Forum Krzyż

Novus Ordo => Kościół posoborowy => Wątek zaczęty przez: Jean Raspail w Lutego 25, 2009, 08:56:16 am

Tytuł: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Jean Raspail w Lutego 25, 2009, 08:56:16 am
to już kolejna tego typu smutna inicjatywa "posoborowia". Piękny klasztor katolicki, centrum polskiego katolicyzmu, słynący z chorału gregriańskiego przyjmie zapewne na zasadzie wymiany czcicieli bałwana, od których oo. benedyktyni zamierzają się czegoś tam uczyć.
"Dla nas to niecodzienna okazja wymiany doświadczeń. Ich tradycja religijna jest starsza od naszej. Możemy wiele się od nich nauczyć" - jak można głosić takie herezje?
RATUNKU!!!

http://www.magazynfamilia.pl/artykuly/Mnisi_z_Tybetu_u_benedyktynow_z_Tynca_,990,76.html
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Teresa w Lutego 25, 2009, 09:04:04 am
Prekursorami w katolicko-tybetańskim dialogu był o. Jan Bereza z klasztoru w Lubiniu
http://www.lubin-medytacje.pl/main.php
Polecam dział Galeria -> Dialog międzyreligijny (niewskazane dla osób wrażliwych)
Zaraza się rozprzestrzenia.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Jean Raspail w Lutego 25, 2009, 09:17:36 am
http://www.lubin.benedyktyni.pl/medytacja/dialog/obraz7.shtm
Dialog międzyreligijny hahahahahaha
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: patryksługa w Lutego 25, 2009, 09:28:44 am
Pozostaje zadać pytanie do kogo Benedyktyni będą się modlić razem z tymi poganami czy do buddy na tabernakulum jak w Asyżu.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: OPen w Lutego 25, 2009, 10:14:28 am
z tego, co się orientuję to o.Berezę odsunięto od spraw medytacyjnych (ale to akurat z innego powodu), nasze Ośrodki do spraw sekt i nowych ruchów krzywo patrzą na wszelkie tego typu inicjatywy. ktoś kiedyś napisał o Asyżu w Krakowie w tym roku, że OP będą odmawiać brewiarz z buddystami - przecież oni nas nie znoszą za właśnie nasze ośrodki  ;)

OSB i nie tylko oni często zapraszają o. Lawrence'a Freemana OSB - to jest prekursor i propagator chrześcijańskiej medytacji; ale widziałem jak ten człowiek się modli i trudno jest mi coś złego o nim powiedzieć...
inna sprawa, że Zakony kontemplacyjne mają swoją piękną tradycję medytacji i nawet Merton, który szukał inspiracji w Zen, zawrócił z tej drogi i wrócił pod koniec życia do swej tradycji mniszej, a jego podróż życia na wschód, podczas której odszedł do Pana, była już tylko podróżą krajoznawczą, a nie szukaniem połączenia buddyzmu z chrześcijaństwem...

jak ktoś ma wątpliwości, czy się da, to polecam japońskiego teologa chrześcijańskiego - pana Suzuki: wykazał nie raz, że nie ma szans.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: eciu peciu w Lutego 26, 2009, 18:42:46 pm
Dominikanie jak na razie krzywo patrzą dalej na lefebrystów (z przerwami).
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: OPen w Lutego 26, 2009, 19:57:41 pm
Cytuj
Dominikanie jak na razie krzywo patrzą dalej na lefebrystów (z przerwami).

Prawo kościelne obowiązuje. Jeśli sytuacja się zmieni i lefebryści będą w jedności z Papieżem, to i stosunek do nich się zmieni. Przynajmniej oficjalny, nieoficjalnie to różnie, więc lepiej nie uogólniać. Proszę nie wymagać uwielbiania czy nawet sympatii dla wspólnoty jeszcze do niedawna obłożonej ekskomuniką latae et ferendae sententiae.
Teraz się to zmienia, ale jak widać administratorzy stron ośrodków informacji nie nadążają.  ;)
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: PTRF w Lutego 26, 2009, 20:02:38 pm
Ale przecież wspólnota (FSSPX) nie była obłożona ekskomuniką. A poza tym zaliczać "ICH" do sekt... nieładnie, nieuczciwie i nie w porządku.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: OPen w Lutego 26, 2009, 20:15:58 pm
Pardon!

rzeczywiście się zagalopowałem. a co do samego spisu sekt, to nie mam pojęcia jak tam trafili...
i też jest mi przykro z tego powodu :(
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: eciu peciu w Lutego 26, 2009, 20:17:43 pm
Cytuj
Dominikanie jak na razie krzywo patrzą dalej na lefebrystów (z przerwami).

Prawo kościelne obowiązuje. Jeśli sytuacja się zmieni i lefebryści będą w jedności z Papieżem, to i stosunek do nich się zmieni. Przynajmniej oficjalny, nieoficjalnie to różnie, więc lepiej nie uogólniać. Proszę nie wymagać uwielbiania czy nawet sympatii dla wspólnoty jeszcze do niedawna obłożonej ekskomuniką latae et ferendae sententiae.
Teraz się to zmienia, ale jak widać administratorzy stron ośrodków informacji nie nadążają.  ;)

Tak ale jak ojciec (mam nadzieję iż zwracam się poprawnie) wytłumaczy dziwny fakt iż dotychczas "wisieli" na liście sekt bez żadnych materiałów ich dotyczących (supertajni czy co ?;] ), około Bożego Narodzenia z niej zniknęli, by powrócić zaraz po zdjęciu ekskomuniki (z materiałami na ich temat, głównie dot. owego zdjęcia ekskomuniki) ?
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: eciu peciu w Lutego 26, 2009, 20:19:36 pm
Pardon!

rzeczywiście się zagalopowałem. a co do samego spisu sekt, to nie mam pojęcia jak tam trafili...
i też jest mi przykro z tego powodu :(

No cóż, będę się musiał przejść i spytać osobiście jak będę miał chwilę czasu i więcej odwagi ;]

(szkoda iż zakon dawniej związany z inkwizycją w ten sposób zaliczył wpadkę)
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: OPen w Lutego 26, 2009, 20:25:27 pm
to jest tak, że ojcowie (a właściwie 1 oddelegowany z klasztoru ojciec) sprawują ogólny nadzór, dyżurują, ale samym www się nie zajmują...ktoś nie dopatrzył i tak wyszło, jak wyszło..
ze swojej strony również zapytam.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Jean Raspail w Lutego 27, 2009, 08:41:45 am
Oo. Dominikanie zaliczyli FSSPX do sekt [znany fakt], a do jakiej kategorii nalezałoby zaliczyć znanego skądinąd o. Dostatniego???
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: OPen w Lutego 27, 2009, 08:52:39 am
w definicji sekty mamy coś o zamknięciu grupy, chronieniu swej, jedynie słusznej nauki. Kościół Katolicki nie jest instytucją zamkniętą. jeśli jednoosobowa sekta o nazwie "o.Dostatni" miałaby być zamknięta, to już nie wiem, czy jeszcze mamy jakieś sekty..? proszę sobie samemu odpowiedzieć, jak to jest z otwartością u lefebrystów...
Pan się pytał, ja odpowiadam. jednak nie cofam tego, co napisałem w poprzednich 2 postach - to zaznaczam.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Jean Raspail w Lutego 27, 2009, 10:32:55 am
w definicji sekty mamy coś o zamknięciu grupy, chronieniu swej, jedynie słusznej nauki. Kościół Katolicki nie jest instytucją zamkniętą. jeśli jednoosobowa sekta o nazwie "o.Dostatni" miałaby być zamknięta, to już nie wiem, czy jeszcze mamy jakieś sekty..? proszę sobie samemu odpowiedzieć, jak to jest z otwartością u lefebrystów...
Z kolei ja nie uważam, że sam w sobie o. Dostatni jest sektą... hahahahaha, chyba że częścią [dosyć pokaźną :P] jakiejś specyficznej konfesji.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: jp7 w Lutego 28, 2009, 10:44:30 am
a co do samego spisu sekt, to nie mam pojęcia jak tam trafili...
Pewien biskup z Gdańska napisał o nich artykuł w pewnym czasopiśmie o sektach. W ten sposób stali się sektą...
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: zatem w Lutego 28, 2009, 21:55:16 pm
u wrocławskich karmelitanek niedawno był dalajlama. ponoć jak wszedł do kaplicy, to ukłonił się w stronę tabernakulum.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Major w Lutego 28, 2009, 22:06:12 pm
I tego Panie Zatem wynika. Czy uznał Chrystusa za Boga? Został katolikiem?
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: zatem w Lutego 28, 2009, 22:11:51 pm
kto go tam wie
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Kamil w Marca 02, 2009, 15:42:34 pm
Jakoś przypomina mi się, gdy czytam o takich rzeczach, scena z filmu "Katolicy" w której o. Kinsella medytował...
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: miki w Marca 02, 2009, 16:02:03 pm
u wrocławskich karmelitanek niedawno był dalajlama. ponoć jak wszedł do kaplicy, to ukłonił się w stronę tabernakulum.
w "Kronice" (taki krakowski program informacyjny :P ) było o owych mnichach. I w czasie Liturgii, albo po niej, mnisi wychodząc ze świątyni także kłaniali się w stronę tabernakulum. Wiem że buddysci boga żadnego nie mają, więc po co się kłaniali? Czyżby zrozumieli, że w tym tabernakulum to jest Bóg, a nie jakiś tam pomnik proroka (Buddy) czy innego nauczyciela, przed którymi pomnikami buddyści się kłaniają.. a mam pytanie, nie wie ktoś z Państwa, czy hinduiści uznają Pana Jezusa za jednego ze swych bogów? A jak jest ze stosunkiem do Jezusa w zaratusztrianiźmie, religii shikhów? Czy któraś z tych religii wogóle uznaje Jezusa za kogoś ważniejszego niż przeciętny człowiek? No bo mułzumanie ponoć za proroka..
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Kamil w Marca 02, 2009, 16:57:17 pm
Buddyści kłaniali się zapewne po to, aby okazać szacunek religii gospodarzy. Gdyby uznali że w tabernakulum jest Bóg, to chyba by się nawrócili. Sam buddyzm żadnego Boga nie uznaje (zwłaszcza jest to widoczne chyba w odmianie Zen).
Muzłumanie rzeczywiście uznają że Pan Jezus (u nich o ile dobrze pamiętam Isa) był jednym z proroków.
Religia Sikhów to taka jakby kompilacja wierzeń muzłumanów i hinduizmu. I w ogóle jest jakaś taka... synkretystyczna. Uznają, że wszystkie religie czczą jednego Boga, tylko różnie Go nazywają. Stąd pewnie i Jezus ma tu swoje miejsce- jako jedna z nazw.
Hinduizm to nie jest jednolity nurt, raczej ma wiele różnych odłamów. Słyszałem że są takie, które uznają Jezusa za jednego z tzw. awatarów. Ale raczej większość Hindusów tego nie wyznaje.
Zaratuszrianizm to obecnie raczej mało znacząca religia, nie sądzę by miała choć milion wyznawców. Uznają oni dwóch bogów- dobrego i złego. Dobry ma do pomocy pewne istoty, które były bogami w dawnej perskiej mitologii, a zły tzw. devas (coś jak demony)- wśród nich są takie, które noszą imiona bogów z innych religii. Więc może "wpychają" Pana Jezusa tam? Nie wiem szczerze mówiąc...
Oczywiście nie jestem religioznawcą, więc mogę się mylić.
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: casimirus w Marca 07, 2009, 16:11:34 pm
Ks. dr Aleksander Posacki SJ m.in. o spotkaniu w Tyńcu:

"Po niedawnej wizycie Dalajlamy w Polsce obecnie mnisi tybetańscy kontynuują jego polityczną i religijną misję, wożąc wszędzie jego portrety oraz inne ikony buddyjskiego kultu w wielu miastach Polski i organizując wykłady, ale też tańce rytualne, a także - co najważniejsze - rytualne ceremonie tworzenia oraz niszczenia tzw. mandali, co jest pradawnym buddyjskim rytuałem religijnym.[...].
Pięciu tybetańskich mnichów z najbardziej znanego tamtejszego klasztoru Ganden pod koniec lutego spędziło kilka dni w klasztorze Benedyktynów w Tyńcu. Ze względu na sytuację polityczną musieli opuścić Tybet i zamieszkać w Indiach. Do Krakowa przyjechali w ramach projektu "Czas na Tybet", którego pomysłodawcami są Justyna Jan-Krukowska i niemiecki buddysta dr Gendun Yonten. Oficjalnie chodziło tu o wymianę kulturalną, obronę praw człowieka i pomoc tybetańskim dzieciom. Jak zobaczymy dalej, nie chodziło jednak tylko o wymiary kulturowe, ale też kultyczne, nie tylko o wymiary artystyczne, ale i inicjacyjne.
Okazuje się bowiem, że organizatorka imprezy - Justyna Jan-Krukowska, zaproponowała własną wizję sztuki o charakterze rytualnym, którą "rozwiesiła" na terenie benedyktyńskiego klasztoru. Jak informuje na swoich stronach internetowych, "w roku 1995 Ryszard Nieoczym zaproponował mi udział w swoim projekcie badawczym 'Ritual & Healing. Women's Rituals' (Rytuał i uzdrawianie. Kobiece rytuały)". Pisze też dalej, że "w procesie pracy uczyłyśmy się m. in.: jak odtwarzać, a następnie przezwyciężać w ciele fałszywą dychotomię ciała i umysłu [w antropologii chrześcijańskiej istnieje ZASADNICZA różnica pomiędzy ciałem a duszą, nazwana tu umysłem - A.P.], jak pracować z ciałem jako wyobrażeniem (image), jak ożywiać świat wokół nas - zwłaszcza świat przedmiotów, jak odradzać duchową łączność z żywiołami: ziemią, wodą, ogniem i powietrzem". Pisze też, że jej mistrz - Ryszard Nieoczym, "definiował duszę nie jako 'obiekt', lecz jako aktywną funkcję wyobraźni". [...].
Wystawianie dzieł Justyny Jan-Krukowskiej w tynieckim klasztorze było więc całkowicie pozbawione sensu i narażało zarówno zakonników, jak i wiernych na duchowy zamęt i zgorszenie. Nikt jednak wcześniej nie zbadał tej ideologii oraz faktu, że cele autorki nie są chrześcijańskie, a związane raczej z propagowaniem kultury orientalnej, rytuałów pogańskich i kosmicznej pseudomistyki typu New Age.

[...] dalajlamowie (według świadectwa obecnego Dalajlamy XIV) od dzieciństwa związani są z czarnym bogiem Mahakalą: "Wkrótce po moim urodzeniu na dachu naszego domu osiedliła się para kruków. To jest szczególnie interesujące, ponieważ podobne rzeczy przydarzyły się i po urodzeniu pierwszego, siódmego, ósmego, dwunastego Dalajlamy. Później, kiedy Pierwszy Dalajlama wyrósł i dotarł na wyżyny praktyk duchowych, podczas medytacji miał bezpośredni kontakt z bóstwem-obrońcą Mahakalą. I wtedy Mahakala powiedział mu: 'Ci, którzy jak ty podtrzymują naukę buddyzmu, potrzebują obrońcy podobnego do mnie'. Tak więc widać z tego, że między Mahakalą, krukami i Dalajlamami istnieje pewna więź" (por. wywiad Dalajlamy XIV z J. Awedonom [w:] "Put" k siebie" 3/1995).
Poza tym laureat Pokojowej Nagrody Nobla wcale nie wyrzeka się współpracy z demonami i "boskimi katami". Wręcz przeciwnie. Stwierdza, iż "żeby współpracować z tzw. gniewnymi obrońcami, musimy osiągnąć konieczny poziom rozwoju duchowego. Kiedy człowiek osiągnie pewne wyniki albo stabilność w praktykowaniu jogi, szczególnie w dziedzinie jogi bóstw, i rozwija w sobie dumę tego bóstwa, otrzymuje zdolność wykorzystywania mocy różnych obrońców i bóstw... To jest prawidłowa droga... Zrobiłem poświęcenie czakry Kali [podkr. A.P.]. Wyobrażałem sobie przy tym przeróżnych obrońców narodu tybetańskiego, tybetańskiego społeczeństwa... Te bóstwa mogą wywierać wpływ na to, co się dzieje w świecie" (tamże). [...].

Buddyzm nie jest więc religią pokoju, harmonii i braku przemocy, jak to się oficjalnie przedstawia. Nie można zatem przedstawiać sprawy tak, jakby wszystkie niejasności, wątpliwości i przepaście teologiczne zostały rozwiązane. Nie można wchodzić w buddyjskie rytuały jak w masło, jak zdeklarowali to niektórzy (znaczna mniejszość) benedyktyni tynieccy. - Ich tradycja religijna jest starsza od naszej. Możemy wiele się od nich nauczyć - mówi o. Jan Paweł Konobrodzki. Benedyktyn prowadzi na co dzień medytacje w tynieckim klasztorze. - Poproszę braci z Tybetu, żeby podzielili się z nami swoimi medytacyjnymi technikami. Liczę na wspólną kontemplację - dodaje. Jest to podejście naiwne i nieodpowiedzialne, zakładające fałszywe poczucie intelektualnego i duchowego bezpieczeństwa. [...].

Dialog z buddyzmem nie oznacza beztroskiej asymilacji typu synkretycznego oraz prowokowania takich religijnych zachowań, jakby nie było żadnych intelektualno-teologicznych wątpliwości, co miało miejsce w Tyńcu oraz w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha" w Krakowie. Nie konsultowano się z egzorcystami, którzy mają negatywne doświadczenia z buddyzmem czy pseudobuddyzmem. W tym kontekście bezpośredni, oficjalny i w pełni afirmatywny udział opata benedyktynów tynieckich w tymże muzeum 1 marca 2009 r. o godz. 15.00 w rytuale niszczenia mandali (zakończonym wysypaniem resztek mandalicznego piasku do Wisły w osobnym rytuale) należy uznać za wysoce niestosowny i problematyczny.
Ceremonia ta nie miała bowiem charakteru wyłącznie kulturowego, ale wyraźnie kultyczny, czyli religijno-inicjacyjny. Byłem jej naocznym świadkiem, modląc się gorąco jako kapłan o ochronę dla wszystkich obecnych w czasie tej ceremonii. Wszędzie było bowiem dużo rytualnych figur i obrazów kultu. Był też portret samego Dalajlamy, o którym mówiłem.[...]

Konkludując, muszę powiedzieć, że aktywny udział - do którego zachęcano w tej opisanej wyżej ceremonii religijno-kultycznej w Krakowie - miał charakter inicjacyjny. A wewnętrzne otwarcie - przyzwolenie na ten rytuał (do którego także wyraźnie zachęcano) i do tego publiczne w nim uczestnictwo było narażaniem się na grzech bałwochwalstwa, na działanie spirytystyczne (mediumiczne), a także mogło być narażaniem innych na zgorszenie (dawanie złego przykładu) oraz na inne niebezpieczeństwa duchowe".

Całość:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20090307&id=my61.txt
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Bartek w Listopada 05, 2012, 10:28:56 am
Artykuł o czakrach, zniknięty ze strony benedyktynów tynieckich:


Zadanie mantry w życiu chrześcijanina

Ważnym jest, abyśmy ciągle mieli przed oczyma fakt, że modlitwa i medytacja angażują całego człowieka. Modlimy się ciałem, duszą i duchem. Nie wiem, czy wystarczająco jasno rozróżniłem między sobą te trzy odrębności stanowiące nas jako osobę. Mamy ciało, organizm fizyczny, który jednoczy nas ze wszystkimi organizmami wszechświata. Mamy duszę, psyche, która zawiera w sobie zmysły, uczucia, imaginacje, rozum i wolę. Centrum psyche jest ego, co w sanskrycie nazywa się ahmakara, tzn. to co „czyni moje Ja”. Dusza jest bardzo ograniczona. Ale poza nią jest duch, atman, który jest miejscem samo-się-przekroczenia. W tym punkcie ciało i dusza transcendująpoza ludzkie ograniczenia otwierają się na to co nieskończone, wieczne i boskie. Powtarzanie mantry jest metodą na skupienie wszystkich naszych władz w tym subtelnym miejscu. Dotyczy to również naszej seksualności, którą zwykliśmy w chrześcijaństwie zostawiać poza obszarem duchowości. Jest ona jednak częścią naszej natury i nie da się jej wyeliminować. Albo damy jej możliwość wyrażenia się w naturalny sposób, albo trzeba ją przemienić. Energia seksualna może być w modlitwie skierowana ku Bogu i stać się wysoce pozytywną siłą. W jodze kundalini energia ta jest transformowana w siłę duchową. Chrześcijanie powinni wiedzieć o jodze kundalini. Opisuje ona siedem centrów energetycznych w naszym ciele, w sanskrycie nazywane czakrami, umieszczone między podstawą kręgosłupa a koroną głowy. Stanowią one nasz związek z siłami natury i stworzenia.

W pierwszej czakrze muladharze, czakrze korzenia, znajdującej się u podstawy kręgosłupa znajdują się nasze potrzeby fizyczne. Magnetyczne i elektryczne pola wibrują wokół dolnej części kręgosłupa i ta podstawowa energia nazywa się shakti. Seks jest energią miłości w naszej naturze. Na początku była to energia zwierzęca, ale w miarę rozwoju człowieka stała się ona czymś więcej. Trzeba pozwolić tej energii wpłynąć w svadisthana, w czakrę krzyżową, ale nie wolno jej tam zatrzymać. U wielu ludzi tak się niestety dzieje, a ilekroć energia shakti jest zatrzymywana w jakimkolwiek z ośrodków, to zaczyna ona działać destrukcyjnie. Tak więc dopóki energia seksualna nie jest częścią naszej modlitwy, dopóty czegoś będzie modlitwie brakować. Jak ją zdławimy to staje się ona w najlepszym wypadku neutralna, w najgorszym zaś zaczyna nas niszczyć. Mamy tu do czynienia z wielkim niebezpieczeństwem, z którego wielu chrześcijan nie zdaje sobie zupełnie sprawy. Wychowano ich w przeświadczeniu, że muszą zwalczyć swe seksualne odczucia, zamiast uznać je za część swej konstrukcji i część daru Bożego. Tymczasem uczucia te muszą być poddane wraz z innymi energiami duszy i ciała, poddane a niestłumione.

W ten sposób energia seksualna przepływa przez narządy płciowe do manipury, albo hary, do czakry splotu słonecznego, do miejsca naszych emocji. Większość ludzi, a szczególnie kobiety, żyją z hary. Z niej reagują oni na innych ludzi, albo miłością, współczuciem i empatią, albo gwałtownością i nienawiścią. Tuż powyżej manipury jest czakra serca, anahata, natura uczyniła serce miejscem w człowieku, gdzie jednoczą się niższe i wyższe czakry. Św. Teresa zwykła medytować o Jezusie w swoim sercu. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa jest tu następnym pięknym przykładem.

Posuwając się wyżej dochodzimy do visuddhy, czakry gardła, która jest źródłem muzyki, śpiewu, poezji i mowy. W miarę jak energia wznosi się wzdłuż linii kręgosłupa to staje się ona coraz bardziej ludzka, oddzielając się od funkcji zwierzęcych i wegetatywnych.

Następnym, przedostatnim, etapem jest ajna, czakra trzeciego oka. W Indiach znaczymy to miejsce na czole czerwoną kropką. Dwoje oczu, którymi patrzymy na zewnątrz, są oczyma dwoistości. Trzecie oko jest okiem patrzącym do wewnątrz. Ono widzi światło w nas. Tu mieszczą się nasze zdolności rozumowe, sposoby, w jakie interpretujemy rzeczywistość. W chrześcijaństwie dolne czarky są zwykle wypierane, co z kolei prowadzi do zaburzeń rozwoju wewnętrznej równowagi. My na Zachodzie żyjemy zbyt mocno „z głowy”. A energia musi przepływać przez dolne czakry i poprzez umysł być kierowana do wyższych poziomów ducha.

Trzeba tu jednak postępować bardzo rozważnie, bo siły te są bardzo potężne. W końcu shakti dosięga ostatniej czakry, sahasrary, czakry korony głowy. To tutaj otwieramy się na cały wszechświat i na transcendentalną tajemnicę poza nim. Energia życia przepłynęła od swej podstawy, poprzez wszystkie stopnie rozwoju aż dotarła miejsca transcendencji. Osobiście widzę je jako miejsce, gdzie wpływa we mnie światło Ducha Świętego schodzące do wszystkich moich władz, aż na dno mego ciała, by potem wznieść się na nowo i powrócić do Boga. Światło to jest w zasadzie światłem miłości. W tradycjach Wschodu, wszystkie metody medytacji dążą do tego centrum. To co się tam dzieje, zależy już od osobistej wiary i tradycji. Dla chrześcijanina jest to miejsce spotkania z Bogiem poprzez miłość Ducha Świętego. Jest to miłość Ducha Świętego wlana w nasze serca, za przyczyną której stajemy twarzą w twarz z Bogiem: „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5).

Innymi słowy, modlimy się ciałem, duszą i duchem. Widać to wyraźnie w Brewiarzu i podczas Mszy świętej. Pokłony, klękanie, leżenie krzyżem, wszystko to odgrywa wielką role w modlitwie. W tradycji kościoła prawosławnego i kościoła syryjskiego w Indiach, do którego kiedyś uczęszczałem, leżenie krzyżem było ważną częścią oddawania czci Bogu. Każdego dnia w czasie Wielkiego Postu kładliśmy się krzyżem po 40 razy dziennie. Naszym ciałem wielbimy też Boga, gdy używamy słów, jeszcze więcej, gdy śpiewamy. W modlitwie kontemplacyjnej aktywność ciała jest ograniczona do minimum, ale i wtedy występuje w nim ruch – oddychamy. Wszystkie tradycje Wschodu kładą bardzo duży nacisk na oddech. Medytacja Zen skupia się na oddechu z brzucha, wdech i wydech. Ojciec John nie przywiązywał dużej wagi do oddechu, oprócz tego, że zalecał „byśmy nie przestawali oddychać”. Ojciec Laurence mówił mi, że bierze oddech pod uwagę, choć niewiele o tym pisze w swych naukach medytacji. Dla wielu ludzi zgranie rytmu oddechu z wypowiadaniem mantry jest bardzo istotnym środkiem do wprowadzenia ciała w serce modlitwy. Osobiście zawsze jestem świadom mego oddechu, sprowadzam go od mej głowy, poprzez serce i niższe czakry aż do podstawy stóp.

Innym ważnym elementem modlitwy ciała jest według niektórych wyprostowana postawa siedząca. Oczywiście widać to szczególnie wyraźnie w hinduskiej tradycji jogi – doskonale wyprostowany kręgosłup i całkowity bezruch. Zasadą pryncypialną jest, by żadna z technik nie stała na przeszkodzie wolności przepływu Ducha. Stąd nie należy zapominać o relaksacji. Ciało i umysł musza być rozluźnione, tak by nasz duch był otwarty i chłonny na Ducha Świętego. Jogini twierdzą, że pozycja ciała powinna być „wyluzowana”, ale też jednocześnie solidna. Ja na przykład najchętniej medytuję w postawie półleżącej.

Musimy nauczyć się jakiejś techniki medytacji, ale nie wolno pomylić metody z celem. Dotyczy to też powtarzania mantry. Ojciec John nalegał na wytrwaniu przy mantrze podczas całego czasu medytacji. Jeżeli zatrzyma się ona naturalnie, to dobrze, ale w żadnym przypadku nie należy czynić tego świadomie. Medytacja mantrą jest procesem dochodzenia do tego punktu w nas, gdzie wszystkie właściwości duszy penetrowane są przez światło prawdy. Tam duch człowieczy spotyka się z Duchem Boga. Jak pisze św. Paweł: „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi.” (Rz 8,16). W tym miejscu ego jest przekroczone i otwieramy się na Ducha Świętego. Warto zauważyć, że Nowy Testament używa słowa „duch” zarówno w wymiarach ludzkich jak i Boskich. Bo jest to punkt, gdzie oba te wymiary się spotykają. Duch jest tym, co św. Franciszek Salezy nazwał „misternym punktem duszy”.

Zadaniem mantry jest zjednoczyć w tym punkcie całą osobę, jej ciało, ducha i duszę z Duchem Boga.

Konferencja O. Bede Griffiths’a OSB, materiał z serwisu www.wccm.pl

http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache%3AVwYxzkuG6Z0J%3Awww.tyniec.benedyktyni.pl%2Fps-po%2F%3Fp%3D1060+&cd=1&hl=en&ct=clnk
Tytuł: Odp: Benedyktyni goszczą "przyjaciół" z Tybetu!!! Kontynuacja spotkań w Asyżu?
Wiadomość wysłana przez: Tulin w Listopada 05, 2012, 10:37:49 am
Cytuj
Energia seksualna może być w modlitwie skierowana ku Bogu i stać się wysoce pozytywną siłą. W jodze kundalini energia ta jest transformowana w siłę duchową. Chrześcijanie powinni wiedzieć o jodze kundalini. Opisuje ona siedem centrów energetycznych w naszym ciele, w sanskrycie nazywane czakrami, umieszczone między podstawą kręgosłupa a koroną głowy. Stanowią one nasz związek z siłami natury i stworzenia.

ja dużo rzeczy jestem w stanie zrozumieć, ale ku...wa tego nie dam rady.