Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Marca 29, 2024, 03:36:33 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231859 wiadomości w 6626 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Twórczość forumowiczów
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 ... 5 Drukuj
Autor Wątek: Twórczość forumowiczów  (Przeczytany 12646 razy)
Tomek
adept
*
Wiadomości: 17

« dnia: Lutego 09, 2009, 11:33:10 am »

Mam nadzieję, że Pan Fidelis nie będzie miał nic przeciwko :-) Zapisałem sobie kiedyś Jego świetne opowiadania ze starego forum na dysku. Myślę, że w tym dziale są bardzo potrzebne i koniecznie trzeba je rozwijać.


Cytuj
Arek z Jolką właśnie podjechał swoim Audi pod kościół z piskiem opon. Wyszedł, trzasnął drzwiami, splunął wsciekły bo nie było gdzie zaparkować. Zebranie modlitewne już się własnie zaczęło i przewodniczący zgromadzenia w  zagajeniu przedstawiał wszystkich koncelebransów. Jolka weszła pierwsza przyciągając wzrok lokalnych lasek swoją miniówą. Ochłonęli dopiero przy drugim czytaniu. Przerwał im nagle, długi, przerazliwy pisk głosników. "Przebicia czy zwarcie jakieś - pomyślał Arek. Zawsze kurde żle podłączą" Ministranci zaczęli chichotać aż pani organistka skomentowała do mikrofonu' "Kurcze, to u mnie" I poszło na całe zgromadzenie. .....

Z wrażenia ministrant mikrofonu aż upuścił mikrofon. I dobrze, bo nie słychać było "wiązanki" kantora, któremu pękła struna w gitarze, boleśnie raniąc rękę...
Przewodniczący zgromadzenia przestał czytać Koran, który w ramach tygodnia muzułmańskiego zastępował Biblię. Na szczęście jedna z ministrantek w torebce obok zawsze potrzebnych, a zwłaszcza na niedzielnych zebraniach liturgicznych, przyrządów do makijażu miała plaster z opatrunkiem.
- Nie martw się, Kikuś! - Szepnęła, zmierzając zalotnym krokiem przejściem między stołem liturgicznym a miejscem przewodniczenia do pulpitu. - Zaraz po odczytaniu Ewangelii według Judasza opatrzę Ci rączkę! Do tego czasu za podkład muzyczny będą musiały wystarczyć fujarki...

Zagrały fujarki! Zastukał bębenek! Rozkołysała się schola! Ministrantki podniósłwszy ręce w górę i rytmicznie poddrygując a klaszcząc dziekowały śpiewem Panu, że "każdy może świętym być". Melodia ta równym i rytmicznym taktem zaznaczona spowodowała, że nawet Jolka, która na tance w dysko nie zawsze miała ochotę, tym razem biodrami do taktu kołysać zaczęła. Tylko Arek jakiś smętny się wydawał bo to za  wolne mu się zdawało, ale i on zobaczywszy, że przewodniczący zgromadzenia z aprobatą rytm stopą wystukuje, też kołysać się począł. Fajnie było!
       Tymczasem rozpoczęła się homilia, które babcie jeszcze kazaniem nazywały.
Przewodniczący z mikrofonem w dłoni ruszył w tłum świeckich, gestykulując przy tym wyraziście. Równie dynamicznie zabrzmiały jego słowa: "Moi kochani! Zebraliśmy się tutaj, by wspólnie sprawować tę radosną ucztę. Tak! Jesteśmy tu gośćmi, bo wszyscy otrzymaliśmy zaproszenie do tego stołu - o czym mówi już ziom Janek w swojej dobrej nawijce. Wszyscy: my, nasi ukochani bracia muzułmanie, nasi starsi bracia w wierze. I siostry też! Teraz podzielimy się świadectwem - jak dążymy do doskonałości i jak odnajdujemy wewnętrzny spokój i równowagę jing i jang! To kto pierwszy? Może ty Kasiu? Kasia, że to dziewka jeszcze młodą była, nic nie rzekła i oblewając się rumieńcem schowała się za Roberta. Robert tylko na to czekał. Z wygadania w całej okolicy słynął więc chwyciwszy mikrofon pewnym głosem oznajmił, że do doskonałości dążyć należy poprzez tolerancję i dialog. W samo sedno sprawy trafił. Ucieszył się przewodniczący i temat rozwijając począł zebranym sprawę dokładniej objaśniać, że nie ważne kto jaka wiarę wyznaje, ważne żeby dialogować i radować się bo wszyscy zbawieni będziemy.O powszechnym zbawieniu tak przekonywująco zapewniał, że nawet stary kościelny, który wczoraj sąsiadowi opony traktora poprzebijał i piasku do baku nasypał postanowił sobie w duszy, że do sakramentu pojednania nie pójdzie a w kolejce sie ustawi i opłatek nowocześnie na rękę przyjąwszy spożyje. A nie był sam. Całe zgromadzenie jak jeden mąż, starzy i ta garstka młodych, o pamiątce uczty pamiętając kolejkę formować poczęli. Żeby klimat odpowiedni stworzyć pani organistka na melodię "Only you" pieśń ze swoim tekstem śpiewać zaczęła. Szło to jakoś tak, że "tylko ty możesz nam szczęście dać, tylko ty wiesz, że cię na to stać..." Teologiczna głębia i poetyka tych słów takie na Jolce wywarła wrażenie, że aże ciepło jej się zrobiło. Wstała i powoli nogami szurając posuwała się w kierunku stołu. I tu przed dylematem wielkim stanęła; iść w lewo do koncelebransa, czy na prawo do nadzwyczajnego szafarza, którym był pan Zenek, co to niedaleko kościoła sklepik miał i wszyscy dobrze go znali. Setki myśli zaczęły krążyć jej po głowie. Pan Zenek tak jej tego katechistę, co jej tak kiedyś głęboko w oczy przy ognisku na oazie spojrzał,  przypominał, że nijak otrząsnąć się od tych wspomnień nie mogła. Oprzytomniała dopiero w ławce i tam dopiero zauważyła, że opłatek cały czas w ręku trzyma. Spożyła. Ale te piwne oczy katechisty nie odstępowały od niej ani na chwilę. Co prawda Arek tak przystojny nie był, ale zawsze Audi miał. To co, że 20 letnie i kilka razy walone, ale gdyby tak nowy lakier dać... Wypasiona bryka. 


           Po spotkaniu liturgicznym wszyscy wyszli przed kościół. Wkrótce też ks. Stachu, wikary, do nich dołączył. W jeansach był i koszulce samej, bo to już po robocie,
a i słoneczko nieżle przygrzewało. Oj udał im się ten wikary, udał. Równiacha i dowcipniś był wielki. Stachu kazał na siebie mówić. Zaraz też wygadany Robert z pytaniem wyskoczył, że podobno Watykan coś o jakiejś łacińskiej mszy przebąkuje i spytał Stacha czy zna łacinę.  - Coś tam w seminarium było - odparł ks. wikary - ale narząd nie używany zanika. Tu porozumiewawczo mrugnął do chłopaków. Wszyscy zaraz salwą smiechu wybuchnęli, nawet dziewczyny chichotały, bo kazdy zrozumiał o co chodzi. Potem Stachu zaczął naukowo objaśniać, że to wszystko przez tych tradycjonalistów a zwlaszcza przez tę wredną sektę lefebrystów co to papieża nie uznaje się zaczęło i co to za msza bez kultury żadnej kiedy ksiądz tyłem do uczęstników stoi i takie inne śmieszne rzeczy, ale Jolka nie wysłuchała do końca bo Arek ją za rękę szarpnął bo to już pózno było i do Tesko mieli jeszcze pojechać po skrzynkę piwa. Arek miał dzisiaj tynkowanie domu sasiadów kończyć, a jak tu bez browarku pracować w taki upał.
            Gdy odjeżdżali zobaczyli staruszkę, która przed figurą Matki Bożej klęcząc odmawiała różaniec. "Oj ciemnota" - pomyślał Arek i wyrzucił Fajranta przez okno.



Zapisane
Tomek
adept
*
Wiadomości: 17

« Odpowiedz #1 dnia: Lutego 09, 2009, 11:36:12 am »

Nie wiem czyjego to było autorstwa, ale też godne przypomnienia.

Cytuj
O gitaro liturgiczna!
Jesteś piękna, jesteś śliczna.
Ciebie pragną wszystkie Nomy,
Brzmisz nam jak dostojne dzwony.
Strun twych drżenie łzy wyciska,
Uniesienie za pierś ściska
Słysząc rytmu twego pienia.
Tyś ozdobą zgromadzenia.
Tyś zwiastunem wiosny nowej
Odnowy posoborowej. 
Czym przy tobie sa organy i trydenty i chorały.
Z mikrofonem w jednej parze,
Zdobisz dzisiaj nam oltarze,
A wlasciwie zdobisz stoły
I zapełniasz nam kościoły
Cała dziatwa ci dziękuje,
Skacze,  pląsa, podskakuje.
Na liturgii jest wesoło,
Wszyscy bawią się wokoło.
Schola spiewa, struny drżą.
Dring, drang, drong, dring, drang, drong.


Cytuj
Ja jestem mikrofonik
W sam raz na kazdy nomik
Czy w katedrze, czy w kaplicy,
Nawet kiedy nie ma świcy,
Na mnie zawsze można liczyć.
Moze nie być organisty,
Kościelnego i asysty,
Może nie być i ornata,
Jam wazniejszy od prałata.
Mnie co chwilę się poprawia,
I przesuwa, i ustawia,
Sprawdza puka i dotyka,
Dobrze strzeże i zamyka.
Jam instrument pierwszej wagi,
Dodaję liturgii powagi.
Jam proboszcza uwielbienie,
Nagłosnienie! Nagłośnienie!
Zapisane
szkielet
Moderator
aktywista
*****
Wiadomości: 5771


Tolerancja ???, Nie toleruję TOLERANCJI!!!

« Odpowiedz #2 dnia: Lutego 09, 2009, 11:44:19 am »

No nie  ;D super, że gdzies sie to zachowało. A Pana Fidelisa proszę o dalszy ciąg tych klechd :)
Zapisane
Fakt, że Franciszek ma genialny pomysł na naprawę łodzi Piotrowej - skoro do połowy wypełniona jest ona wodą, to wybicie dziury w dnie sprawi że woda się wyleje. W wannie zawsze działa...(vanitas)

Ignorancja katolików to żyzna gleba, na której gęsto wzrasta chwast herezji.

Jezuitów należy skasować
Sebastianus
aktywista
*****
Wiadomości: 663


Katecheza o małżeństwie.
« Odpowiedz #3 dnia: Lutego 09, 2009, 14:00:40 pm »

Dobre te wierszyki, macie gdzieś więcej? :)
Zapisane
Fidelis
Gość
« Odpowiedz #4 dnia: Lutego 09, 2009, 14:53:33 pm »

Wbrew wszelkim zasadom skromności i pokory, oblewając się rumieńcem i wbijając wzrok w ziemię z zawstydzeniem wielkim szepczę cichutko;

te wierszyki też są moje.... tak mi się jakość napisało.... przepraszam.... u mnie tak często... kiedy sobie piwko wypiję......mam takie wtedy literackie napady...


(postaram się jeszcze, tylko, że wena musi być i temacik...samo piwko nie wystarcza) :)
Zapisane
Miles_Christi
Gość
« Odpowiedz #5 dnia: Lutego 09, 2009, 23:26:05 pm »

To ja ponownie apeluję o zamieszczenie twórczości pani Szmulki :)
Zapisane
Tomek
adept
*
Wiadomości: 17

« Odpowiedz #6 dnia: Lutego 09, 2009, 23:44:25 pm »

W moich zasobach znalazłem jeszcze to. Niczego więcej nie mogę się doszukać. Szkoda, bo lubię kopiować ciekawe rzeczy z netu... czasem tak szybko znikają  ;)

Cytuj
" Ballada o świeckim szafarzu"

( na melodię "Żyli w pałacu hrabia z hrabiną")

Znają mnie wszyscy, cała dzielnica.
Znajoma wszystkim ma twarz.
Ja jestem facet bardzo specjalny,
Ja jestem świecki sza...farz.

Na co święcenia i sakramenty,
Po co ten celi...bat?
Nie jestem gorszy niz byle świety,
Ja jestem świecki  sza...farz.

Choć ludzi mało dzisiaj w swiątyni,
Niech sie ks. proboszcz nie trudzi.
Niech se posiedzi, niech się nie męczy,
Szafarz go zawsze wyręczy.

Niektórzy troche ode mnie stronią
I uciekają na boki,
Naród jest głupi i nie rozumi
Co to odnowy wyroki.

Wszystko to symbol, uczty wspomnienie,
Niejeden teolog powtarza,
Więc cenić trzeba i kochac trzeba,
Cięzką robotę szafarza.

A gdy na ulicy mnie gdzieś spotkacie,
Co bardzo często się zdarza,
To przyklęknijcie, cześć mi oddajcie
I ucałujcie rękę swieckiego szafarza.

Nic kardynały, biskupi ważni,
Ani też zwykłe diakony,
Nie znaczą tyle co świecki szafarz
(Chociażem kawaler bez żony.)

Dlatego marzę, oj marzę często
Tu moze przebieram miarkę.
Poznać tak kiedyś fajną kobitkę,
Fajną kobitkę  szafarkę.
Zapisane
Joanna Pięcek
adept
*
Wiadomości: 45


Pingwin
« Odpowiedz #7 dnia: Lutego 09, 2009, 23:51:11 pm »

Witam,
Ja tak tutaj cichutko jak myszka siedzę i poczytowywuję sobie małe-co-nieco :) - więc skoro zbieramy twórczość to dorzucę coś co mi się spodobało bardzo na poprzednim forum. Przepiękne. Trzeba ocalić dla potomnych. Niestety nie pamiętam, czyje.....

Cytuj
"Z życia starego kościelnego" (fragment) /brudnopis/

   Maciej wyszedł przed swiątynię i niedzielnego Viceroya zapalił. Spotkanie liturgiczne już się zaczęło i prezbiter od pulpitu zagajał, coś o dialogu, o rozwijaniu cywilizacji w Afryce, ale Maciej nie słuchał bo dzis juz na jednej wieczerzy Pańskiej był i Słowo znał. Nie lubił tego przewodniczącego zgromadzenia bo zawsze się czepiał, że oleum parafinowe w plastikowych tubach źle się pali, że miejsce przewodniczenie nie posprzątane, ze mikrofon żle stoi i się sprzęga. Podczas ostatniej wizyty duszpasterskiej nawet stówy mu nie odpalił.
    Nagle kątem oka zauważył, że jakaś babinka przy figurze coś majstruje. Znicz zapalić chciała.

- A kto to posprząta? - wrzasnął Maciej - lefebrystka jakaś, ciemnota! A jak nasmrodzi, czujka alarm w remizie załączy, to kto za przyjazd strażaków zapłaci?

Po chwili dopiero pomiarkował się nieco, że to babka jednego z tutejszych szafarzy, co to nigdy na katechezy zwiastowania nie chciała przyjść i głupio mu się zrobiło.

- No, zostawcie. Tym sie służba liturgiczna stołu zajmuje. Tu możecie wrzucić piątaka, to wam się neonówka na pół godziny pod św. Antonim zaświeci.

   Liturgia już się skończyła i prezbiter jako ostatni wyszedł przed świątynię i alarm załączył. W t-shircie był tylko bo słonko nieżle już przygrzewało a i teraz po robocie fajrant miał. Spojrzał na zegarek, spojrzał w górę, westchnął, bo elektroniczny zegar imitujący odgłos dzwonów, który dostał gratis przy zamówieniu elektronicznego organisty
znowu się spoźniał. A może to wina anten szóstego operatora komórkowego, które zainstalowano w zeszłym tygodniu na wieży? Zobaczył Macieja i znów się czepił, że to jego, Macieja obowiązkiem było przypilnować żeby ludziska równo w kolejce do posiłku się ustawiali. Na szczęście od czasu wyłożenia przed stopnim maty z pinezkami, nawet najbardziej oporne staruchy przestały klękać i wreszcie pani sekretarz konferencji episkopatu diecezji przestała się czepiać i słać pisma z pogróżkami.

- No, nie... ja mu chyba opony w tym nowym Nissanie poprzebijam - pomyślał Maciej, ale myśl o miejscu oczyszczenia i akcie pojednania trochę go oprzytomniły.

  Jakiś czas minął i przy bramie zbierać sie poczęła grupka młodych. Wśrod nich jeden taki, co to go tkiller przezywali rej wodził. Gitarę stroił bo dziś mieli swoją pamiątkę Paschy odprawiać czy skretynium jakieś. A... robota tylko przez tę Drogę - ponarzekał w mysli Maciej - znowu nakruszą w garażu, posprzątać trzeba będzie, menorę  przygotować.

- A wiecie jak ja tym tradsom na ich forum przywalam? - wesoło wyjasnial tkiller. - Ja im tylko pytanko, pytanko, pytanko. króciutko, króciutko.

  Wszyscy salwą śmiechu wybuchnęli. Stary Maciej nic z tego nie zrozumiał. Viceroya przygasił i poszedł telewizje oglądać. Dzisiaj Lech Poznań grał.

 Za lasem zagrzmiało. Psy okoliczne wracały z patrolu na komisariat. Szło na burzę.

                 ************

Burza bokiem  przeszła. Maciej nie mógł się jakoś na oglądaniu telewizji skupić. Przeróżne myśli go nachodziły, a najgorsze, że ostatnio źle się czuł. Biegunkę miał. Wczoraj nawet o mało co spodni by nie zabrudził.

- A może by tak jednak do tego oleju radości, albo chorych, jak go nazywali, przystąpić? ? rozważał. Co prawda już dwa razy był, ale nigdy nie zaszkodzi zdrówko podreperować.  Jadźka od Skoczylasów mówiła, że jej na wszelkie dolegliwości najlepiej taniec liturgiczny robi.

- Ach, Jadzia. ? rozmarzył się. ? Za lektorkę we wspólnocie robiła, a i sama na liturgii i teologii znająca się była wielce. Nawet sam prezbiter często jej się radził bo w trzech oazach uczestniczywszy wiedziała co i jak. Jadzia często mu po głowie chodziła, bo sam kawalerem będąc (a od niej chłop odszedł) konkretne snuł plany. Sielna kobita. Niezbyt może na pysku gładka, ale piersi jak dwie głowy kapusty miała.  Całe zgromadzenie a chłopaki od służby stołowej zwłaszcza  przez cała pamiątkę uczty, gdy Słowo czytała, gały w nią wlepiali. A i prezbiter ? co to nauczał, ze słowo na spotkaniu najważniejsze ? sam nieraz  okiem łypnął. A było na co. Nie to co te siusiumajtki ze scholi czy ministrantki. Maciej nigdy się jakoś szczególnie w te czytania nie wsłuchiwał, ale jedno, pawłowe zdaje się, bardzo mu w pamięci zapadło, ze to niby jakoś lepiej się ożenić niż płonąć. Bardzo mu się ta myśl podobała bo choć to już  na szósty krzyżyk mu szło, ale płonął jak sobie o Jadzi pomyślał, oj płonął. Tak sobie te wszystkie sprawy w głowie rozważał gdy nagle mu się przypomniało, ze dziś niedziela i na obiad do prezbitera ma ten ksiądz od ewangelików na ekumeniczne dialogowanie przyjechać. A tu nic nie przygotowane. Lodówka pusta jak w Środę Popielcową przed Soborem.
Zapisane
Fidelis
Gość
« Odpowiedz #8 dnia: Lutego 10, 2009, 00:37:04 am »

No nie zdzierżę dłużej!

Tym razem pełen pychy i zarozumialstwa, gdyż jestem autorem "Ballady" i "Z życia starego kościelnego" (w tym ostatnim Pan pjo miał swój znaczny udział) występuję z wnioskiem o przyznanie mi nagrody/tytułu forumowego quasi-noblisty.
Z finansowych praw autorskich i wszelkich honorariów rezygnuję. Ewentualne datki proszę przeznaczyć na tacę, ale wyłącznie na Mszach odprawianych w KRR.

 - - - - - - - - - - - - - -

Jak to się u Państwa zachowało? Proponuję zostawić ten wątek i zachęcam do publikacji własnych "utworów literackich". Własnie! Pani Szmulka też coś pisała. Może ma u siebie?

 
Zapisane
Andris krokodyl różańcowy
aktywista
*****
Wiadomości: 1371


« Odpowiedz #9 dnia: Lutego 12, 2009, 10:23:51 am »

Za dużo znaków, niech ktoś przeklei to we fragmentach: http://zp.lo3.wroc.pl/wne/news.php?readmore=23

Dopisek: Dziękuję, Pani Wiridiano!
« Ostatnia zmiana: Lutego 12, 2009, 11:03:37 am wysłana przez Andris Inkvizitors » Zapisane
Początkowo zamierzaliśmy nie odpisywać na Pański list, ale ponieważ Pan nalega, pragniemy poinformować, że nie odpowiemy na zadane pytanie.
wiridiana
aktywista
*****
Wiadomości: 1255


gg 5253636

Ad altare Dei
« Odpowiedz #10 dnia: Lutego 12, 2009, 10:52:34 am »

Cytuj
Hm. No to może wkleję tu opowiadanko, które napisałam rok po ukazaniu się SP :) Nie wiem czy komuś będzie się chciało to czytać, bo długie, ale opisałam w nim jak widzę kwestię pojednania...


Było sobie wielodzietne małżeństwo. Mąż Roman i żona Tradelia rozmawiali niekiedy o swojej sąsiadce, niejakiej Moderytce, skończonej ladacznicy, córce starej jędzy Humaniusi. Moderytka nieraz próbowała wprosić się do ich domu. Kiedy małżonkowie ją gonili, zaczepiała ich dzieci i szeptała im słodkie słówka. Obydwoje małżonkowie byli oburzeni wyczynami Moderytki. Kazali dzieciom przysiąc, że nie będą się nigdy z tą ladacznicą zadawać.

Kiedyś jednak, przy rodzinnym obiedzie, wywiązała się rozmowa i oto spora część dzieci zaczęła stawać w jej obronie, choć może nie tyle jej, co jej upodobań i postępków. Rodzice patrzyli na nie ze zdumieniem. Tradelia chciała sprostować ich opinie, ale Roman nakazał jej ciszę, w końcu dzieci nie ryby, niech się wypowiedzą. Po obiedzie Roman zamknął się w pokoju i długo medytował. Oznajmił żonie, że niektóre z przemyśleń dzieci weźmie pod rozwagę. Tradelia usiłowała wyjaśnić Romanowi, że dzieci te zostały zgorszone słodkimi słówkami, które przemycała Moderytka, oraz cukierkami, które podrzucała im do kieszonek skafanderków, ale Roman uważał, że niektóre argumenty dzieci są zupełnie sensowne.

Pewnego dnia Tradelia nabrała podejrzeń, że kiedy nie ma jej w domu, Roman potajemnie wpuszcza Moderytkę i ma z nią jakieś konszachty. Miała ku temu poważne przesłanki. Znajdowała w domu różne dziwne drobiazgi, których przyzwoita kobieta nigdy by nie używała. Niektóre z dzieci zaczęły używać słów nieznanych dotąd w tej rodzinie. Świadczyła o tym również coraz większa fascynacja Romana córką Moderytki - niejaką Akukumiśką.

Sytuacja w domu zrobiła się męcząca, Tradelia wciąż robiła Romanowi wyrzuty, że zadaje się z córką Moderytki, a może i z nią samą. Roman wciąż twierdził, iż Akukumiśka nie ma z Moderytką nic wspólnego. W dodatku nieustannie powoływał się na ten słynny obiad rodzinny, w którym niektóre dzieci stanęły w obronie Moderytki.

Pewnego dnia Roman przyprowadził do domu jakieś karłowate, dziwaczne niemowlę, ni to stare, ni to młode, o dziwnej mieszance rysów. Dziecko miało krępą posturę Humaniusi, złowrogie i przewrotne oczy Moderytki, rysy twarzy niemal całkiem Lutrecji, choć haczykowaty nos przypominał Judytę. Mały pieprzyk na szyi znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, co u Romana. Widząc ten pieprzyk, Tradelia zadrżała.

Roman przedstawił dziecko jako Nowusarcię, nowonarodzoną córkę Akukumiśki, i oznajmił Tradelii, że zamierza je adoptować, by ulżyć samotnej Akukumiśce w ciężkiej sytuacji niezamężnej matki, i pokochać dziewczynkę jak własne dziecko. Stwierdził też, że jedno z prawowitych dzieci trzeba będzie oddać do sierocińca, by Nowusarcia miała więcej przestrzeni. Padło na Missantę, ukochane dziecko Tradelii i ukochaną siostrzyczkę niemal wszystkich dzieci, bo ona natychmiast spojrzała krzywo na Nowusarcię. Roman nabrał uzasadnionych podejrzeń, że Missanta będzie flekować Nowusarcię, że inne dzieci nie zaakceptują Nowusarci, dopóki Missanta będzie w domu. W tamtej chwili zadrżała również Magisteria, bliźniacza siostra Missanty. Poczuła na sobie taksujące spojrzenie ojca i zlękła się, że będzie kolejna do odstrzału.

Tradelię omal nie zalała krew. Postawiła warunek: "Żadnego sierocińca; dopóki nie zaakceptujesz Missanty, dopóty mnie w tym domu nie zobaczysz". I wyprowadziła się wraz z Missantą. Większość dzieci chciała zostać przy ojcu, inne, nieliczne - przy matce. Roman, przerażony bezczelnością żony, natychmiast ogłosił w lokalnej gazecie, że żona jego, Tradelia, opuściła go w haniebny sposób i że nie może więcej brać odpowiedzialności za jej postępowanie.

Wkrótce Roman wziął sobie Akukumiśkę za współlokatorkę. Ta bardzo prędko zapoznała go ze swoją koleżanką o imieniu Dialogencja. Stała się ona kolejną współlokatorką Romana. Chwilę po niej pojawiła się Kolegianka. Bardzo prędko dołączyły nowe koleżanki i powstała spora komuna.

Roman ledwo dawał sobie radę z tymi wszystkimi babami w domu, po jakimś czasie zaczęły mu wyłazić bokiem. Judyta nieustannie robiła mu awantury zarzucając, iż rzekomo jej nie kocha. Obok zawsze stała Meakulpicja, która jak echo powtarzała: "Romanie, ty jej nie kochasz. Jesteś bez serca". "Ten drań mnie nienawidzi" - cedziła Judyta przez zaciśnięte zęby.

Muślimka zaostrzała całą sytuację podszeptując złośliwie Judycie: "Oczywiście, że on cię nie kocha. On kocha tylko mnie, ten idiota". W dodatku przynosiła do domu różne przedmioty, jak gwoździe czy saletrę, i pichciła z tego jakieś urządzenia o nieokreślonym przeznaczeniu. Roman znalazł kiedyś w jej pokoju jakiś dziwny manifest z ilustracją, na której był on sam - przybity do krzyża. Dialogencja próbowała pogodzić Judytę z Muślimką, ale w taki sposób, że biedny Roman wychodził przy tym na paskudnego i niewdzięcznego człowieka.

Akukumiśka, bardzo otwarta i gościnna wobec wszystkich kobiet, wprowadziła do domu nieustające prace remontowe. Pragnęła rozbudować dom, by było w nim co najmniej kilkadziesiąt pokoi, by każda kobieta mogła przyjść do domu i wygodnie w nim mieszkać. Nie miała w sobie krzty zazdrości, z jednym wyjątkiem: zazdrości o Tradelię. W tym wypadku dostawała szału. Urządzała nieustanne histerie z powodu przeszłości Romana. dostawała furii, ilekroć ktoś w domu wspomniał o Tradelii. Zazdrość pożerała ją tak okrutnie, że z czasem Roman lękał się choćby wypowiedzieć imię swojej żony.

Prawosławka całymi dniami chodziła nadęta, czasem mówiła "Ty i tak nie jesteś moim prawdziwym ojcem", zamykała się w swoim pokoju na całe dnie, zakazała Romanowi tam wchodzić i nie chciała z nikim rozmawiać. Lutrecja była kompletnie szalona i najgorliwiej zabrała się za porządki w domu. Powywalała wszelkie dawne meble i przedmioty. Zaprzyjaźniła się bardzo z Charyzośką i Aktywozją, we trzy dzień w dzień urządzały w domu jeden wielki cyrk. Romanowi pękała głowa od ich hałasów, ale nie uciszał ich, bo one najczulej opiekowały się Nowusarcią. A Roman miał słabość do Nowusarci. Ilekroć spojrzał na jej pieprzyk, czuł jak przepełnia go duma i czułość.

Ekolodzia z Tercemundzią zostały dozgonnymi przyjaciółkami. Okropnie natrętnie latały wciąż za Romanem i nie pozwalały mu zajmować się dziećmi. Szczególnie Tercemundzia walczyła o to, by Roman ciągle był w rozjazdach po dalekich krajach, gdzie serce pękało mu z powodu niedostatku murzyniątek.

Rolę opieki nad młodszymi dziećmi przejęła zresztą bardzo chętnie Neokatechumencja o krzywym, haczykowatym nosie, i to tak skutecznie, że z czasem to w niej widziały prawowitego ojca, a nie w Romanie. Kiedy Roman zwracał im uwagę, np. na szkodliwość niektórych głupich i szkodliwych zabaw, Neokatechumencja robiła mu pouczający wykład, i biedny Roman spuszczał nos na kwintę. Jedyną osobą, której Neokatechumencja pozwoliła ingerować w wychowanie, była jej matka, Judyta.

Starsze dzieci przylgnęły całym sercem do Kolegianki. Całymi dniami obradowali nad sensownością lub jej brakiem w postępowaniu Romana. Wyniki tych obrad bywały dla Romana bardzo bolesne. Pewnego razu chcieli nawet wyrzucić Romana z domu, twierdząc, iż jest już zbyt niedołężny, by sprawować władzę w rodzinie.

Zrozpaczony Roman wezwał na pomoc Moderytkę, która, jak wierzył, kierując przez lata domem publicznym, umiała poradzić sobie z babską hałastrą. Zmienił jej oczywiście imię (na Naturewoluencja) i kazał nosić ciemne okulary i woalkę, dla zachowania pozorów, no i aby nie gorszyć dzieci. Moderytka-Naturewoluencja zamieszkała więc oficjalnie u Romana i z czasem stała się niezastąpiona - jej obecność sprawiała, że Roman był spokojniejszy, malało przerażenie hałasem, wybrykami, zarzutami. Nie wyobrażał już sobie prowadzenia bez niej domu.

Rozpanoszyła się do tego stopnia, że z czasem bez skrupułów olewała i czarne okulary, i woalkę, a napotkanym osobom zdumionym i wykrzykującym "ach! czyżby to ta ladacznica Moderytka mieszkała u Romana?!?!" odpowiadała bezczelnie: "Ja? w życiu, nie znam żadnej Moderytki, ja jestem Naturewoluencja, a u Romana mieszkam od zawsze". W czasie rodzinnych posiłków siadała na honorowym miejscu Romana, nie mówiła wiele, ale słuchała uważnie i korygowała nieroztropne wypowiedzi rozmówców. Kiedy rozmowa przybierała niepożądany obrót, Moderytka chrząkała znacząco i przypominała zebranym słynny "obiad, od którego wszystko się zaczęło".

Część dzieci nie chciała zaakceptować Nowusarci i w imię solidarności z Missantą natychmiast odeszła z matką. Tradelia, choć płakała po nocach i tęskniła za mężem, cieszyła się, że dzieci te nie muszą patrzeć na kolejne współlokatorki ojca, że radosne i wolne od zgorszenia bawią się z Missantą w ogrodzie pełnym słońca. Kiedy dzieci dowiadywały się od sąsiadów co wyprawia ojciec, Tradelia tłumaczyła im, że to jest złe i że nie można tego naśladować. Przestrzegała je, by nie bywały u ojca w domu, mimo tęsknoty. Najbardziej tęskniły Missanta i Magisteria. U wielu dzieci z czasem tęsknota osłabła, przerodziła się w żal do ojca, a nawet silną niechęć. Coraz to nowe informacje o współlokatorkach jeszcze ten żal potęgowały.

Większość dzieci wolała jednak pozostać przy ojcu, o którym wiadomo, że z natury jest głową i opoką rodziny. Część z nich pokochała serdecznie wszystkie swoje macochy. Były takie interesujące i odjazdowe. Dzieci te znienawidziły Tradelię za to, że nie umiała pokochać ani słodkiej Nowusarci, ani tych wspaniałych kobiet, i że opuściła ojca zabierając przy okazji wiele dzieci. Nie mogły zrozumieć, że nie chciała zaakceptować tak barwnej i radosnej formy rodziny.

Ojciec z radością patrzył na akceptację dzieci i powtarzał im nieraz, że opuszczenie męża to straszne przestępstwo. Z czasem dzieci uznawszy Naturewoluencję za prawdziwą matkę, zaczęły myśleć o matce rodzonej i pozostałych przy niej dzieciach, jak o odszczepieńcach.

Nieliczne z nich obserwowały jednak czasem z ukrycia, jak Missanta z pozostałym przy matce rodzeństwem bawią się w ogródku. One nigdy Missanty nie zapomniały i tęskniły za nią nieustannie. Nabrały z czasem podejrzeń, że komuna z bezsilnym ojcem i burdelmamą Moderytką nie jest najlepszym modelem rodziny, że lepiej byłoby, gdyby ojciec odprawił współlokatorki i Moderytkę, i tym samym pozwolił wrócić do domu Missancie, matce i reszcie rodzeństwa. Błagały o to nieraz ojca, ale ten - widząc złowrogie oczy Moderytki i wykrzywione usta Akukumiśki - drżał i traktował je wtedy bardzo surowo. Zakazywał podpatrywania Missanty i groził wygnaniem.

One mimo to nadal kochały swoją siostrzyczkę i chodziły ją podpatrywać, a było ich coraz więcej. Wieczorami gromadziły się po kryjomu w jednym z pokoików i całą noc wspominały dobre czasy rodzinnej sielanki, kiedy mieszkali z matką, Missantą i resztą rodzeństwa. Czasem, kiedy zadeklarowały gorliwie ojcu, że potępiają Tradelię i jej wybryk, udawało im się uzyskać od niego szczególne pozwolenie na krótki spacer z Missantą, byle w odegłym zaułku miasta, by nie gorszyć pozostałych dzieci.

Kiedy w czasie spaceru z Missantą zdarzało im się spotkać braci pozostających z matką, bywało, że słyszeli okrzyki: "Zdrajcy! zdrajcy! skoro chcecie zostać przy ojcu, to odczepcie się od naszej Missanty! Wracajcie do waszej Nowusarci! wy bękarty Moderytki!"
Serce im pękało, gdy to słyszeli, ale w większości nie rozumieli jak można było opuścić ojca, więc odgryzali się: "Odszczepieńcy! Wracajcie do ojca!"

Niektóre z dzieci nigdy ze spaceru nie powróciły do domu ojca. Wolały na zawsze pozostać przy matce i Missancie. Roman przeżywał to straszliwie, godzinami rozmyślał nad przyczynami, czytał książki psychologiczne by zrozumieć, gdzie popełnił błąd. Szczególnie dobrze czytało mu się w czasie wielogodzinnych podróży lotniczych, w które wciąż wyprawiała go Tercemundzia.

Tymczasem biedna Tradelia prowadziła nędzny żywot, zewsząd atakowana i obmawiana za porzucenie męża. Ni to żona, ni to panna, samotna matka z chmarą dzieci, ledwie dawała radę. Ale czego się nie robi dla dobra dzieci. Tradelia nieraz wysyłała do Romana listy z upomnieniami, aby odprawił hałastrę, ale nigdy nie dostała odpowiedzi. Chytra Moderytka czuwała nad tym, by Roman nigdy ich nie przeczytał.

W pewnym momencie Tradelia zaczęła nawet przysyłać listy do dzieci, które zostały z ojcem. W listach była fotografia Missanty, tak pięknej, iż Tradelia liczyła, że jej uroda zachwyci dzieci i będą chciały na powrót mieć ją między sobą. Bo Missanta była dziewczyną rzeczywiście zadziwiającej urody. Nosiła rysy swych pięknych rodziców, a pod nimi przebijały szlachetne rysy założyciela rodu. Niektóre z dzieci wkładały tę fotografię w ramki i gorzko płacząc całowały ją czule na dobranoc. Inne - zachwycone urodą siostry, upadały na kolana przed ojcem, by uprosić pozwolenie na odwiedzenie jej. Jeszcze inne zaciskały zęby, a widząc ich zdeterminowane miny, Roman szeptał cichutko, tak cichutko, by Moderytka nie słyszała: "No dobrze, chodźcie do niej, ale nie częściej niż raz w miesiącu".

Większość jednak dzieci śmiała się ze zdjęć Missanty do rozpuku, darły je i wywalały na śmietnik. Szydziły też strasznie z rodzeństwa, które nosiło na sercu fotografię Missanty. Najgorzej bluzgały usynowione przez Romana dzieci współlokatorek, te, które nigdy nie znały Missanty. Prym wiodła tu Nowusarcia, która wiedziała, iż Missanta jest dla niej śmiertelnym zagrożeniem.

Roman przyglądał się temu i serce mu krwawiło, ale nie mógł nic zrobić. Bał się już zarówno Moderytki, jak i co poniektórych swoich dzieci. Kiedy niektóre z dzieci opuszczały jego dom, by przeprowadzić się do matki, płakał gorzko i rozmyślał nocami nad rozwiązaniem. Musiał bardzo uważać, bo kiedy Moderytka widziała u niego zaczerwienione oczy, gwizdała na dwóch palcach, a wtedy natychmiast pojawiała się groźna Kolegianka z radą starszych, a za nimi wariacka trójka Lutrecji, Charyzośki i Aktywozji, no i urządzały Romanowi cyrk na 40 fajerek.

Tradelia mężnie znosiła milczenie męża i nienawiść części swoich dzieci. Dostawało się jej także od niektórych dzieci, które pozostały przy niej. Jak to bywa nieraz w rozbitych rodzinach, nabrały takiej bezczelności, że biedna Tradelia nie wiedziała już jak z nimi postępować. One chciały dyktować matce co ma robić. "Mamo, przestań wreszcie pisać do ojca. On nie jest godzien nazywać się twoim mężem ani naszym ojcem. Pisanie do niego nic nie da, on jest niereformowalny, zepsuty i zły. Kto wie, czy w ogóle jest naszym ojcem". Drażniło je też rozsyłanie zdjęć Missanty do braci, którzy pozostali przy ojcu.

Część dzieci, kiedy zauważyły, że Tradelia wciąż pisze do ojca, uznały ją za nic nie wartą, równie złą jak i ojciec. Wyszły z domu i słuch o nich zaginął.
Zapisane
http://wiridiana.blogspot.com/
W wodospadach Twych kędziorów będę nurzać dłonie,
Szept namiętny zaplatając w pasma wokół skroni. Zacałuję blaski oczu zanim znów dzień wstanie.
wiridiana
aktywista
*****
Wiadomości: 1255


gg 5253636

Ad altare Dei
« Odpowiedz #11 dnia: Lutego 12, 2009, 10:53:57 am »

Cytuj
---------------


Po 20 latach rozłąki, w domu samotnej Tradelii zadzwonił telefon. Roman. Moderytka ucięła sobie akurat pobiednią drzemkę i Roman prędko wykorzystał tę okazję, by podjąć decyzję. Musiał się spieszyć, nim Moderytka się obudzi. Postawiona przed faktem dokonanym, nie będzie już taka straszna.

Roman nauczył się już sporo dyplomacji od Dialogencji, więc słowa szły mu szybko i gładko. Przypomniał Tradelii starą, niezmienną naukę o obowiązku posłuszeństwa żony wobec męża. By wyrazić swą dobrą wolę cofnął swój zakaz przebywania w domu Missanty. Powiedział, że znajdzie się dla niej miejce, w końcu Akukumiśka potężnie rozbudowała dom. W tym domu nie może zabraknąć prawowitej żony i wspólnych dzieci zgorszonych rozłąką. W dowód swej dobrej woli pozwoli wszystkim swoim dzieciom na widywanie Missanty, kiedy tylko przyjdzie im ochota.

Dzieci, które pozostały przy ojcu, a tęskniły za matką i Missantą, oszalały z radości z powodu decyzji ojca. Z bezczelną satysfakcją patrzą w oczy Moderytce i za nic mają jej groźby. Nabrały też odwagi wobec rodzeństwa, które z nich szydziło. Wspierają ojca w tej decyzji i kochają go czule jak nigdy dotąd. Naciskają teraz na Tradelię, by przymknęła oko na współlokatorki ojca i wróciła do domu na stałe. Nie mogą zrozumieć, że nie wraca do męża, mimo, iż mija już czwarty dzień jak ojciec zaakceptował Missantę. Potrafią wyciągnąć oskarżycielsko palec i wołać: "Kłamiesz! Mówiłaś, że chodzi o Missantę, a tymczasem wciąż nie chcesz wrócić do ojca!"

Dzieci, które za nimi nie tęsknią, które je znienawidziły, nie tylko nie chcą powrotu matki, Missanty i reszty dzieci, zwłaszcza Magisterii, ale wręcz potrafią szantażować ojca, że jakby co, to odejdą z domu wraz z Lutrecją i zamieszkają u niej. Ojciec próbuje je jakoś udobruchać, by się nie wściekały, ale dzieci wiedzą swoje, a Moderytka wciąż straszy je, że powrót odszczepieńców zniszczy rodzinę. Wściekają się i na ojca, i na tę część swojego rodzeństwa, która spotyka się, za zgodą i aprobatą ojca, z Missantą.

Szczególną wściekłość wywołał w nich króciutki wywiad, którego Roman udzielił lokalnej gazetce. W wywiadzie tym, choć na siódmej stronie i małym drukiem, stało jak byk, że Tradelia wciąż jest żoną Romana, że nie było żadnego rozwodu, że Roman czeka, aż przejdą jej drobne babskie fochy i wróci do domu (czytając to Akukumiśka dostała spazmów). W tym celu umeblował już dla niej specjalny pokój z miłym jej sercu umeblowaniem. Powiedział, że nawet przyniósł ze strychu stary klęcznik Tradelii, odmalował go i ustawił w pokoju. Wejście do pokoju jest osobne, by Tradelia nie musiała mijać się z pozostałymi babkami. Kącik dla Missanty urządzony jest od dawna, tylko się wprowadzać. "Nie czekam na nic innego" - powiada - "jak na powrót mej niewiernej żony, by móc wielkodusznie jej wybaczyć".

Dzieci, które zostały przy matce, podzieliły się na dwie grupy. Jedne chciałyby zaufać ojcu, ale obecność współlokatorek mówi im, że jeszcze za wcześnie. Patrzą na Tradelię i czekają co ona zrobi. Zrobią to, co zadecyduje matka.

Inne, przez lata uczone, iż widok ojca z rozwydrzoną potworkowatą Nowusarcią i gromadą ladacznic mógłby je wykoleić, modlą się, by Tradelia nie dała się zwieść i nie wracała, przynajmniej dopóki ojciec nie odprawi komuny. Uważają one, że małżeństwo wcale nie wiąże się z koniecznością wspólnego zamieszkiwania. Wywiad na siódmej stronie wywołał u nich skręt kiszek ze śmiechu. Mówią - "Hola hola! rodzinny dom to nie wyznaczona na strychu klitka, a Missanta to nie wszystko, jeszcze jest Magisteria! No i te baby - won z domu, inaczej noga nasza tam nie postanie."

Swojej matce wysyłają ostrzegawcze sygnały. Tych braci, którzy zostali przy ojcu, traktują jak obcych, jak bękarty Moderytki. A za najgorszych zdrajców mają tych, którzy spotykają się z Missantą za aprobatą ojca. W głowie im się nie mieści jak można jadać przy jednym stole raz z Nowusarcią i ladacznicami, raz z Missantą.

Tradelia wie, że jeśli wróci teraz do męża, część jej dzieci odwróci się od niej, uzna ją za wyrodną matkę, za zdrajczynię, poczują się kompletnie porzucone i uciekną z domu, by zczeznąć na ulicy. Nigdy nie darowałyby matce, że przebywa pod jednym dachem z ladacznicami pod wodzą Moderytki. Tradelia widzi też, że niektóre z nich straciły kompletnie szacunek do ojcostwa, że są jak wpół-sieroty, które nie wyobrażają już sobie, by ten obcy dla nich mężczyzna miał teraz stać się ojcem i sprawować nad nimi prawowitą władzę. Czczą swoich zmarłych dziadów i pradziadów, czczą założyciela rodu, ale ojca - nie.

Jako mądra kobieta wie również, że powrót niesie za sobą ryzyko nie tylko rozproszenia dzieci, ale również utraty wszystkiego, co wypracowała dla nich przez te 20 lat.

Od czasu pierwszego telefonu Romana minęły prawie cztery dni. Drugiego dnia po telefonie Roman dał do lokalnej gazety wielkie ogłoszenie, że Missanta jest jego prawowitą córką, której nigdy nikt nie zakazał bywać w domu ojcowskim, i że jego drzwi zawsze są dla niej otwarte, bez względu na to, co powiedzą inne dzieci.

Wszystkie oczy skierowane są teraz na biedną Tradelię. Co ma zrobić, by ratować małżeństwo, a jednocześnie nie dopuścić do zgorszenia swoich dzieci? By ratować te, które już zgorszone są rozłąką? Poczekać jeszcze z tydzień-dwa? Roman jest zmienny, w każdej chwili może odwołać swoje przebaczenie i zamknąć wszelkie szanse na pojednanie w małżeństwie. W dodatku nie umie poradzić sobie z komuną bab, choć ma ich już wszystkich serdecznie dosyć. No i przecież odważył się zaryzykować, mimo iż też boi się o rozproszenie dzieci. To wszystko przemawia za powrotem.
Z drugiej jednak strony - obecność tych bab w domu... no i dzieci...

Co robić? Jak przekreślić te 20 lat, skoro ich skutki nabrzmiały jak nowotwór i nie wiadomo jak je usunąć? Może jeszcze pogadać z Romanem? W końcu to dopiero 3 dni...








a gdy wszyscy czekali na MP p. Szmulka popelnila kiedys cos takiego:

Agencja Interplanet, 12 grudnia 2249 r.

Doczekali się?

Jak podają zaufane i wiarygodne źródła, przewodniczący Kościoła Chrześcijańskiego Kevin IV przygotował już Motu Proprio reaktywujące ryt Piusa V. Ze względu jednak na protesty Kościołów innochrzescijańskich przewodniczący wciąż jeszcze zwleka z naciśnięciem klawisza enter.

Tradycjonaliści ze wszystkich stron świata zjechali dziś licznie do Watykanu (płd. UE, region Italia), by przed domem przewodniczącego demonstrować swoje poparcie dla projektu: ok. 500 poubieranych w staromodne stroje osób krążyło dziś wokół watykańskiego apartamentowca, w którym mieści się siedziba przewodniczącego KCh. Rytu Piusa V domagają się oni od prawie trzech stuleci, kiedy to św. Paweł VI wprowadził pierwszą edycję Novus Ordo, który dziś, w efekcie naturalnego rozwoju liturgii, przybrał powszechnie stosowaną formę EuchaVirt 2201.25/4.
W 2052 przewodniczący Pieronek I bullą Quick Prizmat zabronił po wsze czasy sprawowania Mszy w tym rycie.

Przypomijmy, że od samego początku reformy św. Pawła VI wzbudzały protest tradycjonalistów. Pierwsza schizma miała miejsce w 1988 r., kiedy to proboszcz parafii Ecole (płd. UE, region Galia), ks. Lasandre, publicznie podarł mszał (w tamtej epoce papierowy) z nowym rytem i samowolnie wyświęcił się czterokrotnie na biskupa. Ekskomunikowani 36 razy (ostatni raz w 2190 roku przez św. Carmen VIII, kiedy to dobrowolnie przyznali się, iż właśnie odmówili "miliard różańców" - jest to dawna heretycka modlitwa, zakazana i obłożona anatemą w 2046 r. przez Jana XXIII-bis), są żywym dowodem na ciągłość tradycji penalizowania nieposłuszeństwa w KCh.

Pod oknami przewodniczącego protestowali dziś również członkowie Związków Zawodowych KCh oraz członkinie Gwardii Szwajcarskiej. Przedstawicielka tych ostatnich, pani Milingo, wyraziła nam swoje rozgoryczenie: "To było do przewidzenia. Od początku twierdziliśmy, że w wyborach przewodniczącego KCh należy wykluczać katolików. W Siedzibie SA można obejrzeć dziś dokładnie do czego prowadzi prezesura w ich rękach. W Kurii mężczyznom zakazano malowania paznokci, a także stosowania makijażu. Pracowniczkom zaś oraz gwardzistkom zakazano pełnienia służby w toplesie, mimo, że temperatura w miesiącach letnich dochodzi do 40 stopni. Z zaufanych źródeł wiemy, że przewodniczący zamierza również likwidować koedukacyjne seminaria duchowne, co może zachwiać od lat ustabilizowaną proporcją małżeństw hetero, homo i multi seksualnych wśród duchownych. A teraz chce przywrócić ten straszny ryt, który jest obrazem całej ciemnej przeszłości KCh."

Przypomnijmy, że wybrany 2 lata temu na przewodniczącego KCh (dawniej: papieża) Kevin IV, jest pierwszym od ponad dwóch stuleci katolikiem, zakonnikiem Zgromadzenia Charyzmatycznego Ghostbusters. Jego poprzednik, św. Bruce XVI, mąż przewodniczącej KCh z okresu 2239-43 Sandry III, wielki świecki ekumenista zwany "miłosiernym", umożliwił to wycofując z programu conclave.exe blokadę oddawania głosu na kandydatów katolickich i likwidując system kluczy wyznaniowo-partykularnych oraz płci, czym umożliwił wszystkim wiernym KCh z całego świata głosowanie w "konklawe" według własnego uznania.

Dziś św. Bruce XVI (kanonizowany cztery lata temu z woli ludu santo subito) nie ukrywa rozczarowania postępowaniem swego następcy. "Przyznaję - oświadczył na wczorajszej konferencji prasowej - iż wycofanie blokady i systemu kluczy było błędem, choć poniekąd usprawiedliwionym 200-letnią rocznicą wprowadzenia dogmatu o omylności przewodniczącego KCh, która przypadała akurat w dniu wycofania blokady".
Św. Bruce XVI może mówić o dużej wyrozumiałości wiernych dla swojej błędnej decyzji - tylko dwa z jego 3.679 pomników zostały przez wiernych zburzone. Komisja Kanonizacyjna rozpatruje jednak dekanonizację poprzedniego przewodniczącego KCh.

Duchowni katoliccy z otoczenia Kevina IV twierdzą, że przewodniczący od dawna był zainteresowany reaktywacją rytu Piusa V. Aktualna prezeska Kongregacji d/s Liturgii, bpka Lenina Tiszner SJ, wieloletnia przyjaciółka, spowiedniczka i matka duchowna Kevina IV, twierdzi, iż ryt Piusa V został już poddany obróbce multimedialnej przez najznamienitszych virtuliturgistów, zatem po przywróceniu będzie można normalnie sprawować go w wirtualnej rzeczywistości. Zarzuty Kościołów innochrześcijańskich o rzekomej konieczności powrotu do budowy świątyń w celu sprawowania kultu są zatem nieuzasadnione.

25 grudnia, w samo święto Narodzenia Istoty Ludzkiej, spodziewane jest spotkanie Kevina IV z papieżką Kościoła Alternatywnego, Sinead O'Birek. Jeżeli między hierarchami dojdzie do porozumienia - tradycjonaliści doczekają się reaktywacji swojego rytu. Tymczasem jednak Kościół Alternatywny twierdzi, że będzie blokował projekt do roku 2251, kiedy to kończy się kadencja Kevina IV. Jeżeli Kevin IV pragnie zostać ogłoszonym świętym tak, jak jego poprzednik, będzie musiał wziąć pod uwagę opinię Kościoła Alternatywnego, do którego należy 75%-owa większość przedstawicieli w Komisji Kanonizacyjnej. Socjologowie i specjaliści od PR twierdzą jednak, że Kevin IV nie tylko nie ma szansy na tytuł świętego w czasie swojej kadencji, ale nawet w czasie swojego życia.

Księgarnie chrześcijańskie składają już zamówienia na program piusv.exe. Słusznie przeczuwają, że w przypadku reaktywacji rytu będzie to największe wydarzenie we współczesnej liturgii od czasu, kiedy to w 2201 r. pierwsza ateistyczna przewodnicząca KCh Lara II (adoptowana córka Brada IX, adwentysty i jego męża Klausa Meiera z Katolickiego Zakonu Miłosiernych Córek Nowszego Przymierza), wprowadziła pierwszy wirtualny ryt Mszy

Nie zauważyła pani wiadomości podanej przez wspomnianą agencję  dzień wczesniej.

 Podczas prac wykopaliskowych prowadzonych na terenie Vistulaland (dawniej Poland), w pobliżu miejscowości Oftenhides (dawniej Czestochova) odkryto fundamenty starożytnej templi - miejsca kultu - ku ktoremu przez wieki udawały się tzw. pilgrimagi zniesione na Soborze Amsterdamskim III w roku 2183 decyzją przewodniczącego Kościoła Chrześcijańskiego św Geya-Dialoga Mądrego.

Tak dobrze?
Zapisane
http://wiridiana.blogspot.com/
W wodospadach Twych kędziorów będę nurzać dłonie,
Szept namiętny zaplatając w pasma wokół skroni. Zacałuję blaski oczu zanim znów dzień wstanie.
Fidelis
Gość
« Odpowiedz #12 dnia: Lutego 12, 2009, 11:24:06 am »

Dobre! To ostatnie najlepsze! Powtórzę;

Nie zauważyła pani wiadomości podanej przez wspomnianą agencję  dzień wczesniej.

Podczas prac wykopaliskowych prowadzonych na terenie Vistulaland (dawniej Poland), w pobliżu miejscowości Oftenhides (dawniej Czestochova) odkryto fundamenty starożytnej templi - miejsca kultu - ku ktoremu przez wieki udawały się tzw. pilgrimagi zniesione na Soborze Amsterdamskim III w roku 2183 decyzją przewodniczącego Kościoła Chrześcijańskiego św Geya-Dialoga Mądrego.
Zapisane
Fidelis
Gość
« Odpowiedz #13 dnia: Lutego 12, 2009, 22:16:12 pm »

Dobre! To ostatnie najlepsze! Powtórzę;

To ostatnie to nie moja, to Pana :D

Czyżby?  :D,  No, co to znaczy dobra pamięć!  :) Trzeba walczyć o swoje, zwłaszcza w "literaturze". Merci, madame.
Zapisane
JRWF
aktywista
*****
Wiadomości: 1291


« Odpowiedz #14 dnia: Lutego 12, 2009, 22:24:49 pm »

Heh...
No to ja zaraz Pana Fidelisa z próżności uleczę!  ;)

Pierwszy fragment w tym wątku był pisany "składkowo" przez kilka osób. Pomysł i jakieś 80 procent zawartości oczywiście Pan Fidelis. Ale nie wszystko!  :)
Zapisane
Strony: [1] 2 3 ... 5 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Twórczość forumowiczów « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!