W dalszej konsekwencji, w kategoriach czysto materialnych rozpatruje się problem miejsca, w którym "przechowywany jest Pan Jezus", uważając za zniewagę religijną lub przynajmniej brak uszanowania odwrócenie się plecami do tabernakulum lub przesunięcie go na inne, nie centralne miejsce w kościele. W tym wszystkim zapomina się, że Eucharystia to misterium fidei, że obecność Chrystusa w niej nie może być rozpatrywana w oderwaniu od całego dzieła zbawczego jako obecność sama w sobie( pojmowana na sposób np. wszechobecności Boga), w oderwaniu od wewnętrznej obecności Chrystusa w nas przez wiarę, która jedynie otwiera przystęp do obecności sakramentalnej. Zapomina się, że stwierdzenie " Chrystus jest prawdziwie obecny w hostii" nie można wprost odwrócić w sensie "ta hostia jest Chrystusem". Zapomina się, że realna obecność Chrystusa w Eucharystii nie może być traktowana w izolacji od innych sposobów Jego obecności w Kościele, które są także prawdziwe i realne, i które warunkują właściwe rozumienie sensu i skuteczność zbawczą obecności w postaciach eucharystycznych.
Z tego zbitego, wydanego, leżącego w grobie ciała mamy inne ciało- ciało prostego, słabego w swoim wyrazie opłatka-chleba, o którym powiedział: "To jest Ciało moje za was wydane". W tej hostii Chrystus jest wydany na naszą łaskę i niełaskę. Możemy ją zbezcześcić, zniszczyć lub spożyć, ale to też oznacza zniszczenie. Jego wydanie jest w dalszym ciągu wydaniem ostatecznym, całkowitym. To właśnie o tym mówi nam znak Ciała Pańskiego, Eucharystii. Jak wielką moc, jak wielką siłę nosi w sobie ten znak!
W tych momentach sam Chrystus wchodzi do naszego zgromadzenia. Obecny jest w osobie kapłana, gdy czyta się Ewangelię, jest obecny podczas składanej ofiary eucharystycznej.
Chyba trzeba tu uwzględnić specyfikę językową x. Blachnickiego - raczej słowa nie odpowiadają ściśle ich znaczeniom. Poza tym czy to książka "duszpasterska" (gdzie mniej liczyłaby się ścisłość wyrażeń) czy rozprawa teologiczna? Większość z tych słów dałoby się, moim zdaniem, wytłumaczyć poprawnie
Wlasnie czytam Iota Unum. Fajnie autor pisze o tym, ze ortodoksyjnosci ksiazek nigdy nie sprawdzano pod katem - co autor mial na mysli, ale pod katem - jak to moga zrozumiec wierni. Ksiazka jest pewnym zamknietym przekazem. W dialogu to my sie mozemy dopytac o co chodzi autorowi. W ksiazce czytelnik sie nie dopyta, nie poszuka kontekstu, nie wglebi sie w zrozumienie specyficznego slownictwa autora itp. Jesli czytelnik nieopatrznie mogl cos zoruzmiec to taka ksiazke dawalo sie na indeks.
Jeśli mógł coś nieopacznie zrozumieć - toć przecież masę książek można opacznie zrozumieć - czy autor ma ponosić karę za to, że czytelnikowi nie chciało się czegoś tam sprawdzić? Poza tym jak coś jest niejasne, to Kongregacja może wezwać teologa do wyjaśnienia.
tjaaa...sratatata...Wlasnie czytam Iota Unum. Fajnie autor pisze o tym, ze ortodoksyjnosci ksiazek nigdy nie sprawdzano pod katem - co autor mial na mysli, ale pod katem - jak to moga zrozumiec wierni. Ksiazka jest pewnym zamknietym przekazem. W dialogu to my sie mozemy dopytac o co chodzi autorowi. W ksiazce czytelnik sie nie dopyta, nie poszuka kontekstu, nie wglebi sie w zrozumienie specyficznego slownictwa autora itp. Jesli czytelnik nieopatrznie mogl cos zoruzmiec to taka ksiazke dawalo sie na indeks.
Prawdziwe i realne - ale x. Blachnicki nie pisze, że obecność Chrystusa w kapłanie jest również substancjalna - tak, że nie ma kapłana, a jest Chrystus. Jasne, że obecność "Chrystusa w Eucharystii" (czyli Msza Święta) nie może być w oderwaniu od "innych sposobów Jego obecności w Kościele" - Chrystus działa przez nas, głosi przez nas, jako swoje narzędzia (wolne, ale narzędzia) Ewangelię itp.
tjaaa...sratatata...
No wlasnie w tym rzecz, ze autor Iota Unum twierdzi, ze zadaniem Kongregacji nie tyle jest sprawdzenie czy autor to juz heretyk, ale bardziej jaka sile rażenia ma jego ksiazka - czy moze powodowac u czytelnikow nieopatrzne rozumienie prawd wiary.
Hmmm. Mógłby Pan rozwinąć tę głembokom mysil?
Takie świadome wyrzucenie części z definicji bywało już przez Kościół potępiane - i to właśnie odnośnie substancjalnej obecności. :-/
Cytat: jp7 w Stycznia 14, 2010, 16:09:44 pmTakie świadome wyrzucenie części z definicji bywało już przez Kościół potępiane - i to właśnie odnośnie substancjalnej obecności. :-/Nie do końca rozumiem - zgoda, że podawanie niepełnej definicji jest złe - ale x. Blachnicki w tym tekście nie podaje właśnie żadnej definicji.
Poza tym, pan cabbage miał zastrzeżenia do tego, że te teksty - jeśli dobrze rozumiem - zrównuje obecność w postaciach eucharystycznych i m.in. w słowie Bożym. Napisałem, że na moje tak nie jest, bo nigdzie nie napisał o substancjalnej obecności Chrystusa Pana w słowie - czyli nie napisał tego, czego właśnie nie powinno tam być.
Pojęcie "realnej obecności" utożsamia się w dość ogólnym mniemaniu z pojęciem obecności materialnej, a zapomina się, że terminologia dogmatyczna operuje tu innym pojęciem obecności niż przyjęte w potocznym języku odnośnie do obecności materii w przestrzeni. Eucharystia w konsekwencji traktowana jest po prostu jako rzecz, która jest Panem Jezusem. Wyraża się to w takim np. sposobie mówienia: kapłan zamyka Pana Jezusa w tabernakulum, trzyma w ręku Pana Jezusa, Pan Jezus spadł mu na ziemię itp.
Kolejny kfiotek:CytujPojęcie "realnej obecności" utożsamia się w dość ogólnym mniemaniu z pojęciem obecności materialnej, a zapomina się, że terminologia dogmatyczna operuje tu innym pojęciem obecności niż przyjęte w potocznym języku odnośnie do obecności materii w przestrzeni. Eucharystia w konsekwencji traktowana jest po prostu jako rzecz, która jest Panem Jezusem. Wyraża się to w takim np. sposobie mówienia: kapłan zamyka Pana Jezusa w tabernakulum, trzyma w ręku Pana Jezusa, Pan Jezus spadł mu na ziemię itp. Czy to nie jest zaprzeczanie obecności substancjalnej?
No, chyba w Iota unum jest o tym, że oni ( modernistyczni teolodzy) pozamieniali zmianę substancji na zmianę celu, a to jest herezja.