Forum Krzyż
Novus Ordo => Kościół posoborowy => Wątek zaczęty przez: Jean Raspail w Lutego 20, 2009, 11:39:40 am
-
Zastanawiam się czy w trakcie spotkania z księdzem poruszać tematy poważniejsze np. postrzeganie Summorum Pontyficum, Tradycyji Katolickiej, kwestii zniesienia ekskomuniki? Jak Państwo się na ten temat zapatrują? Czy też lepiej dać spokój i nie stresować biednego wikarego, który poza parafią i uporządkowanym posoborowym światkiem nic innego nie ma zamiaru zgłębiać?
-
Mówić:-) i obserwować reakcje:-)
-
Zastanawiam się czy w trakcie spotkania z księdzem poruszać tematy poważniejsze np. postrzeganie Summorum Pontyficum, Tradycyji Katolickiej, kwestii zniesienia ekskomuniki? Jak Państwo się na ten temat zapatrują? Czy też lepiej dać spokój i nie stresować biednego wikarego, który poza parafią i uporządkowanym posoborowym światkiem nic innego nie ma zamiaru zgłębiać?
Powinno sie porozmawiać, ale nie w czasie kolędy, bo to nic nie da. Wiem to z własnego ubiegłorocznego doświadczenia. SP wprowadzono w zeszłym roku, ale większość xięży nie ma o tym bladego pojęcia. Mają zbyt wąskie horyzonty :(
Lepiej wybrać się do duszpasterza po kolędzie.
-
Można zacząć od niewinnego pytania, np. "Co ksiądz sądzi o ostatnich poczynaniach Ojca Świętego" ;) Odpowiedź, jakakolwiek by nie była, dostarczy na pewno dużo informacji ;D
Edit:
p. Szkielet - To prawda. Byłem w zeszłym roku odwiedzić znajomego księdza salezjanina. Gadu-gadu, i odpowiedź księdza - Summorum pontificum? Nie, ja to w sumie nie wiem, ostatnio nie jestem na bieżąco z dokumentami kościelnymi... Ależ tak, nawet odprawiam czasem po łacinie, według nowego rytu!
Później przyszedł inny ksiądz, kolega tamtego: Co? Instytut Dobrego Pasterza? Przecież oni skupiają się bardziej na Trydencie niż na Vaticanum Secundum!
I tyle... :P
-
Ja akurat w czasie kolędy w domu rodzinnym byłem we Wrocławiu, ale to chyba lepiej. Ksiądz wikary wszedł i nawet nie usiadł. Trzy minuty głupkowato się śmiał ze wszystkiego. Gdzie tu miejsce na poważną rozmowę o sprawach wiary, a co dopiero na tematy tak kontrowersyjne wśród duchowieństwa.
-
Można zacząć od niewinnego pytania, np. "Co ksiądz sądzi o ostatnich poczynaniach Ojca Świętego" ;) Odpowiedź, jakakolwiek by nie była, dostarczy na pewno dużo informacji ;D
Tak, to najlepsza metoda, dyplomatycznie i delikatnie. Takie mimowolne zapytanie.
-
Oczywiście, że rozmawiać! Nie ma czasu? Nie szkodzi, posadzić siłą przy stole, wsadzić w rękę kubek/szklankę z herbatą/kawą (do wyboru) i gadać. Jak nie czytał, nie słyszał, nie wie - to nawet lepiej, bo być może nie jest wrogo nastawiony. Materiały trzeba mieć przygotowane (wydruk SP, najlepiej po polsku i po łacinie, było np. w Christianitas nr 31/32 2007).
Nic to nie da? Nic nie zmieni? Kto wie, może nie od razu. A przynajmniej niech ksiądz proboszcz się dowie, że ma "mały problem" w parafii.
I jeszcze jedno. Nie wolno sobie z księdza robić wroga na starcie. Dlatego o nadużyciach liturgicznych przy następnej okazji.
-
Mój ksiądz już wie o "problemie". Będzie miał większy jak poproszę o mszę, bo ta stara msza to go nie "kręci" (chyba tak to ujął).
-
I ma całkowitą rację. W "starej" Mszy nie ma miejsca na kręcenie (np. biodrami). W "nowej" (NOM) też nie, ale cóż, zdarzało się...
-
Można pożyczyć książkę. Można zamiast ofiary w banknotach emitowanych przez NBP dać książkę. Wielu księży chyba nie bardzo wie, co z tymi banknotami czynić.
-
Bardzo dobry pomysł. Ja przy każdej okazji (nie tylko wizyty duszpasterskiej) staram się księdzu jakąś dobrą książkę "wcisnąć" - pożyczyć albo dać w prezencie. Jest potem pretekst, żeby o niej porozmawiać.
-
Mój Proboszcz bardzo chętnie pożyczył książkę Ks. Olewińskiego.
-
A mój - ks.Stehlina.
-
A to było przed, czy po tej wstrząsającej wieści z Rzymu?
-
Po. Niedługo po ogłoszeniu.
-
U mnie Ksiądz Proboszcz był akurat w ten pamiętny dzień. Powiedział coś w tym sensie, że w kurii nic o tym nie mówiono.
-
My akurat byliśmy u proboszcza. Powiedział "Zobaczymy co z tego będzie" i szybko zmienił temat
-
My akurat byliśmy u proboszcza. Powiedział "Zobaczymy co z tego będzie" i szybko zmienił temat
Jak go znam to nic ;-)
W czasie kolędy długo rozmawiałem z młodym wikarym, nawet Credo z Mszy de angelis zanucił ;-)
Ale Mszą Trydencką zainteresowany nie jest nawet w najmniejszym stopniu.
-
Mój katecheta - ks. Wikariusz z pobliskiej parafii, na pytanie co myśli o Mszy Wszechczasów odpowiedział przy całej klasie, że "jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos" (nawiązanie do ułożenia rąk kapłana w czasie Dominus Vobiscum)... Od tej pory moje dobre zamiary "zwerbowania" kolegów z klasy na MW legły w gruzach wobec olbrzymiego autorytetu księdza.... :/
-
Panie Gaudeamus w tym wypadku ksiądz dostałby ode mnie z dynki i po sprawie.
A u mnie ksiądz na kolędzie młody ale zorientowany że ja jestem z nielubiących liturgicznych cyrków. Było w porządku i nawet poświęcił mi różaniec z Rituale Romanum. I wodę też miałem święconą a nie błogosławioną. Ogólnie było dobrze.
-
Panie Gaudemus, nie próbował Pan podjąc polemiki? Bo ja to bym nie wysiedział tam normalnie.
-
Mój katecheta - ks. Wikariusz z pobliskiej parafii, na pytanie co myśli o Mszy Wszechczasów odpowiedział przy całej klasie, że "jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos" (nawiązanie do ułożenia rąk kapłana w czasie Dominus Vobiscum)... Od tej pory moje dobre zamiary "zwerbowania" kolegów z klasy na MW legły w gruzach wobec olbrzymiego autorytetu księdza.... :/
Wtedy trzeba powiedzieć głośno, ale stanowczo: "Zasmucające jest, gdy ktoś kpi sobie z Mszy świętej, a szczególnie gdy czyni to kapłan.". Sprawdziłem, działa jak by w gębę strzelić.
-
A z dynki na osobności jak nie poskutkują słowa.
-
U mnie proboszcz pobłogosławił poświeconą już (po naszemu :) ) wcześniej wodę. Nie zdążyłem go powstrzymać - tak się spieszył :)
-
Wtedy trzeba powiedzieć głośno, ale stanowczo: "Zasmucające jest, gdy ktoś kpi sobie z Mszy świętej, a szczególnie gdy czyni to kapłan.". Sprawdziłem, działa jak by w gębę strzelić.
Wtedy ksiadz by powiedzial: "Widzicie, biedne dzieci, jak niedobrzy sa lefebrysci. To najwieksi wrogowie Kosciola. Osmielaja sie kpic ze slugi Bozego...". Znajac ksiezy i ich przekonanie o wlasnej doskonalosci, nie zdziwilbym sie, gdyby tak odpowiedzial. Choc to, co powiedzial, tez bylo glupie - ale znowu: znajac ksiezy.... :-\
-
"jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos"
Panie Krzysztofie, słuchając takich relacji, zastanawiam się czy próby dialogu mają sens. I utwierdzam się w przekonaniu, że nie.
10 minutowe spotkanie z księdzem
Z sąsiadami mierzymy czas: 1,5 lub 2,5 minuty/rodzinę. U mnie było w tym roku ok 3 min. Zanosiło się na bicie rekordu, ale przypomniałem temat z lata: tridentinę. Zerwał się i w nogi. Spróbuję za rok.
-
"jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos"
Panie Krzysztofie, słuchając takich relacji, zastanawiam się czy próby dialogu mają sens. I utwierdzam się w przekonaniu, że nie.
Dlatego, gdy kiedyś usłyszałem podobny tekst, powiedziałem tylko to jedno wyżej zacytowane zdania. I na tym skończyła się nasza rozmowa.
-
Mój katecheta - ks. Wikariusz z pobliskiej parafii, na pytanie co myśli o Mszy Wszechczasów odpowiedział przy całej klasie, że "jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos" (nawiązanie do ułożenia rąk kapłana w czasie Dominus Vobiscum)... Od tej pory moje dobre zamiary "zwerbowania" kolegów z klasy na MW legły w gruzach wobec olbrzymiego autorytetu księdza.... :/
A ja bym odpowiedział tak: "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby robienia nieudolnego show, jak bym chciał pójść do cyrku to bym sobie kupił bilet".
-
Mój katecheta - ks. Wikariusz z pobliskiej parafii, na pytanie co myśli o Mszy Wszechczasów odpowiedział przy całej klasie, że "jak będzie chciał iść do teatru to kupi sobie bilet", "nie muszę oglądać jakiegoś błaznowania przy ołtarzu i próby startowania rakiety w kosmos" (nawiązanie do ułożenia rąk kapłana w czasie Dominus Vobiscum)... Od tej pory moje dobre zamiary "zwerbowania" kolegów z klasy na MW legły w gruzach wobec olbrzymiego autorytetu księdza.... :/
Po czymś takim ksiadz miałby zachować autorytet? Toż zrobił z siebie idiotę...
-
Problem polega na tym, że dla wielu młodych ludzi ten jest autorytetem, kto w sposób śmieszny potrafi robić z siebie idiotę.
-
Myśmy podarowali proboszczowi "Duch Liturgii" wydanie albumowe. Ucieszył się. Jest otwarty na ryt nadzwyczajny, ale w krótkiej rozmowie wyraził pogląd, że motu proprio nie pozwala mu na swobodne odprawianie w tym rycie i poczeka aż wyjednamy jako środowisko zgodę biskupa na mszę z udziałem wiernych. Na razie w jedną niedzielę w miesiącu wprowadził NOM po łacinie. Na koniec zapewnił, że sercem jest z nami i zadumał się szczerze nad tym dlaczego hierarchowie tak bardzo obawiają się starej mszy.
-
wyraził pogląd, że motu proprio nie pozwala mu na swobodne odprawianie w tym rycie
Nie bardzo rozumiem.
-
Z kontekstu wynikało że mówił to raczej w odniesieniu do treści komunikatu KEP o SP.
-
Księża bardzo często samego motu proprio SP nie znają, nie czytali. Znają natomiast komunikat KEP, komunikaty KAI, stanowiska kurii diecezjalnych. Stąd kłopoty, obawy i nieporozumienia.
-
Polska forma odwiedzin duszpasterskich przechodzi do lamusa, gdyż traci ona na swym kanonicznym znaczeniu! Tzw. kolęda w dzisiejszych czasach, to wpadnij pokrop i wypadnij. By rozpocząć rozmowę z ksiedżem, to nie na koledzie, bo ten szczesliwy jest, kiedy może juz uciekac dalej. W innych diecezjach moze i ksieza maja motywacje w formie biletów NBP, by biegac po koledzie i udawać jak to pieknie jest, i usmiech numer 5! U nas jest calkowity zakaz przyjmowania biletow NBP i czesciej ksieża decydują sie na tzw zaproszenia,ze strony wiernych, ktore zainteresowani składaja przez caly adwent i kaplan idzie tam gdzie go chca! A co do swiadomosci na temat tradycji i znajomości dokumentow Kosciola, to raczej lenistwo duchownych i rzecz chyba fundamentalna: kremowkowe pokolenie, byle co, byle jak, bo przeciez Pan Jezus i tak cie kocha i txt ktory u mnie wywoluje odruch wymiotny - jak dobrze,że jesteś!!!
-
Polska forma odwiedzin duszpasterskich przechodzi do lamusa, gdyż traci ona na swym kanonicznym znaczeniu! Tzw. kolęda w dzisiejszych czasach, to wpadnij pokrop i wypadnij. By rozpocząć rozmowę z ksiedżem, to nie na koledzie, bo ten szczesliwy jest, kiedy może juz uciekac dalej. W innych diecezjach moze i ksieza maja motywacje w formie biletów NBP, by biegac po koledzie i udawać jak to pieknie jest, i usmiech numer 5! U nas jest calkowity zakaz przyjmowania biletow NBP i czesciej ksieża decydują sie na tzw zaproszenia,ze strony wiernych, ktore zainteresowani składaja przez caly adwent i kaplan idzie tam gdzie go chca! A co do swiadomosci na temat tradycji i znajomości dokumentow Kosciola, to raczej lenistwo duchownych i rzecz chyba fundamentalna: kremowkowe pokolenie, byle co, byle jak, bo przeciez Pan Jezus i tak cie kocha i txt ktory u mnie wywoluje odruch wymiotny - jak dobrze,że jesteś!!!
Jakos dziwnie ksieza traca motywacje, kiedy w jakiejs dijecezyji jest zakaz przyjmowania biletow NBP ;D. A gdzie ta bezinteresowna chec odwiedzenia parafian, o ktorej tyle slyszymy w kosciolach? Faktem jest, ze tzw. koleda juz od dawna zostala sprowadzona tylko do jednego...
-
Już w innym wątku mówiliśmy o powołaniach kapłańskich i powołaniach ekonomicznych. Zapewne stąd to wynika że księża machną kropidłem wezmą kopertę i uciekają.
Jak jeszcze nosiłem sutannę to przy okazji obejrzałem sobie kartotekę kolędową i przy każdej rodzinie oprócz tej informacji kiedy była kolęda była też informacja jaka była ofiara. Ofiara chyba nie jest najważniejsza w formacji religijnej szczególnie w tych trudnych czasach kiedy jedni kręcą lody a inni drastycznie biednieją będąc wykorzystywanym przez kręcących.
-
U nas jest calkowity zakaz przyjmowania biletow NBP i czesciej ksieża decydują sie na tzw zaproszenia,ze strony wiernych, ktore zainteresowani składaja przez caly adwent i kaplan idzie tam gdzie go chca!
Zgoda. Czasami spotkanie przypadkowe, daje okazję do serdecznych i ciekawych rozmów. Wszystko jest ok. i cacy gdy rozmawiamy sobie tak ogólnie, do chwili, kiedy nie zahaczę o liturgię. Jest jakiś strach i niewiedza. Strach jest chyba większy przed świeckim niż przed biskupem :). Jakoś (często to powtarzam) "posoborowi" księża traktują ludzi w "przedsoborowy" sposób - per noga! Ciekawe, że wolą się zamknąć na plebanii i czekać aż "zjedzą ich Środy i Biedronie" niż wyjść do ludzi.
-
Jak jeszcze nosiłem sutannę to przy okazji obejrzałem sobie kartotekę kolędową i przy każdej rodzinie oprócz tej informacji kiedy była kolęda była też informacja jaka była ofiara.
?! u mnie oficjalnie zaznacza się, jaka koperta od kogo - jasne jest, że robi się tak by przypisać kwoty do nazwiska. X tłumaczy to przepisami... nie wnikam.
-
Wiec moze trzeba rozciagnac kolede na caly rok jako czas ciaglego odwiedzania parafian (np. raz w roku). Byloby wiecej czasu dla kazdego, bylby wiekszy spokoj, "parafianie" nie wciskali by wtedy kitu, ze akurat nie mogli wtedy przyjac, bo wlasnie mieli remont (caly rok...). Jeden minus - nie mozna by sie nacieszyc iloscia zebranych biletow i porownac tegorocznych zniw do tych ubieglorocznych... ;D
-
Jakos dziwnie ksieza traca motywacje, kiedy w jakiejs dijecezyji jest zakaz przyjmowania biletow NBP ;D.
Tam gdzie nie ma zakazu, też nie są jakoś szczególnie zmotywowani.
Konwencja jest taka, że w czasie kolędy księża mają odwiedzić ileś tam setek mieszkań, co jest potworną harówą.
Wstaje taki ksiądz o 6 rano, odprawia Mszę, leci do szkoły, gdzie użera się z niewierzącymi bachorami, wraca na obiad i przed nim całe popołudnie i wieczór łażenia po domach, wysłuchiwania różnych żalów i w dodatku zapisywania w kajeciku uwag nt. tego co zastał u poszczególnych parafian. Nierzadko pada ze zmęczenia.
Wcale mu się nie dziwię, że nie ma ochoty ani siły wdawać się w ciężkie tematy typu "dlaczego dziś w Kościele jest tak, jak jest". Gdyby odwiedzał 2-3 rodziny dziennie, sprawa zapewne wyglądałaby inaczej. Ponieważ odwiedza ich o wiele więcej, przy czym napotyka nieraz przeróżnych świrów, z których każdy ma swoje postulaty nt. parafii (jeden sobie kategorycznie nie życzy, by przy ołtarzu stały róże, drugi kategorycznie żąda wprowadzenia rady parafialnej, trzeci judzi go na proboszcza etc.), przypuszczam, że i tak większośc tego co słyszy, puszcza mimo uszu i czeka na moment, kiedy będzie mógł położyć się łóżka i odpocząć, a wizyty skraca do kilku minut i wymiany grzeczności.
Naprawdę, żeby sensownie i konstruktywnie pogadać, trzeba z rozmówcą nawiązać jakąś relację, a nie da się nawiązać relacji w takiej konwencji. Spróbujcie porozmawiać z listonoszem, który przynosi Wam przekaz pocztowy, o sprawności funkcjonowania poczty. Powie "daj mi pan spokój, ja mam jeszcze 150 budynków do zaliczenia".
Wg mnie kolęda niemal zatraciła sens.
kapitalny tekst
-
Pani Szmulko,
Literacko bez zarzutu, ale... każdy z nas tak żyje. Każda matka, każdy ojciec i nie ma co się rozczulać! Niech taki X w ciągu roku odwiedzi parafie, to kolęda krótka będzie ok. Problem w tym, że X nie wyjdzie do ludzi bo- jak mawia pewien prałat w W-wie : "ludzie i tak jak czegoś chcą to przyjdą do zakrystii; taka tradycja" :)
Z listonoszem rozmawiam nawet o samochodach. Ale on co tydzień zamieni ze mną 10 sek. (W roku daje to 8,66(6) minuty. Dlatego z nim mam dobry kontakt a z X nie. Jak pisałem kolęda trwa 2,5 min. ;))
ps.
u mnie w domu też co rano nowa orka, ale się tym nie chwalę ;)
-
A lubi Pan kiedy w czasie orki ktoś Panu przeszkadza wypełniać obowiązki? Kiedy śpieszy się Pan do pracy, a nagle wpadnie sąsiad by pogadać o nadużyciach w administracji budynku?
Ale kolęda oprócz błogosławieństwa mieszkania i domowników jest również po to, żeby ksiądz poznał swoich parafian i dowiedział się, co się podoba w parafii a co nie.
U mnie kolęda trwała w tym roku 20 min. Jak widać, można. Ale jeśli ksiądz traktuje swoje powołanie jak zawód, to rzeczywiście nie można oczekiwać, że spędzi na kolędzie trochę więcej czasu.
P.S. Na południu ksiądz zawsze chodzi z ministrantami, którzy faktycznie śpiewają kolędę, jak to na kolędzie :) W Warszawie zawsze sam, trochę przykre.
-
Ale kolęda oprócz błogosławieństwa mieszkania i domowników jest również po to, żeby ksiądz poznał swoich parafian i dowiedział się, co się podoba w parafii a co nie.
To bywa fizycznie niemożliwe. W niektórych parafiach do tego stopnia niemożliwe, że nawet do wiosny nie dałoby się odwiedzić wszystkich parafian, gdyby przeznaczyć na wizytę ponad kilka minut. Taka forma, o jakiej Pan pisze, w dużych miastach zatraciła kompletnie swój sens.
Niedawno się przeprowadziłem. Czekaliśmy z żoną na wizytę księdza, ale jakoś nie przychodził. Wybrałem się w końcu do kancelarii parafialnej, żeby dowiedzieć się dlaczego zostaliśmy pominięci.
Okazuje się, że w naszej nowej parafii mieszka ok. 50 tys. osób, a księży jest tylko 6. Wizytę duszpasterską rozpoczynają w listopadzie, kończą w marcu. A udaje im się obejść tylko pół parafii. W związku z tym odwiedzają każdą rodzinę raz na dwa lata. Mimo to ksiądz nie odmówił mi wizyty "na specjalne życzenie" po zakończeniu "planowego" obchodu...
_______
Wizytę oczywiście wykorzystam do rozmowy o KRR. Już zresztą delikatnie napomknąłem, że uczęszczam na Mszę Trydencką. Ksiądz się sympatycznie uśmiechnął i zapytał: "Aaa, Lefebrysta?" :)
-
I każdy z nas, kiedy ma nawał obowiązków, zbywa rozmówców i mówi po prostu "nie mam czasu".
nigdy nie zbywa rozmówców związanych z obowiązkami - pracą. Pracę katolik wykonuje sumiennie i uświęca ją. Zwłaszcza duchowny.
Taki X to ma m/w taki wpływ na plan kolędowy, jak ja. Ma wypełnić przewidziany plan w określonym terminie i tyle.
Mówiłem "w ciągu roku". Gdyby latem przeszedł się ulicą, po południu, gdy ludzie stoją "u płota z dzieciakami" - miłe rozmowy nie miały by końca. ( podobny problem występuje np. w policji. Gdyby dzielnicowy był znany osobiście, chętnie zadzwonimy, gdy zauważymy coś dziwnego. Relacje międzyludzkie! kontakt! - nie chcę rozbudzić bokotematu o policji!)
Pierdoły. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby księża odmówli wizyty, kiedy zapraszałam. Czy w ogóle spotkania - gdziekolwiek, u mnie, w kancelarii, w rozmównicy.
Niestety prawda, nie pierdoły. "ludzie i tak jak czegoś chcą to przyjdą do zakrystii; taka tradycja" - Widziała Pani na Zachodzie parafie, duchowny rozmawia przed kościołem z wiernymi. Takie nieformalne rozmowy tworzą klimat, którego w Polsce brak. Klimat poznania i rozmowy.
Zero analogii. Jak przyjdzie z przekazem, niech go Pan skłoni do dlugiej rozmowy, wskutek której pracę zakończy o 20h.
Pełna analogia. Nie oczekuję długiej rozmowy. Dałem przykład, że można zbudować klimat bez kancelarii, biurek, rozmównic i stołów z paprotkami.
A lubi Pan kiedy w czasie orki ktoś Panu przeszkadza wypełniać obowiązki? Kiedy śpieszy się Pan do pracy, a nagle wpadnie sąsiad by pogadać o nadużyciach w administracji budynku?
Napisała Pani z troską o ciężkim życiu X-dza: [...] "Konwencja jest taka, że w czasie kolędy księża mają odwiedzić ileś tam setek mieszkań, co jest potworną harówą.
Wstaje taki ksiądz o 6 rano, odprawia Mszę, leci do szkoły, gdzie użera się z niewierzącymi bachorami, wraca na obiad i przed nim całe popołudnie i wieczór łażenia po domach, wysłuchiwania różnych żalów i w dodatku zapisywania w kajeciku uwag nt. tego co zastał u poszczególnych parafian. Nierzadko pada ze zmęczenia.[...]
1. takich rzeczy się nie mówi....
2. niewierzące bachory....
3. 6 - rano - skandal ! A kiedy tu wypić kakao i obejrzeć Teleranek albo "kawę czy herbatę"?!
4. A może z powołaniem się ktoś minął ?
5. nie będę reszty komentował.
-
Poza tym w 20 minut też nie zbuduje się zaufania, które pozwoli na poważne potraktowanie postulatów parafian.
Niech pan uwierzy, że się zbuduje. Jeśli jest tak jak pan pisze, to po co w ogóle przychodzić? Lepiej zrobić ogólne błogosławieństwo domów i mieszkań parafian, dokonać "kolędowej aspersji" w kościele i zostawić puszkę przy wyjściu na ofiarę. Po co w ogóle przychodzić do ludzi?
Jest to wybitnie niesprawiedliwy, wręcz paskudny tekst.
Paszkwil?
Gdzie czasy, kiedy się księży po rękach całowało.
Gdzie te czasy, kiedy kolęda była kolędą?
-
Gdzie czasy, kiedy się księży po rękach całowało.
Gdzie te czasy, kiedy kolęda była kolędą?
Gdzie te czasy, kiedy do kobiet się nie mówiło: "Proszę Pana"? :P
-
Halo, tu Ziemia.
Sam się przekonałem, że 20 min wystarczyło.
Pytanie do biskupów, a nie do mnie, ani nie do księży. Ja mogę odpowiedzieć tylko za siebie: w Święta często nie mamy czasu dla przyjaciół, bo rodzina, bo coś tam, a jednak zawsze znajdziemy te parę minut, by złożyć życzenia i zapewnić o naszej pamięci. To może w ogóle do nich nie dzwonić, bo po co?
Ale życzenia ksiądz składa parafianom w kościele. To porównanie wydaje się więc niewłaściwe. Kolęda to nie jest składanie życzeń świątecznych.
Skończyły się wraz z gigaparafiami, gdzie posługuje pięciu księży na krzyż. To w gestii wiernych leży inicjowanie budowania kolejnych parafii, by wspólnoty parafialne były mniej rozległe. Ale ile razy buduje się nowy kosciół, tyle razy słychać wrzaski, że nie ma na szpitale i żłobki, a kler marnotrawi pieniądze.
Należę do gigaparafii i zapewniam pana, że jeśli ktoś chce porozmawiać z księdzem to porozmawia. Na kolędzie również a może przede wszystkim! Po to ona jest.
-
Należę do gigaparafii i zapewniam pana, że (...)
Panie Adamie,
ależ Pan uparty. Pani Szmulka jest kobietą. :D
-
Należę do gigaparafii i zapewniam pana, że (...)
Panie Adamie,
ależ Pan uparty. Pani Szmulka jest kobietą. :D
W takim razie przepraszam :)
-
A kiedy powstał zwyczaj chodzenia po kolędzie. No bo dawno, dawno temu chyba tego za średniowiecza nie było?
-
Pozostaję przy swoim, zgadzam się z Panem Adamem.
Oooo. A dlaczego mam takich rzeczy nie mówić, skoro taka jest rzeczywistość, a większość parafian uważa swoich księży za nierobów i leserów?
Katolik nie narzeka i uskarża się: że jest ojcem i musi z roboty grzać na wywiadówkę, matką i wstaje o 6 by dojść na stację kolejową i zdążyć na pociąg do roboty(po powrocie pobyć z dziećmi przed snem)lekcje sprawdzić i po prostu "dopilnować", księdzem i musi wywalić pijaka dozorcę cmentarnego, spowiadać tych leserów co to o spowiedzi przypominają sobie raz na rok.
Katolik nie wyrzeka bo to grzech.
Katolik pamięta natomiast (podpierając się nosem ze zmęczenia) by wypastować wieczorem buty, by dobrze wyglądać, uśmiechać się i dawać świadectwo. I wtedy, możemy wymagać od X "skrzypiec" krochmalonej alby.
Amen
A teraz udzielę Wam ....
-
Wznawiam wątek. Proszę o pilną pomoc jutro przed południem mam wizytę duszpasterską z miejscowej parafii. Jeśli czytaliście moje posty to wiecie jestem nielubiany w kurii oraz parafii. Proboszcz gardzi mszą trydencką, Papież jest tylko symbolem a nie realną władzą. Z tego wszystkiego porzuciłem wszelkie nadzieje na mszę w mojej parafii i zacząłem jeździć do radości. Mimo że mam daleko to godziny są bardziej przyjazne niż Zielonka czy Klemens. Wdawać się w dyskusje czy zostawić domowników sam na sam z kapłanem? Proboszcz teraz promuje na siłę neokatechumenat i wpuszcza tą wspólnotę do opuszczonego Tradycyjnego Kościółka a Tradycjonalistów pogonił z hukiem. Ja zawsze od progu witam tradycyjnie kapłana z uszanowaniem jego świętych kapłańskich rąk oraz klęczę przy poświęceniu domu, błogosławieństwie domowników.
Proszę o przemyślenia pilną pomoc. Kto jest na forum niech pisze. Piszcie przemyślenia.
-
Przepraszam ale sprawa jest pilna. Jeśli ktoś jest na forum niech pisze.
-
Niech pan idzie na pivo. Po co się kopać z koniem.
-
Jak sam tytuł wskazuje kolęda to jakieś 10 minut. Przez ten czas żadnego księdza na tradycjonalizm się nie nawróci. Sugeruję zwyczajnie pomodlić się z księdzem, zapytać co ciekawego w parafii, czy potrzebna jest jakaś pomoc, miło się pożegnać. Gdy ksiądz po tej wizycie stwierdzi, że "ci obrzydliwi tradsi" nie są tacy straszni to osiągnie Pan więcej dla propagowania Mszy trydenckiej aniżeli jakakolwiek rozmowa o tym kiedy w parafii będzie tradycyjna Msza.
-
Binrafie (informacja do p.Szkieleta - z Binrafem znamy się jak łyse konie) - pożycz mu książke Milcarka "Historia Mszy" albo książkę xiędza Śniadocha "Msza Trydencka - Mity i Fakty". Zapewnij o modlitwie i zapytaj w czym można pomóc w parafji.
Btw. w mojej parafji kolenda ruszyła, sąsiad tradycjonalista wizytację już miał, był sam nowy proboszcz, kręcił głową, kręcił i sobie poszedł. Ale kropla drąży skałę!
-
@binraf
Kolęda to nie "dyskusja".
Księdza przyjąć. Pomodlić się razem. (Nie zostawiać domowników będąc samemu domownikiem.)
Przyjąć pokornie krzyż i.... przeżyć milcząc w pokorze.
Piszę serio. Dać sobie spokój z wojenką na "własnym terenie".
Gość w dom - Bóg w dom.
-
@romeck
Przecież i tak przyjdzie wyjaśnić kapłanowi, dlaczego nie widać nas w kościele co niedzielę.
-
Kapłana nie było. Chyba o nas zapomniał.
-
Albo się przestraszył, lub jest Pan na "czarnej liście"
Proponowałbym to wyjaśnić.
-
Czekałem do 20 dzwoniłem do parafii i cisza . My trochę na skraju. Może o nas zapomniał.
-
Może ktoś wyda poradnik pt,, Tradycjonalizm Katolicki a kolęda''
-
Czekałem do 20 dzwoniłem do parafii i cisza . My trochę na skraju. Może o nas zapomniał.
Krótko. Do 22 nie chodzi?