedna rzecz jest w tym zdaniu nieprawdziwa: data. To się odbyło w 2012 roku, ale dzięki chochlikowi drukarskiemu oraz pomroczności jasnej, która opanowała mnie i siedem osób sprawdzających tekst, błąd będzie teraz czytany przez tysiące.

Ale „Manifest Komunistyczny” zaowocował oceanem nędzy i przemocy. Czy CRISPR/Cas9 przyniesie nam dobro?

Uważam, że CRISPR/Cas9 przyniesie wyłącznie dobre rzeczy. Jednym przyniesie ozdrowienie z nieuleczalnych dziś chorób genetycznych, innym przyniesie nowe odmiany roślin, dzięki czemu będą mogli produkować więcej zdrowszego jedzenia. Jeszcze innym przyniesie możliwość wczesnego wykrywania rozmaitych chorób, a całym rzeszom – zwalczanie chorób takich jak rak, a przynajmniej niektóre jego odmiany, które będzie można zwalczać modyfikowanymi białymi ciałkami krwi. Niektórym, a może wszystkim, przedłużenie zdrowego życia.

Sztuczna inteligencja, Internet Rzeczy, nanotechnologia, modyfikacje genetyczne… To największe wyzwania ludzkości? A może jednak głód, nędza, analfabetyzm i narastające przeludnienie Trzeciego Świata? Setki milionów ludzi nie ma co do garnka włożyć i cierpi z braku wody, edukacji, leków… Co ich obchodzą eksperymenty z DNA czy sztuczna inteligencja?

Głód, nędza, przeludnienie – to są trudne problemy, ale nie są to wyzwania o podobnej skali, o podobnie gigantycznych konsekwencjach. Część tych konsekwencji będzie miała bezpośredni wpływ również na te odwieczne problemy, wpływ pozytywny. Już powstają nowe odmiany roślin dające większe plony, odporne na choroby, wymagające mniej wody. Niektóre już zostają wprowadzane do uprawy i jeśli nie będzie politycznych przeszkód i publicznego strachu, to dokona się na Ziemi druga „zielona rewolucja”. Powstaną nowe, tanie i łatwe metody antykoncepcji w oparciu o modyfikacje genetyczne – jeśli ludzie się zgodzą je stosować. Dzięki programom sztucznej inteligencji na pewno łatwiej będzie uczyć ludzi pisania i czytania. Pytaniem jest – czy będą chcieli się uczyć? Czy będą chcieli mieć mniej dzieci? No i pytanie podstawowe – czy uda się zastąpić skorumpowane autokratyczne rządy w kilkudziesięciu krajach, rządami demokratycznymi. W tym nam ani sztuczna inteligencja, ani genetyka nie pomoże. A bez tego nędza i analfabetyzm na świecie nie znikną, mimo plusów, jakie stworzy w ekonomii sztuczna inteligencja.
Tytuł: Odp: Transhumanizm - od techniki do gnozy
Wiadomość wysłana przez: Adimad w Października 20, 2018, 09:21:46 am

Wiesz co mnie niepokoi w twojej książce? Nie piszesz nic o „zemście Boga”. To tytuł książki Gillesa Kepela o fenomenie fundamentalizmu religijnego, o rozczarowaniu nowoczesnością mas, głównie Trzeciego Świata. Ale i na Zachodzie rzesze biedaków i wszelkiej maści religiantów, nienawidzi nowoczesnego świata. Ludzie ci kierują swoje frustracje, kompleksy, żale, a przede wszystkim strach w stronę szeroko rozumianej nauki. Twoja książka to hymn pochwalny na cześć Zachodu i jego niezwykłej, twórczej myśli. Tymczasem miliony na świecie marzą o spaleniu tego świata i powrocie na tradycjonalistyczną, poddaną Bogu „pustynię”. Terroryści islamscy chcą świątyń, totemów i zniewolonych owieczek, a nie sztucznej inteligencji. Jesteśmy na wojnie modernizmu z tradycjonalizmem. Ona będzie eskalować, nie boisz się, że neoluddyści, wrogowie Maszyny, zwyciężą?

Nie, nie boję się. Nie zwyciężył ani luddyzm, ani faszyzm czy komunizm. Boję się natomiast, że walka z fundamentalizmami pochłonie miliony ofiar, jak kiedyś walka z komunizmem i faszyzmem. Będzie się nasilała, bo rozdźwięk między światem fundamentalizmu, rojącym o powrocie do rajskiego ogrodu, a nowoczesnym światem, będzie się powiększał.

Neoluddyści XXI wieku nie niszczą maszyn przędzalniczych, tylko podkładają bomby sterowane komputerowo. Pytam o to, bo data obwieszczenia manifestu CRISPR/Cas9 jest znamienna… Równo cztery lata potem, w zamachu na lotnisku w Stambule zginęło 45 osób, a ponad 200 zostało rannych. Zamachy przeciwko wolnemu, kreatywnemu światu to wściekły „rage against the machine” tradycjonalistów przerażonych duchem wolności i dyskredytowaniem ich bogów. Krew płynie na ołtarzach, to krew ofiarna. Wyznawcy magicznych kultów atakują wszędzie, gdzie wdziera się modernizm. Ich bóstwa nienawidzą technologicznej osobliwości, wirtualnych botów, genetycznych eksperymentów, Doliny Krzemowej i izraelskich laboratoriów. No, właśnie, czy w świecie biotechnologii i sztucznej inteligencji będzie miejsce dla Boga, Allaha, Jehowy? Jaką religię wyznawać będą postludzie i ich pochodne, kiedy nie będzie Człowieka w takiej postaci, w jakiej go znamy dzisiaj?

Ja staram się koncentrować na takich konsekwencjach rozwoju genetyki i sztucznej inteligencji, które z nich bezpośrednio można wyprowadzić. Nie podejmuję się przewidywania procesów czy zjawisk społecznych, które są od nich odległe, bo na tym można się bardzo łatwo poślizgnąć i to wygląda na, popularnie mówiąc, sufitologię. Tym bardziej nie wiem, czy sztuczna superinteligencja – jeśli powstanie - będzie potrzebowała Boga, skoro sama będzie w stanie sięgnąć boskich możliwości.

Sama? Brzmi niepokojąco…

W książce staram się oddzielać przewidywania wynikające wprost z już istniejących możliwości i odkryć naukowych, od spekulacji o wydarzeniach, których zaistnienie jest niepewne. Stworzenie sztucznej superinteligencji, przewyższającej ludzką, jest taką spekulacją. Nie wiemy, czy droga rozwoju dzisiejszej sztucznej inteligencji doprowadzi do osiągnięcia przez nią poziomu inteligencji ludzkiej. Ale jeśli tak się stanie, to taka sztuczna inteligencja będzie się w stanie samodoskonalić, mając do dyspozycji zasoby wiedzy umieszczone w Internecie i nieustannie rosnące moce komputerów. Nas będzie potrzebowała, przynajmniej przez jakiś czas, do tworzenia nowych komputerów, może jakichś urządzeń badawczych, czyli przedmiotów, których sama nie wytworzy. Do czasu, aż stworzy wystarczająco sprawne roboty. Ludzie będą się starali ją ukształtować, żeby była przyjazna dla nas i zrozumiała. Jeśli nam się to nie uda, zanim sztuczna inteligencja dojdzie do poziomu ludzkiego, to albo zgodzimy się, żeby rozwijając się, nas wygumkowała, albo odpowiednio wcześnie zatrzymamy jej rozwój.

No, a Bóg? Nie będziemy już Go poszukiwali?

Nie mam pojęcia, czy ludzie, żyjący w świecie, który z trudnością dziś sobie wyobrażamy, będą szukali Boga czy nie. W świecie postczłowieka, jeśli taki powstanie, zupełnie nie wiemy, co będzie. Jeśli powstanie superinteligencja zastępująca ludzi, to taki świat nie będzie miał z naszym nic wspólnego, będziemy zupełnie innymi istotami.

My? A może nas jako takich już nie będzie? Australijski matematyk i pisarz tzw. hard science fiction – Greg Egan, w swojej ultrafuturystycznej książce „Diaspora” o świecie za kilka tysięcy lat, pozbawia ludzi cielesności i uploaduje ludzką świadomość do Sieci oplatającej kosmos.

Ja czuję się z moim ciałem całkiem wygodnie i wolałbym się z nim nie rozstawać. Ale nie wykluczam, że możliwości wirtualnego symulowania wrażeń cielesnych tak się rozwiną, że nawet istniejąc tylko jako istoty wirtualne w sieci, będziemy mogli mieć odczucia ciała. Może niektórzy będą chcieli z tego zrezygnować i być czystą myślą? Nie wiem. To są właśnie spekulacje, które w tej chwili wydają się czystą fantastyką, ale mogą stać się realnością już przed połową wieku. Do tego potrzebne będą potężniejsze niż dziś komputery no i technologia, jak nasze umysły przenieść do komputerów. Jest już kilka firm, zajmujących się bezpośrednimi połączeniami mózg-komputer.


No, dobrze, wróćmy jednak na ziemię, do swojskiego ciała… „Powszechne bezrobocie i powszechny dobrobyt – w takim kierunku idzie świat, a przynajmniej kraje rozwinięte”. Stawiasz taką tezę. Jesteś optymistą, tymczasem „wyklęty lud ziemi” powiększa się, głównie poza kręgiem cywilizacji euroamerykańskiej. I napiera. Setki milionów biedaków bez żadnego wykształcenia marzy o przeniesieniu się na północ. Czy nie obawiasz się, że takie „trzecioświatowe” ogromne masy , jeśli zamieszkają na Zachodzie, mogą wpłynąć na spowolnienie nowoczesności?

Tak, dziesiątki milionów ludzi marzą o tym, żeby się z Azji czy Afryki przenieść na Zachód i te marzenia nie znikną, bo różnice poziomów życia utrzymają się przez dziesiątki lat, nawet jeśli kraje biedne rozwijałyby się w tempie chińskim. Co jest bardzo wątpliwe, mówiąc łagodnie. Natomiast ludności będzie tam przybywać na potęgę. Dla Europy stanowi to poważne zagrożenie. Z badań opinii publicznej w Afryce wynika, że takie przeniesienie do Europy w najbliższych latach planuje kilkadziesiąt milionów ludzi. To nie spowolni nadchodzących zmian na świecie, ale w Europie być może. Europa, która i tak jest na razie zdecydowanie z tyłu, np. w porównaniu z USA i Dalekim Wschodem, wypadnie z wyścigu. O tym pewnie będzie osobna publikacja, bo rozdział poświęcony konsekwencjom afrykańskiej eksplozji demograficznej wypadł z książki.


A propos Dalekiego Wschodu. Chiny…. Piszesz o fenomenalnych doświadczeniach na polu genetyki i o pracach nad sztuczną inteligencją w Chinach, do niedawna „zacofanym kraju biednych chłopów”. Nie boisz się, że to mocarstwo – brutalne, autorytarne, zamieszkałe przez prawie półtora miliarda zdyscyplinowanych ludzi, rozwijające się naukowo, użyje nauki wymyślonej na Zachodzie do jego pokonania? Do zniszczenia demokracji i ustanowienia supernowoczesnego totalitaryzmu pod chińską quasi-komunistyczną władzą?

Wątpię, żeby przywódcy Chin mieli aż tak daleko idące pomysły, ale tego nie wiemy i nie wiemy, co sobie wymyślą wraz z rozwojem sztucznej inteligencji i chińskiej gospodarki. Dwie rzeczy wiemy natomiast z całkowitą pewnością, bo Chińczycy mówią o tym otwarcie. Po pierwsze chcą, żeby Chiny stały się w najbliższych dziesięciu latach czołową potęgą w badaniach i zastosowaniach sztucznej inteligencji i przeznaczają na to miliardy dolarów. Wciąż są sporo za Stanami Zjednoczonymi. Po drugie chcą wykorzystać sztuczną inteligencję do stworzenia, w najbliższych dwóch latach, systemu totalnej inwigilacji ludności, z setkami milionów kamer w miejscach publicznych i systemem punktowania zachowań każdego obywatela. Z kontrolą Internetu, maili, portali społecznościowych i tak dalej. Czyli taki Sztuczny Wielki Brat...

No właśnie, o to pytam…

Stworzą to na pewno. Już używają sztucznej inteligencji do rozpoznawania twarzy z kamer. Jeśli do tego dodadzą bazę danych adresów zamieszkania, miejsc pracy i adresy sklepów i innych instytucji, co na pewno są w stanie zrobić, to sztuczna inteligencja będzie potrafiła stwierdzać, kto do kogo, kiedy chodzi, gdzie i z kim spędza czas. Nie będzie potrzeba ludzkich donosicieli. Będziemy mieć nową wersję „Roku 1984”. Czy będą chcieli podbijać świat – nie wiem. Ale na pewno podzielą się chętnie swoją technologią i doświadczeniami ze wszystkimi satrapami, którzy będą chcieli stworzyć w swoich dyktaturach równie perfekcyjne systemy kontroli. Może się okazać, że w krajach Afryki głównym zastosowaniem sztucznej inteligencji będą kamery monitorujące zachowania.


Piszesz o doświadczeniach naukowców z DNA. M. in. o pomysłach wskrzeszenia wymarłych gatunków zwierząt. Opisujesz projekt wskrzeszenia mamuta, genetycznego połączenia go ze słoniem, a następnie wypuszczenie go na Syberię. Jeśli to prawda, kapłani wszystkich kultów drżą z przerażenia, brodaci szaleńcy, mamrocząc pod nosem modlitwy, ruszają do konstruowania następnych bomb. Bo, jeśli taki mamut powstanie, to, jak powiadał Fryderyk Nietzsche, Gott ist tot – Bóg umarł. Tym razem na poważnie.

Mnie ciężko się wczuwać w przeżycia religijnych szaleńców, od zawsze jestem ateistą. Odtworzenie wymarłych gatunków to nie jest czyn boski, odtwarzamy je, a stworzył je, powiedzmy, Stwórca. Natomiast na horyzoncie jest tworzenie całkowicie nowych gatunków, powstających przez dodawanie nowych genów albo, co jeszcze dziwniejsze, przez tworzenie nowego DNA z nowymi, syntetycznymi nukleotydami. Na przykład by można ludziom wstawiać gen monogamii, pobrany od nornic. Czy to byliby nadal ludzie?

Mamut reaktywacja? Nasuwa się pytanie: kiedy wskrzesimy naszych pradziadów? A może neonaziści odtworzą Hitlera z resztek jego szczęki, prawicowi szaleńcy wyciągną truchło Pinocheta, a katoliccy fanatycy stworzą na nowo Wielkiego Inkwizytora Tomasza Torquemadę z DNA pobranej z jego kości ogonowej. Święte resztki brata Tomasza czekają na genetyka-fanatyka… Czy genetyka przyszłości może nieść tego typu zagrożenia?

Tak, jeśli zachował się DNA jakiegoś zwierzęcia czy człowieka, to teoretycznie można go odtworzyć. Jeszcze nie dziś, ale myślę, że w ciągu najbliższych 10 lat. Pewnie nawet nie będzie trzeba znajdywać kobiety, która będzie chciała nosić płód Adolfa Hitlera, będą sztuczne macice. Akurat z Hitlera chyba się DNA nie zachował, a jeśli nawet, to wychowywany w innej, normalnej rodzinie byłby człowiekiem o zupełnie innych poglądach.

Pytanie, czy my, jako społeczeństwo, jako ludzkość, będziemy się zgadzać na takie działania i w jakich sytuacjach? Na Hitlera pewnie nie, ale czy na odtworzenie dziecka, które zmarło w wypadku też nie? Jeśli rodzice bardzo będą tego pragnęli, nawet zdając sobie sprawę, że przecież to będzie inne dziecko, bez wspomnień tamtego. Czy zgodzimy się na zmienianie dowolnych genów w zarodkach? Również takich, które wywołują zwiększoną agresję albo zmniejszają empatię? Czy zgodzimy się na całkowite wyeliminowanie gatunków, na przykład komarów roznoszących malarię? Eksperymenty nad modyfikacjami genetycznymi komarów są bardzo zaawansowane.

No, właśnie, a nie obawiasz się, że ktoś może taki eksperyment usunięcia komarów przenieść na Człowieka. Jakiś Wielki Hacker…

Akurat tej metody na ludzi nie da się przenieść, bo wymaga manipulowania w komórkach rozrodczych, a jak się nawet je zmieni, to ludzie, w odróżnieniu od komarów, mogą je zmienić z powrotem. Realne są obawy o tworzenie organizmów szkodliwych dla ludzi. Dwa lata temu James Clapper, szef amerykańskich agencji wywiadowczych, w dorocznym raporcie, wskazał na metody modyfikowania genów jako na jedno z sześciu głównych strategicznych zagrożeń dla Stanów Zjednoczonych. Więc to jest zagrożenie realne i pewnie będzie rosło, wraz z rozwojem metod łatwych w użyciu i tanich, jak CRISPR/Cas9, dających szansę na broń biologiczną mniejszym krajom czy grupom terrorystycznym.


Nietzsche pisał w „Zaratustrze: „Człowiek jest czymś, co pokonanym być powinno”. To znamienne słowa, wiązane z ideą Übermenscha – Nadczłowieka… Transhumanizm to pokonanie słabości i chorób ludzkich, zwycięstwo Człowieka nad bólem, cierpieniem i strachem, czy….? Nie powinniśmy się bać, że KTOŚ czy COŚ zniszczy ludzkość na jej własne życzenie? Może jesteśmy coraz bardziej pyszni i Maszyna musi dać nam nauczkę?

Ja jestem z wykształcenia prosty socjolog od Stefana Nowaka, o skłonnościach empirycznych, a ty chcesz, żebym ja o subtelnościach filozofii Nietzschego rozmawiał…Nie wiem. Nie wiem, czy Maszyna musi, ale wiem, że jest wysokie prawdopodobieństwo tego, że nam da nauczkę i się nas pozbędzie. Nie przez wrogość i złą wolę, ale dlatego, że nas nie potrzebuje, albo że jej w czymś przeszkadzamy; tak jak my pozbywamy się mrówek, budując autostradę…

No, właśnie…

Ja to widzę w kategorii realnego zagrożenia, na które w najbliższych kilkunastu latach musimy znaleźć radę. Ray Kurzweil, genialny wynalazca, futurolog i główny inżynier Google przewiduje powstanie sztucznej inteligencji równie bystrej jak ludzka już na rok 2028.

Dobrze, zapytam mniej filozoficznie: co modyfikacje genetyczne i eksperymenty związane z DNA dadzą ludzkości?

Poza, jak wspomniałem, nowymi odmianami roślin, które ograniczą albo zlikwidują głód na świecie. I nowymi gatunkami zwierząt pewnie też, chyba, że przejdziemy masowo na sztuczne mięso, nad czym też są prowadzone prace. Jest jeszcze skuteczne leczenie tysięcy chorób genetycznych, w zarodkach i u ludzi dorosłych, leczenie jednorazową procedurą typu zastrzyk. Skuteczną pomoc w leczeniu mnóstwa innych chorób. Błyskawiczne i tanie rozpoznawanie chorób zakaźnych nawet zanim dadzą objawy. Uczynienie ludzi piękniejszymi i inteligentniejszymi, nie mówiąc o tym, że zdrowszymi. Przedłużenie nam zdrowego życia o dziesiątki lat. A może nawet – długowieczność granicząca z nieśmiertelnością.

Znowu oskarżę cię o optymizm, piszesz: „Mam nadzieję, że mając dziś 63 lata, doczekam tej genowej rewolucji i będę mógł żyć w dobrym zdrowiu i kondycji do przynajmniej stu kilkudziesięciu lat. A wraz ze mną setki milionów innych ludzi oraz większość czytających tę książkę (…)”. Ludzie wybuchną śmiechem, gniewem i popukają się w głowę. Te słowa napisałeś w rozdziale zatytułowanym „W stronę nieśmiertelności”. Tak, to nie pomyłka, piszesz o pracach bardzo poważnych naukowców nad nieśmiertelnością, nieskończoną odnawialnością ludzi, zwierząt i innych bioelementów planety. Brzmi jak jazda po LSD, ale to się dzieje naprawdę, tak jak prace nad wskrzeszaniem mamuta. „Pomysł, że będziemy żyć wiecznie jest oczywistością” – mówi Arram Sabeti, współtwórca fundacji Longevity Fund zajmującej się wspieraniem działań na świecie wydłużających życie. Non omnis moriar - nie wszystek umrę, jak wieścił Horacy, czy może w ogóle nie umrę? Czy człowiek zbacza z drogi ku śmierci?

Tak, jest coraz więcej badań, które mają spowodować przedłużanie zdrowego życia. Są i badania nad tym, jak zapewnić wieczną odnawialność komórek, czyli… nieśmiertelność. Ale bardziej realne jest przedłużenie życia, które będzie, dzięki kolejnym odkryciom, przedłużane znowu i znowu. Ta terapia nie obiecuje nieśmiertelności, tylko mówi „dostaniesz plus czterdzieści lat”. No a potem kolejne i kolejne...
8.

Nieśmiertelność bardzo mi się podoba, kupuję to (śmiech). Można snuć plany na przyszłość bez oglądania się na Ponurego Żniwiarza, ale wiesz co mi się także podoba w twojej książce? Wizja ogromnej ilości wolnego czasu. Ja, jako zawołany leń, z lubością czytałem rozdział poświęcony wpływie sztucznej inteligencji na powszechną i globalną automatyzację i komputeryzację pracy na naszej planecie, a co za tym idzie, zbędność większości obecnych zawodów. Piszesz: „według badań McKinsey Global Institute w scenariuszu wolniejszych zmian do 2030 roku w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Niemczech pracę straci co czwarty zatrudniony. Możemy zatem przypuszczać, że w Polsce w najbliższych kilkunastu latach co piąta pracująca osoba zostanie zastąpiona przez sztuczną inteligencję”. Czy mamy się już cieszyć i machać ręką na edukację naszych dzieci, czy powinniśmy się jednak bać?

Na pewno system edukacyjny przejdzie bardzo głębokie zmiany. Po pierwsze dlatego, że przestanie być pasem transmisyjnym od dziecka do pracownika, bo prawie nie będzie pracowników-ludzi. Po drugie dlatego, że jeśli edukacja nie będzie konieczna, żeby zarabiać pieniądze, to dlaczego dzieci będą miały się uczyć? I czego? Ja bym nie machał ręką na edukację naszych dzieci, jeśli myśleć o niej nie jako przygotowaniu zawodowym, ale jako przygotowaniu do rozumnego życia wśród innych ludzi. O ile oczywiście te wszystkie elementy nie stoją ze sobą w sprzeczności...

No, i wiesz, czego się boję, tego o czym już wspominałem: tej „reszty świata”. Nie wierzę, że technika i nauka jakoś radykalnie podniesie poziom życia i edukacji ludów Południa. Co najwyżej da im do ręki mnóstwo nowych gadżetów. Widziałem w Indiach i Afryce, wychudzonych ludzi, w szmatach, bez butów, ale za to z najnowszymi smartfonami w rękach. Oni tutaj przyjdą, oni mają coraz szybszą sieć, ale nie mają co jeść….

Jeść to będą mieli co, o to się nie martwię. Martwię się, że najedzeni jeszcze bardziej będą chcieli przyjść, bo poziom życia w Europie będzie i tak kilkanaście razy wyższy niż u nich. Wyrównywanie tych poziomów będzie wymagało bardzo, bardzo poważnych politycznych decyzji. Krótko mówiąc, w świecie ogromnego dobrobytu, będzie się czym dzielić, ale zachodni świat będzie musiał podjąć decyzję, że się poważnie chce dzielić. Ale sądzę, że mając do wyboru przyjęcie w Europie 100 milionów Afrykanów lub przekazywanie im co roku powiedzmy pięciuset miliardów euro, Europa wybierze stałe zlecenie w banku.

Wizja powszechnego nieróbstwa wywołana przez systematyczne zaprzęganie do pracy sztucznej inteligencji pociąga i przeraża jednocześnie. Jak żyć? Uspokajasz: „dobra wiadomość jest taka, że chociaż sztuczna inteligencja wywoła bezrobocie, to dzięki niej, dzięki robotyzacji, nowym technikom wytwarzania (…) i nowym technologiom, które nieustannie są wynajdywane, rosnącemu bezrobociu towarzyszyć będzie nie spadek, ale znaczne zwiększenie PKB krajów rozwiniętych i reszty świata.” Toż to raj dla Ferdynanda Kiepskiego!

Tak, obawiam się, że przyszły świat to raj dla Ferdka. Ale z drugiej strony to też raj dla ludzi ciekawych świata, którym nie starcza czasu na czytanie, rozmawianie, oglądanie miejsc, dzieł sztuki i natury. Większość czytelników tego wywiadu do tej grupy się pewnie zalicza, więc to dla nich dobra wiadomość – będą mieli czas i pieniądze na ciekawe życie.

Obyś miał rację. Bardzo dziękuję ci za rozmowę.