Podejrzewam, że rozwiązaniem dylematów wątkotwórcy byłoby jakieś solidne kompendium, w którym: --- 1) podane byłyby definicje (wszystkich???) pojęć, które używane są w katolickiej dogmatyce czy w ogóle teologii, w tym moralnej; --- 2) powiedziane byłoby precyzyjnie, jaki 'status obowiązywalności' mają dane elementy nauczania czy wręcz dane dokumenty (a tych przecież przez wieki były tysiące, zwłaszcza gdyby poza Rzymem dorzucić pisma biskupów całego świata). Esencją myśli 'tradsowskiej' jest przeświadczenie, że aż do SVII "doktryna" (i teraz należałoby doprecyzować, co jest doktryną, a co dyscypliną, co ma status 'zawsze i wszędzie', a co jest zależne od 'okoliczności' itd.) nigdy cię nie cofała, nie zmieniała, a co najwyżej 'rozwijała'. No i teraz kwestią jest określenie, czy ten pogląd da się obronić. A także - czy ten pogląd jest absolutnie konieczny dla utrzymania tezy o prawdziwości nauczania Kościoła oraz o jego boskim pochodzeniu. Na przykład 'tradsi' (i nie tylko oni) czasami dość lekkomyślnie stosują zagrywkę typu: "A WIĘC JAK TO? Coś było grzechem w roku takim-owakim, a teraz już nie jest?". O ile to skrót myślowy, zakładający, że mowa o rzeczach niezmiennych, o tyle można być wyrozumiałym; ale literalnie było przecież wiele takich sytuacji nawet i przed SVII, vide choćby niniejszy wątek; albo uczestnictwo w rytach konfucjańskich; albo czytanie książki, która np. w roku 1740 była na Indeksie, a w 1905 już nie.
Nie byłoby to rozwiązaniem, bo jest niemożliwe do przeprowadzenia.
czym się różni zmiana podejścia do odsetek, od zmiany podejścia do wolności religijnej? Dlaczego jedno jest uprawnioną zmianą (i twierdzimy, że Kościół nigdy nie orzekł ostatecznie o naturze pieniądza), a drugie nieuprawnioną (bo Kościół orzekł ostatecznie o niezmiennej naturze relacji pomiędzy państwem a obywatelami?).
Może spróbuję zadać pytanie konkretnie: czym się różni zmiana podejścia do odsetek, od zmiany podejścia do wolności religijnej? Dlaczego jedno jest uprawnioną zmianą (i twierdzimy, że Kościół nigdy nie orzekł ostatecznie o naturze pieniądza), a drugie nieuprawnioną (bo Kościół orzekł ostatecznie o niezmiennej naturze relacji pomiędzy państwem a obywatelami?).
Wolność religijna w rozumieniu praktyki posoborowej
Ale tu jeszcze jeden ciekawy wątek warto podjąć: czy w nauczaniu Kościoła, w szczególności w dokumentach 'dyscyplinarnych' (o ile w ogóle potrafilibyśmy precyzyjnie wytyczyć taką kategorię), obowiązuje zasada "czego nie odwołano, to obowiązuje, choćby i przez 1500 lat"? Czy też można na jakiejś zdroworozsądkowej podstawie wnosić, że bulla Dictatus papae albo zakaz pracy katolików u żydów (a takie zakazy formułowano w różnych diecezjach różnych państw) - już nie obowiązują, nawet jeśli ktoś zapomniał je explicite cofnąć?
Byłbym zwolennikiem podejścia wręcz odwrotnego metodologicznie. Obowiązują tylko te wytyczne, które są aktualne. Czyli dla których znalazłby się biskup (papież), który by je potwierdził swoim autorytetem. W ten sposób masakruję większość fejsbukowych konserwatystów, zwłaszcza powiązanych z objawieniowcami, rygorystów moralnych itp itd.
Czy jeśli w Oklahomie stawiają pomnik szatana, to należy im zgodnie z DH na to pozwolić, czy nie?
Problem w tym, że relacje pomiędzy wiernymi tradycji a biskupami są wirtualne, nieugruntowane w porządku diecezjalnym/parafialnym.
Jeśli chodzi o wolność religijną "trads" niekoncesjonowany albo wolnoelektoronowy może ją uważać za herezję, "trads" koncesjonowany uznający benedyktową hermeneutykę ciągłości (początkowana adresowaną raczej ku nawracaniu modernistów a nie tradycjonalistów) może nie będzie uważał za herezję, ale także może negować jej słuszność. Jak napisał Pan Krusejder widzimy mimo wszystko pewne owoce - także "trads" koncesjonowany powie: "No dobrze może być ta wolność religijna ale po co...".
Ale którzy to wierni tradycji? Wydaje mi się, że przykładowo koncesjonowani tradycjonaliści z Białegostoku mają to ugruntowane całkiem nieźle, i to przy udziale "monorytualnych" księży. Co natomiast jeśli są diecezje gdzie biskup sam nie chce tego ugruntować. I oczywiście możemy bić się czyja to wina i kto powinien co zrobić pierwszy...
Ale zgoła inaczej wygląda sytuacja innych, gdzie te relacje pozostają mniej lub bardziej wirtualne, a kształt wyznawanej wiary jest bardziej uzależniony od arbitralnych decyzji, jakoś tam uzasadnianych. Czy uznać, że to herezja, czy nie. Czy uznać, że papież jest papieżem, czy nie itd. To jest religijne odbicie postmodernistycznych tendencji w kulturze; skutek zbyt łatwego dostępu do informacji i edukacji, możliwości tworzenia nieformalnych grup wirtualnych, tolerancji dla odmienności itd.
CytujWolność religijna w rozumieniu praktyki posoborowej No, ale właśnie: w rozumieniu praktyki... Wątpię, byś znalazł w dokumentach SVII i w ogóle w "oficjalnych" (czyli jakich? hehe...) dokumentach posoborowego Magisterium fragmenty mówiące, że można się zbawić poprzez inną religię. Po takie rodzynki to trzeba się udać np. do x. Hryniewicza czy x. Ramy Coomaraswamy, ale nawet oni próbowali to ująć w ten sposób, że zbawionym jest się w gruncie rzeczy tylko przez Chrystusa, no ale Chrystus = LOGOS, a Logos mógł się przejawić także w innej tradycji itd. Jak wiesz, w różnego typu 'hermeneutyce ciągłości' dowodzi się raczej, że potępienie wolności religijnej nadal jest aktualne w tym sensie, że człowiek nie ma moralnego prawa podążać za błędem, choć ma taką fizyczną możliwość (jasne, to truizm, no ale dobra) - - - ale nie powinien być prześladowany przez państwo za to, że chce podążać za jakimś tam głosem swojego sumienia; plus jeszcze dowodzi się, acz to jest trudniejsze i wymaga większych łamańców, że nadal chodzi tylko o tolerancję z uwagi na pokój społeczny.
mówiące, że można się zbawić poprzez inną religię.
Nasi bracia odłączeni sprawują wiele chrześcijańskich obrzędów, które - zależnie od różnych warunków każdego Kościoła lub Wspólnoty - niewątpliwie mogą w rozmaity sposób wzbudzić rzeczywiste życie łaski i którym trzeba przyznać zdolność otwierania wstępu do społeczności zbawienia" DE 3. W tym jednym i jedynym Kościele Bożym już od samego początku powstały pewne rozłamy, które Apostoł surowo karci jako godne potępienia. W następnych zaś wiekach zrodziły się jeszcze większe spory, a niemałe Społeczności odłączyły się od pełnej wspólnoty (communio) z Kościołem katolickim, często nie bez winy ludzi z jednej i drugiej strony. Tych zaś, którzy obecnie rodzą się w takich Społecznościach i przepajają się wiarą w Chrystusa, nie można obwiniać o grzech odłączenia. A Kościół katolicki otacza ich braterskim szacunkiem i miłością. Ci przecież, co wierzą w Chrystusa i otrzymali ważnie chrzest, pozostają w jakiejś, choć niedoskonałej wspólnocie (communio) ze społecznością Kościoła katolickiego. Faktem jest, że z powodu rozbieżności utrzymujących się w różnej formie między nimi a Kościołem katolickim, czy to w sprawach doktryny, a niekiedy też zasad karności, czy odnośnie do struktury Kościoła, pełna łączność (communio) kościelna napotyka niemało przeszkód, częstokroć bardzo poważnych, które przełamać usiłuje ruch ekumeniczny. Pomimo to usprawiedliwieni z wiary przez chrzest należą do Ciała Chrystusa, dlatego też zdobi ich należne im imię chrześcijańskie, a synowie Kościoła katolickiego słusznie ich uważają za braci w Panu. Ponadto wśród elementów czy dóbr, dzięki którym razem wziętym sam Kościół się buduje i ożywia, niektóre i to liczne i znamienite mogą istnieć poza widocznym obrębem Kościoła katolickiego, spisane słowo Boże, życie w łasce, wiara, nadzieja, miłość oraz inne wewnętrzne dary Ducha Św. oraz widzialne elementy: wszystko to, co pochodzi od Chrystusa i do Niego prowadzi, należy słusznie do jedynego Kościoła Chrystusowego.Nasi bracia odłączeni sprawują wiele chrześcijańskich obrzędów, które zależnie od różnych warunków każdego Kościoła lub Wspólnoty niewątpliwie mogą w rozmaity sposób wzbudzić rzeczywiste życie łaski i którym trzeba przyznać zdolność otwierania wstępu do społeczności zbawienia. Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu.